W ostatnim poście, który był prawie rok temu pisałam, że wracam ze świata zmarłych, czy coś... Może mam dziewięć żyć? To straszne. Ten rozdział EROS/SORE nic nie wnosi, może zapowiedzią powolnego zakończenia, które, jak zwykle, nie może być szczęśliwe dla wszystkich. Ciekawe, czy ktoś to przeczyta? 😄 Czy mam coś na swoje wytłumaczenie? W sumie tak, ale to na tyle prywatne, że zachowam to dla siebie. Przepraszam. Pozdrawiam 😀
Martin fatalnie grał w kręgle, dlatego teraz ucieszył się ze zdobytych dwóch punktów. Sięgnął po następną kulę. Shane popijał piwo i na przemian przyglądał się z kanapy jego wysiłkom oraz dziewczynie siedzącej po prawej dwie loże od nich. Jakiś czas temu wyczuł jej wzrok na sobie. Co chwila zerkała na niego, co bardzo nie podobało się jej, jak podejrzewał lekarz, chłopakowi, ubranemu na sportowo byczkowi. W przeciwieństwie do dziewczyny jego spojrzenie nie było maślane, wręcz przeciwnie, sypały się iskry. Shane nie chciał mieć problemów, na przykład spotkać tego gościa w kiblu albo na podziemnym parkingu. Każdy gej najbardziej bał się chorób wenerycznych, żylaków odbytu i wpierdolu od wkurzonego cisheteroseksualnego faceta. Martin po kolejnej porażce postanowił zrobić sobie przerwę. Dosiadł się do Shane’a ostentacyjnie blisko, kładąc mu przy tym za plecami ramię na oparciu kanapy.