wtorek, 14 stycznia 2020

EROS/SORE - ROZDZIAŁ 1 - Karzeł, któremu się poszczęściło


Opierali się o ceglany mur i palili po jednym przed rozpoczęciem lekcji. Ian spoglądał na swoje dzisiejsze dzieło, zastanawiając się, o co chodziło. Jego najlepsza przyjaciółka, bez której chyba nie chciałby żyć, przybiegła dzisiaj rano do niego niemal spanikowana, co w ogóle do niej pasowało, i powiedziała, że „musi ją zrobić”. Miała na myśli makijaż. Zwykle nie malowała się do szkoły, nakładała jedynie tusz na rzęsy i przeciągała usta pomadką. Tylko czasami, gdy coś jej wyskoczyło na twarzy, nakładała lekki podkład. Dzisiaj za to dała sobie nawet zrobić brwi, mimo że unikała tego, nawet gdy charakteryzował ją do zdjęć. Szkoda tylko, że nie zgodziła się na biały korektor. Pięknie rozświetliłby jej twarz. Mimo to i tak był bardzo zadowolony ze swojego porannego dzieła. Nie wiedział tylko, po co to wszystko. Nad strojem też musiała dzisiaj dłużej pomyśleć, ocenił. Zaczynając od dołu, miała nałożone czerwone lakierki, czarne podkolanówki, czerwoną spódnicę w kratę, którą musiała wcześniej skrócić, dwa dopięte łańcuchy i czarny top na ramiączkach. Do tego czarną, koronkową opaskę na szyi i pieszczochy na rękach. Będzie musiała je ściągnąć, bo były zabronione w ich szkole.
– Kurcze, jest.

Laura rzuciła peta na chodnik i zmiażdżyła go butem. Ian podążył za jej spojrzeniem. Ulicą szła spora grupka uczniów. Wśród nich szybko wyłapał Richarda z drużyny koszykarskiej i jego brata bliźniaka, na którego wołano Big Dick* lub Big D. Ot tak, dla przekory i zabawy. Julius bowiem nie należał do dużych, ani nawet do średnich, był karłem. Takim prawdziwym. Jak z „Gry o tron”. I Laura go nienawidziła. Nie dlatego, że był karłem. Tylko dlatego, że notorycznie z nią wygrywał, a jej duma przez to cierpiała. Od czasów podstawówki brali udział w tych samych konkursach chemicznych i najczęściej to Julius wygrywał, a Laura zajmowała drugie miejsce. I to ją mega wkurzało. Gdy tylko mijali się na szkolnym korytarzu, musiały posypać się iskry, docinki i sarkazmy. Laura mogłaby występować w tych wszystkich roastach gwiazd. Była w tym naprawdę dobra. Big D też się starał. Ale, co zauważył Ian jako bierny obserwator, to była czysta walka. Nigdy w słownej wymianie ciosów nie padło określenie „karzeł” albo „suka”.
Właśnie ich mijali. Richard, jego brat i jakieś laski. Julius spojrzał na Laurę, uniósł jedną brew, ale o dziwo nic nie powiedział.
– Jak ja go nienawidzę – syknęła dziewczyna, a potem poszła ich śladem. – Hej, Julius, czekaj!
Ian coraz mniej rozumiał. Z resztką papierosa w ustach wraz z kilkunastoma innymi osobami przyglądał się scenie. Big D przystanął razem ze swoją grupką i spojrzał na Laurę, która... wyraźnie się denerwowała. To było dziwne. Julius powinien teraz czymś rzucić, ale nic nie powiedział. Patrzył na swojego największego wroga, który wyglądał dzisiaj jeszcze lepiej niż zazwyczaj. Cisza się przedłużała, ale Laura musiała sobie dać mentalnego kopa, bo wreszcie wypaliła:
– Julius, pójdziesz ze mną w sobotę do muzeum? Będzie wystawa owadów i pajęczaków. Podobno hodujesz.
Ianowi prawie papieros wypadł z ust. Richard i reszta otaczających ich uczniów też wyglądała na mocno zdziwionych. Laura... zapraszała go na randkę. „Przecież on ją zmiażdży!” – pomyślał Ian i spojrzał na twarz Juliusa. Ten nawet nie zamrugał, tylko wciąż patrzył się na Laurę. Nie był zszokowany jak cała reszta?
– Jasne. Przyjadę po ciebie – powiedział w końcu zupełnie neutralnym tonem i poszedł dalej. Zatrzymał się tylko na moment, żeby rzucić: – Ładnie dziś wyglądasz.
Laura wróciła do zszokowanego Iana i sięgnęła do kieszeni spódnicy po paczkę papierosów.
– Muszę jeszcze jednego – rzuciła. – Daj zapalniczkę.
– Ej, co to było? Nie mówiłaś mi nic!
– Co miałam mówić, jak nie wiedziałam, czy się uda?
– Nie wiedziałem, że wy w ogóle coś teges. Przecież go nie znosiłaś.
Laura wypuściła smugę dymu i uśmiechnęła się.
– Tam od razu nienawidziłam... Jak przegrywam, to wkurzam się na siebie, nie na niego. Ej, ale nie czujesz teraz, jakby wszystko było możliwe? – Zaśmiała się i spojrzała błyszczącymi oczami na Iana.

Nie, nie czuł. Szedł teraz korytarzem szkolnym do swojej szafki, żeby wziąć książki. Butów nie zmieniał. Były częścią stroju. Niestety szafki dla chłopaków i dziewczyn stały na innych korytarzach, więc został sam. Już kilka razy, pomimo ogólnego harmidru, usłyszał skierowane w jego stronę „Puss” albo też mnie wykwitną wersję „Pussy”. Pierwszego dnia przyszedł do budy w podkoszulku z nadrukowanym Kotem** ze „Shreka”, niezbyt długo udało mu się ukrywać, że jest gejem i tak to się skończyło.
Należał do tych uczniów, względem których nie było się neutralnym. Większość była tu tylko bezimiennymi dla wszystkich poza kolegami z klasy i przyjaciół szarymi, anonimowymi kropkami, które mijało się na korytarzu. Były też jednak elementy lepiej rozpoznawalne przez ogół. Szczególnie piękni, szczególnie uzdolnieni sportowo, rzadziej artystycznie albo zbyt dziwni, żeby można było przejść obok nich obojętnie. Ian należał właśnie do tej ostatniej grupy. Był zbyt kolorowy, zbyt wygadany i zbyt gejowski. Miał więc wrogów aktywnych, wrogów pasywnych, którzy po prostu nie chcieli mieć z nim do czynienia i tych, którzy bardzo chcieli być jego przyjaciółmi, czyli innych odmieńców – głównie gotki. Były też laski, które bardzo chciały uczynić z niego swojego gejowskiego przyjaciela. Jednak na miano jego przyjaciółki zasługiwała jedynie Laura.
– Cześć, Ian.
Potrzebował chwili, aby przetworzyć, że właśnie ktoś do niego mówi. Zamknął szafkę i spojrzał w lewo. Przy swojej czerwonej skrzynce stał David, brat bliźniak Laury. Dziwnie się złożyło z tymi bliźniakami. David był jednym z niewielu wyjątków. Traktował Iana z tym samym chłodnym dystansem, co każdego innego. To było dziwnie przyjemne, ale i dziwnie frustrujące.
– Cześć. – Ian uśmiechnął się do niego lekko. – David.
To nie zabrzmiało naturalnie. Zrobił zbyt długą pauzę. David jednak nie wydawał się zwrócić na to uwagi. Kiwnął mu jeszcze na pożegnanie i udał się w kierunku swojej sali lekcyjnej.
Brat Laury byłby zaliczony do całkiem sporej grupy nerdów w tej szkole, gdyby nie to, że jednak posiadał przyzwoite poczucie stylu. Ubierał się zwykle na czarno, ale nie gustował w t-shirtach z głupawymi napisami albo memami. Często miał do dżinsów dopięty jakiś łańcuszek, a jego kolekcja zegarków musiała obejmować przynajmniej kilka sztuk, jak zauważył Ian. Nie był też zaokrąglony jak duża część jego kolegów, która zbyt dużo czasu spędzała w pozycji siedzącej, czy to przed komputerem, czy to w fast foodzie. Podobnie jak siostra był brunetem o ciemnych, piwnych oczach. Nic specjalnego, ale jednak miło się na niego patrzyło. Był przyjemnie wysoki, podobnie jak on.
Ian nie przypominał sobie, żeby kiedyś z nim gadał jakoś dłużej. Często odwiedzał Laurę w jej domu, ale bliźniacy spędzali wolny czas w różny sposób. David interesował się grami, także od strony ich tworzenia. Laura wspominała nawet, że jakiś jego wspólny z kolegami, amatorski wytwór można było znaleźć na Steamie. Oczywiście miał świetne oceny z przedmiotów ścisłych, więc rekruterzy na studia sami powinni do niego dzwonić. Jego biografia miała tylko jedną rysę, ale o niej wiedziała jedynie rodzina Davida, rodzina pewnej dziewczyny i Ian, ale tylko dlatego, że powiedziała mu o niej Laura. Historię można było sprowadzić do tego, że piętnastoletni wówczas David udzielał korków z programowania starszej o kilka lat dziewczynie i się z nią przespał. Wszystko wyszło w jakiś sposób na jaw, była wielka afera, w końcu jednak sprawę zamieciono pod dywan i tak przestała istnieć. Więcej już o niej nie mówiono.
Ian zarzucił na ramię plecak z naszywkami i skierował się do swojej sali lekcyjnej. Na szczęście chodził do jednej klasy z Laurą, która już siedziała w swojej ławce. Usiadł za nią i zaraz sięgnął po swój telefon. Zanim go odblokował, przyjrzał się swojemu odbiciu w ekranie. Wpadałoby już pofarbować włosy, stwierdził. Naturalnie był czymś jakby szatynem. Mysi, zupełnie nijaki kolor przykrywał zwykle burgundem. Nosił włosy do ramion, nie przycinał grzywki. Twarz też mu się całkiem udała, gdyby nie te wąskie usta, z lekko pełniejszą dolną wargą. Już dawno umyślił sobie, że fajnie wyglądałby z kolczykiem w przegrodzie nosowej, ale dyrektor by mu tego nie odpuścił. I tak był już na cenzurowanym przez włosy. Miał więc tylko trzy, małe w lewych uchu. Niekiedy umawiali się i zakładali takie same z Laurą.
Popatrzył na dziewczynę z nadzieją zagadania, ale ta była zbyt zajęta swoim telefonem. Pewnie pisała z Juliusem. Odpalił więc jakąś pierwszą lepszą gierkę z tysiąca takich samych, gdzie trzeba było zbijać po trzy kulki w tym samym kolorze, byleby tylko dotrzymać do rozpoczęcia lekcji. Kilka lasek z klasy było nawet znośnych i niekiedy zagadywały do niego, ale ostatnio nie miał na to ochoty.
Wcisnął telefon do kieszeni swoich czarnych spodni trzy czwarte z trzeba srebrnymi guzikami u dołu każdej z nogawek, które sam dodał, gdy do sali wtoczył się stary Smith od algebry. Pod koniec lekcji rozdał testy z tamtego tygodnia. Nie musiał nawet chrząkać w ten swój charakterystyczny, upokarzający sposób, gdy stanął koło ławki Iana. Chłopak dobrze wiedział, że mu nie poszło. Na szczęście miał Laurę, która jakoś natłucze mu przez weekend wiedzę potrzebną na poprawkę. Zawsze jej się udawało. No, prawie zawsze.
– Bez szans – stwierdziła Laura. Jedli teraz obiad na szkolnej stołówce. – Jestem zajęta w weekend. Sam widziałeś.
– Tylko w sobotę. Ile może zająć wypad do muzeum? – ostanie słowo przeciągnął, sugerując, że to słabe miejsce na pierwszą randkę. – Nie mogę uwalić.
– No sorry, ale nie będę miała głowy. Chyba kapujesz? Chociaż... – zrobiła pauzę i dokładnie obrysowała spojrzeniem sylwetkę swojego przyjaciela. – Może i nie kapujesz. Ty w końcu lubisz zaczynać od tyłu. Przepraszam, od końca. Byłeś kiedyś na takiej normalnej randce? W kinie czy coś?
Nie musiała pytać, przecież znała odpowiedź.
– Weź się pieprz – poradził jej, posyłając dziewczynie krzywy, wiele mówiący uśmieszek.
Laura zaśmiała się pod nosem i odpuściła. Nie zamierzała mieszać się w decyzje podjęte przez jej przyjaciela.
– Nie martw się. David ci pomoże – powiedziała, wracając do tematu algebry.
– Co? Twój brat? Niby dlaczego miałby to robić? – zdziwił się Ian. – Zgodzi się w ogóle?
– Zgodzi się. Jest mi coś winien.
Ian nie był zachwycony pomysłem. Bardziej żałował jednak Davida, jeśli naprawdę do tego dojdzie. Wiedział, że jego czerwonowłosa osoba u wielu bardziej standardowych jednostek wzbudzała dyskomfort. A takie przebywanie sam na sam w ciasnym pokoju… Biedny David.
– Mamy gorsze problemy – powiadomiła Laura i podstawiła mu pod nos swój telefon. – Patrz.
Więc patrzył i bardzo nie podobało mu się to, co widział. Razem z Laurą mieli na OutFrame***, portalu dla ludzi, którzy chcieli pokazać coś więcej niż tylko selfie zrobione kijkiem, popularne konto, gdzie wrzucali swoje cosplaye. Sami projektowali stroje, sami je szyli, robili makijaże, wynajdywali w najróżniejszych rupieciarniach różne gadżety, jak atrapy broni, a potem szli w plener i robili zajebiste zdjęcia. Ludzie tak uważali. Naprawdę mieli wiele obserwujących, a pod każdym zdjęciem przynajmniej kilkadziesiąt komentarzy. Tyle tylko, że od jakiegoś pół roku inna użytkowniczka zaczęła ich naśladować. Robiła cosplaye tych samych postaci, tylko że lepiej. Źle, robiła je drożej. Ian nie wierzył, żeby sama szyła swoje stroje. Wyglądały zbyt profesjonalnie. Miała też świetne ujęcia. Niektóre wyglądały jak robione z drona. O ile wcześniej to były tylko pojedyncze ataki, tak teraz wyzwała ich na prawdziwą wojnę. Pierwszy raz bowiem wrzuciła zdjęcie, które nie przedstawiało postaci, którą już sami kiedyś zrobili.
– Ale co to w ogóle jest? – spytał, powiększając zdjęcie. – Jakieś anime, nie? Ale nie kojarzę.
– Też nie wiedziałam. Nazywa się „Mahoutsukai no Yome”. O jakiejś uciemiężonej lasce kupionej przez maga, tego z czaszką jakiejś krowy zamiast łba. I ta czaszka jest problemem.
– No widzę. Wygląda mega realistycznie. I te łańcuchy złote do niej przyczepione. To chyba nie plastik – ocenił.
– No.
Walić algebrę, mieli tu ważniejsze problemy. Ian przeszedł do sekcji komentarzy. To, czy i jak z Laurą odpowiedzą, było głównym tematem zaraz po sypiących się pochwałach. Ważyły się losy ich dotąd niezachwianej pozycji największych świrów przynajmniej w tym stanie. I najlepszych w tym, co robią.
– Masa papierowa to za mało, co nie? – ocenił.
– Będzie trzeba poszukać jakiejś czaszki jelenia czy coś w jakimś sklepie ze starociami albo lombardzie. Ale nawet jak pójdziemy na maksa, to i tak jej nie przebijemy. No i mamy tylko dwa tygodnie.
– Co? Czemu? – zdziwił się Ian.
– Bo jej nigdy nie zajęło wstawienie swojej wersji naszego cosplayu dłużej niż dwa tygodnie. To jest wojna.
– Wojna – powtórzył, delektując się słowem. – Super.
W walkach na pięści zwykle przegrywał, bo on miał tylko dwie, a oni przynajmniej sześć. Na początku jeszcze się stawiał, bo miał tą swoją dumę, ale już się nauczył. Teraz spieprzał, słysząc za sobą jeszcze głośniejszy rechot. Za to w tej wojnie nie zamierzał odpuszczać. Tu przynajmniej miał szanse wygrać, bo nie był sam.
Laura uciekła zaraz po ostatnim dzwonku. Po prostu wybiegła z klasy z torbą w dłoni, nim nauczyciel skończył wypowiadać słowa „do widzenia”. Ian miał nadzieję na skoczenie do centrum handlowego, ale tym razem mógł jej wybaczyć. Całą lekcję smsowała pod ławką. Nie trudno było się domyślić z kim.
Im dłużej o tym myślał, tym jakoś smutniej mu się robiło. Dlatego zdecydował się na jeszcze jedną dającą raka sesję pod ich ulubionym murkiem. Tym razem samotnie. Nie zazdrościł Laurze. Zazdrościł Big D. Nie swojej przyjaciółki, tylko jej odwagi. Julius miał naprawdę wiele szczęścia, że ktoś dla niego postanowił być tak odważny. Przecież Laura będzie miała przesrane w tej szkole, gdy plotka bardziej się rozprzestrzeni. Dzisiaj rozbawiona powiedziała mu, że jakiś typek zaczepił ją na korytarzu i spytał, czy lubi mikroskopijne fiuty. Może teraz wydawać jej się to śmieszne, ale niedługo przestanie. On też się na początku śmiał. Już przestał. On też chciałby mieć swojego Laurena, czy jakoś tak. Istniała w ogóle męska wersja imienia Laura? Nie liczył jednak na cuda.
O takich rzeczach myślał, gdy opierał się o mur i palił papierosa. I o tym cosplayu. Musi jeszcze dzisiaj narysować projekty obu strojów, jeśli chcą zdążyć. Laura może ubrać mundurek szkolny w stylu japońskim, a mieli kilka takich z poprzednich sesji, czerwoną perukę i będzie w porządku. I tak wszyscy będę patrzeć tylko na to coś z czaszką krowy czy czegoś zamiast głowy. Ian nie czuł się zbyt pewnie w sztywniackich strojach, garniakach i tak dalej.
Zamyślony nawet nie zauważył, gdy ktoś stanął naprzeciwko niego po drugiej stronie uliczki.
– Pussy. Coś taki nieprzytomny?
Oczywiście. To musiał być Thomas. Tylko on z całej zgrai tępaków z drużyny zaczepiał go, gdy był sam. Reszta zazwyczaj ignorowała go, gdy nie było obok kumpli i nie trzeba było się popisywać. Thomas jednak nigdy nie odpuszczał. Ian zignorował chłopaka, bo nie miał dzisiaj humoru na słowne utarczki, ale nie ruszył się z miejsca, bo to by oznaczało jego przegraną. Nie zamierzał uciekać, gdy było jeden na jednego.
– No, Pussy, coś taki smutny? A wiem. To przez twoją dziunię, co? Opuściła cię? Ale nie martw się, ona zawsze miała dziwne gusta. Najpierw trzymała się twojego, miękkiego przy niej fiuta, a teraz przerzuciła się na jakąś wersję mikro.
Ian westchnął zniesmaczony i trochę też rozczarowany brakiem pomysłowości Thomasa. To już wiedział, kto zaczepił Laurę na korytarzu. Teraz jednak nie mógł siedzieć cicho. Nie, kiedy obrażano jego przyjaciółkę.
– Znowu te fiuty? – spytał, patrząc na chłopaka pogardliwie. – W ogóle nie masz innych tematów, czy tak tylko przy mnie?
Thomas napiął swoje muskuły.
– Sugerujesz coś? – warknął.
– Owszem. Że bardzo żałujesz, że twój marny pindol nie cieszy się zainteresowaniem. Tylko nie jestem pewny, czy chodzi o moje zainteresowanie, czy Laury. Ale chyba obaj wiemy, co nie? W końcu stoisz tu teraz ze mną. Przykro mi, ale mam bardziej wyszukane gusta.
Chłopek poczekał, aż przejedzie auto, a potem przebiegł przez drogę i na niego naskoczył. Na szczęście Ian miał czas, żeby się przygotować. Wypluł papierosa.
– Aż taką masz chcicę, że dobierasz się do mnie na ulicy? – spytał, gdy Thomas chwycił go za bluzkę i uniósł drugą pięść. – Ładny ze mnie chłopiec, co? Kręcę cię? Nie ma tu twoich koleżków, możesz mi powiedzieć.
Pieść tylko musnęła jego twarz na wysokości kości policzkowej. Ułamek sekundy wcześniej wbił Thomasowi piętę w stopę z całej siły, a ten miał jedynie sandały. Wystarczyło, żeby chybił przez nagły ból. Ian wyszarpnął się z jego uścisku i sam wystosował cios. Thomas zrobił jednak unik. Nic więcej się nie stało, bo ktoś ich zauważył. Rozbiegli się w innym kierunkach. Ian usłyszał jeszcze „Pożałujesz, cioto!”.
Już żałował. Jedynie pogorszył sprawę, ale nie umiał odpuścić.

Myślał, że dostał słabo, więc nie przyłożył lodu po powrocie do domu. To był błąd. Wieczorem spojrzał w lustro i skrzywił się. Co dziwne, nie bolało jakoś specjalnie, ale pod okiem miał już opuchliznę i zaczął mu się robić siniak. Coś tam mógł przypudrować, ale całkiem tego nie zakryje, jeśli nie chciał wyglądać jak drag queen. Potem nadeszła sobota. Laura rzeczywiście go wystawiła, dając jedynie informację, że ma przyjść do jej domu o siedemnastej. David będzie czekał z pięciuset stronicową cegłą do algebry, bo książką tego nazwać nie można było. O ile nie miał większych niż zwykle problemów z dobraniem stroju. Nałożył dziś dżinsowe rybaczki, a pod nie koszulkę z ukośnie nadrukowaną, częściowo zatartą flagą USA. No i białe trampki z nadrukowanymi niebieskimi liśćmi marihuany. To nie wiedział, co zrobić z twarzą. Co bardziej nie podejdzie bratu Laury? Jego obita morda, czy morda umalowana? Uznał, że to drugie.
Nie chciał iść, teoretycznie mógł tego nie robić, ale jednak wolał nie przekładać teorii na praktykę. Jeśli uwaliłby poprawkę, najpierw musiałby wysłuchać monologu Laury, później przecierpieć jej obrażone spojrzenie, aż w końcu przyjaciółka nie zmięknie, no i nie uratowałby się wtedy przed testem z całego roku na zaliczenie.
Do domu wpuściła go mama bliźniaków. Była z natury małomówna i na tyle dystyngowana, że nie wiedział, co o nim sądzi. Jej twarz niczego nie zdradzała. Wymienili się grzecznościami i tyle. Nie powiedziała nic na temat jego twarzy. Ian wszedł schodami na poddasze, robił to już chyba po raz setny, więc nie czuł się nieswojo. Bliźniacy mieli naprawdę fajnie urządzoną przestrzeń dla siebie. Schodami wchodziło się do dużego pokoju, jakby salonu. Na środku stał niski stół, przy którym siedziało się na podłodze, na poduszkach. Był telewizor, parę kwiatków i balkon. Każdy z bliźniaków miał także swój własny pokój, znacznie mniejszy. Do Laury z salonu szło się na lewo, do Davida na prawo. W tym drugim Ian oczywiście nigdy nie był. Nawet nie widział jego wnętrza. Z resztą, samego brata Laury też nie za często widywał. Rzadko wychodził ze swojej jamy, gdy Ian ze swoją przyjaciółką przesiadywali w salonie.
Teraz David siedział przy stoliku i wyraźnie na niego czekał. Przed sobą miał górę książek i laptopa, na którym coś przeglądał. Ian poznał niektóre podręczniki i zbiory zadań po okładkach, ale reszta była dla niego całkowitą nowością. Czyli David się przygotował, a był pewien, że zrobi to na odwal się, byleby Laura była ukontentowana.
David uniósł głowę i spojrzał na niego zza wąskich okularów, w grubych, czarnych oprawkach. Poprawił je, przesuwając wyżej palcem na mostku.
– Spóźniłeś się.

*Zdrobnieniem od imienia Richard jest właśnie Dick. Słowo „dick” w języku potocznym oznacza też... sami wiecie co :)
**Kot w butach to po angielsku „puss in boots”. „Pussy” oznacza kotkę lub... sami wiecie co:)
***Wymyślony portal

2 komentarze:

  1. Fajnie się zapowiada :) Ian jak na razie sprawia wrażenie spoko kolesia. Ciekawe z kim spleciesz jego losy? Jeśli chodzi o Laurę to rzeczywiście szacun za jej podejście. Rzadko się zdarza, żeby tak młode osoby miały takie dojrzałe podejście do życia :) Oby im ta randka w muzeum wypaliła 😁 Fajnie też, że wymyśliłas tą wojnę na stroje - ciekawa konkurencja ☺️ oryginalna :)
    Dziękuję bardzo i oczywiście będę śledzić opowiadanie 😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Cosplaye to fajna sprawa, myślę, że dość oryginalne hobby. Nie wiedziałam, ile z tym pracy, aż się nie zgadałam z jedną osobą. Szkoła tak działa, że każdy chce się dopasować, a ci trochę inni często mają pod górę. Tak działa stado :)
    Dziękuję za komentarz i wszystkie poprzednie :)

    OdpowiedzUsuń