niedziela, 21 sierpnia 2022

EROS/SORE - ROZDZIAŁ 32 - To się robi coraz bardziej skomplikowane

Shane wgryzł się w odpakowanego przed momentem loda na patyku. Gruba, czekoladowa polewa z przyjemnym trzaskiem pękła w jego ustach. Andy patrzył na niego z zazdrością. On nie mógł jeść zimnych rzeczy, na samą myśl bolały go zęby. Chociaż sam je sprzedawał, uważał wydawanie kasy na te luksusowe lody z nadzieniem, polewą i orzechami za rozrzutność. Shane ze smakołykiem w ręce usiadł na stercie pustych, plastikowych skrzynek na piwo, które czekały na wymianę.

– Hej, powiedz tak szczerze… – zaczął, sugestywnie rozglądając się po skromnym wnętrzu sklepiku, jednego z niewielu rodzinnych biznesów, które przetrwały w okolicy. Większość na zawsze zamknęła swoje drzwi, uznając przegraną z wielkimi molochami, hipermarketami i centrami handlowymi. – Wychodzisz chociaż na zero?

Andy zapalił papierosa. Nie śpieszyło mu się z odpowiedzią. Do niczego mu się nie śpieszyło.

– W lecie jest okej. Dzieciarnia przychodzi po lody, starzy po schłodzone browary. Jeszcze woda mineralna, soki, gumki… Chociaż tych ostatnich więcej schodzi w zimie. Ludzie siedzą w domu, nudzi im się, więc się więcej ruchają.

Shane parsknął śmiechem. Palcem starł z czekoladę z ust. Prawie się opluł.

– Także, różnie – dokończył Andy. – To moja forteca. Nie mogę jej porzucić.

– Kumam.

Oblizał patyczek i razem z papierkiem wyrzucił go do śmietnika. Na ladzie czekała na niego płócienna, ekologiczna siatka wypełniona drobnymi zakupami. Wczoraj nie zapisał na liście śmietany i mleka zagęszczonego. Śmietana była do sosu. Mleko Martin dodawał do kawy. Używali różnych past do zębów, różnych pianek do golenia, lubili inny rodzaj chleba. Codziennie odkrywał jakieś nowe rzeczy. Cieszyły go.

– Lecisz dokończyć obiad dla swojego księcia?

– Trochę za stary na księcia – prychnął Shane – ale tak.

– Szczęśliwy jesteś, co? – spytał Andy, opierając podbródek na dłoni. – Wszedłeś już całkiem w tryb żonki? On idzie rano do pracy, wraca na gotowe, bo ty gotujesz między pacjentami. Może z łaski umyje naczynia, potem, jeśli ma dobry nastrój, się na ciebie wespnie. I jesteś ukontentowany.

– Cały czas jest w świetnym nastroju – odparł, nie mając Andy’emu za złe. Lubił to jego specyficzne poczucie humoru. Docinali sobie wzajemnie, jak tylko przyjaciele potrafią. – Jestem ukontentowany.

– To wszystkiego dobrego na nowej drodze życia.

– Czemu go tak nie lubisz? – spytał Shane, znów przysiadając na stercie skrzynek.

– Nie lubię? Nie wiem, czy nie lubię. Nie ufam mu. To chłopiec z bogatego domu. Tacy się przejmują statusem i tym całym burżuazyjnym syfem. Tacy zawsze mi śmierdzą. Nie boisz się, że jednak wymięknie?

– Nie. Tego akurat nie. – Uśmiechnął się. – To typ misia. Niby bydlę na metr dziewięćdziesiąt, ale tak serio jest łagodne i potrzebujące opieki. Teraz ma tylko mnie.

– Stąd ten prezent? – Andy wychylił się, by chwycić między palce płatek ucha Shane’a. – Nowe kolczyki. Złote.

Shane strzepnął jego rękę. Wreszcie wyglądał na trochę zakłopotanego. Jego dłoń powędrowała w to samo miejsce.

– Robi z ciebie twoją żonkę, a ty się cieszysz – powtórzył. – W życiu cię nie zrozumiem.

– Nie musisz. Przyjaciel ma słuchać i potakiwać głową – zaśmiał się Shane.

– Tak? – Andy wyprostował się na krześle. Uśmiechnął się w ten charakterystyczny dla niego sposób jak chłopiec, który narozrabiał i zamierza się tym pochwalić, zamiast czuć skruchę. – No to słuchaj. Obaj wiedzieliśmy, że kiedyś do tego dojdzie, bo taki ze mnie hetero, jak z ciebie, ale… Rozwój wypadków to nawet mnie zaskoczył.

Neurolog uniósł brwi, dając wyraz szczerego zainteresowania. Sos do pieczeni mógł jeszcze trochę zaczekać.

– Dałeś dupy? – spytał wprost. – Ktoś z okolicy? Znam go?

– Tak. Nie. Nie wiem. W tej kolejności.

Tylko jedno kłamstwo, pomyślał Andy. Nie tak źle.

– Zrobiłem to i dalej nie mogę cię pojąć – kontynuował. – Wiesz, to twoje umiłowanie do wielkich skurwieli, którzy robią z tobą, co chcą, a ty się nie sprzeciwiasz. Dodam, że niektórzy z twojej kolekcji byli całkiem zdrowo popierdoleni. Sama wyobrażenie jakiegoś byczego gościa, który by mnie przygniatał swoim cielskiem z fiutem w mojej dupie, przyprawia mnie o dreszcze. I aż mi się robi niedobrze na samą myśl. Bez urazy.

– Bez urazy – powtórzył Shane, uśmiechając się. – Cóż, każdego kręci coś innego. I jak było? Zbiera się na powtórkę?

Teraz Andy wstał, żeby z lodówki wyciągnąć jednego z tych kolorowych, niezdrowych lodów. Miał trzy tęczowe warstwy i polewę z zielonej czekolady z musującymi drobinkami. Dzieciarnia je kochała. Były tanie i miały tonę cukru. Oparł się tyłkiem o lodówkę. Skrzywił się, gdy poczuł lekki ból po wgryzieniu się w zimną masę. Powinien iść do dentysty, ale szkoda było mu wydawać pieniądze.

– Anal był świetny, ale to jednak był facet. Dziwnie było patrzeć na jego sterczącego fiuta. Cipki są ładniejsze. Czułem się mega dziwnie, jak musiałem rozłożyć przed nim nogi. To jest takie strasznie ogołacające ze wszystkiego. Oddajesz mu wszystko. To zupełnie coś innego. Teraz lepiej rozumiem, dlaczego dla dziewczyn tak ważne jest dziewictwo i pierwszy raz. Bardziej bym to szanował, gdybym wiedział wcześniej.

– To może każdy hetero powinien się dać raz przerżnąć? – zasugerował Shane, śmiejąc się. – Ale masz całkowitą rację.

– Świat by się wtedy bardzo zmienił. – Uśmiechnął się Andy. – Może nie byłoby tyle wojen.

W tym momencie dzwonek przy drzwiach przyczepiony na wstążce wreszcie wydał jakiś dźwięk. Do sklep wszedł wysoki chłopak. Trudno było go pomylić z kimkolwiek innym, chociaż Shane widział go tylko raz, jeśli dobrze kojarzył. Martin pożyczył synowi swój ukochany samochód, żeby mógł wybrać się na randkę właśnie z tym cudem. Chłopak miał mocno związane czerwone włosy w kok na szczycie głowy, jego łososiowa koszula z nadrukowanymi liśćmi marihuany współgrała z trampkami ozdobionymi tym samym motywem. Przy tej kombinacji jego bardzo ciasne, czarne dżinsy były wręcz nudne.

– Cześć, Andy.

– No hej, młody.

Shane’a zdziwił fakt, że jego przyjaciel i dzieciak się znają. W sumie nic w tym takiego niesamowitego, pomyślał. Wszyscy mieszkają w okolicy, a Andy prowadził sklep. Znał go chyba każdy w okolicy. W starym sklepiku zebrały się trzy kociaki, a nikt nie wystawił miski z mlekiem, zaśmiał się w myślach.

Ian wygrzebał z plastikowej kuli na ladzie lizaka o smaku Coli i po odpakowaniu wpakował go sobie do ust. Z kieszeni wyciągnął kartkę z listą zakupów.

– Potrzebuję tego – powiedział, podając ją Andy’emu.

Ten sceptycznie popatrzył na listę.

– Wiesz, że w supermarkecie wydałbyś na to znacznie mniej?

– Wiem, ale nie chcę, żebyś poszedł z torbami. Kto mi będzie sprzedawał promile wtedy? – Popatrzył na siedzącego obok Shane’a. Uśmiechnął się i przycisnął palec do ust. – Ciii… Pan niczego nie słyszał, okej?

– Okej – zgodził się lekarz, puszczając mu oczko.

Andy wstał i zaczął jedną ręką ściągać z półek produkty z listy. W drugiej wciąż trzymał loda.

– Czyżby ciasto? – zagadał Shane, gdy na ladzie wylądował biały ser, mleko i masło.

– Chyba nie masz urodzin, co? – dopytał Andy.

– Laura chciała spróbować zrobić ten japoński sernik. Wiecie, piecze się go w wodzie, znaczy, w parze wodnej. Mama jedzie na weekend do ciociu, więc akurat fajnie się składa.

– Wolna chata, a ty będziesz się bawił w dom? – Andy udał załamanego. – To teraz dzieciarnia nie robi już dzikich imprez jak za naszych czasów? Gdzie wóda, pigułki, trawa i seks? Korzystaj z młodości, póki możesz. Mówię ci to ja, bardzo zmęczony życiem, na granicy kryzysu wieku średniego.

– Chyba za wcześnie na ten kryzys? – spytał Ian, a Shane przytaknął mu kiwnięciem głowy. On czuł się ostatnio niczym ten młody bóg.

– To weź chociaż to. – Andy spod lady wyciągnął opakowanie prezerwatyw.

– Sorry, ale gumki kupuję przez neta. – Zaśmiał się Ian. – Na afterparty zostanie ze mną David. Myślę, że będziemy się bardzo dobrze bawić.

Dzieciak w ogóle się nie wstydził. Shane siedział przecież obok i wszystkiemu się przysłuchiwał. Nie znali się. Zazdrościł ludziom takiej pewności siebie. Może gdyby umiał zdobyć się na to w liceum, wszystko potoczyłoby się inaczej, niedobrze dla tego dzieciaki, bo David Stormare nie pojawiłby się na tym świecie.

– Dobra, już nie szpanuj. Będzie osiemnaście dolców i dwadzieścia pięć centów.

Ian zapłacił i spakował zakupy do plecaka. Ten miał sporo naszywek. Shane zauważył nazwy zespołów i oczywiście tęczę oraz wielkie „Pride”.

– No to narka! – Ian się pożegnał. Pomachał jeszcze facetowi siedzącemu na skrzynkach. Przypatrywał mu się, gdy Andy ściągał z półek zakupy. Facet był naprawdę niezły i wyglądał na geja. – Do widzenia, panu.

 

– Ciekawy, co nie? – parsknął Andy. – Takie jasne słoneczko.

– To chłopak Davida. Syna Martina.

– Serio? Jaki ojciec taki syn! Chociaż synek ma większe jaja. Nie scykał jak jego staruszek w liceum.

Shane w duchu przyznał mu rację. Gdyby nie David i jego determinacja, Martin pewnie nigdy nie zdecydowałby się na zrobienie tego jednego kroku na przód. Dalej przychodziłby do niego tylko wyżerać czipsy, chlać piwo, oglądać mecze i narzekać na swoje małżeństwo.

Ten stary pierdziel Stormare nie mógł wiedzieć, że jego wnuk też strzela do innej bramki. Z frustracji już by ołysiał, a rodzinkę wraz z domem spalił, aż zostałby tylko popiół na gołej ziemi. Andy’emu bardzo nie spodobało się to, czego się właśnie dowiedział. Sytuacja bardzo się komplikowała, a przez tego starego zgreda wszyscy mogą ucierpieć.

Po chwili znów został w sklepie sam. Shane truchtem ruszył z powrotem do domu dokończyć obiadek dla swojego mężusia. W ciągu godziny miał dwóch klientów. Jeden przyszedł kupić papierosy, dziesięć paczek na zapas, drugi musiał być tu przejazdem. Wziął trochę suchego prowiantu i napoje energetyczne. W końcu dzwonek przy drzwiach znów się odezwał. Na widok gościa Andy nie mógł wybrać, jaką minę powinien przykleić na twarzy. Drzwi z lekkim skrzypieniem zawiasów zamknęły się za mężczyzną z zaplecionym po lewej stronie warkoczem, który opadał mu lekko na ramię, kolczykiem w przegrodzie nosowej i w błękitnej marynarce ze srebrnymi, zdobionymi, metalowymi guzikami. Te trzy elementy najbardziej przyciągały uwagę i wzrok. Andy wiedział, że gdyby ten mężczyzna tak zgrabnie wymykającym się wszelkim standardom był nagi, wzrok przyciągałby przede wszystkim jego wielki fiut, który niedawno w nim zagościł. Czyżby jego sklep stał się jakąś ostoją gejów? – pomyślał. To już trzeci tego dnia.

W dużych wazonach na podłodze przed oknami stały kwiaty, które hodowali rodzice  i babcia Andy’ego. Ostatnio Stardust kupił bukiet dla matki. Teraz wyciągnął z wazonu kilka różowych i białych mieczyków. Podszedł do lady. Andy przyglądał mu się uważnie, wciąż nie móc zadecydować, jak zareagować. Nawet się jeszcze nie odezwał. To nie było typowe dla niego. Rzadko bywał zmieszany, a gdy już mu się to zdarzyło, przykrywał wszystko żartem, jakąś głupią gadką. Siedział za ladą, więc Stardust patrzył teraz na niego z góry. Wyciągnął jeden z kwiatów i końcem z nierozkwitłym jeszcze różowym pąkiem musnął usta Andy’ego. Ten otworzył je skonsternowany. To z nim pogrywano. Znalazł się w odwrotnej sytuacji, niż był do tego przyzwyczajony.

– Jak tam… – Stardust zawiesił na chwilę głos. – Złodziejaszku?

– Słucham? – spytał Andy, palcem odsuwając od swoich warg. – Co ci takiego ukradłem? Chyba nie to pokryte wieczną zmarzliną serce?

Luis wzruszył ramionami. Poklepał Andy’ego gałązką z pąkami po głowie. Ten przewrócił oczami, ale uśmiechnął się trochę rozbawiony, trochę zaciekawiony tym, co się wydarzy. Inaczej wyobrażał sobie ich pierwsze spotkanie po seksie. Znacznie gorzej. Bez łez oczywiście, ale z dużą dozą opryskliwości.

– Masz szczęście, że nie – odparł Stardust. Przymrużył oczy, przypominając przy tym kota. – Rano nie mogłem znaleźć mojego zegarka i biżuterii.

Andy w momencie się uniósł, wcześniej wyszarpując kwiatek z dłoni Luisa. Rzucił go na ziemię, a muzyka chwycił za klapy marynarki i pociągnął do siebie z całą siłą.

– Nazywasz mnie złodziejem?! – warknął naprawdę wściekły. – Jak śmiesz?!

Stardusta zdziwiło, jak mocny miał chwyt. Mężczyźni potrafią zamienić się w potwory, gdy im na czymś zależy, zwykle jest to ich przerośnięta duma.

– Nie. Znalazłem je później pod łóżkiem. Tak się po nim tarzaliśmy, że spadły. – Zaśmiał się. – Ale tak pomyślałem, gdy nie mogłem ich znaleźć rano. Nie budzisz zaufania, wiesz? Trochę przypominasz węża.

– To jesteśmy jednego gatunku – prychnął Andy, puszczając go.

Usiadł z powrotem na krześle za ladą. Luis spojrzał niepocieszony na zmięty materiał marynarki. Spróbował go naprostować, ale nic to nie dało.

– Czegoś chcesz?

– Przyszedłem kupić kwiaty dla mamy. – Wyciągnął kolejną łodyżkę z różowymi kwiatami z pęku, który trzymał w dłoni. Musnął nią nos sklepikarza. – Ta dla ciebie.

– Spieprzaj. Obraziłeś mnie już, czegoś jeszcze chcesz?

– Mmm. Zostanę tu jeszcze jakiś czas, póki nie wymyślę, co zrobić z resztą mojego przepełnionego luksusem, facetami i imprezami dotychczasowym życiem, no i jesteśmy na siebie skazani przez najważniejsze dla nas kobiety. Wspiąłeś się do mnie po balkonie tylko po jedno i nie było w tym nawet szczypty filmowego romantyzmu. Coś cię gnębiło, więc szukałeś zapomnienia. I chciałeś pognębić mnie przy tym. Nie interesuje mnie, co to było. Interesuje mnie, czy nadal coś cię gnębi?

– A co, chcesz mnie uratować? – parsknął Andy.

– Nie. Twoje brudy mnie nie interesują. Chcę się dalej pieprzyć.

To dopiero było szokiem. Andy wyciągnął mu z dłoni łodyżkę, którą wciąż go drażnił. Wyskubał ustami jeden z płatków, a potem pozwolił mu opaść na blat, lekko dmuchając.

– Taki byłem niesamowity? Czy może czujesz odpowiedzialność, bo zabrałeś mi dziewictwo?

– Mężczyźni nie mają czegoś takiego. Są na to zbyt brudni – odparł Stardust. – Jak mówiłem, jesteśmy na siebie skazani, póki twoja córka mnie znienawidzi, co pewnie stanie się bardzo szybko.

– Zajebię, ci jeśli…

– Uspokój się. Nic jej nie zrobię, ale specjalnie miły też nie będę. To nie w mojej naturze. Jestem gwiazdą rocka, nie guwernantką.

– To dziecko. Znudzi się, gdy zrozumie, że żeby zostać mistrzem w czymś, trzeba się bardzo starać i dużo ćwiczyć. Ale oczywiście zajebię cię, jeśli będzie przez ciebie płakać – zwieńczył temat Andy. – Więc mam zaradzać twojej nudzie, dając dupy? Czy chcę?

– Owszem.

– Jaki się zrobiłeś pewny siebie po zamoczeniu – parsknął. – No powiedzmy, że zgodzę się na jeszcze jedną jazdę testową. Musisz przygotować coś ekstra.

– Przecież mam coś ekstra. – Stardust musnął dłonią materiał spodni poniżej paska, przykrywający krocze.

Andy przewrócił oczami, gdy tylko udało mu się oderwać wzrok. Szło lepiej i łatwiej, niż się spodziewał. Musiał tylko używając swojego ciała i języka węża przekonać Stardusta, że ten nienawidzi Martina Stormare na tyle, by się na nim zemścić albo go w sobie rozkochać, by spłacił jego długi u tego wrednego starucha. Pierwsza opcja wydawała się znacznie bardziej możliwa do realizacji.

– Za bukiet osiem dolców. Coś jeszcze? – spytał. Podniósł kwiatek z lady i pomachał nim w stronę Stardusta. – Ten zatrzymam, mój Romeo.

***

Laura ubierała swoje pantofelki, a obok czekał dla niej kawałek ciasta owinięty w folię. Sernik udał się doskonale. Robienie go też było świetną zabawą, podobnie jak jedzenie. W kuchni David grzecznie wykonywał polecenia jej i Iana, jak zwykle bardzo się przykładając. Miał tak ze wszystkim, czego się podejmował.

– To ja spadam. – Laura pomachała im na pożegnanie. Z resztką ciasta szła do swojego chłopaka. – Bawcie się beze mnie bardzo niegrzecznie.

David skrzywił się, słysząc to od własnej siostry. Siostry, bracia, rodzice nie uprawiają przecież seksu. Sama próba wyobrażenia sobie tego przyprawiała człowieka o ciarki.

– Będziemy – zapewnił Ian, podając jej torebkę. Pocałował Laurę w policzek. – Ty też bądź niegrzeczną dziewczynką.

– Skończcie już – sapnął David wyraźnie zdegustowany.

Ian podszedł do niego, gdy zostali sami. David siedział na krześle. Przyciągnął chłopaka za bluzkę do siebie i objął go w pasie ramionami. Oparł się czołem o jego brzuch. Ian zdążył się już przebrać od wizyty w sklepie. Miał teraz na sobie czerwony bezrękawnik z motywem marynarskim. Po lewej stronie, na piersi bluzkę zdobiła wyhaftowana kotwica.

– Robi się z ciebie zupełnie inny człowiek, gdy zostajemy sami – zauważył z uśmiechem Ian, przeczesując czarne włosy Davida. – Taki przytulasek. Co jest? Ładujesz baterie, tak lepiąc się do swojego seksownego chłopaka?

– Tak. Po prostu jestem jakiś przygnębiony. W sumie nie wiem dlaczego. Nie sądziłem, że rozwód rodziców mnie ruszy, ale chyba tak jest.

Ianowi zrobiło się naprawdę przykro. Jednocześnie cieszył go, że David zwierzał mu się z taką łatwością. Ich więź się pogłębiała. Ufał mu do tego stopnia, by się przed nim tworzyć. W przypadku Davida, analizującego każdy kolejny krok, introwertyka, to naprawdę było dużo.

– Masz guziki w kształcie serduszek – zauważył David.

Trzy przy dekolcie były granatowe podobnie jak wyhaftowana kotwica. Patrzył teraz na twarz Iana zadzierając głowę w górę. Podobała mu się ta nowa pespektywa. Wciąż odkrywał jakieś nowe rzeczy. To wymagało czasu. Po to ludzie dobierali się w pary. Żeby móc komuś zaufać, opowiedzieć o tym, jak chujowy był ich dzień w pracy lub szkole i nie bać się, że to dotrze do ludzi, do których nie powinno. Nie trzeba się kryć, trzymać pozorów. I codziennie odkrywa się w tej wybranej, najdroższej osobie coś nowego, wywołującego uśmiech. Ian wyglądał pięknie także z tej perspektywy. Jego dolna warga trochę wystawała. Mały defekt czynił go jeszcze lepszym.

– Sam przyszyłem – odpowiedział Ian. Ściągnął Davidowi okulary w czarnych ramkach i założył je sobie na głowę jak przeciwsłoneczne. – Jak wyglądam?

– Cudownie – uśmiechnął się David, a Ian poczuł, jak dłonie wkradają się pod jego koszulkę na wysokości pępka. Znów to uczucie zimnej, metalowej bransoletki zegarka przesuwającej się po skórze. Po całym jego ciele przeszedł przyjemny dreszcz.

– Nabawię się przez ten zegarek odruchu Pawłowa. Będzie mi sztywniał, jak tylko poczuję to zimno na skórze.

– Ściągnąć?

– Nie, nie ściągaj.

David posłał mu uśmiech. Podwinął brzegi jego koszulki. Ianowi pasowałby kolczyk w pępku. Może kiedyś mu powie. Ucałował jego skórę przy pępku. Po chwili zastanowienia, czy ma na to odwagę, wsunął w tę uroczą dziurkę język. Poczuł, jak mięśnie Iana na brzuchu falują. Chłopak zachichotał. Jego palce wciąż były zanurzone w ciemnej czuprynie Davida, przyjemnie masując skórę.

– Masz najwyższą średnią w szkole, prawda? – spytał.

To, co robił mu David, przyjemnie swędziało, trochę łaskotało w taki niepowtarzalny sposób, i pewnie zostawi po sobie czerwone ślady.

– Mmm…

– Laski dużo tracą, olewając nerdów. Wszyscy mają tyle pasji? Wszyscy są tacy napaleni?

David oparł podbródek o brzuch chłopaka, by móc spojrzeć w górę.

– Nie obchodzi mnie to. I ciebie też nie powinno. Sama myśl jest już wystarczająco okropna.

– Zazdrosny?

Ian ściągnął bezrękawnik i zawiesił go na oparciu krzesła za plecami Davida. Usiadł mu okrakiem na kolanach. Teraz ich twarze były na niemal tym samym poziomie.

– Uroczo wyglądasz w tych okularach – pochwalił David chyba już drugi raz.

Palcami poprawił mu grzywkę spadającą na czoło. Założył mu kosmyki za ucho ozdobione kolczykiem z małym bursztynem. Ian dbał o szczegóły. Miało być marynarsko. Podobały mu się czarne oczy Davida. Dopiero, gdy ściągał okulary, miało się szanse zobaczyć, jakie były duże i błyszczące. Jakie to było głębokie spojrzenie. To był taki mały sekret, o którym wiedziała tylko bardzo mała grupka osób i tak powinno pozostać. Ian chwycił przycisnął dłonie do policzków Davida, a potem przybliżył się jeszcze bardziej, by go pocałować. Za każdym nowym razem szło im coraz lepiej, dłużej i przyjemniej.

– Tak… – westchnął, zezując teraz na żyrandol.

Wyciągał szyję jak najmocniej, by David mógł się do niej dossać. Swoim entuzjazmem przypominał wampira. Zawsze bardzo angażował się w to, co robił. Zupełnie się temu poświęcał i chciał być najlepszy. Do tego był nastolatkiem, w którym buzowały hormony. A fakt, że był zakochany w obiekcie swojego pożądania, robiło wszystko jeszcze lepszym. Ianowi robiło się przez to luźno w głowie, nie mógł zebrać myśli, i ciasno w spodniach.

– Chodźmy do mojego pokoju. Pokażę ci nowy plakat nad łóżkiem. – Zaśmiał się.

David skrzywił się tak samo, jak przed kilkoma minutami, gdy siostra życzyła im miłego wieczoru we dwoje. Zgrzytał zębami na samo wspomnienie Stardusta. Metaforycznie, bo jego mina znowu przybrała ten obojętny, typowy dla niego wyraz. Dla obcego bardzo trudny do odczytania. Enigmatyczny. Ian jednak był już coraz lepszy w rozpracowywaniu jej znaczenia.

– Och… Nie. Ten ci się spodoba – zapewnił. – No chodźmy.

Wstał z jego kolan i okręcił się wokół własnej osi.

– Będzie super! – zapewnił, wskazując na siebie. Był już przecież półnagi.

– Musisz mnie zaprowadzić – odparł David, wstając z krzesła. Wyciągnął do niego rękę. – Bez okularów jestem prawie ślepy.

Nie widział dokładnie. Był krótkowidzem, a Ian wciąż miał nasunięte jego okulary na czubek głowy. Kontury postaci na plakacie przyklejonym nad łóżkiem Ian mógł jednak dostrzec.

– To my? – dopytał. Kojarzył to zdjęcie. Ian zrobił im je kiedyś przed szkołą i oczywiście wylądowało na jego socjalkach.

– Przesadziłem?

– Trochę jakbyś miał obsesję na moim punkcie. – Zaśmiał się David. – Ważne, że już ten dupek nie będzie gapił się na nas. Jednak zdjęcie w ramce na komodzie wystarczy.

– To tylko taki żarcik – zapewnił Ian. – No, to ściągaj to teraz – rozkazał, chwytając krawędź czarnej bluzy z kapturem, ale zostaw zegarek.

– Dlaczego? – zdziwił się David, posłusznie jednak wykonując polecenie.

Rozglądał się chwilę po pokoju, zastanawiając się, gdy odłożyć ubranie. Ian przewrócił oczami. David mógł wyłączyć w takich chwilach swój tryb dobrego chłopca. Wyciągnął mu bluzę z ręki i ostentacyjnie rzucił ją za siebie na podłogę, gdzie z resztą walało się już trochę rzeczy. Podłoga była w końcu najpojemniejszą z półek.

– Dlaczego? Bo mnie to jara – powrócił do pytania sprzed chwili. Ściągnął ze swojej głowy okulary i nałożył je z powrotem Davidowi na nos. Przyczesał mu włosy. – Okej, to wyobrażam to sobie tak… Jesteś introwertycznym kujonem, lubiącym gry komputerowe i składanie modeli, ale tak serio chcesz tylko jednego, pragniesz tylko tego i myślisz o tym bez przerwy. Powiedz to. Czego chcesz?

Ian odsunął się pod ścianę. Szybko ściągnął z siebie dolną część garderoby. Gdy był już nagi, by dodać sytuacji więcej komizmu, ściągnął z komody wachlarz, pamiątkę z jakiejś wycieczki i zasłonił nim swojego penisa i jądra.

– Wolę robić, niż mówić – przyznał szczerze David – ale ty to wiesz. Znęcasz się nade mną?

Wsunął dłonie pod szkła okularów, ścierając z twarzy pot. Czuł, jak spływa mu również po plecach. Czego chciał? Ian miał rację, prawie. W głębi był prostakiem. Wcale nie myślał teraz o namiętności, nie miał fantazji. Nie chciał, by marnowali teraz czas na to wszystko, co pokazują w filmach z oznaczeniem plus szesnaście oraz Britney Spears. Nie chciał całować każdego skrawka jego ciała, oddawać mu czci, na którą zasługiwało. Nie chciał cieszyć się ich bliskością, wydłużać ją w nieskończenie leniwymi ruchami. Pragnął czegoś znacznie bardziej prostackiego. Po prostu wbić się w niego, jak najgłębiej się dało.

– No… – pośpieszył go Ian. Złożył wachlarz i przyłożył go sobie do ust. – Tego? Tamtego?

– Obu… Ja…

– Rzeczywiście nie łapiesz się teraz do tych elokwentnych.

Ian podszedł do niego i zaczął spychać dłońmi do ściany po drugiej stronie małego pokoju.

– Ja wiem, co chcę zrobić.

– Co? – spytał David, przyglądając mu się bacznie. Drgnął, gdy poczuł, że pasek od jego spodni jest rozpinany. Nie zerknął tam jednak, wciąż wbijając nagle dziwnie niepewne spojrzenie w twarz Iana. Ten ucałował jego usta, a potem przed nim uklęknął.

– Co chcesz zrobić? – spytał.

– No jak to co? Modlić się do twojego chuja – parsknął Ian. – Jak to grzecznie ująć… Fellatio.

– Nie musisz…

– Nie mówimy o tym, co muszę, tylko o tym, co chcę zrobić.

Rozebrał Davida do końca. Uniósł brwi, a jego czoło się zmarszczyło, gdy miał już przed sobą jego penisa. Internet podpowiedział mu wczoraj coś bardzo mądrego. Kazał Davidowi się nie ruszać, czego on grzecznie posłuchał, bardziej spięty niż on, a potem wstał, by przynieść poduszkę i podłożyć ją sobie pod kolana. Tak, było lepiej.

Nie za bardzo uważał na lekcjach biologii. Nie starał się na żadnym przedmiocie, szczególnie matematyce, w której tak cierpliwie pomagał mu teraz David. Lekcjami dotyczącymi anatomii mężczyzny, ale również kobiety był jednak mocno zainteresowany. Dlatego wiedział, dlaczego mężczyźni mają sutki i jak nazywa się to najwrażliwsze miejsce na ciele, gdzie napletek łączy się ze skórą penisa. Wędzidełko. Wiedział też, że uciskając miejsce pomiędzy moszną, a odbytem można opóźnić wytrysk. Przetestował to na sobie. Miał Internet, więc przeczytał wiele rzeczy, widział wiele rzeczy. Teraz chciał zrobić wiele z tych rzeczy. Może nie wszystkie od razu.

– Co chcesz zrobić? – spytał David. Z zażenowaniem przyglądał się, jak jego członek budzi się z snu.

Z tej perspektywy widział odrosty na czerwonej czuprynie Iana, jego długie rzęsy, drobny nos i język, który musnął właśnie koniuszek penisa. Pod palcami, które trzymał na udzie Davida, poczuł, jak jego mięśnie się kurczą.

– Nie wiem – przyznał szczerze. Masował jego uda, podbrzusze i jądra. Było wiele możliwości.

Wsunął do ust tylko żołądź. Zaskoczony David coś tam cicho szepnął. Pewnie nic składnego. Wsunął go głębiej i uwalniał kilka razy. Chciał znaleźć to miejsce, gdzie było już dość. Też chciał mieć z tego satysfakcję. Zmrużył oczy, gdy David wreszcie odważył się dotknąć jego włosów. Tak, tutaj było dobrze. Starał się ssać penisa delikatnie, jednocześnie pieszcząc wędzidełko. Dawkował to, chciał czuć, jak zmienia się pod wpływem jego działań. Wypuścił na chwilę penisa z ust, podtrzymują go dłonią. Obrysował palcem obsuniętą skórę, spod której wysunęła się żołędzi. Penis błyszczał do jego śliny. Jej nitka wciąż łączyła go z jego wargami. Chwycił znów miedzy wargi czubek penisa i zaczął lizać żołądź kulistymi ruchami. Skupił się na tym. To wydawało się podobać Davidowi. Stał grzecznie przyklejony do ściany i posapywał ciężko. Ian przerywał co jakiś czas, by trochę się z nim podrażnić. Całował członek, lizał go od spodu po całej długości, dmuchał na niego.

– Starczy… – wysapał David, próbując odciągnąć go od siebie rozedrganą dłonią, która nie chciała go słuchać.

Chciał mu zrobić, jak najlepiej, ale pokazowe dojście w ustach to było za dużo dla Iana. Jedną dłonią zaczął więc pieścić jądra Davida, a drugą stymulować okolice wędzidełka.

– Już… Dochodzę…

David pokazowo zjechał plecami po ścianie, by usiąść na podłodze. Wydawał się bardzo zmęczony, jego policzki były czerwone, a przecież nie on się teraz napracował. Orgazm sprawił, że jego twarz stała się jeszcze ponętniejsza.

– Czuję… – prychnął z opóźnieniem Ian.

Zastanawiał się chwilę, co powinien zrobić ze spermą na dłoni. Tą na jego ciele się nie przejmował. Miał jednak wszystko przygotowane. Wyciągnął się, by sięgnąć po kartonik z chusteczkami, który stał przy łóżku. Był z siebie dumny. Również podniecony i niezaspokojony. Na szczęście penis Davida ani myślał opaść. Chłopak już oprzytomniał, wziął głęboki wdech i patrzył się na Ian ponad szkłami okularów. Miał na sobie tylko je i zegarek.

– To już wiesz, czego chcesz? – spytał Ian.

David pokiwał głową.

– Tak, chcę cię przerżnąć.

– Jakie to prymitywne! – zachichotał.

Wspiął się na łóżko i położył na brzuchu. Podciągnął trochę jedną nogę i chwycił się za pośladek.

– No to chodź.

Z policzkiem przyciśniętym do pościeli patrzył się na zegarek na nadgarstku Davida. Ściskał jego dłoń, spletli razem palce. Drugą dłoń David miał bardzo zajętą. Ian sapnął zadowolony. Miejsce zaraz przy wejściu było najlepsze.

– Nie musisz ich głęboko wsadzać, ale rozsuń – sapnął. – Wypełnij mnie dokładnie, rozciągnij.

Po płytkiej palcówce gładko jak kot prężący się po drzemce uniósł się lekko bardziej na kolana. Wszystkie bodźce dochodzące spoza ci małego, prywatnego kręgu zdawały się słabsze. Nie zauważył nawet, kiedy zaczął padać deszcz, nie słyszał go, mimo że oka były otwarte. Za to czuł wyraźnie, jak kropla żelu spływa mu między pośladkami, aż do jąder. Nie umiał powiedzieć, czy była zimna, a może gorąca. Zacisnął powieki, w kącikach których zebrały mu się łzy i palce na pościeli, gdy penis zaczął się w niego wsuwać. Może dlatego że doznanie było tak nienaturalne, było jednocześnie tak świetne, jak z przejazdem kolejką górską. Krzyczysz ze strachu i radości jednocześnie. Masz nadzieję, że może ten zjazd w dół będzie ostatnim, a jednocześnie tego nie chcesz najbardziej. Nie możesz ustać na prostych nogach, gdy już wypuszczą cię z wagonika, ale i tak zaraz biegniesz po kolejny bilet.

Parki rozrywki były super. Seks był super. Każde pchnięcie bioder Davida było boskie. Zupełnie do siebie nie pasowali i pasowali jednocześnie. Ian przeczesał swoje czerwone włosy od karku po czubek głowy. Pod zaciśniętymi powiekami widział obraz fiuta Davida, któremu dawał rozkosz, a teraz on odwzajemniał się tym samym. Seks był boski, jeśli dwoje ludzi chciało się tak samo mocno i tak samo się szanowało.

– Już… już… już…

Sperma po prostu z niego trysnęła. Nie przejmował się tym, by sięgnąć do swojego penisa dłonią. Po prostu się stało. Łzy spłynęły mu po policzkach. Pot, cały był spocony. David zaraz położył się obok niego. Wyrzucił wcześnie prezerwatywę. Ian nie zarejestrował, kiedy skończył. Czy był wtedy w nim, czy może musiał skończył ręką? Kiedy to było? Czy minęły długie minuty, czy sekundy? Wszystko mu się tak bosko rozmazywało. Przekręcił się na bok. Uśmiechnął się, gdy oplotło go ramię Davida. On też był mokry od potu. Bransoleta zegarka błyszczała mu na nadgarstku.

– Możesz jeszcze raz? – spytał.

– Mogę jeszcze dużo razy.


2 komentarze:

  1. Hej. Rozdział rewelacja, byli w nim prawie wszyscy, co mnie bardzo cieszy . Ach ten nasz Andy , co do sytuacji w sklepie to faktycznie pomyślałam sobie ,że to jakieś synchroniczne spotkanie gejów :), ale coś czuję ,że ten ostatni klient był jednak najważniejszy :) i ten kwiatek ( mam serduszka w oczach) chociaż założeniem jest seks to coś mi się wydaje ,że to wcale nie będzie takie proste :) za to u Davida i Iana było gorąco jak cholera :) czekam na następny rozdział z niecierpliwością pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przemyślenia Andy'ego dodałam, bo tak... taki przypadek był trochę mało możliwy. Zupełnie jak z polskich komedii romantycznych - ludzie spotykają się co chwilę w Warszawie, gdzie mieszka poand 1 mln ludzi... xd. Oczywiście, że nie będzie proste! ;) Dzięki i pozdrawiam!

      Usuń