Opierali
się o ceglany mur i palili po jednym przed rozpoczęciem lekcji. Ian
spoglądał na swoje dzisiejsze dzieło, zastanawiając się, o co
chodziło. Jego najlepsza przyjaciółka, bez której chyba nie
chciałby żyć, przybiegła dzisiaj rano do niego niemal
spanikowana, co w ogóle do niej pasowało, i powiedziała, że „musi
ją zrobić”. Miała na myśli makijaż. Zwykle nie malowała się
do szkoły, nakładała jedynie tusz na rzęsy i przeciągała usta pomadką.
Tylko czasami, gdy coś jej wyskoczyło na twarzy, nakładała lekki
podkład. Dzisiaj za to dała sobie nawet zrobić brwi, mimo że
unikała tego, nawet gdy charakteryzował ją do zdjęć. Szkoda
tylko, że nie zgodziła się na biały korektor. Pięknie
rozświetliłby jej twarz. Mimo to i tak był bardzo zadowolony ze
swojego porannego dzieła. Nie wiedział tylko, po co to wszystko.
Nad strojem też musiała dzisiaj dłużej pomyśleć, ocenił.
Zaczynając od dołu, miała nałożone czerwone lakierki, czarne
podkolanówki, czerwoną spódnicę w kratę, którą musiała
wcześniej skrócić, dwa dopięte łańcuchy i czarny top na
ramiączkach. Do tego czarną, koronkową opaskę na szyi i
pieszczochy na rękach. Będzie musiała je ściągnąć, bo były
zabronione w ich szkole.
– Kurcze,
jest.
Laura
rzuciła peta na chodnik i zmiażdżyła go butem. Ian podążył za
jej spojrzeniem. Ulicą szła spora grupka uczniów. Wśród nich
szybko wyłapał Richarda z drużyny koszykarskiej i jego brata
bliźniaka, na którego wołano Big Dick* lub Big D. Ot tak, dla
przekory i zabawy. Julius bowiem nie należał do dużych, ani nawet
do średnich, był karłem. Takim prawdziwym. Jak z „Gry o tron”.
I Laura go nienawidziła. Nie dlatego, że był karłem. Tylko
dlatego, że notorycznie z nią wygrywał, a jej duma przez to
cierpiała. Od czasów podstawówki brali udział w tych samych
konkursach chemicznych i najczęściej to Julius wygrywał, a Laura
zajmowała drugie miejsce. I to ją mega wkurzało. Gdy tylko mijali
się na szkolnym korytarzu, musiały posypać się iskry, docinki i
sarkazmy. Laura mogłaby występować w tych wszystkich roastach
gwiazd. Była w tym naprawdę dobra. Big D też się starał. Ale, co
zauważył Ian jako bierny obserwator, to była czysta walka. Nigdy w
słownej wymianie ciosów nie padło określenie „karzeł” albo
„suka”.
Właśnie
ich mijali. Richard, jego brat i jakieś laski. Julius spojrzał na
Laurę, uniósł jedną brew, ale o dziwo nic nie powiedział.
– Jak
ja go nienawidzę – syknęła dziewczyna, a potem poszła ich
śladem. – Hej, Julius, czekaj!
Ian
coraz mniej rozumiał. Z resztką papierosa w ustach wraz z
kilkunastoma innymi osobami przyglądał się scenie. Big D
przystanął razem ze swoją grupką i spojrzał na Laurę, która...
wyraźnie się denerwowała. To było dziwne. Julius powinien teraz
czymś rzucić, ale nic nie powiedział. Patrzył na swojego
największego wroga, który wyglądał dzisiaj jeszcze lepiej niż
zazwyczaj. Cisza się przedłużała, ale Laura musiała sobie dać
mentalnego kopa, bo wreszcie wypaliła:
– Julius,
pójdziesz ze mną w sobotę do muzeum? Będzie wystawa owadów i
pajęczaków. Podobno hodujesz.
Ianowi
prawie papieros wypadł z ust. Richard i reszta otaczających ich
uczniów też wyglądała na mocno zdziwionych. Laura... zapraszała
go na randkę. „Przecież on ją zmiażdży!” – pomyślał Ian
i spojrzał na twarz Juliusa. Ten nawet nie zamrugał, tylko wciąż
patrzył się na Laurę. Nie był zszokowany jak cała reszta?
– Jasne.
Przyjadę po ciebie – powiedział w końcu zupełnie neutralnym
tonem i poszedł dalej. Zatrzymał się tylko na moment, żeby
rzucić: – Ładnie dziś wyglądasz.
Laura
wróciła do zszokowanego Iana i sięgnęła do kieszeni spódnicy po
paczkę papierosów.
– Muszę
jeszcze jednego – rzuciła. – Daj zapalniczkę.
– Ej,
co to było? Nie mówiłaś mi nic!
– Co
miałam mówić, jak nie wiedziałam, czy się uda?
– Nie
wiedziałem, że wy w ogóle coś teges. Przecież go nie znosiłaś.
Laura
wypuściła smugę dymu i uśmiechnęła się.
– Tam
od razu nienawidziłam... Jak przegrywam, to wkurzam się na siebie,
nie na niego. Ej, ale nie czujesz teraz, jakby wszystko było
możliwe? – Zaśmiała się i spojrzała błyszczącymi oczami na
Iana.
Nie,
nie czuł. Szedł teraz korytarzem szkolnym do swojej szafki, żeby
wziąć książki. Butów nie zmieniał. Były częścią stroju.
Niestety szafki dla chłopaków i dziewczyn stały na innych
korytarzach, więc został sam. Już kilka razy, pomimo ogólnego
harmidru, usłyszał skierowane w jego stronę „Puss” albo też
mnie wykwitną wersję „Pussy”. Pierwszego dnia przyszedł do
budy w podkoszulku z nadrukowanym Kotem** ze „Shreka”, niezbyt
długo udało mu się ukrywać, że jest gejem i tak to się
skończyło.
Należał
do tych uczniów, względem których nie było się neutralnym.
Większość była tu tylko bezimiennymi dla wszystkich poza kolegami
z klasy i przyjaciół szarymi, anonimowymi kropkami, które mijało
się na korytarzu. Były też jednak elementy lepiej rozpoznawalne
przez ogół. Szczególnie piękni, szczególnie uzdolnieni sportowo,
rzadziej artystycznie albo zbyt dziwni, żeby można było przejść
obok nich obojętnie. Ian należał właśnie do tej ostatniej grupy.
Był zbyt kolorowy, zbyt wygadany i zbyt gejowski. Miał więc wrogów
aktywnych, wrogów pasywnych, którzy po prostu nie chcieli mieć z
nim do czynienia i tych, którzy bardzo chcieli być jego
przyjaciółmi, czyli innych odmieńców – głównie gotki. Były
też laski, które bardzo chciały uczynić z niego swojego
gejowskiego przyjaciela. Jednak na miano jego przyjaciółki
zasługiwała jedynie Laura.
– Cześć,
Ian.
Potrzebował
chwili, aby przetworzyć, że właśnie ktoś do niego mówi. Zamknął
szafkę i spojrzał w lewo. Przy swojej czerwonej skrzynce stał
David, brat bliźniak Laury. Dziwnie się złożyło z tymi
bliźniakami. David był jednym z niewielu wyjątków. Traktował
Iana z tym samym chłodnym dystansem, co każdego innego. To było
dziwnie przyjemne, ale i dziwnie frustrujące.
– Cześć.
– Ian uśmiechnął się do niego lekko. – David.
To
nie zabrzmiało naturalnie. Zrobił zbyt długą pauzę. David jednak
nie wydawał się zwrócić na to uwagi. Kiwnął mu jeszcze na
pożegnanie i udał się w kierunku swojej sali lekcyjnej.
Brat
Laury byłby zaliczony do całkiem sporej grupy nerdów w tej szkole,
gdyby nie to, że jednak posiadał przyzwoite poczucie stylu. Ubierał
się zwykle na czarno, ale nie gustował w t-shirtach z głupawymi
napisami albo memami. Często miał do dżinsów dopięty jakiś
łańcuszek, a jego kolekcja zegarków musiała obejmować
przynajmniej kilka sztuk, jak zauważył Ian. Nie był też
zaokrąglony jak duża część jego kolegów, która zbyt dużo
czasu spędzała w pozycji siedzącej, czy to przed komputerem, czy
to w fast foodzie. Podobnie jak siostra był brunetem o ciemnych,
piwnych oczach. Nic specjalnego, ale jednak miło się na niego
patrzyło. Był przyjemnie wysoki, podobnie jak on.
Ian
nie przypominał sobie, żeby kiedyś z nim gadał jakoś dłużej.
Często odwiedzał Laurę w jej domu, ale bliźniacy spędzali wolny
czas w różny sposób. David interesował się grami, także od
strony ich tworzenia. Laura wspominała nawet, że jakiś jego
wspólny z kolegami, amatorski wytwór można było znaleźć na
Steamie. Oczywiście miał świetne oceny z przedmiotów ścisłych,
więc rekruterzy na studia sami powinni do niego dzwonić. Jego
biografia miała tylko jedną rysę, ale o niej wiedziała jedynie
rodzina Davida, rodzina pewnej dziewczyny i Ian, ale tylko dlatego,
że powiedziała mu o niej Laura. Historię można było sprowadzić
do tego, że piętnastoletni wówczas David udzielał korków z
programowania starszej o kilka lat dziewczynie i się z nią
przespał. Wszystko wyszło w jakiś sposób na jaw, była wielka
afera, w końcu jednak sprawę zamieciono pod dywan i tak przestała
istnieć. Więcej już o niej nie mówiono.
Ian
zarzucił na ramię plecak z naszywkami i skierował się do swojej
sali lekcyjnej. Na szczęście chodził do jednej klasy z Laurą,
która już siedziała w swojej ławce. Usiadł za nią i zaraz
sięgnął po swój telefon. Zanim go odblokował, przyjrzał się
swojemu odbiciu w ekranie. Wpadałoby już pofarbować włosy,
stwierdził. Naturalnie był czymś jakby szatynem. Mysi, zupełnie
nijaki kolor przykrywał zwykle burgundem. Nosił włosy do ramion,
nie przycinał grzywki. Twarz też mu się całkiem udała, gdyby nie
te wąskie usta, z lekko pełniejszą dolną wargą. Już dawno
umyślił sobie, że fajnie wyglądałby z kolczykiem w przegrodzie
nosowej, ale dyrektor by mu tego nie odpuścił. I tak był już na
cenzurowanym przez włosy. Miał więc tylko trzy, małe w lewych
uchu. Niekiedy umawiali się i zakładali takie same z Laurą.
Popatrzył
na dziewczynę z nadzieją zagadania, ale ta była zbyt zajęta swoim
telefonem. Pewnie pisała z Juliusem. Odpalił więc jakąś pierwszą
lepszą gierkę z tysiąca takich samych, gdzie trzeba było zbijać
po trzy kulki w tym samym kolorze, byleby tylko dotrzymać do
rozpoczęcia lekcji. Kilka lasek z klasy było nawet znośnych i
niekiedy zagadywały do niego, ale ostatnio nie miał na to ochoty.
Wcisnął
telefon do kieszeni swoich czarnych spodni trzy czwarte z trzeba
srebrnymi guzikami u dołu każdej z nogawek, które sam dodał, gdy
do sali wtoczył się stary Smith od algebry. Pod koniec lekcji
rozdał testy z tamtego tygodnia. Nie musiał nawet chrząkać w ten
swój charakterystyczny, upokarzający sposób, gdy stanął koło
ławki Iana. Chłopak dobrze wiedział, że mu nie poszło. Na
szczęście miał Laurę, która jakoś natłucze mu przez weekend
wiedzę potrzebną na poprawkę. Zawsze jej się udawało. No, prawie
zawsze.
– Bez
szans – stwierdziła Laura. Jedli teraz obiad na szkolnej stołówce.
– Jestem zajęta w weekend. Sam widziałeś.
– Tylko
w sobotę. Ile może zająć wypad do muzeum? – ostanie słowo
przeciągnął, sugerując, że to słabe miejsce na pierwszą
randkę. – Nie mogę uwalić.
– No
sorry, ale nie będę miała głowy. Chyba kapujesz? Chociaż... –
zrobiła pauzę i dokładnie obrysowała spojrzeniem sylwetkę
swojego przyjaciela. – Może i nie kapujesz. Ty w końcu lubisz
zaczynać od tyłu. Przepraszam, od końca. Byłeś kiedyś na takiej
normalnej randce? W kinie czy coś?
Nie
musiała pytać, przecież znała odpowiedź.
– Weź
się pieprz – poradził jej, posyłając dziewczynie krzywy, wiele
mówiący uśmieszek.
Laura
zaśmiała się pod nosem i odpuściła. Nie zamierzała mieszać się
w decyzje podjęte przez jej przyjaciela.
– Nie
martw się. David ci pomoże – powiedziała, wracając do tematu
algebry.
– Co?
Twój brat? Niby dlaczego miałby to robić? – zdziwił się Ian. –
Zgodzi się w ogóle?
– Zgodzi
się. Jest mi coś winien.
Ian
nie był zachwycony pomysłem. Bardziej żałował jednak Davida,
jeśli naprawdę do tego dojdzie. Wiedział, że jego czerwonowłosa
osoba u wielu bardziej standardowych jednostek wzbudzała dyskomfort.
A takie przebywanie sam na sam w ciasnym pokoju… Biedny David.
– Mamy
gorsze problemy – powiadomiła Laura i podstawiła mu pod nos swój
telefon. – Patrz.
Więc
patrzył i bardzo nie podobało mu się to, co widział. Razem z
Laurą mieli na OutFrame***, portalu dla ludzi, którzy chcieli
pokazać coś więcej niż tylko selfie zrobione kijkiem, popularne
konto, gdzie wrzucali swoje cosplaye. Sami projektowali stroje, sami
je szyli, robili makijaże, wynajdywali w najróżniejszych
rupieciarniach różne gadżety, jak atrapy broni, a potem szli w
plener i robili zajebiste zdjęcia. Ludzie tak uważali. Naprawdę
mieli wiele obserwujących, a pod każdym zdjęciem przynajmniej
kilkadziesiąt komentarzy. Tyle tylko, że od jakiegoś pół roku
inna użytkowniczka zaczęła ich naśladować. Robiła cosplaye tych
samych postaci, tylko że lepiej. Źle, robiła je drożej. Ian nie
wierzył, żeby sama szyła swoje stroje. Wyglądały zbyt
profesjonalnie. Miała też świetne ujęcia. Niektóre wyglądały
jak robione z drona. O ile wcześniej to były tylko pojedyncze
ataki, tak teraz wyzwała ich na prawdziwą wojnę. Pierwszy raz
bowiem wrzuciła zdjęcie, które nie przedstawiało postaci, którą
już sami kiedyś zrobili.
– Ale
co to w ogóle jest? – spytał, powiększając zdjęcie. – Jakieś
anime, nie? Ale nie kojarzę.
– Też
nie wiedziałam. Nazywa się „Mahoutsukai no Yome”. O jakiejś
uciemiężonej lasce kupionej przez maga, tego z czaszką jakiejś
krowy zamiast łba. I ta czaszka jest problemem.
– No
widzę. Wygląda mega realistycznie. I te łańcuchy złote do niej
przyczepione. To chyba nie plastik – ocenił.
– No.
Walić
algebrę, mieli tu ważniejsze problemy. Ian przeszedł do sekcji
komentarzy. To, czy i jak z Laurą odpowiedzą, było głównym
tematem zaraz po sypiących się pochwałach. Ważyły się losy ich
dotąd niezachwianej pozycji największych świrów przynajmniej w
tym stanie. I najlepszych w tym, co robią.
– Masa
papierowa to za mało, co nie? – ocenił.
– Będzie
trzeba poszukać jakiejś czaszki jelenia czy coś w jakimś sklepie
ze starociami albo lombardzie. Ale nawet jak pójdziemy na maksa, to
i tak jej nie przebijemy. No i mamy tylko dwa tygodnie.
– Co?
Czemu? – zdziwił się Ian.
– Bo
jej nigdy nie zajęło wstawienie swojej wersji naszego cosplayu
dłużej niż dwa tygodnie. To jest wojna.
– Wojna
– powtórzył, delektując się słowem. – Super.
W
walkach na pięści zwykle przegrywał, bo on miał tylko dwie, a oni
przynajmniej sześć. Na początku jeszcze się stawiał, bo miał tą
swoją dumę, ale już się nauczył. Teraz spieprzał, słysząc za
sobą jeszcze głośniejszy rechot. Za to w tej wojnie nie zamierzał
odpuszczać. Tu przynajmniej miał szanse wygrać, bo nie był sam.
Laura
uciekła zaraz po ostatnim dzwonku. Po prostu wybiegła z klasy z
torbą w dłoni, nim nauczyciel skończył wypowiadać słowa „do
widzenia”. Ian miał nadzieję na skoczenie do centrum handlowego,
ale tym razem mógł jej wybaczyć. Całą lekcję smsowała pod
ławką. Nie trudno było się domyślić z kim.
Im
dłużej o tym myślał, tym jakoś smutniej mu się robiło. Dlatego
zdecydował się na jeszcze jedną dającą raka sesję pod ich
ulubionym murkiem. Tym razem samotnie. Nie zazdrościł Laurze.
Zazdrościł Big D. Nie swojej przyjaciółki, tylko jej odwagi.
Julius miał naprawdę wiele szczęścia, że ktoś dla niego
postanowił być tak odważny. Przecież Laura będzie miała
przesrane w tej szkole, gdy plotka bardziej się rozprzestrzeni.
Dzisiaj rozbawiona powiedziała mu, że jakiś typek zaczepił ją na
korytarzu i spytał, czy lubi mikroskopijne fiuty. Może teraz
wydawać jej się to śmieszne, ale niedługo przestanie. On też się
na początku śmiał. Już przestał. On też chciałby mieć swojego
Laurena, czy jakoś tak. Istniała w ogóle męska wersja imienia
Laura? Nie liczył jednak na cuda.
O
takich rzeczach myślał, gdy opierał się o mur i palił papierosa.
I o tym cosplayu. Musi jeszcze dzisiaj narysować projekty obu
strojów, jeśli chcą zdążyć. Laura może ubrać mundurek szkolny
w stylu japońskim, a mieli kilka takich z poprzednich sesji,
czerwoną perukę i będzie w porządku. I tak wszyscy będę patrzeć
tylko na to coś z czaszką krowy czy czegoś zamiast głowy. Ian nie
czuł się zbyt pewnie w sztywniackich strojach, garniakach i tak
dalej.
Zamyślony
nawet nie zauważył, gdy ktoś stanął naprzeciwko niego po drugiej
stronie uliczki.
– Pussy.
Coś taki nieprzytomny?
Oczywiście.
To musiał być Thomas. Tylko on z całej zgrai tępaków z drużyny
zaczepiał go, gdy był sam. Reszta zazwyczaj ignorowała go, gdy nie
było obok kumpli i nie trzeba było się popisywać. Thomas jednak
nigdy nie odpuszczał. Ian zignorował chłopaka, bo nie miał
dzisiaj humoru na słowne utarczki, ale nie ruszył się z miejsca,
bo to by oznaczało jego przegraną. Nie zamierzał uciekać, gdy
było jeden na jednego.
– No,
Pussy, coś taki smutny? A wiem. To przez twoją dziunię, co?
Opuściła cię? Ale nie martw się, ona zawsze miała dziwne gusta.
Najpierw trzymała się twojego, miękkiego przy niej fiuta, a teraz
przerzuciła się na jakąś wersję mikro.
Ian
westchnął zniesmaczony i trochę też rozczarowany brakiem
pomysłowości Thomasa. To już wiedział, kto zaczepił Laurę na
korytarzu. Teraz jednak nie mógł siedzieć cicho. Nie, kiedy
obrażano jego przyjaciółkę.
– Znowu
te fiuty? – spytał, patrząc na chłopaka pogardliwie. – W ogóle
nie masz innych tematów, czy tak tylko przy mnie?
Thomas
napiął swoje muskuły.
– Sugerujesz
coś? – warknął.
– Owszem.
Że bardzo żałujesz, że twój marny pindol nie cieszy się
zainteresowaniem. Tylko nie jestem pewny, czy chodzi o moje
zainteresowanie, czy Laury. Ale chyba obaj wiemy, co nie? W końcu
stoisz tu teraz ze mną. Przykro mi, ale mam bardziej wyszukane
gusta.
Chłopek
poczekał, aż przejedzie auto, a potem przebiegł przez drogę i na
niego naskoczył. Na szczęście Ian miał czas, żeby się
przygotować. Wypluł papierosa.
– Aż
taką masz chcicę, że dobierasz się do mnie na ulicy? – spytał,
gdy Thomas chwycił go za bluzkę i uniósł drugą pięść. –
Ładny ze mnie chłopiec, co? Kręcę cię? Nie ma tu twoich
koleżków, możesz mi powiedzieć.
Pieść
tylko musnęła jego twarz na wysokości kości policzkowej. Ułamek
sekundy wcześniej wbił Thomasowi piętę w stopę z całej siły, a
ten miał jedynie sandały. Wystarczyło, żeby chybił przez nagły
ból. Ian wyszarpnął się z jego uścisku i sam wystosował cios.
Thomas zrobił jednak unik. Nic więcej się nie stało, bo ktoś ich
zauważył. Rozbiegli się w innym kierunkach. Ian usłyszał jeszcze
„Pożałujesz, cioto!”.
Już
żałował. Jedynie pogorszył sprawę, ale nie umiał odpuścić.
Myślał,
że dostał słabo, więc nie przyłożył lodu po powrocie do domu.
To był błąd. Wieczorem spojrzał w lustro i skrzywił się. Co
dziwne, nie bolało jakoś specjalnie, ale pod okiem miał już
opuchliznę i zaczął mu się robić siniak. Coś tam mógł
przypudrować, ale całkiem tego nie zakryje, jeśli nie chciał
wyglądać jak drag queen. Potem nadeszła sobota. Laura rzeczywiście
go wystawiła, dając jedynie informację, że ma przyjść do jej
domu o siedemnastej. David będzie czekał z pięciuset stronicową
cegłą do algebry, bo książką tego nazwać nie można było. O
ile nie miał większych niż zwykle problemów z dobraniem stroju.
Nałożył dziś dżinsowe rybaczki, a pod nie koszulkę z ukośnie
nadrukowaną, częściowo zatartą flagą USA. No i białe trampki z
nadrukowanymi niebieskimi liśćmi marihuany. To nie wiedział, co
zrobić z twarzą. Co bardziej nie podejdzie bratu Laury? Jego obita
morda, czy morda umalowana? Uznał, że to drugie.
Nie
chciał iść, teoretycznie mógł tego nie robić, ale jednak wolał
nie przekładać teorii na praktykę. Jeśli uwaliłby poprawkę,
najpierw musiałby wysłuchać monologu Laury, później przecierpieć
jej obrażone spojrzenie, aż w końcu przyjaciółka nie zmięknie,
no i nie uratowałby się wtedy przed testem z całego roku na
zaliczenie.
Do
domu wpuściła go mama bliźniaków. Była z natury małomówna i na
tyle dystyngowana, że nie wiedział, co o nim sądzi. Jej twarz
niczego nie zdradzała. Wymienili się grzecznościami i tyle. Nie powiedziała nic na temat jego twarzy. Ian
wszedł schodami na poddasze, robił to już chyba po raz setny, więc
nie czuł się nieswojo. Bliźniacy mieli naprawdę fajnie urządzoną
przestrzeń dla siebie. Schodami wchodziło się do dużego pokoju,
jakby salonu. Na środku stał niski stół, przy którym siedziało
się na podłodze, na poduszkach. Był telewizor, parę kwiatków i
balkon. Każdy z bliźniaków miał także swój własny pokój,
znacznie mniejszy. Do Laury z salonu szło się na lewo, do Davida na
prawo. W tym drugim Ian oczywiście nigdy nie był. Nawet nie widział jego wnętrza. Z resztą, samego brata Laury też nie za często widywał.
Rzadko wychodził ze swojej jamy, gdy Ian ze swoją przyjaciółką
przesiadywali w salonie.
Teraz
David siedział przy stoliku i wyraźnie na niego czekał. Przed sobą
miał górę książek i laptopa, na którym coś przeglądał. Ian
poznał niektóre podręczniki i zbiory zadań po okładkach, ale
reszta była dla niego całkowitą nowością. Czyli David się
przygotował, a był pewien, że zrobi to na odwal się, byleby Laura
była ukontentowana.
David
uniósł głowę i spojrzał na niego zza wąskich okularów, w
grubych, czarnych oprawkach. Poprawił je, przesuwając wyżej palcem
na mostku.
– Spóźniłeś
się.
*Zdrobnieniem
od imienia Richard jest właśnie Dick. Słowo „dick” w języku
potocznym oznacza też... sami wiecie co :)
**Kot
w butach to po angielsku „puss in boots”. „Pussy” oznacza
kotkę lub... sami wiecie co:)
***Wymyślony
portal
Fajnie się zapowiada :) Ian jak na razie sprawia wrażenie spoko kolesia. Ciekawe z kim spleciesz jego losy? Jeśli chodzi o Laurę to rzeczywiście szacun za jej podejście. Rzadko się zdarza, żeby tak młode osoby miały takie dojrzałe podejście do życia :) Oby im ta randka w muzeum wypaliła 😁 Fajnie też, że wymyśliłas tą wojnę na stroje - ciekawa konkurencja ☺️ oryginalna :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i oczywiście będę śledzić opowiadanie 😘
Cosplaye to fajna sprawa, myślę, że dość oryginalne hobby. Nie wiedziałam, ile z tym pracy, aż się nie zgadałam z jedną osobą. Szkoła tak działa, że każdy chce się dopasować, a ci trochę inni często mają pod górę. Tak działa stado :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i wszystkie poprzednie :)