Skyler
zanurzyła dłoń w porcelanowej misce stojącej na półce koło
drzwi wejściowych i zmarszczyła wyrównane, podkreślone teraz
kredką brwi, gdy nie znalazła niczego w środku. Mieli dwa
samochody – zwykłego, rodzinnego Forda S-Max i odrestaurowanego
Dodge’a Challengera I. Ten drugi w ogóle nie był praktyczny, na
pewno nie nadawał się dla rodziny. Trudno się go prowadziło i
bardzo dużo spalał. Do tego jego odrestaurowanie kosztowało
fortunę, ale Martin się uparł. Rzadko się upierał, ale w tym
przypadku był nieustępliwy.
– Martin?
Jej
mąż od godziny siedział na kanapie i oglądał mecz. Wciąż miał
na sobie spodnie od garnituru, koszulę i teraz poluzowany pod szyją
krawat. Kiedy sugerowała mu, żeby chociaż się przebrał po pracy,
jedynie machnął na nią ręką. Niekiedy wciąż zachowywał się
jak dziecko.
– Martin?
– powtórzyła głośniej, by zwrócił na nią uwagę.
– Dzieciaki
zabrały – rzucił, obserwując poczynania piłkarzy. – Laura
pojechała z koleżankami do kina, a Dawid… gdzieś tam.
Skyler
popatrzyła na niego zdziwiona. Trochę czasu spędziła w sypialni
na przygotowaniu się do wyjścia, mogła nie usłyszeć, jak dzieci
wychodzą, ale powinny do niej przyjść i ją powiadomić.
– I
dałeś mu to swoje monstrum? – spytała z lekkim niedowierzaniem.
Martin
miał obsesję na punkcie tego samochodu. Pozwalał prowadzić je
dzieciom, ale tylko gdy sam siedział obok.
– Hm.
Zagroziłem, że jak zarysuje, to mu odetnę Internet.
Resztę
postanowił zachować dla siebie. David nie powiedział tego wprost,
ale chyba wybrał się na randkę. Martin zaproponował mu dodatkową
kasę, coś ekstra do kieszonkowego, ale odmówił. Powiedział, że
ma swoje.
Martin
uśmiechnął się do siebie, wciąż patrząc na ekran, a nie na
małżonkę. Przejażdżka Dodge’m Challengerem na pierwszej
randce. On byłby zachwycony. Sam siebie dokładnie nie rozumiał.
Nie był głupi i wiedział, że kryło się za tym coś w rodzaju
wyrachowania. Pożyczając synowi samochód, którym miał jechać na
randkę z chłopakiem, chciał zrobić Skyler na złość. Kij w
dupie, który miała jego żona, coraz bardziej uwierał także jego.
– To
jak ja mam teraz pojechać do teatru?
– Jak
normalny człowiek – odparł. – Zamów sobie taksówkę, czy coś
tam innego.
– Tak,
tylko żeby mi się nie trafił jakiś niemiły kierowca.
Martin
tylko mruknął w odpowiedzi i wrócił do oglądania meczu. Skyler
często chodziła do teatru. On nie pamiętał, kiedy ostatnio jej
towarzyszył.
***
Dziś
był poniedziałek. Dziś zaczynało się jego zawieszenie w prawach
ucznia. Mimo tego i tak wstał wystarczająco wcześnie, by przyjść
pod ich murek i wypalić z Laurą po jednym na dobre rozpoczęcie
dnia. To była ich tradycja. Przyszedł tak, jak się obudził, ale
jego piżama mogła uchodzić za strój wyjściowy. Miał na sobie
biały bezrękawnik i niebieskie, wzorzyste spodnie alladynki. Lekki
wiatr bawił się jego czerwonymi włosami i dymem z papierosa, gdy
czekał, opierając się o mur, na przyjaciółkę. Było przyjemnie.
Do momentu, aż stanął przed nim Thomas. Jego mina mówiła jasno,
że nie przyszedł do niego z zamiarem przeprosin.
– Pussy,
przecież jesteś zawieszony. Co tu robisz?
– Stoję
– odparł Ian, rzucając mu znużone spojrzenie. – Nie mogę?
– Możesz,
to wolny kraj w końcu. Liberalny aż za bardzo.
– Znasz
takie trudne słowa? Szacun. Mama musi być dumna ze swojego synka
pedałka?
Mówił
głośno na tyle, że ktoś z przechodzących ulicą mógł usłyszeć
jego słowa, mimo że kierował je do Thomasa. Mijali ich uczniowie.
Chłopak najpierw się speszył, a potem do niego dopadł.
– Ty!
– syknął.
– No
ja i ty też. – Zaśmiał się Ian, patrząc na niego z góry.
Zawsze
podobało mu się to, że był wyższy, choć przegrywał znacząco,
jeśli chodziło o sylwetkę. Wiedział, że Thomas nic nie zrobi, bo
nie chciał zostać wykluczony z kolejnych meczy. Mógł go trochę
poprowokować i nacieszyć się tym, jak się biedak szamocze.
– Może
i tak – o dziwo przyznał Thomas, nagle uśmiechając się i
spoglądając w oczy Ianowi. Nigdy wcześniej tego nie robił.
Patrzył, jak gdyby to on był tutaj zwycięzcą. – Tylko że ja
jestem kimś więcej niż tylko pedałem.
I
odszedł. Tak po prostu. Po chwili zniknął w tłumie uczniów
kierujących się w stronę szkoły. Zaraz wtopił się w tłum, a
Ian został sam pod murem, czując na sobie jak zwykle ukradkowe,
ciekawskie spojrzenia. Był zszokowany. Co niby miały znaczyć te
słowa? Być kimś więcej?
Pogrążony
w myślach nie zwrócił uwagi, gdy ktoś do niego podszedł.
– Ian?
– David?
– Nikt inny nie wypowiadał tak jego imienia. Brat Laury stanął
przy murze i przyglądał mu się bacznie, jakby chciał coś z niego
wyczytać. – Co ty tu robisz? Gdzie Laura?
– Zaspała
– wytłumaczył zdawkowo David, jak to miał w zwyczaju. –
Pomyślałem, że cię tu spotkam.
– Jestem
zawieszony – przypomniał Ian.
– Wiem,
ale miałem przeczucie, że i tak się pojawisz. I miałem rację.
Znowu
się tak na niego patrzył. Spoglądał ponad szkłami grubych
okularów i uśmiechał się lekko. Stali kilka kroków od siebie, a
Ian i tak miał wrażenie, że się rumieni.
– To
wymyśliłeś? – spytał David.
– Co
takiego? – zdziwił się.
– Gdzie
pójdziemy na randkę.
Ian
zagapił się na niego jak głupi. Zapomniał o tym. Źle, nie
zapomniał, ale spodziewał się bardziej, że wylądują u jednego z
nich w domu, gdy ta paczka już przyjdzie. Nie sądził, że David
chciałby iść na taką normalną, klasyczną randkę wśród ludzi.
– To
wymyśl coś do wieczora – polecił chłopak i spojrzał na tarczę
zegarka, który miał na lewym nadgarstku. Nie lubił się spóźniać.
– Przyjadę po ciebie. Zadzwoń.
I
poszedł. Ian z niedokończonym papierosem w ustach jeszcze przez
dłuższą chwilę śledził go wzrokiem wśród tłumu uczniów. Na
szczęście David był wysoki, więc mógł się na niego jeszcze
chwilę pogapić.
Nie
było tak łatwo „czegoś wymyślić”, kiedy nie miało się
hobby, które wymagało interakcji ze społeczeństwem. Miał swoje
zdjęcia, cosplay, szycie, ale dzielił się tym jedynie z Laurą i
ludźmi w Internecie. Nigdy nie był na karaoke, na kręglach albo w
kinie z grupką znajomych, bo ich nie miał, czy raczej nie chciał
ich mieć. Z góry zawsze zakładał, że nikt nie ma względem niego
szczerych intencji. Ludzie byli świniami. Dlatego tylko szył, robił
zdjęcia i bił się z Thomasem.
– Powinienem
go przetestować? – spytał, gdy znalazł się z powrotem w swoim
pokoju.
Nie
miał pojęcia, co chce robić na tej niby randce. To nie było aż
takie ważne. W ogóle. Chciał być z Davidem. Otworzył swoją
dwudrzwiową szafę i wziął mocny wdech. Wiedział, jak chciał
wyglądać na pierwszej w życiu randce. Cóż, wyobrażał sobie to
parę razy. Tylko wtedy będą się za nimi oglądać, a David był
klasycznym introwertykiem. Nie lubił zwracać na siebie uwagi,
zawsze prześlizgiwał się niezauważony i po prostu robił swoje.
– Sam
tego chciał – mruknął do siebie i uśmiechnął się szeroko.
O
osiemnastej zakładał już na stopy trampki. Proste, czerwone,
pasujące do jego włosów teraz zebranych w dość cienki, francuski
warkocz. David pisał, że będzie za kilka minut, bo właśnie
wsiadał do samochodu. Ian myślał, że pojadą autobusem. Sam nawet
nie zrobił sobie prawa jazdy. Mama i tak nie miała samochodu.
Jeszcze nie wróciła z pracy. W zakładzie siedziała tak długo,
jak życzyli sobie klienci. Spojrzał w naścienne lustro. Wyglądał
świetnie. Jak swój własny mokry sen, miał nadzieję, że też
Davida.
Dzwonek.
– No
cześć – rzucił luźno, gdy spoconą ręką chwycił za klamkę i
otworzył drzwi. Wytarł ją szybko o materiał spodni na pośladku.
– Jak tam było dzisiaj w budzie?
– Bez
ciebie? – odparł David, lustrując go z wzrokiem. Uśmiechał się
lekko rozbawiony. – Szaro jak w telewizji z lat sześćdziesiątych.
Ian
nie był pewny, jak miał to zrozumieć. Popatrzył po sobie.
– Mogę
się przebrać – rzucił prawie spanikowany. – Musisz tylko
chwilę zaczekać.
– Chyba
powinienem więcej mówić, co? Albo musimy spędzać ze sobą tyle
czasu, żebyś mógł mnie rozumieć bez tego.
David
zbliżył się do niego i chwycił za krawędź cienkiej czarnej
kurtki z nadrukowanymi dużymi, różowo-złotymi różami. Był
rozpięta, a pod spodem Ian nie miał nic, poza cienkim, złotym
naszyjnikiem.
– Jak
się czujesz?
Ian
uniósł brwi zdziwionym takim pytaniem.
– Dobrze?
– odparł. Brzmiał przy tym, jakby sam zadawał pytanie.
– No
to chyba wszystko okej?
David
wyciągnął ku niemu dłoń, a gdy chłopak ją chwycił, ściągnął
go do siebie. Pocałował go krótko w usta.
– Świetnie
wyglądasz – powiedział szczerze. – Dobrze, że tata dał mi
swoje auto, bo inaczej byłoby jak książę i traktor.
– Co?
– Mówi
się „pasuje jak wół do karety”. Chciałem odwrócić, ale
chyba mi nie wyszło. Wiem, że nie mam poczucia humoru.
– Jak
się zrozumie, to nawet śmieszne – odparł Ian. David potrafił
być pocieszny. – Serio ci się podoba? Nie przesadziłem?
Oprócz
tej kurtki z wysokim kołnierzykiem, miał na sobie czarne, wąskie
spodnie za kolano ze złotym paskiem na boku każdej nogawki,
czerwone trampki i po trzy drobne, złote kolczyki w każdym uchu,
które podkradł mamie. Dziś nad górnymi rzęsami zrobił sobie
kreski z jaskółką, powieki pomalował srebrnym, brokatowym
cieniem, który płynnie zmieniał się w brąz.
– Do
szkoły się nie nadaje, ale na randkę lepiej niż dobrze.
– To
twoje? – zdziwił się Ian, gdy stanęli przed ciemnozielonym
Dodge’m z białym paskiem idącym przez środek karoserii.
– No
co ty. Taty. Jak porysuję, to mi odetnie Internet.
– Najgorsza
kara.
Wsiedli
do środka. Ian zapiął pas i położył dłonie na kolanach.
Rozejrzał się ciekawsko. Zastanawiał się, ile kosztowało to
auto. To wcale nie było fajne mieć bogatego chłopaka. Słyszał o
laskach lecących na kasę, na pewno byli też tacy faceci, chociaż
o takich nie mówiło się tak powszechnie. Tylko że to wcale nie
było takie fajne uczucie. Przez chwilę czuł się niemalże jak
jakiś gorszy gatunek człowieka. David posłał mu jednak jeden z
tych swoich oszczędnych uśmiechów i odpalił samochód.
– To
gdzie mam jechać? – spytał.
– Do
centrum? Możemy po prostu iść do galerii. Coś zjeść, coś wypić
i iść na komiksy.
– Jasne.
Dobrze, że nie chcesz iść na karaoke. – Uśmiechnął się. –
Tylko ty byś śpiewał. Na muzyce zawsze tylko ruszam ustami, jak
śpiewamy w chórku.
Po
kilkunastu minutach zatrzymali się na miejskim parkingu. Do galerii
był jeszcze spory kawałek drogi. Ian wysiadł i rozglądnął się
zdziwiony. Nim zdążył o cokolwiek zapytać, jego wzrok padł na
szyld po drugiej stronie ulicy. Reklamował sklep, w którym byli w
sobotę.
– Chodź.
– David kiwnął na niego głową.
Po
chwili obaj patrzyli przez szybę na wystawę sklepu, który miał
zostać zamknięty za kilkanaście minut. Och, żałował, że jednak
nie zrobił sobie zdjęcia w tamtym kombinezonie. I nagle go
oświeciło.
– Chcesz
go kupić? – spytał domyślnie Davida. Był zawiedziony. – Nie
jestem żadną la… To znaczy… Wiesz, co to znaczy! Nie rób ze
mnie gorszego. Zużyj kasę starego na nowe modele tych swoich
pociągów, czy coś.
– Chyba
obaj mamy spore pokłady dumy, co? – odparł chłopak. – Chciałem
ci kupić prezent, to chyba nic złego? Pary chyba tak robią. Carol
kupowała mi modele, pociągi między innymi.
– Serio?
– zdziwił się Ian. Nie był przekonany. On sam nie mógł sobie
pozwolić na takie lekkie wydawanie pieniędzy. – To chyba
powinienem podziękować za prezent twojemu tacie? – rzucił trochę
złośliwie.
– No
wiesz? Daj mi szansę, Ian. Nie zakładaj od razu, że jestem takim
beznadziejnym chłopakiem. Zarobiłem je.
– Co?
Jak? – zdziwił się Ian. – Zatrudniłeś się gdzieś? Laura
mówiła, że ty tylko wkuwasz i gapisz się w monitor.
David
wzruszył ramionami, uśmiechając się przy tym.
– W
sumie, to prawda – przyznał. – Wypuściliśmy taką prostą
gierkę na Androida. Nie jest zbyt popularna, ale da się trochę
zarobić na reklamach.
Ian
teraz już rozumiał słowa Thomasa z rana. Był tylko pedałem.
Wszyscy kojarzyli go w szkole jedynie przez to i to na jego własne
żądanie. Zachowywał się, jakby jedynie orientacja określała
jego osobę. Manifestował to swoją postawą, strojem i zachowaniem,
a później tłumaczył tym swoje niepowodzenia. Specjalnie robił z
siebie ofiarę. Gdyby nie zaczepiał Thomasa i jego bandy, gdyby ich
nie prowokował, to pewnie nie zwróciliby na niego uwagi.
– Chyba…
chcę iść do domu – powiedział nagle.
Zaskoczony
David przyglądnął mu się uważnie. Chciał popatrzeć mu w oczy,
znaleźć jakąś podpowiedź w spojrzeniu Ian, ale ten odwrócił
głowę.
– Hej,
powiedziałem coś nie tak? – spytał. – Wiem, że nie najlepiej
radzę sobie w interakcjach międzyludzkich. Jeśli cię uraziłem,
to powiedz.
– To
ja, nie ty.
– To
chodźmy chociaż do kawiarni. Napijemy się czegoś, co? –
poprosił David szczerze zaniepokojony. – Może źle się czujesz?
Ian
pokręcił przecząco głową. Zgodził się, aby poszli się czegoś
napić. Dlaczego akurat teraz wzięło go na rozmyślania nad sensem
życia? I czemu tak mocno to w niego uderzyło?
– David
– spytał, gdy szli już w dół ulicy do kawiarni stojącej na
rogu – kim chciałbyś zostać, jak dorośniesz?
Davida
musiało zdziwić to nagłe pytanie, ale po prostu odpowiedział:
– Zawsze
chciałem robić gry, ale nie takie głupoty jak zbijanie trzech
kulek w jednym kolorze, tylko fabularne gry akcji. Chyba najbardziej
chciałbym założyć własne wydawnictwo, żeby nikt mi nie
rozkazywał. – Zaśmiał się. – Nie lubię, kiedy ktoś próbuje
mną dyrygować.
– Widzisz,
a ja, jak byłem szczylem, chciałem projektować ubrania.
– Tak
myślałem. Chcesz iść do jakiejś szkoły artystycznej, czy może
od razu na praktyki do kogoś z branży? Nie znam się za bardzo, ale
trzeba od razu uderzać jak najwyżej.
Ian
zaśmiał się pod nosem. David nie mógł się bardziej mylić. Nie,
raczej miał rację, ale on nawet nie planował próbować, bo z góry
zakładał, że mu się nie uda. Nie jemu.
– Jak
ostatnio mama spytała mnie, co chcę robić po liceum, to
powiedziałem, że zrobię jakieś kursy z księgowości czy czegoś
i pójdę, gdzie mnie urząd pracy skieruje. Słabe, co?
– Założyłeś,
że ci się nie uda, nawet nie próbując? – zgadł David, jakby
rzeczywiście czytał mu w myślach. – Zawsze wydawałeś mi się
taki przebojowy, dlatego, jak to powiedziała Laura, długo tylko
gapiłem się na ciebie. Myślałem, że wyśmiejesz takiego nerda-sztywniaka jak ja.
– Nerda-sztywniaka?
– zdziwił się Ian.
– Sam
mnie tak nazwałeś. Kilka razy, chociażby na korkach z algebry,
pamiętasz? Strasznie to później przeżywałem. Myślałem, że nie
mam żadnych szans.
– Ach,
rzeczywiście, ale to był żart! – Zaśmiał się. Stanęli już
przed kawiarnią. Małą, zaciszną i nudną. – Dobra! To wracajmy
do sklepu.
Chwycił
Davida za rękę i pociągnął go z powrotem w górę ulicy. Ludzie
schodzili im z drogi i oglądali się za nimi.
– Umówimy
się tak, że ty kupisz mi dzisiaj prezent, ale następny ja kupię
tobie, okej? I musisz cierpliwie czekać, dobra?
– Okej
– zgodził się posłusznie David. Nie rozumiał za bardzo, co się
właśnie działo, ale mu się podobało. – To może Rolexa? –
rzucił. – Trochę głupio ciągle pożyczać od starego.
– Jasne,
wysadzanego diamentami!
Ian
nie wiązał zbyt dużych nadziei ze spotkaniem z Stardustem. Sądził,
że obejrzą go i machnął ręką na amatora znikąd, ale teraz
zamierzał się postarać. Nawet jeśli nie wybiorą go na statystę
do teledysku, to zawsze może chociaż troszkę poznać ten świat.
Ta cała Katy, z którą gadał, wydawała mu się całkiem miła.
Może byłaby tak miła, żeby podrzucić mu parę adresów, albo szepnąć o nim kilka dobrych słówek w środowisku.
– Wstydzisz
się? – spytał, gdy znów stanęli przed frontem sklepu
odzieżowego.
– Zawsze
się wstydzę, jak muszę rozmawiać z obcymi ludźmi – przyznał
David, otwierając drzwi. – To aż tak widać?
Ian
przewrócił oczami, podążając jego śladem. Nie o to mu chodziło.
– Sorry
– rzucił, gdy wpadł na jakiegoś faceta, idącego chodnikiem. Ten
chciał go wyminąć, ale Ian nie zwrócił na niego uwagi.
– Nic
się nie stało.
Shane
obejrzał się za parą wchodzącą do sklepu. Szczyl ubrany na
czarno, to chyba był dzieciak Martina. Wyglądał zupełnie jak on,
gdy byli w szkole średniej, pomijając okulary. Gdyby nie to
uderzające podobieństwo w ogóle nie zwróciłby na niego uwagi, bo
całą skupiłby na tym pstrokatym ptaszku. Kiedy Martin wspomniał o
chłopaku syna, Shane wyobraził sobie kogoś raczej wtapiającego
się w tłum. Po drugiej stronie, na parkingu dostrzegł też Dodge’a
swojego przyjaciela. Pierwsza randka w Challengerze ze Stormare,
pomyślał z krzywym uśmiechem.
– Masz
szczęście, dzieciaku – powiedział w powietrze i przeszedł przez
ulicę do swojego własnego samochodu. W reklamówce oprócz jedzenia
na dni powszednie niósł też solone chipsy i kilka piw na dni
specjalne.
Skończyło
się na tym, że jednak poszli do tej kawiarni, potem do księgarni z
komiksami, a teraz stali przed czerwonym paczkomatem w pobliżu domu
Iana. Według wiadomości paczka zaadresowana na niego powinna tam na
nich czekać. Chyba spaliłby się ze wstydu, gdyby przyszła do domu
i odebrałaby ją matka. I co gorsza, zajrzałaby do środka, a miała to w zwyczaju.
– Otwieramy?
– spytał stojącego obok Davida. – Możemy się jeszcze wycofać.
– A
chcesz? Bo ja wręcz przeciwnie.
– Dobra.
Tylko wygrzebię kod.
Po
chwili drzwiczki od jednej z większych skrytek się otworzyły, a im
oczom ukazała się paczka obklejona różowym papierem. Na szczęście
bez żadnych zbereźnych nadruków.
– Twoja
mama jest w domu? – spytał David.
– Może.
Nie wiem. Ale ja mam pokój na górze, a ona rzadko wchodzi na
piętro.
– Hm.
Obaj
patrzyli wgłąb skrytki wzrokiem, jakby czekał tam na nich
przynajmniej Święty Graal.
– Trochę
to dziwne, że prezenty postanowiliśmy sobie kupować z własnych
pieniędzy, a zakupy w seks shopie zarobiliśmy za kieszonkowe. –
Zaśmiał się Ian, sięgając po paczkę.
– Widocznie
takie mamy priorytety.
Z
paczką owiniętą w różowy papier i materiałową, elegancką
torbą ze sklepu z ubraniami szli teraz opustoszałą po zmroku ulicą
do domu Iana.
– Wiesz,
sorry za to, co dzisiaj odwaliłem… Na pierwszej randce – zaczął
speszony. – Tylko… tak nagle to we mnie uderzyło, że nic nie
robię, tylko narzekam i szukam wymówek. Wszyscy się starają,
nawet Thomas idiota w tym idiotycznym zespole. Tylko ja się
opierdalam i jęczę. Specjalnie robię z siebie ofiarę.
– Nie
do końca rozumiem, o co chodzi – przyznał David. – Wiem, że
wasze socjalki z Laurą są bardzo popularne. Widziałem to wasze „bi
marzenie”. – Zaśmiał się lekko. – I te wszystkie komentarze.
Nie spodobały mi się zarówno te dotyczące jej, jak i ciebie.
Ian
zrobił głupią minę, jakby nie wiedział, o co chodzi. Ta, on też
je czytał. I te pod zdjęciem elfa z lasu. Mile łechtały jego ego,
nawet te bardzo niewybredne. Z chęcią poczytałby więcej.
– Ta,
ale to wszystko Laura zaczęła. Gdyby nie ona to ja dalej
siedziałbym w pokoju, przed kompem, oglądając Jeffree’go Stara i
użalając się nad sobą, bo cały świat jest przeciwko mnie –
zakpił z siebie.
– Czyli
to koniec bijatyk z Thomasem?
– Na
to wygląda. Nie będziesz mi musiał znowu wycierać łez i
rozmazanego makijażu.
– Mam
nadzieję.
Pierwszym,
co zwróciło uwagę Davida w pokoju Iana, był plakat przyklejony do
sufitu centralnie nad łóżkiem, na którym leżało pełno ciuchów.
– Kto
to? – spytał.
– Hm?
– Ian podążył za jego wzrokiem. – Stardust. Nie kojarzysz go?
Zdziwiło
go to. Nie każdy lubił taki rodzaj muzyki, ale chyba każdy
kojarzył gwiazdę tego formatu i jeszcze z tak charakterystyczną
aparycją.
– Nie
bardzo.
Ian
nie to miał teraz w głowie, więc uciął temat.
– Kulturalnie
byłoby zaproponować teraz coś do picia – zaczął, uśmiechając
się przekornie. – Ale chyba możemy sobie odpuścić konwenanse?
– Konwenanse?
– powtórzył David, sam uśmiechając się w ten trochę lisi
sposób i patrząc na niego ponad szkłami okularów. – Podoba mi
się, jak wypowiadasz to słowo.
Ian
spojrzał na niego zdziwiony, ale zaraz na jego ustach pojawił się
równie cwany uśmiech.
– No,
tak. Jesteś kujonem, lubisz trudne słowa. Co powiesz na…
prokrastynację? Podnieca cię?
– Bardzo,
ale ja nie będę zwlekać.
Pocałowali
się. David objął Iana rękami w pasie, podnosząc przy tym poły
jego kurtki. Pod spodem nie miał nic, więc dotykał jego ciepłej
skóry. Ian wsadził mu język między wargi. David zamruczał
aprobująco, czując to i dłonie go obejmujące.
– Mm…
Ian
otworzył bardzo szeroko dotąd zamknięte oczy, gdy poczuł jego
wzwód na swoim kroczu. Szybko reagował. Uśmiechnął się w jego
wargi. Czyli to jednak się dzieje. Gdy prawie cały dzień
przygotowywał się do tej randki na różne sposoby, także
mentalny, kilka razy przeszło mu przez myśl, że David może nie
chcieć tego robić. Ten jednak rzeczywiście nie zwlekał, bo zaczął
zsuwać mu z ramion kurtkę. Ian puścił go na chwilę, by mogła
zsunąć się na podłogę. Teraz na torsie błyszczał mu jedynie
złoty naszyjnik.
– Na
łóżko – zaproponował?
David
spojrzał na nie. Było całe zawalone ciuchami. Ian musiał długo
zastanawiać nad strojem. Zrobiło mu się przez to jakoś miło.
– Tylko
pozbieraj może? Bo pobrudzimy.
– Okej!
– Zaśmiał się Ian.
Szybko
zebrał wszystko na kupkę i rzucił na krzesło. Potem sam się
rzucił na łóżko, gestem dłoni zapraszając Davida. Chłopak
usiadł na brzegu i pochylił się, aby znowu go pocałować. Miał
przy tym takie rozpalone spojrzenie. Ciemne, rozburzone włosy
spadały mu na czoło.
– David
– szepnął Ian, sięgając do guzików jego koszuli. – Jak
daleko chcesz się dzisiaj posunąć?
– Hm?
– Wiesz.
– Ian uśmiechnął się do niego, wystawiając na chwilę język.
– Ja dzisiaj miałem dużo czasu. Przygotowałem się na tę randkę
bardzo dokładnie.
David
spojrzał na niego lekko zaskoczony, a potem oddał uśmiech.
– Jeśli
chcesz… Nie mam takiej silnej woli, żeby mógł odmówić takiej
propozycji.
– Chcę.
To ściągnij spodnie, a ja otworzę paczkę.
Ian
sturlał się z łóżka i poszedł do porzuconej przy drzwiach
paczki, samemu gubiąc przy tym dolną cześć garderoby. David
przyglądał mu się, rozpinając skórzany pasek. Zasyczał między
zębami, gdy Ian się pochylił, wypinając drobne, ale kształtne
pośladki.
W
kartonie było kilka fajnych rzeczy, ale Ian wyciągnął jedynie żel
intymny i paczkę prezerwatyw. Ładnych, kolorowych. Wrócił do
nagiego już David. Położył mu dłoń na klatce piersiowej,
sugerując, aby się położył.
– Ale
on się na mnie gapi! – zaprotestował David i przekręcił ich w
drugą stronę.
– Co?
– rzucił Ian, ale zaraz jego wzrok skrzyżował się ze
spojrzeniem czerwonych oczu z plakatu na suficie. – Och. No to
teraz będzie się namiętnie patrzył w moje oczy, gdy będę
pieprzony i na twój tyłek, gdy będziesz mnie posuwał. –
Zachichotał.
David
prychnął, po czym docisnął Iana mocniej do materaca, znów go
całując i kładąc dłonie na szczupłych biodrach chłopaka.
– To
drugie mnie nie obchodzi, a ty zamkniesz oczy – rzucił bardzo
stanowczo jak na siebie.
– To
rozkaz? – Zaśmiał się Ian.
– To
chyba nie jest otwarty związek?
– Mam
nadzieję, że nie.
Objął
Davida ramionami, oddając kolejny pocałunek. Wymacał porzuconą na
pościeli tubkę. Sięgnął do siebie z już nawilżonymi palcami.
Chciał to zrobić szybko i najlepiej ukradkowo. David jednak usiadł
między jego nogami i chwycił go za kolana, rozchylając szczupłe,
długie nogi.
– Chcę
widzieć.
– O…
okej – rzucił głupio Ian.
Nie
spodziewał się tego. Spoconą z ekscytacji dłonią sięgnął do
swojej moszny, by lekko ją unieść, bardziej się odsłaniając.
Palcami drugiej sięgnął do swojej szparki, już dzisiaj trochę
wymęczonej. Wsunął je powoli, patrząc przy tym na twarz Davida.
Nie spotkali się jednak wzrokiem, bo chłopak z lekko rozchylonymi
ustami obserwował poruszające się powoli palce. Wyglądał jak
zahipnotyzowany.
– Chcę
go w ciebie włożyć – powiedział, akcentując każde słowo.
– Widzę.
– Uśmiechnął się Ian. Dzięki bogu, pomyślał. – Chodź.
David
kiwnął głową. Sięgnął do swojego penisa, pocierając go parę
razy wolno. Rozejrzał się za prezerwatywami. Gdy nachylał się już
nad Ianem, chłopak resztę żelu z dłoni wytarł o jego penisa.
Chciał go dotknąć, poczuć na chwilę na palcach.
Stęknął
głośno, nie hamując się, gdy David zaczął się w niego wsuwać.
Powoli, ale nieustępliwie. Im głębiej w nim był, tym Ian szerzej
otwierał oczy. Chwycił Davida za kark, a ten pocałował go w
policzek. Ian uśmiechnął się. Pogłaskał go po plecach,
mimowolnie jego wzrok padł na plakat przyklejony do sufitu. Stardust
się na nich patrzył. Ta myśl go rozbawiła. Gwiazdor pewnie sam
miał znacznie bardziej wyuzdane życie erotyczne, więc nie powinien
się zgorszyć.
– Dobrze?
– szepnął David. W jego głosie było słychać wręcz błaganie.
Bardzo nie chciał usłyszeć przeczącej odpowiedzi. Bardzo nie
chciał się wysuwać.
– Tak.
Bo ja długo nie wytrzymam…
David
pomrukiwał takim przyjemny głosem, gdy go pieprzył. W ogóle nie
przypominał tej flegmatycznej wersji siebie, którą obdarzał
większość świata. Ian pojękiwał z każdym pchnięciem,
rzeczywiście trzymając oczy zamknięte. Sięgnął dłonią do
swojego sztywnego penisa, by się pieścić. Był już mokry na
czubku.
David
zamruczał głośniej i ścisnął jego biodra w mocnym chwycie, gdy
nagle w nim doszedł. Ian otworzył oczy, by spojrzeć na jego twarz
w ekstazie. Wciąż miał okulary, ale zsunęły mu się do połowy
nosa. To jakoś rozczuliło Iana. David oprzytomniał, lekko
potrząsając przy tym głową. Nachylił się szybko, aby go
pocałować, przesunął przy tym dłonią po udzie chłopaka. Ian z
takim samym zapałem oddał pocałunek, a potem doszedł w swoją
dłoń.
– Ach!
– jęknął przy tym.
David
z zachwytem przyglądał się jego rozświetlonej twarzy. Na
powiekach wciąż miał brokat, który po teraz rozsiał się po jego
zarumienionych policzkach. Ucałował go w jeden z nich, zsunął
prezerwatywę, a potem położył się obok chłopaka. Spojrzenie
jego czarnych oczu mimowolnie znów spoczęło na tym plakacie.
– Rzeczywiście
nas obserwuje – rzucił rozbawiony. – Ciekawe co sobie myśli?
Ian
przekręcił się w jego stronę. Uderzyli się przy tym nosami.
– Może
nam zazdrości? – odparł, uśmiechając się do niego.
David
zamruczał, zgadzając się z taką możliwością.
***
Laura
wróciła grzecznie koło dwudziestej pierwszej w przeciwieństwie do
drugiego z bliźniąt. Skyler zbeształa swojego męża za brak
odpowiedzialności, ponieważ nie zapytał syna, gdzie idzie. Martin
odburknął, że David jest prawie dorosły i nie ma potrzeby go
niańczyć. Skyler jedynie pokręciła głową, dając tym wyraz
swoje dezaprobaty i posłała mu jeden z tych kastrujących fiuta
spojrzeń. Na szczęście poszła spać dość wcześnie, jak to
miała w zwyczaju.
Cóż,
Martin podejrzewał, co jego syn robi, też był kiedyś
nastolatkiem. Nie chciał o tym rozmyślać, cieszył się tylko, że
jego córka grzecznie śpi w swoim pokoju. Jak zechce zostać mamą,
mogłaby sobie po prostu wyczarować dziecko. Tak by było najlepiej.
David wrócił koło pierwszej. Hałas z przedpokoju obudził
Martina, który i tak był nocnym markiem. Wstał i poszedł do
kuchni, żeby się czegoś napić. Wtedy usłyszał też pukanie do
drzwi. Bardzo napastliwe. Obawiał się, że to straż pożarna albo
osiedlowa ochrona. Zdziwił się, gdy po otwarciu drzwi zobaczył
Shane’a wyraźnie pijanego. Może wypił za dużo rumu? Zawsze
kojarzył mu się z piratem przez tę bródkę i srebrne kolczyki
koła. Właśnie przez nie wyglądał na geja już na pierwszy rzut
oka.
– Shane?
Co ty tu robisz o tej godzinie?
– Wpuścisz
mnie?
Martin
zmarszczył brwi. Zaparł się dłonią o framugę drzwi, blokują
wejście.
– Nie.
Shane
uśmiechnął się pod nosem.
– No
jasne – rzucił rozbawiony. – Nigdy nie pozwoliłeś mi wejść
do swojego domu. Tysiące razy odprowadzałem cię nawalonego, a ty
zawsze odpychałeś mnie przed waszą posesją i mówiłeś, że już
dojdziesz sam.
– Shane,
jesteś pijany. Odwiozę cię do domu. Poczekaj, to wezmę kluczyki.
– Nie.
– Pokręcił głową, a potem znów się zaśmiał. – Widziałem
dzisiaj twojego syna z tym tęczowym ptaszkiem. Dałeś mu swojego
Dodge’a. – Zapowiadało się na jakiś dłuższy, pijacki
monolog, ale Shane nagle ucichł. – Martin…?
– No?
– mruknął zmęczonym głosem Stormare.
Shane
spojrzał wprost na niego, a Martin pod naporem tego spojrzenia aż
cofnął się o krok.
– Kocham
cię.
Martin
instynktownie obejrzał się za siebie. Wszyscy spali. Przełknął
ślinę i pomasował się po czole.
– Wiem
– przyznał cicho po chwili.
– Wiem,
że wiesz. Tylko chuj z tego? – mruknął Shane, wciąż jednak się
uśmiechając. – Oni też wiedzą. Zawsze w końcu pytają o te
pierdolone chipsy. Wiesz, Martin, ja nienawidzę chipsów. Są
niezdrowe, kruszą się i mają olej palmowy. I zawsze w końcu
pytają, dla kogo ja trzymam te chipsy. I w końcu odchodzą.
Sięgnął
do reklamówki, którą trzymał w lewej dłoni i wyciągnął żółtą paczkę. Dał ją Martinowi, dociskając mu ją do torsu.
– To
ostatnia paczka tego chujostwa, jaką kupiłem. Twój tresowany
sznaucerem zrywa się ze smyczy.
I
odszedł chwiejnym krokiem, zostawiając Martina Stormare z paczką
solonych chipsów.
Ta randka była naprawdę udana :) I to nie tylko ze względu na to gdzie byli i do czego doszło, chociaż też mi się podobało :) Ale w końcu Ian zaczął inaczej patrzeć na swoje życie. Może w końcu zawalczy o siebie? Ciekawe czy właśnie u tego Stardursta będzie miał na to szansę? A z innej beczki, to czy Shane się tak zbuntował przez to, że zobaczył syna Martina? Chciałabym przeczytać jego rozmyślania, które doprowadziły do tego. Chociaż, może to nie to będzie najważniejsze? Może teraz ważne jest to, co z tym wszystkim zrobi Martin? Niby nie układa mu się z żoną, ale z drugiej strony raczej nie zauważyłam niczego co świadczyłoby, ze interesuje go ta sama płeć... Hmm zaczynam się zastanawiać, który wątek będzie ciekawszy 😁 Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😘
OdpowiedzUsuńShane poczuł rozgoryczenie, bo "syn mógł, a ojciec nie". W kolejnym rozdziale planuję taką małą retrospekcję do czasów, gdy Shane i Martin byli w tym samym wieku, co Ian i David teraz.
UsuńJak zwykle dzięki za komentarz i pozdrawiam!
Ich pierwszy raz był szybki, i to na wielu płaszczyznach :D
OdpowiedzUsuńNie wiem jeszcze czy lubię Shana, ale Martin ma krechę :( a tak go kochałam!
Powodzenia na nowym blogu! Idę czytać dalej :*
Jak zawsze weny!
MaWi
No wiesz, młode, wyzwolone pokolenie szybko przechodzi do sedna sprawy i aż za bardzo się tym ekscytuje. "Te sprawy" Santy Boy'a i Saszy z "TB" i "Life is Cheap" potrafiłam rozciągać na cały rozdział, bo to starzy wyjadacze byli :D
UsuńI cóż ten biedny Martin mógł zrobić?
Dzięki za komentarz i pozdrawiam!