piątek, 24 kwietnia 2020

EROS/SORE - ROZDZIAŁ 8 - Postanowienia

Wydaje mi się, że to najdłuższy rozdział, jaki kiedykolwiek napisałam. Shane chyba zostanie moim drugim, ulubionym bohaterem. Na pierwszym miejscu zawsze Santa Boy :D


Skyler zanurzyła dłoń w porcelanowej misce stojącej na półce koło drzwi wejściowych i zmarszczyła wyrównane, podkreślone teraz kredką brwi, gdy nie znalazła niczego w środku. Mieli dwa samochody – zwykłego, rodzinnego Forda S-Max i odrestaurowanego Dodge’a Challengera I. Ten drugi w ogóle nie był praktyczny, na pewno nie nadawał się dla rodziny. Trudno się go prowadziło i bardzo dużo spalał. Do tego jego odrestaurowanie kosztowało fortunę, ale Martin się uparł. Rzadko się upierał, ale w tym przypadku był nieustępliwy.
– Martin?
Jej mąż od godziny siedział na kanapie i oglądał mecz. Wciąż miał na sobie spodnie od garnituru, koszulę i teraz poluzowany pod szyją krawat. Kiedy sugerowała mu, żeby chociaż się przebrał po pracy, jedynie machnął na nią ręką. Niekiedy wciąż zachowywał się jak dziecko.

– Martin? – powtórzyła głośniej, by zwrócił na nią uwagę.
– Dzieciaki zabrały – rzucił, obserwując poczynania piłkarzy. – Laura pojechała z koleżankami do kina, a Dawid… gdzieś tam.
Skyler popatrzyła na niego zdziwiona. Trochę czasu spędziła w sypialni na przygotowaniu się do wyjścia, mogła nie usłyszeć, jak dzieci wychodzą, ale powinny do niej przyjść i ją powiadomić.
– I dałeś mu to swoje monstrum? – spytała z lekkim niedowierzaniem.
Martin miał obsesję na punkcie tego samochodu. Pozwalał prowadzić je dzieciom, ale tylko gdy sam siedział obok.
– Hm. Zagroziłem, że jak zarysuje, to mu odetnę Internet.
Resztę postanowił zachować dla siebie. David nie powiedział tego wprost, ale chyba wybrał się na randkę. Martin zaproponował mu dodatkową kasę, coś ekstra do kieszonkowego, ale odmówił. Powiedział, że ma swoje.
Martin uśmiechnął się do siebie, wciąż patrząc na ekran, a nie na małżonkę. Przejażdżka Dodge’m Challengerem na pierwszej randce. On byłby zachwycony. Sam siebie dokładnie nie rozumiał. Nie był głupi i wiedział, że kryło się za tym coś w rodzaju wyrachowania. Pożyczając synowi samochód, którym miał jechać na randkę z chłopakiem, chciał zrobić Skyler na złość. Kij w dupie, który miała jego żona, coraz bardziej uwierał także jego.
– To jak ja mam teraz pojechać do teatru?
– Jak normalny człowiek – odparł. – Zamów sobie taksówkę, czy coś tam innego.
– Tak, tylko żeby mi się nie trafił jakiś niemiły kierowca.
Martin tylko mruknął w odpowiedzi i wrócił do oglądania meczu. Skyler często chodziła do teatru. On nie pamiętał, kiedy ostatnio jej towarzyszył.
***
Dziś był poniedziałek. Dziś zaczynało się jego zawieszenie w prawach ucznia. Mimo tego i tak wstał wystarczająco wcześnie, by przyjść pod ich murek i wypalić z Laurą po jednym na dobre rozpoczęcie dnia. To była ich tradycja. Przyszedł tak, jak się obudził, ale jego piżama mogła uchodzić za strój wyjściowy. Miał na sobie biały bezrękawnik i niebieskie, wzorzyste spodnie alladynki. Lekki wiatr bawił się jego czerwonymi włosami i dymem z papierosa, gdy czekał, opierając się o mur, na przyjaciółkę. Było przyjemnie. Do momentu, aż stanął przed nim Thomas. Jego mina mówiła jasno, że nie przyszedł do niego z zamiarem przeprosin.
– Pussy, przecież jesteś zawieszony. Co tu robisz?
– Stoję – odparł Ian, rzucając mu znużone spojrzenie. – Nie mogę?
– Możesz, to wolny kraj w końcu. Liberalny aż za bardzo.
– Znasz takie trudne słowa? Szacun. Mama musi być dumna ze swojego synka pedałka?
Mówił głośno na tyle, że ktoś z przechodzących ulicą mógł usłyszeć jego słowa, mimo że kierował je do Thomasa. Mijali ich uczniowie. Chłopak najpierw się speszył, a potem do niego dopadł.
– Ty! – syknął.
– No ja i ty też. – Zaśmiał się Ian, patrząc na niego z góry.
Zawsze podobało mu się to, że był wyższy, choć przegrywał znacząco, jeśli chodziło o sylwetkę. Wiedział, że Thomas nic nie zrobi, bo nie chciał zostać wykluczony z kolejnych meczy. Mógł go trochę poprowokować i nacieszyć się tym, jak się biedak szamocze.
– Może i tak – o dziwo przyznał Thomas, nagle uśmiechając się i spoglądając w oczy Ianowi. Nigdy wcześniej tego nie robił. Patrzył, jak gdyby to on był tutaj zwycięzcą. – Tylko że ja jestem kimś więcej niż tylko pedałem.
I odszedł. Tak po prostu. Po chwili zniknął w tłumie uczniów kierujących się w stronę szkoły. Zaraz wtopił się w tłum, a Ian został sam pod murem, czując na sobie jak zwykle ukradkowe, ciekawskie spojrzenia. Był zszokowany. Co niby miały znaczyć te słowa? Być kimś więcej?
Pogrążony w myślach nie zwrócił uwagi, gdy ktoś do niego podszedł.
– Ian?
– David? – Nikt inny nie wypowiadał tak jego imienia. Brat Laury stanął przy murze i przyglądał mu się bacznie, jakby chciał coś z niego wyczytać. – Co ty tu robisz? Gdzie Laura?
– Zaspała – wytłumaczył zdawkowo David, jak to miał w zwyczaju. – Pomyślałem, że cię tu spotkam.
– Jestem zawieszony – przypomniał Ian.
– Wiem, ale miałem przeczucie, że i tak się pojawisz. I miałem rację.
Znowu się tak na niego patrzył. Spoglądał ponad szkłami grubych okularów i uśmiechał się lekko. Stali kilka kroków od siebie, a Ian i tak miał wrażenie, że się rumieni.
– To wymyśliłeś? – spytał David.
– Co takiego? – zdziwił się.
– Gdzie pójdziemy na randkę.
Ian zagapił się na niego jak głupi.  Zapomniał o tym. Źle, nie zapomniał, ale spodziewał się bardziej, że wylądują u jednego z nich w domu, gdy ta paczka już przyjdzie. Nie sądził, że David chciałby iść na taką normalną, klasyczną randkę wśród ludzi.
– To wymyśl coś do wieczora – polecił chłopak i spojrzał na tarczę zegarka, który miał na lewym nadgarstku. Nie lubił się spóźniać. – Przyjadę po ciebie.  Zadzwoń.
I poszedł. Ian z niedokończonym papierosem w ustach jeszcze przez dłuższą chwilę śledził go wzrokiem wśród tłumu uczniów. Na szczęście David był wysoki, więc mógł się na niego jeszcze chwilę pogapić.
Nie było tak łatwo „czegoś wymyślić”, kiedy nie miało się hobby, które wymagało interakcji ze społeczeństwem. Miał swoje zdjęcia, cosplay, szycie, ale dzielił się tym jedynie z Laurą i ludźmi w Internecie. Nigdy nie był na karaoke, na kręglach albo w kinie z grupką znajomych, bo ich nie miał, czy raczej nie chciał ich mieć. Z góry zawsze zakładał, że nikt nie ma względem niego szczerych intencji. Ludzie byli świniami. Dlatego tylko szył, robił zdjęcia i bił się z Thomasem.
– Powinienem go przetestować? – spytał, gdy znalazł się z powrotem w swoim pokoju.
Nie miał pojęcia, co chce robić na tej niby randce. To nie było aż takie ważne. W ogóle. Chciał być z Davidem. Otworzył swoją dwudrzwiową szafę i wziął mocny wdech. Wiedział, jak chciał wyglądać na pierwszej w życiu randce. Cóż, wyobrażał sobie to parę razy. Tylko wtedy będą się za nimi oglądać, a David był klasycznym introwertykiem. Nie lubił zwracać na siebie uwagi, zawsze prześlizgiwał się niezauważony i po prostu robił swoje.
– Sam tego chciał – mruknął do siebie i uśmiechnął się szeroko.
 
O osiemnastej zakładał już na stopy trampki. Proste, czerwone, pasujące do jego włosów teraz zebranych w dość cienki, francuski warkocz. David pisał, że będzie za kilka minut, bo właśnie wsiadał do samochodu. Ian myślał, że pojadą autobusem. Sam nawet nie zrobił sobie prawa jazdy. Mama i tak nie miała samochodu. Jeszcze nie wróciła z pracy. W zakładzie siedziała tak długo, jak życzyli sobie klienci. Spojrzał w naścienne lustro. Wyglądał świetnie. Jak swój własny mokry sen, miał nadzieję, że też Davida.
Dzwonek.
– No cześć – rzucił luźno, gdy spoconą ręką chwycił za klamkę i otworzył drzwi. Wytarł ją szybko o materiał spodni na pośladku. – Jak tam było dzisiaj w budzie?
– Bez ciebie? – odparł David, lustrując go z wzrokiem. Uśmiechał się lekko rozbawiony. – Szaro jak w telewizji z lat sześćdziesiątych.
Ian nie był pewny, jak miał to zrozumieć. Popatrzył po sobie.
– Mogę się przebrać – rzucił prawie spanikowany. – Musisz tylko chwilę zaczekać.
– Chyba powinienem więcej mówić, co? Albo musimy spędzać ze sobą tyle czasu, żebyś mógł mnie rozumieć bez tego.
David zbliżył się do niego i chwycił za krawędź cienkiej czarnej kurtki z nadrukowanymi dużymi, różowo-złotymi różami. Był rozpięta, a pod spodem Ian nie miał nic, poza cienkim, złotym naszyjnikiem.
– Jak się czujesz?
Ian uniósł brwi zdziwionym takim pytaniem.
– Dobrze? – odparł. Brzmiał przy tym, jakby sam zadawał pytanie.
– No to chyba wszystko okej?
David wyciągnął ku niemu dłoń, a gdy chłopak ją chwycił, ściągnął go do siebie. Pocałował go krótko w usta.
– Świetnie wyglądasz – powiedział szczerze. – Dobrze, że tata dał mi swoje auto, bo inaczej byłoby jak książę i traktor.
– Co?
– Mówi się „pasuje jak wół do karety”. Chciałem odwrócić, ale chyba mi nie wyszło. Wiem, że nie mam poczucia humoru.
– Jak się zrozumie, to nawet śmieszne – odparł Ian. David potrafił być pocieszny. – Serio ci się podoba? Nie przesadziłem?
Oprócz tej kurtki z wysokim kołnierzykiem, miał na sobie czarne, wąskie spodnie za kolano ze złotym paskiem na boku każdej nogawki, czerwone trampki i po trzy drobne, złote kolczyki w każdym uchu, które podkradł mamie. Dziś nad górnymi rzęsami zrobił sobie kreski z jaskółką, powieki pomalował srebrnym, brokatowym cieniem, który płynnie zmieniał się w brąz.
– Do szkoły się nie nadaje, ale na randkę lepiej niż dobrze.
– To twoje? – zdziwił się Ian, gdy stanęli przed ciemnozielonym Dodge’m z białym paskiem idącym przez środek karoserii.
– No co ty. Taty. Jak porysuję, to mi odetnie Internet.
– Najgorsza kara.
Wsiedli do środka. Ian zapiął pas i położył dłonie na kolanach. Rozejrzał się ciekawsko. Zastanawiał się, ile kosztowało to auto. To wcale nie było fajne mieć bogatego chłopaka. Słyszał o laskach lecących na kasę, na pewno byli też tacy faceci, chociaż o takich nie mówiło się tak powszechnie. Tylko że to wcale nie było takie fajne uczucie. Przez chwilę czuł się niemalże jak jakiś gorszy gatunek człowieka. David posłał mu jednak jeden z tych swoich oszczędnych uśmiechów i odpalił samochód.
– To gdzie mam jechać? – spytał.
– Do centrum? Możemy po prostu iść do galerii. Coś zjeść, coś wypić i iść na komiksy.
– Jasne. Dobrze, że nie chcesz iść na karaoke. – Uśmiechnął się. – Tylko ty byś śpiewał. Na muzyce zawsze tylko ruszam ustami, jak śpiewamy w chórku.
Po kilkunastu minutach zatrzymali się na miejskim parkingu. Do galerii był jeszcze spory kawałek drogi. Ian wysiadł i rozglądnął się zdziwiony. Nim zdążył o cokolwiek zapytać, jego wzrok padł na szyld po drugiej stronie ulicy. Reklamował sklep, w którym byli w sobotę.
– Chodź. – David kiwnął na niego głową.
Po chwili obaj patrzyli przez szybę na wystawę sklepu, który miał zostać zamknięty za kilkanaście minut. Och, żałował, że jednak nie zrobił sobie zdjęcia w tamtym kombinezonie. I nagle go oświeciło.
– Chcesz go kupić? – spytał domyślnie Davida. Był zawiedziony. – Nie jestem żadną la… To znaczy… Wiesz, co to znaczy! Nie rób ze mnie gorszego. Zużyj kasę starego na nowe modele tych swoich pociągów, czy coś.
– Chyba obaj mamy spore pokłady dumy, co? – odparł chłopak. – Chciałem ci kupić prezent, to chyba nic złego? Pary chyba tak robią. Carol kupowała mi modele, pociągi między innymi.
– Serio? – zdziwił się Ian. Nie był przekonany. On sam nie mógł sobie pozwolić na takie lekkie wydawanie pieniędzy. – To chyba powinienem podziękować za prezent twojemu tacie? – rzucił trochę złośliwie.
– No wiesz? Daj mi szansę, Ian. Nie zakładaj od razu, że jestem takim beznadziejnym chłopakiem. Zarobiłem je.
– Co? Jak? – zdziwił się Ian. – Zatrudniłeś się gdzieś? Laura mówiła, że ty tylko wkuwasz i gapisz się w monitor.
David wzruszył ramionami, uśmiechając się przy tym.
– W sumie, to prawda – przyznał. – Wypuściliśmy taką prostą gierkę na Androida. Nie jest zbyt popularna, ale da się trochę zarobić na reklamach.
Ian teraz już rozumiał słowa Thomasa z rana. Był tylko pedałem. Wszyscy kojarzyli go w szkole jedynie przez to i to na jego własne żądanie. Zachowywał się, jakby jedynie orientacja określała jego osobę. Manifestował to swoją postawą, strojem i zachowaniem, a później tłumaczył tym swoje niepowodzenia. Specjalnie robił z siebie ofiarę. Gdyby nie zaczepiał Thomasa i jego bandy, gdyby ich nie prowokował, to pewnie nie zwróciliby na niego uwagi.
– Chyba… chcę iść do domu – powiedział nagle.
Zaskoczony David przyglądnął mu się uważnie. Chciał popatrzeć mu w oczy, znaleźć jakąś podpowiedź w spojrzeniu Ian, ale ten odwrócił głowę.
– Hej, powiedziałem coś nie tak? – spytał. – Wiem, że nie najlepiej radzę sobie w interakcjach międzyludzkich. Jeśli cię uraziłem, to powiedz.
– To ja, nie ty.
– To chodźmy chociaż do kawiarni. Napijemy się czegoś, co? – poprosił David szczerze zaniepokojony. – Może źle się czujesz?
Ian pokręcił przecząco głową. Zgodził się, aby poszli się czegoś napić. Dlaczego akurat teraz wzięło go na rozmyślania nad sensem życia? I czemu tak mocno to w niego uderzyło?
– David – spytał, gdy szli już w dół ulicy do kawiarni stojącej na rogu – kim chciałbyś zostać, jak dorośniesz?
Davida musiało zdziwić to nagłe pytanie, ale po prostu odpowiedział:
– Zawsze chciałem robić gry, ale nie takie głupoty jak zbijanie trzech kulek w jednym kolorze, tylko fabularne gry akcji. Chyba najbardziej chciałbym założyć własne wydawnictwo, żeby nikt mi nie rozkazywał. – Zaśmiał się. – Nie lubię, kiedy ktoś próbuje mną dyrygować.
– Widzisz, a ja, jak byłem szczylem, chciałem projektować ubrania.
– Tak myślałem. Chcesz iść do jakiejś szkoły artystycznej, czy może od razu na praktyki do kogoś z branży? Nie znam się za bardzo, ale trzeba od razu uderzać jak najwyżej.
Ian zaśmiał się pod nosem. David nie mógł się bardziej mylić. Nie, raczej miał rację, ale on nawet nie planował próbować, bo z góry zakładał, że mu się nie uda. Nie jemu.
– Jak ostatnio mama spytała mnie, co chcę robić po liceum, to powiedziałem, że zrobię jakieś kursy z księgowości czy czegoś i pójdę, gdzie mnie urząd pracy skieruje. Słabe, co?
– Założyłeś, że ci się nie uda, nawet nie próbując? – zgadł David, jakby rzeczywiście czytał mu w myślach. – Zawsze wydawałeś mi się taki przebojowy, dlatego, jak to powiedziała Laura, długo tylko gapiłem się na ciebie. Myślałem, że wyśmiejesz takiego nerda-sztywniaka jak ja.
– Nerda-sztywniaka? – zdziwił się Ian.
– Sam mnie tak nazwałeś. Kilka razy, chociażby na korkach z algebry, pamiętasz? Strasznie to później przeżywałem. Myślałem, że nie mam żadnych szans.
– Ach, rzeczywiście, ale to był żart! – Zaśmiał się. Stanęli już przed kawiarnią. Małą, zaciszną i nudną. – Dobra! To wracajmy do sklepu.
Chwycił Davida za rękę i pociągnął go z powrotem w górę ulicy. Ludzie schodzili im z drogi i oglądali się za nimi.
– Umówimy się tak, że ty kupisz mi dzisiaj prezent, ale następny ja kupię tobie, okej? I musisz cierpliwie czekać, dobra?
– Okej – zgodził się posłusznie David. Nie rozumiał za bardzo, co się właśnie działo, ale mu się podobało. – To może Rolexa? – rzucił. – Trochę głupio ciągle pożyczać od starego.
– Jasne, wysadzanego diamentami!
Ian nie wiązał zbyt dużych nadziei ze spotkaniem z Stardustem. Sądził, że obejrzą go i machnął ręką na amatora znikąd, ale teraz zamierzał się postarać. Nawet jeśli nie wybiorą go na statystę do teledysku, to zawsze może chociaż troszkę poznać ten świat. Ta cała Katy, z którą gadał, wydawała mu się całkiem miła. Może byłaby tak miła, żeby podrzucić mu parę adresów, albo szepnąć o nim kilka dobrych słówek w środowisku.
– Wstydzisz się? – spytał, gdy znów stanęli przed frontem sklepu odzieżowego.
– Zawsze się wstydzę, jak muszę rozmawiać z obcymi ludźmi – przyznał David, otwierając drzwi. – To aż tak widać?
Ian przewrócił oczami, podążając jego śladem. Nie o to mu chodziło.
– Sorry – rzucił, gdy wpadł na jakiegoś faceta, idącego chodnikiem. Ten chciał go wyminąć, ale Ian nie zwrócił na niego uwagi.
– Nic się nie stało.
 
Shane obejrzał się za parą wchodzącą do sklepu. Szczyl ubrany na czarno, to chyba był dzieciak Martina. Wyglądał zupełnie jak on, gdy byli w szkole średniej, pomijając okulary. Gdyby nie to uderzające podobieństwo w ogóle nie zwróciłby na niego uwagi, bo całą skupiłby na tym pstrokatym ptaszku. Kiedy Martin wspomniał o chłopaku syna, Shane wyobraził sobie kogoś raczej wtapiającego się w tłum. Po drugiej stronie, na parkingu dostrzegł też Dodge’a swojego przyjaciela. Pierwsza randka w Challengerze ze Stormare, pomyślał z krzywym uśmiechem.
– Masz szczęście, dzieciaku – powiedział w powietrze i przeszedł przez ulicę do swojego własnego samochodu. W reklamówce oprócz jedzenia na dni powszednie niósł też solone chipsy i kilka piw na dni specjalne.
 
Skończyło się na tym, że jednak poszli do tej kawiarni, potem do księgarni z komiksami, a teraz stali przed czerwonym paczkomatem w pobliżu domu Iana. Według wiadomości paczka zaadresowana na niego powinna tam na nich czekać. Chyba spaliłby się ze wstydu, gdyby przyszła do domu i odebrałaby ją matka. I co gorsza, zajrzałaby do środka, a miała to w zwyczaju.
– Otwieramy? – spytał stojącego obok Davida. – Możemy się jeszcze wycofać.
– A chcesz? Bo ja wręcz przeciwnie.
– Dobra. Tylko wygrzebię kod.
Po chwili drzwiczki od jednej z większych skrytek się otworzyły, a im oczom ukazała się paczka obklejona różowym papierem. Na szczęście bez żadnych zbereźnych nadruków.
– Twoja mama jest w domu? – spytał David.
– Może. Nie wiem. Ale ja mam pokój na górze, a ona rzadko wchodzi na piętro.
– Hm.
Obaj patrzyli wgłąb skrytki wzrokiem, jakby czekał tam na nich przynajmniej Święty Graal.
– Trochę to dziwne, że prezenty postanowiliśmy sobie kupować z własnych pieniędzy, a zakupy w seks shopie zarobiliśmy za kieszonkowe. – Zaśmiał się Ian, sięgając po paczkę.
– Widocznie takie mamy priorytety.
Z paczką owiniętą w różowy papier i materiałową, elegancką torbą ze sklepu z ubraniami szli teraz opustoszałą po zmroku ulicą do domu Iana.
– Wiesz, sorry za to, co dzisiaj odwaliłem… Na pierwszej randce – zaczął speszony. – Tylko… tak nagle to we mnie uderzyło, że nic nie robię, tylko narzekam i szukam wymówek. Wszyscy się starają, nawet Thomas idiota w tym idiotycznym zespole. Tylko ja się opierdalam i jęczę. Specjalnie robię z siebie ofiarę.
– Nie do końca rozumiem, o co chodzi – przyznał David. – Wiem, że wasze socjalki z Laurą są bardzo popularne. Widziałem to wasze „bi marzenie”. – Zaśmiał się lekko. – I te wszystkie komentarze. Nie spodobały mi się zarówno te dotyczące jej, jak i ciebie.
Ian zrobił głupią minę, jakby nie wiedział, o co chodzi. Ta, on też je czytał. I te pod zdjęciem elfa z lasu. Mile łechtały jego ego, nawet te bardzo niewybredne. Z chęcią poczytałby więcej.
– Ta, ale to wszystko Laura zaczęła. Gdyby nie ona to ja dalej siedziałbym w pokoju, przed kompem, oglądając Jeffree’go Stara i użalając się nad sobą, bo cały świat jest przeciwko mnie – zakpił z siebie.
– Czyli to koniec bijatyk z Thomasem?
– Na to wygląda. Nie będziesz mi musiał znowu wycierać łez i rozmazanego makijażu.
– Mam nadzieję.
Pierwszym, co zwróciło uwagę Davida w pokoju Iana, był plakat przyklejony do sufitu centralnie nad łóżkiem, na którym leżało pełno ciuchów.
– Kto to? – spytał.
– Hm? – Ian podążył za jego wzrokiem. – Stardust. Nie kojarzysz go?
Zdziwiło go to. Nie każdy lubił taki rodzaj muzyki, ale chyba każdy kojarzył gwiazdę tego formatu i jeszcze z tak charakterystyczną aparycją.
– Nie bardzo.
Ian nie to miał teraz w głowie, więc uciął temat.
– Kulturalnie byłoby zaproponować teraz coś do picia – zaczął, uśmiechając się przekornie. – Ale chyba możemy sobie odpuścić konwenanse?
– Konwenanse? – powtórzył David, sam uśmiechając się w ten trochę lisi sposób i patrząc na niego ponad szkłami okularów. – Podoba mi się, jak wypowiadasz to słowo.
Ian spojrzał na niego zdziwiony, ale zaraz na jego ustach pojawił się równie cwany uśmiech.
– No, tak. Jesteś kujonem, lubisz trudne słowa. Co powiesz na… prokrastynację? Podnieca cię?
– Bardzo, ale ja nie będę zwlekać.
Pocałowali się. David objął Iana rękami w pasie, podnosząc przy tym poły jego kurtki. Pod spodem nie miał nic, więc dotykał jego ciepłej skóry. Ian wsadził mu język między wargi. David zamruczał aprobująco, czując to i dłonie go obejmujące.
– Mm…
Ian otworzył bardzo szeroko dotąd zamknięte oczy, gdy poczuł jego wzwód na swoim kroczu. Szybko reagował. Uśmiechnął się w jego wargi. Czyli to jednak się dzieje. Gdy prawie cały dzień przygotowywał się do tej randki na różne sposoby, także mentalny, kilka razy przeszło mu przez myśl, że David może nie chcieć tego robić. Ten jednak rzeczywiście nie zwlekał, bo zaczął zsuwać mu z ramion kurtkę. Ian puścił go na chwilę, by mogła zsunąć się na podłogę. Teraz na torsie błyszczał mu jedynie złoty naszyjnik.
– Na łóżko – zaproponował?
David spojrzał na nie. Było całe zawalone ciuchami. Ian musiał długo zastanawiać nad strojem. Zrobiło mu się przez to jakoś miło.
– Tylko pozbieraj może? Bo pobrudzimy.
– Okej! – Zaśmiał się Ian.
Szybko zebrał wszystko na kupkę i rzucił na krzesło. Potem sam się rzucił na łóżko, gestem dłoni zapraszając Davida. Chłopak usiadł na brzegu i pochylił się, aby znowu go pocałować. Miał przy tym takie rozpalone spojrzenie. Ciemne, rozburzone włosy spadały mu na czoło.
– David – szepnął Ian, sięgając do guzików jego koszuli. – Jak daleko chcesz się dzisiaj posunąć?
– Hm?
– Wiesz. – Ian uśmiechnął się do niego, wystawiając na chwilę język. – Ja dzisiaj miałem dużo czasu. Przygotowałem się na tę randkę bardzo dokładnie.
David spojrzał na niego lekko zaskoczony, a potem oddał uśmiech.
– Jeśli chcesz… Nie mam takiej silnej woli, żeby mógł odmówić takiej propozycji.
– Chcę. To ściągnij spodnie, a ja otworzę paczkę.
Ian sturlał się z łóżka i poszedł do porzuconej przy drzwiach paczki, samemu gubiąc przy tym dolną cześć garderoby. David przyglądał mu się, rozpinając skórzany pasek. Zasyczał między zębami, gdy Ian się pochylił, wypinając drobne, ale kształtne pośladki.
W kartonie było kilka fajnych rzeczy, ale Ian wyciągnął jedynie żel intymny i paczkę prezerwatyw. Ładnych, kolorowych. Wrócił do nagiego już David. Położył mu dłoń na klatce piersiowej, sugerując, aby się położył.
– Ale on się na mnie gapi! – zaprotestował David i przekręcił ich w drugą stronę.
– Co? – rzucił Ian, ale zaraz jego wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem czerwonych oczu z plakatu na suficie. – Och. No to teraz będzie się namiętnie patrzył w moje oczy, gdy będę pieprzony i na twój tyłek, gdy będziesz mnie posuwał. – Zachichotał.
David prychnął, po czym docisnął Iana mocniej do materaca, znów go całując i kładąc dłonie na szczupłych biodrach chłopaka.
– To drugie mnie nie obchodzi, a ty zamkniesz oczy – rzucił bardzo stanowczo jak na siebie.
– To rozkaz? – Zaśmiał się Ian.
– To chyba nie jest otwarty związek?
– Mam nadzieję, że nie.
Objął Davida ramionami, oddając kolejny pocałunek. Wymacał porzuconą na pościeli tubkę. Sięgnął do siebie z już nawilżonymi palcami. Chciał to zrobić szybko i najlepiej ukradkowo. David jednak usiadł między jego nogami i chwycił go za kolana, rozchylając szczupłe, długie nogi.
– Chcę widzieć.
– O… okej – rzucił głupio Ian.
Nie spodziewał się tego. Spoconą z ekscytacji dłonią sięgnął do swojej moszny, by lekko ją unieść, bardziej się odsłaniając. Palcami drugiej sięgnął do swojej szparki, już dzisiaj trochę wymęczonej. Wsunął je powoli, patrząc przy tym na twarz Davida. Nie spotkali się jednak wzrokiem, bo chłopak z lekko rozchylonymi ustami obserwował poruszające się powoli palce. Wyglądał jak zahipnotyzowany.
– Chcę go w ciebie włożyć – powiedział, akcentując każde słowo.
– Widzę. – Uśmiechnął się Ian. Dzięki bogu, pomyślał. – Chodź.
David kiwnął głową. Sięgnął do swojego penisa, pocierając go parę razy wolno. Rozejrzał się za prezerwatywami. Gdy nachylał się już nad Ianem, chłopak resztę żelu z dłoni wytarł o jego penisa. Chciał go dotknąć, poczuć na chwilę na palcach.
Stęknął głośno, nie hamując się, gdy David zaczął się w niego wsuwać. Powoli, ale nieustępliwie. Im głębiej w nim był, tym Ian szerzej otwierał oczy. Chwycił Davida za kark, a ten pocałował go w policzek. Ian uśmiechnął się. Pogłaskał go po plecach, mimowolnie jego wzrok padł na plakat przyklejony do sufitu. Stardust się na nich patrzył. Ta myśl go rozbawiła. Gwiazdor pewnie sam miał znacznie bardziej wyuzdane życie erotyczne, więc nie powinien się zgorszyć.
– Dobrze? – szepnął David. W jego głosie było słychać wręcz błaganie. Bardzo nie chciał usłyszeć przeczącej odpowiedzi. Bardzo nie chciał się wysuwać.
–  Tak. Bo ja długo nie wytrzymam…
David pomrukiwał takim przyjemny głosem, gdy go pieprzył. W ogóle nie przypominał tej flegmatycznej wersji siebie, którą obdarzał większość świata. Ian pojękiwał z każdym pchnięciem, rzeczywiście trzymając oczy zamknięte. Sięgnął dłonią do swojego sztywnego penisa, by się pieścić. Był już mokry na czubku.
David zamruczał głośniej i ścisnął jego biodra w mocnym chwycie, gdy nagle w nim doszedł. Ian otworzył oczy, by spojrzeć na jego twarz w ekstazie. Wciąż miał okulary, ale zsunęły mu się do połowy nosa. To jakoś rozczuliło Iana. David oprzytomniał, lekko potrząsając przy tym głową. Nachylił się szybko, aby go pocałować, przesunął przy tym dłonią po udzie chłopaka. Ian z takim samym zapałem oddał pocałunek, a potem doszedł w swoją dłoń.
– Ach! – jęknął przy tym.
David z zachwytem przyglądał się jego rozświetlonej twarzy. Na powiekach wciąż miał brokat, który po teraz rozsiał się po jego zarumienionych policzkach. Ucałował go w jeden z nich, zsunął prezerwatywę, a potem położył się obok chłopaka. Spojrzenie jego czarnych oczu mimowolnie znów spoczęło na tym plakacie.
– Rzeczywiście nas obserwuje – rzucił rozbawiony. – Ciekawe co sobie myśli?
Ian przekręcił się w jego stronę. Uderzyli się przy tym nosami.
– Może nam zazdrości? – odparł, uśmiechając się do niego.
David zamruczał, zgadzając się z taką możliwością.
***
Laura wróciła grzecznie koło dwudziestej pierwszej w przeciwieństwie do drugiego z bliźniąt. Skyler zbeształa swojego męża za brak odpowiedzialności, ponieważ nie zapytał syna, gdzie idzie. Martin odburknął, że David jest prawie dorosły i nie ma potrzeby go niańczyć. Skyler jedynie pokręciła głową, dając tym wyraz swoje dezaprobaty i posłała mu jeden z tych kastrujących fiuta spojrzeń. Na szczęście poszła spać dość wcześnie, jak to miała w zwyczaju.
Cóż, Martin podejrzewał, co jego syn robi, też był kiedyś nastolatkiem. Nie chciał o tym rozmyślać, cieszył się tylko, że jego córka grzecznie śpi w swoim pokoju. Jak zechce zostać mamą, mogłaby sobie po prostu wyczarować dziecko. Tak by było najlepiej. David wrócił koło pierwszej. Hałas z przedpokoju obudził Martina, który i tak był nocnym markiem. Wstał i poszedł do kuchni, żeby się czegoś napić. Wtedy usłyszał też pukanie do drzwi. Bardzo napastliwe. Obawiał się, że to straż pożarna albo osiedlowa ochrona. Zdziwił się, gdy po otwarciu drzwi zobaczył Shane’a wyraźnie pijanego. Może wypił za dużo rumu? Zawsze kojarzył mu się z piratem przez tę bródkę i srebrne kolczyki koła. Właśnie przez nie wyglądał na geja już na pierwszy rzut oka.
– Shane? Co ty tu robisz o tej godzinie?
– Wpuścisz mnie?
Martin zmarszczył brwi. Zaparł się dłonią o framugę drzwi, blokują wejście.
– Nie.
Shane uśmiechnął się pod nosem.
– No jasne – rzucił rozbawiony. – Nigdy nie pozwoliłeś mi wejść do swojego domu. Tysiące razy odprowadzałem cię nawalonego, a ty zawsze odpychałeś mnie przed waszą posesją i mówiłeś, że już dojdziesz sam.
– Shane, jesteś pijany. Odwiozę cię do domu. Poczekaj, to wezmę kluczyki.
– Nie. – Pokręcił głową, a potem znów się zaśmiał. – Widziałem dzisiaj twojego syna z tym tęczowym ptaszkiem. Dałeś mu swojego Dodge’a. – Zapowiadało się na jakiś dłuższy, pijacki monolog, ale Shane nagle ucichł. – Martin…?
– No? – mruknął zmęczonym głosem Stormare.
Shane spojrzał wprost na niego, a Martin pod naporem tego spojrzenia aż cofnął się o krok.
– Kocham cię.
Martin instynktownie obejrzał się za siebie. Wszyscy spali. Przełknął ślinę i pomasował się po czole.
– Wiem – przyznał cicho po chwili.
– Wiem, że wiesz. Tylko chuj z tego? – mruknął Shane, wciąż jednak się uśmiechając. – Oni też wiedzą. Zawsze w końcu pytają o te pierdolone chipsy. Wiesz, Martin, ja nienawidzę chipsów. Są niezdrowe, kruszą się i mają olej palmowy. I zawsze w końcu pytają, dla kogo ja trzymam te chipsy. I w końcu odchodzą.
Sięgnął do reklamówki, którą trzymał w lewej dłoni i wyciągnął żółtą paczkę. Dał ją Martinowi, dociskając mu ją do torsu.
– To ostatnia paczka tego chujostwa, jaką kupiłem. Twój tresowany sznaucerem zrywa się ze smyczy.
I odszedł chwiejnym krokiem, zostawiając Martina Stormare z paczką solonych chipsów. 

4 komentarze:

  1. Ta randka była naprawdę udana :) I to nie tylko ze względu na to gdzie byli i do czego doszło, chociaż też mi się podobało :) Ale w końcu Ian zaczął inaczej patrzeć na swoje życie. Może w końcu zawalczy o siebie? Ciekawe czy właśnie u tego Stardursta będzie miał na to szansę? A z innej beczki, to czy Shane się tak zbuntował przez to, że zobaczył syna Martina? Chciałabym przeczytać jego rozmyślania, które doprowadziły do tego. Chociaż, może to nie to będzie najważniejsze? Może teraz ważne jest to, co z tym wszystkim zrobi Martin? Niby nie układa mu się z żoną, ale z drugiej strony raczej nie zauważyłam niczego co świadczyłoby, ze interesuje go ta sama płeć... Hmm zaczynam się zastanawiać, który wątek będzie ciekawszy 😁 Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shane poczuł rozgoryczenie, bo "syn mógł, a ojciec nie". W kolejnym rozdziale planuję taką małą retrospekcję do czasów, gdy Shane i Martin byli w tym samym wieku, co Ian i David teraz.
      Jak zwykle dzięki za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ich pierwszy raz był szybki, i to na wielu płaszczyznach :D
    Nie wiem jeszcze czy lubię Shana, ale Martin ma krechę :( a tak go kochałam!
    Powodzenia na nowym blogu! Idę czytać dalej :*
    Jak zawsze weny!
    MaWi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, młode, wyzwolone pokolenie szybko przechodzi do sedna sprawy i aż za bardzo się tym ekscytuje. "Te sprawy" Santy Boy'a i Saszy z "TB" i "Life is Cheap" potrafiłam rozciągać na cały rozdział, bo to starzy wyjadacze byli :D
      I cóż ten biedny Martin mógł zrobić?
      Dzięki za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń