środa, 22 stycznia 2020

Trzy światy - ROZDZIAŁ 18 - Lęki



Sebastian nie pojmował, co się właśnie dzieje. Siedział na zasłanym kocem w kratkę łóżku w malutkim pokoiku i trzymał Logana na kolanach, który smacznie spał. Obok siedział Grześ. Żywy i namacalny, to nie był żaden duch. I nie miał brody. Sebastian naprawdę chciałby być teraz tym doktorem, może wtedy objąłby swoim malutkim umysłem, co właściwie ma miejsce. 

– Skąd w ogóle wiedziałeś, gdzie jestem? – spytał Grzesia, gdy ten z herbatą w ręku zrobioną przez właścicielkę wynajętego pokoju wreszcie odsapnął i nadszedł czas na rozmowę.
– Poszedłem do ciebie, jak tylko się dowiedziałem o wszystkim, ale już wyjechałeś – wytłumaczył. – Twoja mama podała mi adres.
– Adres? Ja sam nie wiedziałem, gdzie jadę. Tylko miasto jej powiedziałem. Jak mnie znalazłeś?
– Przyjechałem tu i popytałem. Wszyscy tu znają „rudą rodzinę hodowców owiec”. – Uśmiechnął się słabo ze śladem rozbawienia. – Wynająłem sobie ten pokój i miałem zaczekać do jutra, ale nie mogłem wytrzymać. Poszedłem, ale się zgubiłem, a jak w końcu znalazłem drogę do gospodarstwa, to już było ciemno.
Coś mu to wytłumaczyło, ale Sebastian nadal był w szoku. Sytuacja wydawała mu się niedorzeczna. Do tego Grześ nie miał w zwyczaju robić czegoś spontanicznie. Wszystko miał rozpisane w kalendarzyku. Sebastian podejrzewał czasami, gdy byli jeszcze w związku, że nawet seks. A i to rzadziej niż przeczesywanie tej paskudnej brody szczotką z włosiem dzika.
– Jezu, ale co ty, do cholery, robisz?! – wybuchnął.
Zaraz jednak oklapł na powrót, bo obudził Logana. Pogłaskał go po głowie.
– Seba, twoja mama płakała – powiedział Grześ, jakby to wszystko tłumaczyło.
– Co?! – rzucił naprawdę zszokowany Sebastian.
Tylko raz w życiu widział, jak matka płakała. Ten raz, gdy powiedział jej, że ją nienawidzi.
– Powiedziała, że boi się, że... No, że spieprzysz sobie życie. Seba, mówiła, że dzwoniła wiele razy, ale nie odbierasz. Że nie chciała, żebyś gdziekolwiek jechał, ale jej nie słuchałeś. To prawda?
– Nie wiem, coś tam wspominała. – Pokręcił głową coraz bardziej sfrustrowany. – No nie odbierałem. Co jej niby miałem powiedzieć?
Pierwsze dni tutaj spędził na chlaniu i dupczeniu, jakby to rzeczywiście miało go uleczyć. Jak mu się znudziło, a czuł się jeszcze gorzej, to gapił się w ścianę, w przestrzeń przed sobą albo kserówki.
– Dlaczego płakała? – spytał Grzesia.
Patrzył na niego, na jego przejętą twarz i widział w nim wreszcie kogoś, kto wskaże mu jakąś drogę. I to będzie podróż zaplanowana, z określonym celem na końcu. Apacz miał dobre serce i może nawet coś do niego czuł, ale był też dzikusem. Działał pod wpływem impulsu i wydawał się w ogóle nie myśleć o konsekwencjach oraz przyszłości. To z jednej strony było w jakiś sposób oswobadzające, ale im dłużej tu przebywał, tym bardziej Sebastian czuł się zagubiony. W końcu nie wiedział, co tak właściwie powinien zrobić ze swoim życiem.
– Ujęła to... – Grześ skrzywił się. – Powiedziała, że większość waszej rodziny pracuje na taśmie przy produkcji napakowanych chemią bułek, które sprzedają w supermarketach. Chodziło jej...
– Wiem, o co jej chodziło! – przerwał mu. – O wiele lepiej niż ty!
Sebastian nie potrzebował wytłumaczenia. Chodziło o te pieprzone ściany obklejone trzydziestoletnią boazerią. O to, że jeszcze niedawno wszystko wskazywało na to, że jemu uda się wyrwać. Wszystko byłoby, jak miało być, gdyby nie otworzył gęby w tym pieprzonym busie.
– Ja pierdolę – jęknął i wziął na ręce szczeniaka, aby go przytulić.
Zaraz poczuł dłoń na swoim udzie.
– Seba, wszystko będzie okej – zapewnił Grześ z łagodnym uśmiechem. – Może... może jutro wrócimy do domu, co? Jestem samochodem.
– Tak, wrócimy – zgodził się i odwdzięczył się takim samym uśmiechem. – W ogóle, super wyglądasz bez tej brody – rzucił luźno. – Jak w liceum.
Grześ zaśmiał się i trochę speszony przeczesał dłonią gęste, zaczesane lekko do tyłu włosy.
– Wiesz, czemu zacząłem ją zapuszczać? – spytał.
Sebastian wzruszył ramionami.
– Bo była modna albo chciałeś wyglądać jak Bin Laden? – zażartował.
– Nie. Chciałem ci się bardziej podobać.
– Co? Przecież ja nienawidziłem tej brody. Niby w jaki sposób miałeś mi się bardziej podobać?
– Seba, ja wiedziałem do zawsze, że podobają ci się bardziej... macho typy. Zawsze się za takimi oglądałeś. Jak zaczęło między nami gasnąć, to pomyślałem, że może wyhoduję sobie zarost. – Zastopował dłonią Sebastiana, nim ten zdążył cokolwiek odpowiedzieć. – Ja wiem, że to bardzo głupie, ale mi zależało. Jednak mój „trzydniowy zarost” wyglądał jak kłaki wyciągnięte z odkurzacza i przyklejone kupkami do mojej twarzy. Zapuściłem więc brodę. Wiesz, żeby ci się podobać. – Rzucił zażenowany i rozbawiony własnym, dziecinnym zachowaniem.
– Ale ja jej nienawidziłem! – upierał się Sebastian.
– Wiem i ciągle ze mnie drwiłeś. Szydziłeś ze mnie, Seba. To nie było w porządku. Nie zgoliłem jej, żeby robić ci na złość. Im bardziej mi dopiekałeś, tym częściej ja czesałem ją tą szczotką, z której też się śmiałeś.
– Więc ci zależało. Fajnie usłyszeć.
Naprawdę fajnie było to usłyszeć. Mogli sobie tyle wytłumaczyć wcześniej. Sebastian mógł tyle powiedzieć, ale nie mówił. Uważał, że Grześ go nie zrozumie, bo ten pochodził z innego świata. Może i mieszkał w bloku z wielkiej płyty, ale ściany jego mieszkania były malowane co roku przez profesjonalną ekipę, a na uczelnię nie jeździł starym busem tylko swoją Pandą z dwa tysiące dziesiątego roku.
– Czemu nigdy nie wynająłeś sobie jakiegoś mieszkania koło uczelni, tylko zostałeś na naszym zadupiu? – spytał. – Tłumaczyłeś, że nie chcesz zostawić mamy samej, ale to nie o to chodziło, prawda? Widziałem ją kilka razy z tym dentystą z naszego osiedla, jak byli na spacerze w lesie. Zostałeś przez mnie, prawda?
A ja wszystko spieprzyłem, dodał w myślach. Jak jakaś dziunia wskoczył do odpicowanego BMW, bo mu się znudził Fiat.
– Sądziłem, że na studiach sobie razem coś wynajmiemy. Wiesz, jakiś mały pokoik z grubymi ścianami. – Uśmiechnął się Grześ. – Ty jednak bez uprzedzenia wybrałeś akademik, a potem wróciłeś do rodziców. W sumie, nie wiem dlaczego. Zawsze mi mówiłeś, że „nie zrozumiem”, ale nawet nie próbowałeś mi wytłumaczyć.
Sebastian wzruszył ramionami.
– Nie chciałem zamieszkać z tobą, bo się wstydziłem. Nie nas razem. Wiesz, że ja nigdy nie leciałem samolotem? A ty co roku wybierałeś się z mamą na wakacje do innego kraju. Poszedłem do akademika, żeby wreszcie się uwolnić od świata, w którym przyszło mi żyć, a tam ludzie narzekali, że dostają do starych tylko dwa koła miesięcznie, więc nie starcza im na siłkę i bio żarcie, więc muszą dorabiać w jakiejś chujowej robocie w gastro. Wiesz, mój stary zarabia dwa koła. Wróciłem do miejsca, którego nienawidziłem, ale przynajmniej znałem, ze strachu przed miejscem, którego nie rozumiałem i czułem się jak obcy.
– A… A ten Monter? – spytał Grześ. – Czułeś coś do niego? Pewnie lepiej ci było z nim gadać niż ze mną, co? Mieliście lepszą chemię?
Sebastian uśmiechnął się już po raz setny do swojej głupoty. Potarmosił jeszcze raz Logana po futrze na karku.
– Nie gadałem z nim – odparł jedynie, resztę pozwalając Grzesiowi samemu sobie dopowiedzieć.
– A ten rudy? Apacz?
– On mi mówi, że będzie dobrze. I byłoby. Gdybym położył się na trawie na jego farmie, to nie musiałbym już nic robić do końca życia. Przynosiłby mi jedzenie i picie, okrywał własnym ciałem, gdyby było mi zimno albo gdyby chciały zjeść mnie wilki. Później by je zagryzł. A później by mnie wylizał. Powiedział mi, że i tak wszyscy umrzemy, więc nie ma się czym przejmować. W sumie racja, ale, kurna, jednak fajnie byłoby zdechnąć jako Sebastian Czerniecki inżynier. Tak dla własnej satysfakcji. – Zastanowił się i rzucił na koniec: – Jednak chyba chcę brać udział w wyścigu szczurów.
– Tylko żeby cię jakiś kot nie zjadł! – Zaśmiał się Grześ.
– No.
Grześ przysunął się jeszcze bliżej i też pogłaskał śpiącego Logana. Miało to wyglądać na przypadek, ale gdy ich dłonie się dotknęły, Sebastian uśmiechnął się w pobłażający sposób. Spojrzał Grzesiowi w oczy rozbawiony dziecinnością tej zagrywki. Jakby znowu byli niepewnymi dzieciakami w liceum.
– Tylko cię, Seba, ostrzegam. Nie śmiej się.
– No dajesz. Kapuję, że to coś żenującego jak w amerykańskich romansidłach. Dam radę.
Grześ przewrócił oczami, ale jednak musiał się zgodzić.
– Może wynajmiemy coś razem – zaproponował. – Nie musimy jako para. I wiesz, nie musisz się dopasowywać do żadnego ze światów. Stwo… Stwórz sobie własny.
– Pojechałeś – przyznał Sebastian z uśmiechem. – I co? Zgłaszasz się na ochotnika, żeby mi pomóc?
– Tak.
Posiedział jeszcze około dwudziestu minut, a potem wziął Logana pod pachę z zamiarem powrotu. Napisał wcześniej Apaczowi wiadomość, że nic go nie zjadło, ani nie zaginął. Zrobił to z telefonu Grzesia za pomocą messengera, bo swojego nawet nie zabrał, więc nawet nie sprawdził, czy dostał jakąkolwiek odpowiedź. Postanowił jednak wrócić, bo sytuacja z Grzesiem była grząska i nie miał pojęcia, jak powinni się zachowywać. Dziwnie byłoby spędzić w jednym pokoju noc z nowym przyjacielem, który był twoim starym chłopakiem, którego zdradziłeś. Wiele niejasności.
Pożegnał się z nim przed domem. Jutro miał się spakować i przyjść tutaj, aby mogli razem wrócić do siebie. Sebastian wiedział, że będzie musiał się jakoś wytłumaczyć Apaczowi i że to będzie wyglądało bardzo źle, ale jednocześnie czuł jakąś ulgę. Wreszcie miał jakiś plan i ktoś chciał mu pomóc w jego zrealizowaniu. Musiał się otrzepać jak ten pies po kąpieli i wrócić do swojego życia. Do studiów, do materiałoznastwa i tak dalej. Nie mógł zawieść swojej matki i nie mógł zawieść siebie. Nie mógł spędzić reszty życia na leżeniu na trawie. Na tym „winie i seksie”.
– To do jutra, Grzesiu – pożegnał się z przyjacielem, bo nie mógł znaleźć lepszego określenia na to, kim był teraz chłopak dla niego. – I serio lepiej ci bez tej brody.
– Seba – ostrzegł go chłopak, ale jednak się uśmiechnął. – Tak, że aż chce się mnie pocałować?
Sebastiana aż wcięło. Nie spodziewał się czegoś takiego. Nie w tej sytuacji, a przede wszystkim nie od Grzesia. Nie od tego, którym był zmęczony od kilku miesięcy. To bardziej pasowało do tego słodkiego chłopka z liceum, który chciał, ale się bał.
Pochylił się i pocałował go w gładki, ciepły policzek.
– Tak – odparł tylko i z Loganem pod pachą zszedł ze schodków z tarasu.
I wtedy stanął w miejscu jak wryty. Logan obudził się i zaskomlał żałośnie. Chciał wyrwać się z objęć Sebastiana i uciec, ale mu się to nie udało.
– Hej, co jest? – spytał Grześ zdziwiony zachowaniem chłopaka, ale zaraz i on stał jak wryty trzy schody wyżej i patrzył przed siebie rozszerzonymi oczami.
– Seba… Co to? – spytał cicho jeszcze raz już zupełnie innym tonem.
Chciał go dotknąć, chwycić się go, ale nie odważył się wykonać jakiegokolwiek ruchu.
– Nic nie rób – odparł jedynie Sebastian równie cicho i powoli.
Kilka kroków przed nimi stał kot, którego oczy jarzyły się jak dwa płomienie i sprawiały wrażenie, jakby zaraz miały cię pochłonąć i spalić na popiół. Wielki kot, który przed momentem wyłonił się z zarośli zupełnie bezgłośnie.
– Przecież to jest…
– Ryś – dokończył Sebastian.
Później nie słyszał już nic. Nie zaważał na to, co się wokół niego działo. Nie mógł, nawet gdyby chciał, bo całego pochłonęło go to dzikie spojrzenie. Teraz rozumiał, dlaczego na filmach przyrodniczych antylopa stoi jak ten baran i patrzy w oczy lwa, a gdy ten zaatakuje, nawet nie zaczyna uciekać, tylko daje się dopaść. Ona po prostu wie, że nie ma szans. Ucieczka przed przeznaczeniem nie ma żadnego sensu. Prędzej, czy później i tak zatopi kły w twoim podgardlu, a z niego wytryśnie krew.
Teraz on to czuł. I coś jeszcze, co dobijało się do jego świadomości z jakichś głębszych czeluści umysłu, ale czego nie mógł pojąć, określić, zdefiniować ani opisać słowami. Wiedział tylko, że teraz jego życie zależy od tego stworzenia nieruchomo wpatrującego się w niego. I miał też dziwne uczucie, że ktoś patrzył już na niego takimi samymi oczami. Że sam nie patrzył w nie po raz pierwszy.
Stworzenie odwróciło się i zniknęło w zaroślach, ale on zrozumiał. Odwrócił się do zdezorientowanego Grzesia i podał mu szczeniaka. Musiał iść, jeśli chciał, żeby tym dwojgu nic się nie stało.
– Zostań – polecił i sam pośpiesznie ruszył w ślad za drapieżnikiem, który przed chwilą wynurzył się z mroku, a teraz go w niego prowadził.

5 komentarzy:

  1. Oooo... No to jednak szok, znaczy domyślałam się tego rysia, ale wow! Seba chyba zrozumiał na kogo patrzy? Osobiście uważam, że wierzenie Grześkowi to duży błąd. Będzie chciał żeby Seba do niego wrócił i powie wszystko aby tak się stało. Może nawet będzie się starał, ale później i tak oleje jego potrzeby... Taki charakter :(
    Apacz będzie płakał,gryzł i kopał i kurdę łączę się z nim w bulu! W końcu znalazł kogoś! I Sebastian na prawdę mógł go zrozumieć... I życie moglo być dobre, bez zbędnego utrudniania. Ale nie! Bo po co?! Trzeba wszystko zesrać,grrrr....
    No! To, podobało mi się ;)
    Mam nadzieję że Seba zrozumie, zawsze może zrobić zawód i siedzieć na dupie z Apaczem na wsi :D
    Pozdrawiam i duuuuużo weny!
    MaWi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, skąd ta niewiara w Grzesia? Sprawia takie wrażenie?. Póki co, to Seba bardziej zawinił.
      A jakby nie było utrudniania, to nie byłoby ciekawie ;)
      Dzięki za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Grześ przypomina mi mojego byłego ( może stąd ta awersja? xD) najpierw olewa twoje potrzeby a jak mu mówisz, że to już koniec... ? Nagle ogarnia, może trzeba by się postarać? Zrobić coś miłego?
      Nie żeby na długo.
      I jasne! Seba też jest padalec! Powinien najpierw kopnąć pajaca z brodą a dopiero puźniej rozmnażać się w krzakach ;)

      Usuń
  2. Czyli to jednak nie żadne zwidy były. Chociaż ten brak brody u Grzesia jest jednak trochę podejrzany... xd Oczywiście, że warto jest zrobić coś dla siebie, więc na pewno dobrze by było gdyby Sebastian dokończył swoje studia i zdobył dobrą pracę. Tylko mimo wszystko trochę szkoda, że to raczej nie uwzględnia Apacza... Chyba że znajdą jakiś kompromis? W ogóle to ciekawe jak się zachowa rudzielec. Wygląda na to że umie się opanować, bo nie zaatakował. I ryś! Fajny pomysł 😍 Bardzo dziękuję i czekam na ciąg dalszy 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba większość opowiadań z bestiami jest o wilkach. Kojarzę chociażby "Skórę Judasza" od sławetnych K.A.Merikan. (Polecam, tak nawiasem mówiąc, jakby ktoś nie czytał). Stąd ten ryś, żeby było inaczej :)
      Hm, kompromis... To może uda się coś wypracować. Chyba tak działają udane związki :D
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń