poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Rahzel - ROZDZIAŁ 2 - Kołysanka

Uwaga! Przemoc i prymitywizm. Żadnych wartościowych treści :D


Wszedł główną bramą i przeszedł przez złomowisko. Jeden z mężczyzn, którzy właśnie ładowali jakiś złom do ciężarówki, chciał go zatrzymać, ale drugi, który musiał rozpoznać Rahzela, chwycił go za ramię i kazał się uspokoić. Inaczej, to mogłoby się bardzo źle skończyć. Rahzel obojętnym wzrokiem patrzył na wraki samochodów stojące w równych rzędach. Niektóre rozpoznawał. Stały tu od lat. Nie wszedł do głównego hangaru, skąd dochodziło do jego uszu stukanie i podniesione męskie głosy. Tak strasznie bolała go głowa. Nieprzerwanie od kilku dni. Wciąż pulsowała w wolnym, paraliżującym tempie. Przed oczami miał mroczki. Spojrzał nienawistnie w stronę hangaru, gdy ktoś zaczął coś szlifować. Pisk rozsadzał mu czaszkę.

Drugi, bardziej niepozorny hangar stał z tyłu. Przywodził na myśl dziecko kryjące się za matką. To był bardzo niegrzeczny bachor, bo w środku mężczyźni w spoconych, brudnych koszulkach zajmowali się głównie zmianą numerów nadwozi i silników oraz zmienianiem kolorów karoserii kradzionych aut, które później trafiały do komisów w całej Ameryce.
– Rahzel. – Starszy mężczyzna rozpoznał go od razu, gdy tylko Mulat przedarł się przez zasłonę z plastikowych pasów, zmuszony przy tym do pochylenia głowy. Framuga była dla niego za niska. – Nie spodziewałem się. Nikt się nie spodziewał.
– Jest?
– Na dole.
Rahzel bez słowa przeszedł przez halę. Mechanicy obserwowali go w ciszy. W oczach starszych, którzy pracowali tu już kilka lat, widać było respekt i zdziwienie. W oczach młodszych strach i ciekawość. Zszedł betonowymi schodami do piwnicy. Na dole panowała przynajmniej o kilka stopni niższa temperatura niż na zewnątrz budynku. Czuł się tu lepiej.
Większość stalowych drzwi była zamknięta za pomocą kłódek i łańcuchów. Niskie, wąskie korytarze były obserwowane przez przemysłowe kamery zamontowane pod sufitami. Rahzel patrzył prosto w ich obiektywy, mijając kolejne. Z najdalszego pomieszczenie, do którego drzwi były otwarte, dochodziła elektroniczna muzyka. Dudnienie rozchodziło się echem po piwnicy. Rahzel wszedł do środka, wyciągnął zza paska spodni broń i strzelił wprost stojący na trójnogu głośnik. Huk wystrzału i wysoki pisk zdychającej elektroniki przeszyły jego krew, kości i nerwy, ale wreszcie wszystko ucichło. Wreszcie było cicho.
– Rahzel.
Jego imię padło z ust Afroamerykanina w średnim wieku, który siedział za metalowym, odrapanym biurkiem. Na stalowym blacie swoje pośladki odparzała zaś młoda kobieta w różowej peruce na głowie, z równo przystrzyżoną grzywką tuż nad mocno umalowanymi oczami. W przeciwieństwie do mężczyzny wydawała się przerażona, ale jednak nie wydała z siebie żadnego dźwięku.
– Nie sądziłem, że jeszcze się pojawisz. Słyszałem, że siedziałeś. Wyszedłeś na wolność i przyciągnęło cię do starych gratów? Ja zawsze przyjmę cię z otwartymi ramionami. Czegoś potrzebujesz? – spytał mężczyzna. Sytuacja sprzed chwili nie wydawała się poruszyć go w żadnym stopniu.
Rahzel usiadł pod ścianą, na zdezelowanej, podartej kanapie. Poruszył bezgłośnie ustami, szukając odpowiedzi. Nie znalazł jej. Wymienił więc to, co dobrze znał.
– Wódki, trawy i tej dziwki – powiedział, wskazując na dziewczynę.
Ta, jak na polecenie, zeskoczyła z biurka. Jej dżinsowe szorty nie zasłaniały nawet połowy bardzo wydatnych pośladków, które teraz były zaczerwienione od siedzenia na metalu. Nie była dziwką, ale rzadko któryś z tych mężczyzn zapamiętywał jej imię. Rzadko nawet o nie pytali. Przeszła po odłamkach plastikowej obudowy głośnika, miażdżąc je podeszwami różowych trampek. Sznurki jej stringów, które wystawały z szortów, miały taki sam kolor. Bluzka na ramiączkach był żółta. Opinała sztuczny biust i wypływający zza paska zbyt obcisłych spodenek brzuch. Była puszysta, tutaj takie lubili najbardziej.
Spojrzała na mężczyznę siedzącego na kanapie z szeroko rozłożonymi nogami. Chyba nigdy nie widziała większego skurwiela. Miał podłużną, różową bliznę na szyi. Jeśli on żył, to co stało się z tym drugim? Patrzył na nią żółtozielonymi oczami z pogardą. Były takie, którym się to nie podobało, ale ona to lubiła. Usiadła w rozkroku na jego masywnym udzie. Chciała dotknąć jego ciała, tych mięśni, ale zamiast tego rozpięła jego pasek, a potem spodnie. Z bielizny wydobyła na wierzch jego penisa. Zupełnie niepobudzonego, ale i tak robiącego wrażenie. Był wielki, szeroki i żylasty. Proporcjonalny do wzrostu mężczyzny i jego dłoni. Jedna z nich przesunęła się po jej udzie, a szorstkie palce zanurkowały pod materiał spodenek, a potem mokrej bielizny. Uniosła się lekko, by dosięgły jej szparki.
– Tak… – zajęczała sztucznie.
– Zamknij się – warknął nagle poirytowany mężczyzna. – Nic nie mów.
Ściskał jej miękkie udo, gdy go masturbowała. Gdyby penis był we wzwodzie, pewnie nie objęła by go jedną ze swoich drobnych dłoni. Nie zapowiadało się jednak na to, bo mężczyzna w ogóle nie był pobudzony. Może jej dłonie to było za mało. Dziewczyna ściągnęła przez głowę bluzkę, odsłaniając swoje duże, nienaturalnie sterczące piersi, po czym zsunęła się na kolana pomiędzy nogi mężczyzny. Wyciągnęła z ust gumę do żucia i włożyła sobie na chwilę dwa palce, dociskając je do języka. Chyba poszłoby łatwiej, gdyby wyłamała sobie szczękę. Nim objęła członek lepkimi od pomadki ustami, rozpięła sobie spodnie i lekko je zsunęła na uda, by sięgnąć dłonią do swojej łechtaczki.
Drugi z mężczyzn, wciąż siedzący za biurkiem, schylił się by z półki wyjąć w połowie opróżnioną butelkę wódki i dwie szklanki. Nalał do każdej z nich trunku do połowy wysokości i wstał zza biurka. Podszedł do kanapy, stając za dziewczyną. Poruszała już miarowo głową. Wydawała przy tym nieprzyjemne, gardłowe dźwięki. Dławiła się tym fiutem, a i tak nie przynosiło to zbyt znaczących efektów.
– Słyszałem, że niektórzy faceci po wyjściu z pierdla mają problemy z przestawieniem się z powrotem na kobiety. – Zachichotał mężczyzna. – Zawołać któregoś chłopców z góry?
Rahzel spojrzał na niego z taką furią, że mężczyzna w momencie stracił rezon. Nawet on czasami się go bał, mimo że jego ludzie uznawali go za nieznającego takiego uczucia. Żałował, że zostawił swoją broń na biurku. Jednak Mulat jedynie wyrwał mu szklankę z dłoni, wypił od razu całość i przycisnął mocniej głowę dziewczyny do swojego krocza. Kobieta bezwładnie przejechała dłońmi po jego nogach. Odrzucił ją od siebie, niespodziewanie dochodząc na jej twarz i piersi. Ze złości, nie z podniecenia. Kobieta odkaszlnęła i załzawionymi oczami spojrzała niego wrogo. Nie powiedziała jednak nic, tylko sięgnęła po swoją bluzkę.
– Zamów coś do żarcia – powiedział do niej właściciel przybytku, gdy wychodziła.
Wypił zawartość swojej szklanki, a potem wrócił do biurka po całą butelkę. Usiadł na kanapie obok Rahzela, który zdążył już zapiąć spodnie. Gangster był łysy, jego czaszka błyszczała w świetle nagiej żarówki zwisającej z sufitu, ale na twarzy nosił równo przystrzyżony zarost. Jego skóra była ciemniejsza od karnacji jego niespodziewanego gościa, kontury licznych tatuaży niemal się z nią zlewały.
– Masz. – Podał mu całą butelkę wódki. – Widzę, że ci się przyda. Co jest?
Rahzel spojrzał na niego z ukosa i napił się wprost z butelki. Stróżka alkoholu spłynęła mu po podbródku.
– Nie wiem.
Ze szpitala wyszedł na własne żądanie po trzech dniach tam spędzonych. Nie podpisywał żadnych papierków, które chcieli mu wcisnąć, po prostu wydarł ze swojego ciała wszystko, co w nie wciśnięto, wszystkie rurki i kable, ubrał się i wyszedł. Pamiętał, dlaczego się tam znalazł. Pamiętał więzienie. I to jak pięć lat temu wysiadał z samolotu w Rio de Janeiro, by odnaleźć pewnego człowieka i go zabić na polecenie mężczyzny, który siedział teraz obok niego. Wszystko inne było czymś, czemu nie mógł nadać logicznego sensu. Wszystko znajdowało się za mgłą bólu, który nie ustępował. Wciąż i wciąż tylko dudniło mu w głowie jego imię, Rahzel, wypowiedziane tym żałosnym, błagającym głosem. O co on go błagał? Nie miał pojęcia.
– Może ci to minie samo? – zasugerował gangster, gdy w bardzo zdawkowych słowach Mulat wyjaśnił, po co tu przyszedł. – Może musisz przeczekać?
– Jack Hetfield. To jego miałem zabić. Zrobiłem to?
– Wtedy tego nie wiedziałem. Wróciłeś i powiedziałeś, że odchodzisz. Oczywiście nie podałeś powodu. Zgodziłem się, ale twoje odejście łączyło się z tym, że przestałem cię chronić. Od czasu, gdy zacząłeś dla mnie pracować, twoje kartoteki były czyste. Jednak gdy tylko opuściłeś nasze szeregi, psy zaczęły czegoś na ciebie szukać. Dokopali się do jakiegoś starego pobicia, czy zawłaszczenia mienia, jak byłeś jeszcze nastolatkiem, i dostałeś trzy lata. Nasze drogi się rozeszły.
Rahzel słuchał tego wszystkiego z taką samą, kamienną miną. Tak, to układało się w całość. Nie rozumiał tylko, dlaczego miały opuścić jedyną rodzinę, jaką posiadał. Dla kogo?
Uśmiechnął się krzywo. Nie, to niemożliwe.
– Czy on żyje? Zabiłem go? – powtórzył pytanie, jakby właśnie to było najważniejsze.
– Wtedy tego nie wiedziałem. Jednak jakiś czas temu moi ludzie go namierzyli. Wciąż żywy.
Rahzel zacisnął szczęki. Tak mocno, że policzki mu się odkształcały. Wypuścił głośno powietrze przez nos. Dlaczego miałby nie wykonać zadania. Przez kogo? Bezsensu. Wszystko było bezsensu.
– Polecę do Rio de Janeiro.
– Co? To było pięć lat temu.
– I twój brat odżył przez ten czas? – zakpił Rahzel. – Czy może już o nim zapomniałeś? Twój żal był fałszywy? I twoja chęć zemsty?
Nie zareagował, gdy został uderzony z pięści w szczękę.
– Uważaj, do kogo mówisz – ostrzegł go mężczyzna.
Gangster wstał i podszedł do biurka. Z dolnej półki wyciągnął niegdyś białą, teraz poszarzałą już teczkę i ubrudzoną w kilku miejscach smarem. Otworzył ją i wyciągnął zdjęcie młodszego brata. Dzieciak był idiotą, który postanowił zostać w Brazylii, w slumsach. Był idiotą, ale kochał go, łączyła ich przecież krew, chociaż nie było tego widać na pierwszy rzut oka. Falco prze zielone oczy i dredy był bardziej podobny do Rahzela. Wyatt popatrzył jeszcze raz na zdjęcie, a potem na siedzącego nieruchomo Rahzela. Obaj wyglądali teraz na martwych.
Podszedł i rzucił mu teczkę na kolana.
– Masz, zabaw się – powiedział. – Hetfield jest gdzieś w USA. Przez jakiś czas utrzymywał kontakt z gangiem z południa. Z Indiańcami Ahigi, ale potem zniknął, chyba skapnął się, że go obserwujemy. Nie wiem, gdzie teraz jest.
Rahzel wyciągnął jedną z kartek i spojrzał na zdjęcie przystojnego, białego blondyna o zielonych oczach. Jack Hetfield. Pamiętał go. Wreszcie czuł z czymś więź. Wreszcie mógł się czegoś chwycić i stanąć na stabilnym gruncie.
– Znajdę go i zabiję.
Jego były szef, Wyatt, pokiwał głową na zgodę.
– Dostaniesz wszystko, co ci potrzebne. Znów jesteś w rodzinie. Nie, zawsze w niej byłeś. Wiedziałem, że wrócisz.
***
Stracił z życia jedynie trzy dni, tyle był w śpiączce, a czuł, jakby znalazł się w zupełnie nowej rzeczywistości, jak po wybuchu bomby atomowej. Pięć lat temu polecono mu odnaleźć w Brazylii człowieka i go zabić. Wyatt, dla niego jak ojciec, choć nie łączyły ich więzy krwi, jedynie prosił, a dla Rahzela był to więcej niż rozkaz. Z jakiego powodu miałby więc wrócić tak zhańbiony? Tylko śmierć mogłaby go powstrzymać przed wykonaniem rozkazu. A on wciąż żył, wrócił zhańbiony. Dlaczego?
Teraz stał w salonie swojego domu, który odziedziczył po matce. Rzadko w nim bywał, sypiał w innych miejscach. Opuszczone miejsce szybko przestało przypominać dom, ograbione i pozbawione opieki. Teraz zaś stał w wyremontowanym pokoju, w którym czuł się jak obcy. Na kanapie siedział mężczyzna głaszczący czarne, błyszczące futro psa, który wiernie leżał koło niego. Powoli odwrócił twarz, by spojrzeć na niego błękitnymi oczami. Już nie płakał, już go nie błagał na kolanach. Nie obiecywał, że niedługo wszystko będzie jak dawniej, bo sam przestał w to wierzyć.
– Rahzel, witaj w domu.
Nie poruszył się. Czuł się jak zwierzę zapędzone w kozi róg przez myśliwych. Znał tylko jedną drogę ucieczki. Tego nauczyła go ulica. Najlepszą obroną jest atak. Doskoczył do mężczyzny i chwycił go za koszulę, zmuszając do wstania. Przeszedł kilka kroków, mocując się z nim, ale był znacznie większy i znacznie silniejszy. Uderzył jego plecami o ścianę. Przycisnął przedramieniem gardło, unieruchamiając w nieprzyjemnej pozycji z uniesionym podbródkiem. Teraz wreszcie nie mógł mówić. Wciąż i wciąż powtarzać jego imienia.
Patrzył na jego bladą, poranioną twarz. Chciał go skrzywdzić, bo budził w nim uczucia, których nawet nie umiał nazwać. Nie potrzebował ich. Wiedział, że to nie ciosy zabolą najbardziej.
– Powiedz, ja ci to zrobiłem? – spytał, przyduszając go mocniej, a drugą dłonią dotykając siniaka na twarzy. – Może byłeś moim cwelem w pierdlu? Rżnąłem cię? I co, coś sobie wyobraziłeś? Ubzdurałeś?
Wiedział, że to nieprawda.
– Może, że cię kocham? – zakpił ohydnie. – Czyżbyś pomyślał może, że wsadzanie chuja w twoją rozjechaną dupę, to wyznanie miłości? Jak tak, to na pożegnanie mogę ci zrobić łaskę i „ukochać cię” jeszcze raz.
Żaden mięsień na jego twarzy nawet nie drgnął, gdy poczuł ostrze dociskane do swojego brzucha. Żyła na szyi, dobrze widoczna pod skórą, pulsowała w tym samym tempie. Był tylko zły na siebie, że zlekceważył tego człowieka. Poluzował uścisk, ale nie zamierzał całkiem się odsuwać. Wolałby już poczuć nóż wbijający mu się w brzuch, niż się poddać.
– Zupełnie, jakbym miał deja vu – powiedział Andre, gdy uścisk na jego szyi stracił trochę na sile. Spojrzał w górę, na napiętą twarz mężczyzny. Ten, jeszcze nie pozwalając swojej furii się uwolnić, zaciskał z całej siły szczęki. – Dużo czasu poświęciłem na wytresowanie cię, a teraz wszystko poszło na marne. I znów wróciliśmy do tego samego, co? Reagujesz agresją, gdy tylko poczujesz się otoczony, bo nie umiesz inaczej. Jesteś taki prymitywny.
Rahzel poczuł, jak czubek ostrza powoli przesuwa się w górę jego ciała, zapewne zostawiając krwawą ścieżkę. Na spierzchnięte usta mężczyzny przyciśniętego przez niego do ściany wpełzł uśmiech.
– Ale nie martw się – kontynuował Andre, docierając ostrzem aż do jego sutka. – Ja też jestem prymitywny. W końcu wszyscy jesteśmy tylko zwierzętami, co nie? – rzucił rozgoryczony.
Odrzucił nóż na bok, ten upadł z brzdękiem na parkiet kilka metrów od nich. Spojrzał w górę, wprost w żółtozielone oczy Rahzela. Dłonią chwycił go za krocze. Tak. Rahzel był jak zwierzę. Wystarczał mu impuls.
– Nie wiesz, co dalej? – zakpił. Odsunął dłoń i docisnął kolano do krocza Mulata. – Wiem, że nie jesteś zbyt bystry, ale to akurat jest proste. Wyciągasz i wsadzasz w dziurę, która akurat ci się podoba.
– Może żadna mi się nie podoba? Może wszystkie mnie brzydzą? Na pewno ta twoja paskudna gęba. Pokaż mi drugą.
Andre poczuł się znów jak w parnej, gorącej Brazylii. Jak w tej ciasnej, śmierdzącej budzie. Oficjalnie na mapach Rio de Janeiro fawele, czyli dzielnice nędzy, nie istniały. Slumsy budowano na porośniętych dżunglą wzgórzach. Fawele zbudowane były z tysięcy podobnych, krzywych bud pokrytych kolorowymi graffiti. Powstawały jedne na drugich, wodę do nich ciągnięto rurami z leśnych źródeł, a prąd nielegalnymi złączami, poplątanymi sznurami niekończących się kabli, pobierano z miejskiej sieci. W codziennych strzelaninach, wojnach między gangami, ginęły zupełnie przypadkowe osoby. Policja zapuszczała się tu tylko po to, aby pobrać haracz za ochronę lokalu lub kolejną łapówkę od mafii. Kwitł tu handel narkotykami, egzotycznymi zwierzętami, ludźmi oraz prostytucja. Tam się spotkali. Oswajał go jak dzikiego tygrysa. Tylko na tyle, by chował pazury, kiedy był z nim. Wszyscy inni mogli zostać przez niego pożarci.
Ściągnął podkoszulek przez głowę. Potem spodnie i bieliznę. Stał teraz przed nim zupełnie nagi. Na lewym boku miał wytatuowany ornament z egzotycznych kwiatów. Rahzel prześlizgnął się po nim wzrokiem. Był pięknie wykonany, ale z jakiegoś powodu wzbudzał w nim odrazę i gniew.
– Hm? Kiedyś powiedziałeś, że najchętniej byś mi go wypalił. – Andre zaczął powoli sunąć palcami po swoim boku. Robił, powolne spiralne ruchy wzdłuż wijących się gałązek. Skóra w tych miejscach była bardziej szorstka, ale też bardziej czuła. – Nienawidziłeś tego, kto mi go zrobił. Ja go kochałem.
Rahzel parsknął śmiechem.
– Zabiłem go? – spytał.
– Nie dałbyś mu rady. Nikt by nie dał.
Andre wyciągnął dłoń i rozpiął spodnie Rahzela. Wyciągnął jego penisa. Objął go dłonią i przesunął powoli od nasady aż do żołędzia, paznokciem kciuka zahaczając o napletek i lekko go zsuwając.
– Tylko to miałeś większe od niego – powiedział. – I ego. Ach, chciałeś zobaczyć drugą dziurę, Proszę.
Odwrócił się i oparł czołem o ścianę. Chwycił się za jeden z pośladków, aby go odchylić.
– Podoba ci się?
– Jest ohydna. – Usłyszał, ale raz poczuł, jak do jego nagich pleców przylega drugie, znacznie większe ciało.
Czuł zimną, metalową klamrę paska na swoim pośladku i dredy łaskoczące skórę na jego plecach. Te wydawały się gorące. Przesuwały się po jego skórze, wyznaczając na niej parzące ścieżki. Przeszły go dreszcze, gdy penis najpierw musnął jeden z jego pośladków, a potem wsunął się między nie. Zacisnął je, aby poczuć, jaki jest szeroki. Paliła go skóra, jakby ją sobie odparzył. Sztywny penis naparł na jego zwieracz. Pierścień mięśni rozluźnił się, jakby chciał go przyjąć, ale to było teraz niemożliwe. Penis nieustępliwie sunął dalej, aż główka nie dotknęła jego moszny.
Andre zsunął się powoli na kolana, dłońmi przejeżdżając po chropowatej powierzchni ściany. Skulił się, dotykając czołem podłogi, dłonie zaplótł na głowie. Chciał go poczuć, potrzebował go, a jednocześnie chciało mu się płakać.
Rahzel wyraźnie starał się go nie dotykać, ale dredy Rahzela opadły na jego plecy. Były ciężkie tak jak penis, który przez chwilę leżał na jego pośladkach, by zaraz wsunąć się do jego rowka. Teraz był jeszcze gorętszy i mokry. Główka naparła na jego zwieracz kilka razy, ale nie mogła się przedrzeć. Wreszcie poczuł, jak dwa kciuki rozwierają jego pośladki, by wyeksponować go w pełni. Wypiął się bardziej.
– Pamiętasz nasz pierwszy raz? – spytał. Wiedział, że nie otrzyma odpowiedzi, mówił do siebie. – Jak zwykle nie mogłem spać, tabletki już nie pomagały. Powiedziałeś, że ty mnie uśpisz. Pamiętasz? Tak, po wszystkim byłem tak zmęczony, że spałem jak dziecko. Pierwszy raz od czterech lat przespałem całą noc. Potem albo usypiałeś mnie tym fiutem albo nuciłeś kołysankę. Pamiętasz?
– Nie znam żadnych kołysanek.
Wreszcie członek zaczął wsuwać się w niego, przedzierał się powoli, ale nieustępliwie, rozpierając jego wnętrze. Dłonie Andre zsunęły się na jego kark. Wbił paznokcie w skórę i przekręcił głowę, kładąc się policzkiem na podłodze.
– O kurwa… – stęknął.
Łzy napłynęły mu od szeroko otwartych oczu, z bólu i przyjemności. Nie mrugał, bo czuł, że jeśli poruszy czymkolwiek, nawet powiekami, to pęknie na pół. Kochał tego fiuta. Przynajmniej on mu został. Czuł niemal, jak skręcają mu się wnętrzności, gdy Rahzel zaczął się w nim poruszać. Wreszcie nie było żadnych myśli. Wszystko w głowie zaczęło mu się mieszać, w końcu przyjmując bezkształtną formę, jedynie pulsującą zgodnie z tempem mocnych pchnięć bioder.
Nie czuł jego dłoni na sobie, ani jego ust. Tylko długie place w końcu zacisnęły się na jego przepoconych teraz włosach. Wsunął rękę pod siebie, ale nie było to potrzebne. Krzyknął, gdy orgazm rozszedł się falą po całym jego ciele. Był przygnieciony tym, jak ten penis dociskał jego prostatę i tym, ile na niego czekał niczym najwierniejsza suka. Brakowało mu tylko tego wytęsknionego ciężaru na swoich plecach i obłapujących go dłoni. Słów.
– Dobranoc. – Usłyszał chwilę po tym, gdy poczuł, jak gorąca sperma rozlewa się w jego wnętrzu.
Nie, dzisiaj nie zaśnie. Znowu. Przekręcił się na plecy ostatkiem sił i został już tak, zupełnie bezwładny. W pokoju był już tylko on. Znowu był sam. Może tak po prostu miało być? Może szczęście nie było mu pisane? Sięgnął dłonią do kolorowego tatuażu kwiatów, które wiły się wzdłuż jego boku. Od bioder, przez żebra, aż do barku.

5 komentarzy:

  1. Och, a więc Brazylia? I w dodatku Jack...hmmm no może być serio ciekawie i widzę że ta relacja głównych bohaterów chyba była zawsze mocno skomplikowana a teraz komplikuje się jeszcze bardziej. Ciekawa jestem co będzie dalej i o co dokładnie chodzi z tym tatuażem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No na pewno nie będzie takie LOVE-LOVE and happy end :) Myślę o czymś w typie pisanej wersji "filmu drogi" z retrospekcjami z brazylijskich faweli. Historia tatuażu i ogólnie przeszłość Andre może być dużym zaskoczeniem. Dzięki za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Skoro Andre oswoił już raz Rahzela, to po prostu musi to zrobić teraz ponownie. Ale widzę, że łatwo nie będzie... A do tego szykuje się chyba jakaś większą akcja z tym odszukaniem i zabiciem Jacka. Ciekawe co to za gość, czy Andre ma z nim coś wspólnego? Tatuaż też jest intrygujący :) Seks widzę na ostro - podobało mi się :) choć mogliby się po tym poprzytulać 😁 Andre, nie załamuj się, tylko działaj - udało się raz - uda się i drugi 😉 Dzięki wielkie i pozdrawiam 💙

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, Jack Hetfield to główny bohater "Texas Brothers", ale to nie ma wielkiego znaczenia. Jego historia nie jest tu ważna. Liczy się to, że zabił kogoś w USA i ze swoim kochankiem (Joshem) uciekł do Brazylii, gdzie dołączył do mafii. Tam robił złe rzeczy, w tym m.in. zastrzelił wspomnianego w tekście Falco. Potem wrócił do USA i gdzieś się ukrywa. Ogólnie, to zły gościu, który potrafi pociągnąć za spust :).
    Nom, przytulania na razie nie będzie. Andre musi ponownie oswoić Rahzela jak treser dzikie zwierzę ;)
    Jak zwykle dzięki za komentarz i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miała być odpowiedź do komentarza Kasi, ale blogspot jakoś mnie nie posłuchał :)

      Usuń