środa, 8 marca 2017

ZAKOŃCZENIE BLOGA - INFORMACJA

Informacja
Po miesiącu myślenia postanowiłam spasować z blogiem. TB oczywiście dokończę. 

Teraz epistoła. Jak wam się nie chce czytać, to przeskoczcie do przedostatniego akapitu.
Dlaczego? Wymyśliłam tę historię w wakacje z nudów. Zamiast patrzeć na drogę, gapiłam się na bocianie gniazdo i tak o to skończyłam z rozciętym czołem, potłuczonymi kończynami  i wstrząśnieniem mózgu. Na szczęście rowerowi nic się nie stało. Tak nawiasem, jeśli nawet krew z twojego czoła skapuje już na podłogę, a w głowie masz jedynie nieprzyjemny szum i ból, to i tak musisz odczekać 4 godziny na SORze, aż ktoś się nad tobą zlituje. W każdym razie, resztę wakacji przeleżałam i jakoś tak TB wpadło mi do głowy. 

Od początku wiedziałam, że to nie będzie popularne opowiadanie - nie jest ono łatwe i przyjemne jak Taylor Swift. Jest bardziej jak jakiś muzyk-amator na YouTube. Może i coś tam umie, ale jakiś taki trochę zbyt bardzo creepy i niszowy. Blog jednak o dziwo zdobył jakąś popularność. Była tu Leśna, była Dream. Dziękuję też wszystkim innym, którzy skomentowali opowiadanie :* Blog założyłam po to, aby podzielić się innymi tą historią, dowiedzieć się, co o niej myślą. Gdzieś w środku zdecydowałam, że jeśli 2 osoby nie skomentują rozdziału przez tydzień, to będzie koniec. Raz to zignorowałam i teraz znów mamy taką sytuację. Nie chodzi mi o popularność tylko o to, że skoro TB nie jest na tyle interesujące, aby zostawić po sobie parę zdań, to nie warto trudzić się z blogiem. Bo według mnie blog służy do nawiązania pewnego kontaktu z czytelnikami. Wszystko biorę na klatę, bo wiem, że powinnam dać z siebie więcej. Poziom aktualnych rozdziałów jest niższy niż tych z wakacji, ale po prostu nie mam czasu/siły. Mimo to i tak smutny jest fakt, że informacja o opóźnieniu ma więcej komentarzy niż sam rozdział. Ale oczywiście TB nie porzucam.

Skończę resztę rozdziałów w swoim tempie, czyli dość żółwim. Sama jestem zdziwiona tym, że sklecenie kilku stron w wordzie może zająć więcej niż dwa tygodnie. Jak już postawię THE END, to wszystko ładnie zedytuję i wrzucę całe opowiadanie na beezar, oczywiście ZA DARMO. Wstawię też pozostałe rozdziały na bloga. 

Na pożegnanie jeszcze Sasza, którego zrobiłam kiedyś tam, ale nigdy nie pojawił się na blogu. Prawda, że brzydki? :)


środa, 1 marca 2017

ROZDZIAŁ 21 - Szesnaście godzin życia, osiem godzin spania i kolejna kartka do wyrwania

Posypuję głowę popiołem za tak długi czas pomiędzy pojawieniem się kolejnych rozdziałów, jednak jakieś wielkiej poprawy w najbliższym czasie nie mogę obiecać. Oczywiście będę się starać z całych sił. Zdradzę wam, że chcę zakończyć TB w maksymalnie 30 rozdziałach i na pewno któryś z głównych bohaterów zginie. Domyślacie się kto?

budził się, gdy za oknem panował już całkowity mrok. Taa, może w Nigerii. W żadnym mieście w USA nigdy nie było zupełnie ciemno, bo noc rozpraszały tysiące, jeśli nie miliony sztucznych źródeł światła, fałszywych Słońc. Jakby ludzie uważali się za jakichś bogów, którzy mają prawo decydować, kiedy ma kończyć się dzień, ale przecież God never alive. Sam tak kiedyś śpiewał. To zabawne, bo on nie miał zielonego pojęcia o śpiewaniu, podobnie jak o graniu – lata temu, gdy jeszcze nie drżały mu palce, znalazł się na jakiejś tam liście najlepszych gitarzystów, a nawet nie umiał czytać nut. Co zresztą, nie było znowu taką rzadkością wśród metalowców i w niczym nie przeszkadzało. Ponieważ wtedy, gdy mieli po dwadzieścia lat, nie pisali i nie nagrywali piosenek, bo to przecież takie trywialne. Bo tak robią gwiazdeczki pop. Wszyscy byli święcie przekonani, że ich muzyka jest czymś głębszym. Środkiem wyrazu ich filozofii, głosem przemawiającym do ludzi pod sceną. Że to jest naprawdę coś wyjątkowego i wartościowego. Głębszego. Bo przecież mówili ludziom „Hej, pierdolcie system”. To było coś, prawda? Mimo że Santa Boy dalej nie potrafił zdefiniować, czym był tak dokładnie owy system. Nikt się tym jednak nie przejmował, bo każdy wiedział, czym on jest. System to system. Teraz, po latach, dochodził do wniosku, że to było jedynie wytłumaczenie, przykrywka, bo wszystko tak naprawdę sprowadzało się do ćpania, chlania i dupczenia. A nic tak nie łamie systemu, jak chlanie, ćpanie i dupczenie, co nie? Jednak na nie trzeba mieć pieniądze, ale jak je zarobić nie pracując, bo praca to przecież nic innego jak wyzysk człowieka przez establishment?