asza
stroszył swojego irokeza, stojąc przed pionowym lustrem w
przedpokoju. Skrócił go wczoraj niemal o połowę i pofarbował na
czarno. Wyciągnął także kolczyki z brwi, zostawiając tylko trzy
okrągłe w dolnej wardze. Gdy jego irokez stał już na baczność,
w przeciwieństwie do niego samego, przyglądnął się swojej
postaci w lustrze. Lekkie zgarbienie nie rzucało się tak bardzo
w oczy, w porównaniu do cieni pod oczami. Był pewien, że mu
zejdą, gdy na dobre rzuci ćpanie, ale tak się nie stało. Jak
przez mgłę skojarzył, że w dzieciństwie miał przecież
niedoczynność tarczycy, na którą się nawet leczył. Niewiele w
ogóle pamiętał z tamtego okresu, gdy był buntującym się
szczylem, który stawiał swojego irokeza za pomocą wody z cukrem.
Później nadszedł okres, gdy często nie miał cukru, a nawet wody.
Gdyby nie Santa, pewnie zdechłby w jakieś norze, dławiąc się
własnymi wymiocinami. Tak, rockman go uratował, przywrócił
mu jakąś część godności, ale jednocześnie odebrał inną.
Sasza na odchodnym zerknął jeszcze raz w lustro, na wychudzoną
postać o nudnych, szarych i dość wyłupiastych oczach. Skarcił
się za to w duchu. Przecież on nigdy nie był
przystojny i to, że przestał brać, nie odmieni go w jakiś cudowny
sposób. Odrzucił grzebyk oraz krem stylizujący do włosów na
stolik i udał się do kuchni. Tam, na blacie leżała już
przygotowana kamera. Santa uznał, że zoom w komórce Saszy może
być jednak za mały. Właśnie dzisiaj nadszedł dzień, w którym
mieli zrealizować jego szatański plan. Dość szybko namierzyli
najstarszego syna Benjamina Hetfielda, Jacka, który był teraz
menadżerem jednego z salonów samochodowych należących do jego
rodziny. Santa zadzwonił do niego i powiedział, że chciałby
sprzedać swojego deVille, ale zależy mu na zachowaniu dyskrecji.
środa, 31 sierpnia 2016
środa, 17 sierpnia 2016
środa, 10 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 2 - Pan elektryk i mały pożar
iam
nie mógł zasnąć. Nie dość, że po raz któryś w ciągu roku
wylądował w szpitalu, to jeszcze wredna salowa odmówiła mu
dodatkowej poduszki. Wiedział, że to niezdrowo spać z wysoką
ułożoną głową, ale inaczej nie umiał. Pilota do łóżka też
nie dostał. Teraz więc mógł tylko przekręcać się z boku na
bok. Szpitala nawet w nocy nie spowijały całkowite ciemności,
gdy przekręcał się na prawą stronę, mógł dojrzeć w
słabej poświacie swojego sąsiada. A tego nie chciał, więc
uparcie ignorował ścierpniętą lewą rękę i wgapiał się w
żaluzje na całkowicie oszklonej wewnętrznej ścianie sali.
Masowanie ręki tylko rozsyłało ciarki po reszcie ciała,
więc w końcu musiał się obrócić. Drugi pacjent także
nie spał. Leżał płasko na plecach i miał otwarte oczy.
Jego białka wydawały się wręcz świecić na tle ciemnej
skóry. Liam nie lubił murzynów. Gdy miał dwanaście lat,
zaprzyjaźnił się z pewną mulatką. Chodzili razem nad rzekę. Gdy
ojciec się o tym dowiedział, za kark zaprowadził go do samochodu i
wywiózł do dzielnicy biedoty. Chwycił jego twarz w szorstką dłoń
i skierował na jednego z mężczyzn. Był wielki i czarny,
naprawdę czarny jak smoła. Białka jego wyłupiastych oczu były
żółte i przekrwione, nos płaski, a zęby wielkie aż wypychające
usta.
środa, 3 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 1 – Młody dziedzic i jego miłość do Cadillaców
ack,
najstarszy syn właściciela największej sieci salonów
samochodowych na południe od Kansas, przejechał pomiędzy
rzędami Cadillaców, wzburzając przy tym tumany pyłu. Zatrzymał
swojego Vipera, którego najchętniej wymieniłby na jakieś BMW
klasy S, na betonowym podjeździe przed rodzinną willą i dał sobie
jeszcze czas na głęboki oddech. W końcu, z ociąganiem wykaraskał
się z, jak to mawiał ojciec, dumy współczesnej amerykańskiej
motoryzacji i pomasował się po karku. Był zbyt wysoki na to,
aby trzygodzinna podróż w tym szpanerskim wozie nie dała mu się
we znaki. Poprawił jeszcze nisko upięty blond kucyk i nacisnął
klamkę drzwi wejściowych do piętrowej willi z dwóch rodzajów
czerwonej cegły. Przywitał go uśmiech jego macochy, córki
japońskich imigrantów, która krzątała się po kuchni. Miała
stamtąd dobry widok na salon, do którego bezpośrednio
prowadziły frontowe drzwi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)