Shane
spojrzał na swoje odbicie w łazienkowym lustrze. Westchnął. Nie
był przekonany, czy chce to zrobić, ale pewnie nie będzie miał
więcej szans. Zaczesał dłonią falowane, sięgające ramion włosy
do tyłu i podrapał się po zarośniętym policzku. Był dorosłym
człowiekiem, lekarzem, ale naprawdę się bał. Tego, że wszystko
się posypie lub tego, że to się naprawdę wydarzy. Wszystkiego.
Nie miał pojęcia, dlaczego Martin to zaproponował. Nie wierzył,
że mówi prawdę. A jeśli nawet, że w niej wytrwa. Że jutro nie
zaprzeczy i nie wróci do bycia doskonałym panem Stormare w
doskonałym garniturze, z doskonałą żoną, doskonałym domem. Z
doskonałą rodziną jak z pierdolonej pocztówki.