Sebastian
nie pojmował, co się właśnie dzieje. Siedział na zasłanym kocem
w kratkę łóżku w malutkim pokoiku i trzymał Logana na kolanach,
który smacznie spał. Obok siedział Grześ. Żywy i namacalny, to
nie był żaden duch. I nie miał brody. Sebastian naprawdę chciałby
być teraz tym doktorem, może wtedy objąłby swoim malutkim
umysłem, co właściwie ma miejsce.
– Skąd w ogóle wiedziałeś, gdzie jestem? – spytał Grzesia, gdy ten z herbatą w ręku zrobioną przez właścicielkę wynajętego pokoju wreszcie odsapnął i nadszedł czas na rozmowę.
– Poszedłem
do ciebie, jak tylko się dowiedziałem o wszystkim, ale już
wyjechałeś – wytłumaczył. – Twoja mama podała mi adres.
– Adres?
Ja sam nie wiedziałem, gdzie jadę. Tylko miasto jej powiedziałem.
Jak mnie znalazłeś?
– Przyjechałem
tu i popytałem. Wszyscy tu znają „rudą rodzinę hodowców
owiec”. – Uśmiechnął się słabo ze śladem rozbawienia. –
Wynająłem sobie ten pokój i miałem zaczekać do jutra, ale nie
mogłem wytrzymać. Poszedłem, ale się zgubiłem, a jak w końcu
znalazłem drogę do gospodarstwa, to już było ciemno.
Coś
mu to wytłumaczyło, ale Sebastian nadal był w szoku. Sytuacja
wydawała mu się niedorzeczna. Do tego Grześ nie miał w zwyczaju
robić czegoś spontanicznie. Wszystko miał rozpisane w
kalendarzyku. Sebastian podejrzewał czasami, gdy byli jeszcze w
związku, że nawet seks. A i to rzadziej niż przeczesywanie tej
paskudnej brody szczotką z włosiem dzika.
– Jezu,
ale co ty, do cholery, robisz?! – wybuchnął.
Zaraz
jednak oklapł na powrót, bo obudził Logana. Pogłaskał go po
głowie.
– Seba,
twoja mama płakała – powiedział Grześ, jakby to wszystko
tłumaczyło.
– Co?!
– rzucił naprawdę zszokowany Sebastian.
Tylko
raz w życiu widział, jak matka płakała. Ten raz, gdy powiedział
jej, że ją nienawidzi.
– Powiedziała,
że boi się, że... No, że spieprzysz sobie życie. Seba, mówiła,
że dzwoniła wiele razy, ale nie odbierasz. Że nie chciała, żebyś
gdziekolwiek jechał, ale jej nie słuchałeś. To prawda?
– Nie
wiem, coś tam wspominała. – Pokręcił głową coraz bardziej
sfrustrowany. – No nie odbierałem. Co jej niby miałem powiedzieć?
Pierwsze
dni tutaj spędził na chlaniu i dupczeniu, jakby to rzeczywiście
miało go uleczyć. Jak mu się znudziło, a czuł się jeszcze
gorzej, to gapił się w ścianę, w przestrzeń przed sobą albo
kserówki.
– Dlaczego
płakała? – spytał Grzesia.
Patrzył
na niego, na jego przejętą twarz i widział w nim wreszcie kogoś,
kto wskaże mu jakąś drogę. I to będzie podróż zaplanowana, z
określonym celem na końcu. Apacz miał dobre serce i może nawet
coś do niego czuł, ale był też dzikusem. Działał pod wpływem
impulsu i wydawał się w ogóle nie myśleć o konsekwencjach oraz
przyszłości. To z jednej strony było w jakiś sposób
oswobadzające, ale im dłużej tu przebywał, tym bardziej Sebastian
czuł się zagubiony. W końcu nie wiedział, co tak właściwie
powinien zrobić ze swoim życiem.
– Ujęła
to... – Grześ skrzywił się. – Powiedziała, że większość
waszej rodziny pracuje na taśmie przy produkcji napakowanych chemią
bułek, które sprzedają w supermarketach. Chodziło jej...
– Wiem,
o co jej chodziło! – przerwał mu. – O wiele lepiej niż ty!
Sebastian
nie potrzebował wytłumaczenia. Chodziło o te pieprzone ściany
obklejone trzydziestoletnią boazerią. O to, że jeszcze niedawno
wszystko wskazywało na to, że jemu uda się wyrwać. Wszystko
byłoby, jak miało być, gdyby nie otworzył gęby w tym pieprzonym
busie.
– Ja
pierdolę – jęknął i wziął na ręce szczeniaka, aby go
przytulić.
Zaraz
poczuł dłoń na swoim udzie.
– Seba,
wszystko będzie okej – zapewnił Grześ z łagodnym uśmiechem. –
Może... może jutro wrócimy do domu, co? Jestem samochodem.
– Tak,
wrócimy – zgodził się i odwdzięczył się takim samym
uśmiechem. – W ogóle, super wyglądasz bez tej brody – rzucił
luźno. – Jak w liceum.
Grześ
zaśmiał się i trochę speszony przeczesał dłonią gęste,
zaczesane lekko do tyłu włosy.
– Wiesz,
czemu zacząłem ją zapuszczać? – spytał.
Sebastian
wzruszył ramionami.
– Bo
była modna albo chciałeś wyglądać jak Bin Laden? – zażartował.
– Nie.
Chciałem ci się bardziej podobać.
– Co?
Przecież ja nienawidziłem tej brody. Niby w jaki sposób miałeś
mi się bardziej podobać?
– Seba,
ja wiedziałem do zawsze, że podobają ci się bardziej... macho
typy. Zawsze się za takimi oglądałeś. Jak zaczęło między nami
gasnąć, to pomyślałem, że może wyhoduję sobie zarost. –
Zastopował dłonią Sebastiana, nim ten zdążył cokolwiek
odpowiedzieć. – Ja wiem, że to bardzo głupie, ale mi zależało.
Jednak mój „trzydniowy zarost” wyglądał jak kłaki wyciągnięte
z odkurzacza i przyklejone kupkami do mojej twarzy. Zapuściłem więc
brodę. Wiesz, żeby ci się podobać. – Rzucił zażenowany i
rozbawiony własnym, dziecinnym zachowaniem.
– Ale
ja jej nienawidziłem! – upierał się Sebastian.
– Wiem
i ciągle ze mnie drwiłeś. Szydziłeś ze mnie, Seba. To nie było
w porządku. Nie zgoliłem jej, żeby robić ci na złość. Im
bardziej mi dopiekałeś, tym częściej ja czesałem ją tą
szczotką, z której też się śmiałeś.
– Więc
ci zależało. Fajnie usłyszeć.
Naprawdę
fajnie było to usłyszeć. Mogli sobie tyle wytłumaczyć wcześniej.
Sebastian mógł tyle powiedzieć, ale nie mówił. Uważał, że
Grześ go nie zrozumie, bo ten pochodził z innego świata. Może i
mieszkał w bloku z wielkiej płyty, ale ściany jego mieszkania były
malowane co roku przez profesjonalną ekipę, a na uczelnię nie
jeździł starym busem tylko swoją Pandą z dwa tysiące dziesiątego
roku.
– Czemu
nigdy nie wynająłeś sobie jakiegoś mieszkania koło uczelni,
tylko zostałeś na naszym zadupiu? – spytał. – Tłumaczyłeś,
że nie chcesz zostawić mamy samej, ale to nie o to chodziło,
prawda? Widziałem ją kilka razy z tym dentystą z naszego osiedla,
jak byli na spacerze w lesie. Zostałeś przez mnie, prawda?
A
ja wszystko spieprzyłem, dodał w myślach. Jak jakaś dziunia
wskoczył do odpicowanego BMW, bo mu się znudził Fiat.
– Sądziłem,
że na studiach sobie razem coś wynajmiemy. Wiesz, jakiś mały
pokoik z grubymi ścianami. – Uśmiechnął się Grześ. – Ty jednak
bez uprzedzenia wybrałeś akademik, a potem wróciłeś do rodziców.
W sumie, nie wiem dlaczego. Zawsze mi mówiłeś, że „nie
zrozumiem”, ale nawet nie próbowałeś mi wytłumaczyć.
Sebastian wzruszył ramionami.
Sebastian wzruszył ramionami.
– Nie
chciałem zamieszkać z tobą, bo się wstydziłem. Nie nas razem.
Wiesz, że ja nigdy nie leciałem samolotem? A ty co roku wybierałeś
się z mamą na wakacje do innego kraju. Poszedłem do akademika,
żeby wreszcie się uwolnić od świata, w którym przyszło mi żyć,
a tam ludzie narzekali, że dostają do starych tylko dwa koła
miesięcznie, więc nie starcza im na siłkę i bio żarcie, więc
muszą dorabiać w jakiejś chujowej robocie w gastro. Wiesz, mój
stary zarabia dwa koła. Wróciłem do miejsca, którego
nienawidziłem, ale przynajmniej znałem, ze strachu przed miejscem,
którego nie rozumiałem i czułem się jak obcy.
– A…
A ten Monter? – spytał Grześ. – Czułeś coś do niego? Pewnie
lepiej ci było z nim gadać niż ze mną, co? Mieliście lepszą
chemię?
Sebastian
uśmiechnął się już po raz setny do swojej głupoty. Potarmosił
jeszcze raz Logana po futrze na karku.
– Nie
gadałem z nim – odparł jedynie, resztę pozwalając Grzesiowi
samemu sobie dopowiedzieć.
– A
ten rudy? Apacz?
– On
mi mówi, że będzie dobrze. I byłoby. Gdybym położył się na
trawie na jego farmie, to nie musiałbym już nic robić do końca
życia. Przynosiłby mi jedzenie i picie, okrywał własnym ciałem,
gdyby było mi zimno albo gdyby chciały zjeść mnie wilki. Później
by je zagryzł. A później by mnie wylizał. Powiedział mi, że i
tak wszyscy umrzemy, więc nie ma się czym przejmować. W sumie
racja, ale, kurna, jednak fajnie byłoby zdechnąć jako Sebastian
Czerniecki inżynier. Tak dla własnej satysfakcji. – Zastanowił
się i rzucił na koniec: – Jednak chyba chcę brać udział w
wyścigu szczurów.
– Tylko
żeby cię jakiś kot nie zjadł! – Zaśmiał się Grześ.
– No.
Grześ
przysunął się jeszcze bliżej i też pogłaskał śpiącego
Logana. Miało to wyglądać na przypadek, ale gdy ich dłonie się
dotknęły, Sebastian uśmiechnął się w pobłażający sposób.
Spojrzał Grzesiowi w oczy rozbawiony dziecinnością tej zagrywki.
Jakby znowu byli niepewnymi dzieciakami w liceum.
– Tylko
cię, Seba, ostrzegam. Nie śmiej się.
– No
dajesz. Kapuję, że to coś żenującego jak w amerykańskich
romansidłach. Dam radę.
Grześ
przewrócił oczami, ale jednak musiał się zgodzić.
– Może
wynajmiemy coś razem – zaproponował. – Nie musimy jako para. I
wiesz, nie musisz się dopasowywać do żadnego ze światów. Stwo…
Stwórz sobie własny.
– Pojechałeś
– przyznał Sebastian z uśmiechem. – I co? Zgłaszasz się na
ochotnika, żeby mi pomóc?
– Tak.
Posiedział
jeszcze około dwudziestu minut, a potem wziął Logana pod pachę z
zamiarem powrotu. Napisał wcześniej Apaczowi wiadomość, że nic
go nie zjadło, ani nie zaginął. Zrobił to z telefonu Grzesia za
pomocą messengera, bo swojego nawet nie zabrał, więc nawet nie
sprawdził, czy dostał jakąkolwiek odpowiedź. Postanowił jednak
wrócić, bo sytuacja z Grzesiem była grząska i nie miał pojęcia,
jak powinni się zachowywać. Dziwnie byłoby spędzić w jednym
pokoju noc z nowym przyjacielem, który był twoim starym chłopakiem,
którego zdradziłeś. Wiele niejasności.
Pożegnał
się z nim przed domem. Jutro miał się spakować i przyjść tutaj,
aby mogli razem wrócić do siebie. Sebastian wiedział, że będzie
musiał się jakoś wytłumaczyć Apaczowi i że to będzie wyglądało
bardzo źle, ale jednocześnie czuł jakąś ulgę. Wreszcie miał
jakiś plan i ktoś chciał mu pomóc w jego zrealizowaniu. Musiał
się otrzepać jak ten pies po kąpieli i wrócić do swojego życia.
Do studiów, do materiałoznastwa
i tak dalej. Nie mógł zawieść swojej matki i nie mógł zawieść
siebie. Nie mógł spędzić
reszty życia na leżeniu na trawie. Na tym „winie i seksie”.
– To
do jutra, Grzesiu –
pożegnał się z
przyjacielem, bo nie mógł znaleźć lepszego określenia na to, kim
był teraz chłopak dla niego. –
I serio lepiej ci bez tej
brody.
– Seba
– ostrzegł
go chłopak, ale jednak się uśmiechnął. –
Tak, że aż chce się mnie
pocałować?
Sebastiana
aż wcięło. Nie spodziewał się czegoś takiego. Nie w tej
sytuacji, a przede wszystkim nie od Grzesia. Nie od tego, którym był
zmęczony od kilku miesięcy. To bardziej pasowało do tego słodkiego
chłopka z liceum, który chciał, ale się bał.
Pochylił
się i pocałował go w gładki, ciepły policzek.
– Tak
– odparł
tylko
i z Loganem pod pachą zszedł ze schodków z tarasu.
I
wtedy stanął w miejscu jak
wryty. Logan obudził się i zaskomlał żałośnie. Chciał wyrwać
się z objęć Sebastiana i uciec, ale mu się to nie udało.
– Hej,
co jest? – spytał
Grześ zdziwiony zachowaniem chłopaka, ale zaraz i on stał jak
wryty trzy schody wyżej i patrzył przed siebie rozszerzonymi
oczami.
– Seba…
Co to? – spytał
cicho jeszcze raz już zupełnie innym tonem.
Chciał
go dotknąć, chwycić się go, ale nie odważył się wykonać
jakiegokolwiek ruchu.
– Nic
nie rób – odparł
jedynie Sebastian równie cicho i powoli.
Kilka
kroków przed nimi stał kot,
którego oczy jarzyły
się jak dwa płomienie i sprawiały wrażenie, jakby zaraz miały cię pochłonąć i spalić na popiół.
Wielki kot, który przed momentem wyłonił się z zarośli zupełnie
bezgłośnie.
– Przecież
to jest…
– Ryś
– dokończył
Sebastian.
Później
nie słyszał już nic. Nie zaważał na to, co się wokół niego
działo. Nie mógł, nawet gdyby chciał, bo całego pochłonęło go
to dzikie spojrzenie. Teraz rozumiał, dlaczego na filmach
przyrodniczych antylopa stoi jak ten baran i patrzy w oczy lwa, a gdy
ten zaatakuje, nawet nie zaczyna uciekać, tylko daje się dopaść.
Ona po prostu wie, że nie ma szans. Ucieczka przed przeznaczeniem nie ma żadnego sensu. Prędzej, czy później i tak zatopi kły w twoim podgardlu, a z niego wytryśnie krew.
Teraz
on to czuł. I coś jeszcze, co dobijało się do jego świadomości
z jakichś głębszych czeluści umysłu,
ale czego nie mógł pojąć, określić, zdefiniować
ani opisać słowami. Wiedział
tylko, że teraz jego życie zależy od tego stworzenia nieruchomo
wpatrującego się w niego. I miał też dziwne uczucie, że ktoś
patrzył już na niego takimi samymi oczami. Że sam nie patrzył w
nie po raz pierwszy.
Stworzenie
odwróciło się i zniknęło w zaroślach, ale on zrozumiał.
Odwrócił się do zdezorientowanego Grzesia i podał mu szczeniaka.
Musiał iść, jeśli chciał, żeby tym dwojgu nic się nie stało.
– Zostań
– polecił
i sam pośpiesznie ruszył w ślad za drapieżnikiem, który przed
chwilą wynurzył się z mroku, a teraz go w niego prowadził.
Oooo... No to jednak szok, znaczy domyślałam się tego rysia, ale wow! Seba chyba zrozumiał na kogo patrzy? Osobiście uważam, że wierzenie Grześkowi to duży błąd. Będzie chciał żeby Seba do niego wrócił i powie wszystko aby tak się stało. Może nawet będzie się starał, ale później i tak oleje jego potrzeby... Taki charakter :(
OdpowiedzUsuńApacz będzie płakał,gryzł i kopał i kurdę łączę się z nim w bulu! W końcu znalazł kogoś! I Sebastian na prawdę mógł go zrozumieć... I życie moglo być dobre, bez zbędnego utrudniania. Ale nie! Bo po co?! Trzeba wszystko zesrać,grrrr....
No! To, podobało mi się ;)
Mam nadzieję że Seba zrozumie, zawsze może zrobić zawód i siedzieć na dupie z Apaczem na wsi :D
Pozdrawiam i duuuuużo weny!
MaWi
O, skąd ta niewiara w Grzesia? Sprawia takie wrażenie?. Póki co, to Seba bardziej zawinił.
UsuńA jakby nie było utrudniania, to nie byłoby ciekawie ;)
Dzięki za komentarz i pozdrawiam :)
Grześ przypomina mi mojego byłego ( może stąd ta awersja? xD) najpierw olewa twoje potrzeby a jak mu mówisz, że to już koniec... ? Nagle ogarnia, może trzeba by się postarać? Zrobić coś miłego?
UsuńNie żeby na długo.
I jasne! Seba też jest padalec! Powinien najpierw kopnąć pajaca z brodą a dopiero puźniej rozmnażać się w krzakach ;)
Czyli to jednak nie żadne zwidy były. Chociaż ten brak brody u Grzesia jest jednak trochę podejrzany... xd Oczywiście, że warto jest zrobić coś dla siebie, więc na pewno dobrze by było gdyby Sebastian dokończył swoje studia i zdobył dobrą pracę. Tylko mimo wszystko trochę szkoda, że to raczej nie uwzględnia Apacza... Chyba że znajdą jakiś kompromis? W ogóle to ciekawe jak się zachowa rudzielec. Wygląda na to że umie się opanować, bo nie zaatakował. I ryś! Fajny pomysł 😍 Bardzo dziękuję i czekam na ciąg dalszy 😘
OdpowiedzUsuńChyba większość opowiadań z bestiami jest o wilkach. Kojarzę chociażby "Skórę Judasza" od sławetnych K.A.Merikan. (Polecam, tak nawiasem mówiąc, jakby ktoś nie czytał). Stąd ten ryś, żeby było inaczej :)
UsuńHm, kompromis... To może uda się coś wypracować. Chyba tak działają udane związki :D
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!