środa, 31 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 4 - Były punkowiec i jego odbicie

asza stroszył swojego irokeza, stojąc przed pionowym lustrem w przedpokoju. Skrócił go wczoraj niemal o połowę i pofarbował na czarno. Wyciągnął także kolczyki z brwi, zostawiając tylko trzy okrągłe w dolnej wardze. Gdy jego irokez stał już na baczność, w przeciwieństwie do niego samego, przyglądnął się swojej postaci w lustrze. Lekkie zgarbienie nie rzucało się tak bardzo w oczy, w porównaniu do cieni pod oczami. Był pewien, że mu zejdą, gdy na dobre rzuci ćpanie, ale tak się nie stało. Jak przez mgłę skojarzył, że w dzieciństwie miał przecież niedoczynność tarczycy, na którą się nawet leczył. Niewiele w ogóle pamiętał z tamtego okresu, gdy był buntującym się szczylem, który stawiał swojego irokeza za pomocą wody z cukrem. Później nadszedł okres, gdy często nie miał cukru, a nawet wody. Gdyby nie Santa, pewnie zdechłby w jakieś norze, dławiąc się własnymi wymiocinami. Tak, rockman go uratował, przywrócił mu jakąś część godności, ale jednocześnie odebrał inną. Sasza na odchodnym zerknął jeszcze raz w lustro, na wychudzoną postać o nudnych, szarych i dość wyłupiastych oczach. Skarcił się za to w duchu. Przecież on nigdy nie był przystojny i to, że przestał brać, nie odmieni go w jakiś cudowny sposób. Odrzucił grzebyk oraz krem stylizujący do włosów na stolik i udał się do kuchni. Tam, na blacie leżała już przygotowana kamera. Santa uznał, że zoom w komórce Saszy może być jednak za mały. Właśnie dzisiaj nadszedł dzień, w którym mieli zrealizować jego szatański plan. Dość szybko namierzyli najstarszego syna Benjamina Hetfielda, Jacka, który był teraz menadżerem jednego z salonów samochodowych należących do jego rodziny. Santa zadzwonił do niego i powiedział, że chciałby sprzedać swojego deVille, ale zależy mu na zachowaniu dyskrecji.

środa, 17 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 3 - Przyszły prawnik i legenda Rocka

att zamaszyście wparował do sali Liama, a przynajmniej taki miał zamiar. Wyhamował go widok drugiego pacjenta i lekarza z nim rozmawiającego. Nikt go nie ostrzegł, że jego brat nie leży sam. I to jeszcze z czarnoskórym. Znał fobię Liama.

środa, 10 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 2 - Pan elektryk i mały pożar

iam nie mógł zasnąć. Nie dość, że po raz któryś w ciągu roku wylądował w szpitalu, to jeszcze wredna salowa odmówiła mu dodatkowej poduszki. Wiedział, że to niezdrowo spać z wysoką ułożoną głową, ale inaczej nie umiał. Pilota do łóżka też nie dostał. Teraz więc mógł tylko przekręcać się z boku na bok. Szpitala nawet w nocy nie spowijały całkowite ciemności, gdy przekręcał się na prawą stronę, mógł dojrzeć w słabej poświacie swojego sąsiada. A tego nie chciał, więc uparcie ignorował ścierpniętą lewą rękę i wgapiał się w żaluzje na całkowicie oszklonej wewnętrznej ścianie sali. Masowanie ręki tylko rozsyłało ciarki po reszcie ciała, więc w końcu musiał się obrócić. Drugi pacjent także nie spał. Leżał płasko na plecach i miał otwarte oczy. Jego białka wydawały się wręcz świecić na tle ciemnej skóry. Liam nie lubił murzynów. Gdy miał dwanaście lat, zaprzyjaźnił się z pewną mulatką. Chodzili razem nad rzekę. Gdy ojciec się o tym dowiedział, za kark zaprowadził go do samochodu i wywiózł do dzielnicy biedoty. Chwycił jego twarz w szorstką dłoń i skierował na jednego z mężczyzn. Był wielki i czarny, naprawdę czarny jak smoła. Białka jego wyłupiastych oczu były żółte i przekrwione, nos płaski, a zęby wielkie aż wypychające usta.

środa, 3 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 1 – Młody dziedzic i jego miłość do Cadillaców

ack, najstarszy syn właściciela największej sieci salonów samochodowych na południe od Kansas, przejechał pomiędzy rzędami Cadillaców, wzburzając przy tym tumany pyłu. Zatrzymał swojego Vipera, którego najchętniej wymieniłby na jakieś BMW klasy S, na betonowym podjeździe przed rodzinną willą i dał sobie jeszcze czas na głęboki oddech. W końcu, z ociąganiem wykaraskał się z, jak to mawiał ojciec, dumy współczesnej amerykańskiej motoryzacji i pomasował się po karku. Był zbyt wysoki na to, aby trzygodzinna podróż w tym szpanerskim wozie nie dała mu się we znaki. Poprawił jeszcze nisko upięty blond kucyk i nacisnął klamkę drzwi wejściowych do piętrowej willi z dwóch rodzajów czerwonej cegły. Przywitał go uśmiech jego macochy, córki japońskich imigrantów, która krzątała się po kuchni. Miała stamtąd dobry widok na salon, do którego bezpośrednio prowadziły frontowe drzwi.