Dziękuję wszystkim za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Bardzo pomogły, bo miałam jeszcze ochotę na klecenie nowego rozdziału pomiędzy pieczeniem, gotowaniem i sprzątaniem. Życzę wszystkim wesołych Świąt spędzonych tak, jak wam się marzy, bo wiem, że niekiedy z tym ciężko. Kto już usłyszał od ciotki/wujka "A kiedy znajdziesz sobie żonę/męża, bo już najwyższy czas?", ręka w górę :)
anta
Boy przysunął stopą krzesło, które stało przy stoliku obok.
Starsza pani przy nim siedząca obrzuciła muzyka przestraszonym
spojrzeniem, ale zaraz spuściła głowę i skupiła się na swojej
herbacie. Wszyscy klienci szpitalnej kawiarni zaprzestali swoich
dotychczasowych czynności i popatrzyli w stronę pary mężczyzn,
gdy rozległ się pisk drewnianych nóg przesuwających się
po parkiecie. Niezrażony niczym Santa Boy poklepał siedzenie i
uśmiechnął się do stojącego w progu Matta. Ten przełknął,
miał nadzieję, dyskretnie ślinę i kiwnął głową. Przy stoliku
było tylko jedno wolne miejsce, więc postanowił nie przeszkadzać
i po prostu udać się do domu, ale najwidoczniej Santa Boy miał
względem niego inne plany.