Posiekany,
dziwny rozdział, w którym Jack odsłania kolejną ze swoich twarzy.
Z ogłoszeń parafialnych: druga część "Zemsty" od
Silencio już dostępna -> TU i
ciapkę taniej TU.
óźnym popołudniem przestało mżyć, więc Felix wyciągnął
Liama na spacer po terenie komisu. Potrzebowali chwili prywatności. Pani Hetfield była bardzo miła
po przełamaniu pierwszych, drugich i trzecich lodów, ale prawie w
ogóle nie opuszczała domu. Nawet zakupy w supermarkecie zamawiała
przez internet z dostawą. Trochę niepokojące było to, że tak
dobrze znała się na obsłudze komputera, bo gdzieś w otchłaniach
internetu pływały pewne zdjęcia, których przyszła teściowa
Felixa za nic nie powinna zobaczyć. Jak raz coś wpadnie do sieci,
to nigdy z niej nie zniknie. Teściowa. Felix zaśmiał się do
swoich myśli. Ostatnio miał taki odjechany sen. Reprezentował
Stany podczas World Baseball Classic i w przerwie finałowego
meczu oświadczył się Liamowi.
– Jasne – prychnął Liam, gdy mijali krwiście czerwonego
Chevroletta Camaro, którego Jack obiecał niegdyś Felixowi. – To
się nigdy nie zdarzy.
– No wiesz – jęknął idący z tyłu Felix. – Nie musisz być
taki ostry. Daj mi trochę nadziei.
– Fałszywej? Żeby zagrać w tym turnieju, musiałbyś być
najlepszy, a ty jesteś zbyt leniwy.
Felix rozpromienił się jak pięciuset watowa żarówka. Rzucił się
Liamowi na plecy.
– Hej, czy tam, w tym czerwonym wozie, ktoś nie siedzi? – Wskazał
ręką przed siebie, trochę na ukos.
Liam zmrużył oczy. Po chwili też zauważył ruch w czerwonym aucie
kilka rzędów dalej. Jego pierwszą myślą było, że to jakiś
złodziej, czy złomiarz. Gdy dostrzegł więcej szczegółów
sylwetki tajemniczego amatora Cadillaców, odpowiedź stała się
znacznie bardziej zaskakująca.
– Josh? – zdziwił się.
– Kto? A, ten od twojego brata. To w sumie logiczne.
– W jaki niby sposób?
– Jak pierwszy i właściwie jedyny raz spotkałem Jacka, to
opierał się o to auto, wyraźnie na coś czekając – wyjaśnił
Felix. – Czyli pewnie na stuknięcie w nim tego chłopaka.
– Nie musiałeś tego tak dosadnie wyjaśniać, wiesz? – fuknął
Liam. – Sam to wydedukowałem.
– Mój Sherlocku! – Zachichotał Felix.
Pocałował chłopaka z rozpędu w policzek, a nim ten jakkolwiek
zareagował, chwycił go za dłoń i pociągnął w stronę
Cadillaca.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – zaaponował Liam. W końcu
kiedyś Josh był jego najlepszym przyjacielem od ganiania żab, a
potem stukał się z Jackiem, jak to ujął Felix. To spotkanie nie
mogło nie być niezręczne.
– Oczywiście, że dobry! – sprzeciwił się Felix, nie kryjąc
entuzjazmu. – Musimy być dla niego podporą w tych ciężkich
czasach, my, tęczowa brać.
– Jasne. – Liam przewrócił oczami. – Przyznaj, że chcesz go
po prostu obczaić.
Josh niemal dostał zawału, gdy drzwi czerwonego deVille nagle się
otworzyły, a do środka bez pytania wprosił się wysoki chłopak. Z
drugiej strony do auta wsiadł Liam. Zakleszczony na tylnym siedzeniu
Josh kołował rozbieganym wzrokiem błękitnych oczu pomiędzy nimi.
Dobrze, że nie zacząłem robić tego, po co tu przyszedłem, pomyślał.
– Cześć. Trochę minęło, co?
– Tak – przytaknął Josh.
– Zostawcie tę przeszłość. Szczególnie że mnie w niej nie
było. – Felix chwycił prawą dłoń chłopaka i potrząsnął nią
energicznie. – Felix Stinson, chłopak.
– Chłopak?
Liam łypnął z ukosa na Felixa, a potem się uśmiechnął. W
pełnym zakłopotania geście podrapał się po głowie.
– No widzisz. Tak się jakoś nieszczęśliwie... – zaczął,
ale jego spojrzenie ponownie spoczęło na jak zwykle szczerzącego
się jak debil Felixa. – Tak się jakoś złożyło w naszej
rodzinie. Jack...
Nie skończył, bo Josh poderwał głowę. Jego duże oczy
rozszerzyły się, jakby właśnie sobie coś przypominał. Zaraz
jednak powieki przesłoniły intensywny błękit jego tęczówek.
– Jack.
Liam sapnął, a potem przesłonił usta dłonią. Czyli to tak było,
pomyślał. Josh myślał o Jacku znacznie głębiej, niż się tego
spodziewał. Trudno mu było sobie wyobrazić, że to w ogóle
możliwe, jednak mina Josha mówiła sama za siebie. Przecież Jack
był... pojebany. I to tak zdrowo. A jeszcze trudniejsze do
wyobrażenia było, że to mogłoby być odwzajemnione. Przecież
Jack był... pojebany.
– No, czyli to nie tylko stukanie – palnął Felix.
– Zamknij się, idioto – syknął Liam.
– Ten samochód na pewno jest pełen wspomnień. – Felix poruszał
brwiami, dając znać, o jakiego rodzaju aktywności warte
zapamiętania mu chodzi. – Zrobiliście sobie nowe w szpitalu?
– Jezus, Maria. Felix.
– No co? Czyżbyś wreszcie zauważył moją boskość? No ale,
hej. Nie jesteś ciekawy? Przecież Jack to niezły towar.
– To mój brat!
– Przyrodni.
– To niczego nie zmienia.
– W mangach to zmienia wszystko.
Liam rozdziawił usta, a potem trzepnął Felixa w głowę. Na moment
zupełnie zapomniał o istnieniu Josha, który teraz poruszył się
pod jego wyciągniętym ramieniem.
– To może ja już pójdę?
– Nie, nie. – Liam chwycił Josha za ramię. – Zostań.
Przepraszam, on już tak ma. A w ogóle, to czemu tu siedzisz?
Dlaczego nie u Jacka w szpitalu?
– Raz się zakradłem, a później już nie chcieli mnie wpuścić.
Ochroniarze są już wyczuleni na moje rude włosy.
– To dlaczego Jack nie powie personelowi, że jesteś jego gościem?
– zdziwił się Liam. – A może wy...
Nie miał pojęcia, jak to ugryźć. Przed oczami stanęła mu
pamiętna rozmowa z Tracy, tamtego ranka, po tym feralnym weselu.
Powiedziała, że Jack złamał Joshowi nos. Ten jednak na oko był
zupełnie prosty. Sam Josh wreszcie po kilkunastu latach marnej
egzystencji wreszcie przestał wyglądać jak ofiara. Był uczesany,
dobrze ubrany, a z jego oczu bił taki najzwyklejszy smutek i
samotność. Chyba tęsknił za Jackiem. To było aż nierealne. Liam
oczywiście współczuł swojemu najstarszemu bratu, ale nie mógł
szczerze powiedzieć, że za nim tęskni. Nie znał też nikogo
innego, kto dobrze czułby się w towarzystwie Jacka Hetfielda. To ci
się udało, pomyślał. Prawdopodobnie nie ma na tym świecie
drugiej osoby, która by za tobą szczerze tęskniła, więc
powinieneś bardziej o nią zadbać.
– Czy wy w ogóle... – zaczął, ale postanowił nie kończyć,
gdy skupiło się na nim zmarnowane spojrzenie błękitnych oczu.
Poza tym nie sądził, aby mógł wyciągnąć z Josha coś w miarę
konstruktywnego. Chłopak był specyficzny. I chyba nie chciał tego
słuchać. O stukaniu z jego bratem. Wyciągnął za to telefon z
kieszeni i wybrał numer do Jacka. Śmieszne, ale nigdy wcześniej do
niego nie dzwonił. Do własnego brata. Przyrodniego, jak to zauważył
Felix, ale jednak. Poczuł mieszaninę ulgi i zawodu, gdy po
dziesięciu sygnałach nikt nie odebrał.
– Jack nie odbiera. Może śpi czy coś.
– Śpi? – powtórzył Josh, a jego piegowata twarz się
rozjaśniła. Zaraz jednak na powrót zwiesił głowę, a rude
kosmyki spłynęły z jego ramion. – Ach, tak. Cieszę się.
Liam znów podrapał się po farbowanej czuprynie. Co raz mniej
rozumiał. No ale nic dotyczące Jacka nie mogło być normalne.
Felix za to objął Josha ramieniem i przyciągnął
zdezorientowanego chłopaka do siebie.
– Czyli jesteś jak ten wierny pies, Hachiko. – Zaśmiał się,
czochrając długie włosy Josha. – Nawet maść się zgadza.
Rozumiem cię, chłopie. Sam jestem wiernym psem podążającym za
moim panem. Woof!
– Woof! – powtórzył za nim rozbawiony Josh. – Jack też
mnie nazywał psem albo szczurem. Pies chyba brzmi lepiej, ale
szczury są inteligentniejsze. Trudny wybór.
Czyli idiotyzm Felixa rzeczywiście ma jakieś magiczne działanie,
pomyślał Liam również rozbawiony. Rozruszał nawet jego
skamieniałą matkę. Cóż, nie ma sensu brać życia zbyt poważnie.
Co byś nie zrobił i tak skończy się tak samo. Szkoda, że Matt
nie może tego zrozumieć. No i miło było zobaczyć uśmiech na
twarzy Josha.
– Zadzwonię do Matta, bo z jakiegoś powodu spędza u Jacka dużo
czasu. Dogadamy się jakoś, abyś mógł go odwiedzić.
Matt odebrał po paru sygnałach. Okazało się, że Jack jest z nim
i właśnie jadą do Austin. Liam po zakończeniu rozmowy bił się
chwilę z myślami. Wyciągnął jednak kluczyki do swojego zielonego
Dodge'a i wcisnął je w dłoń Josha.
– Masz prawo jazdy? – spytał zaskoczonego chłopaka.
– Nie.
– Ale prowadzić umiesz?
– Tak. Bill mnie uczył. Mówił, że to wstyd, aby mechanik nie
umiał prowadzić. Ale...
– Matt jedzie z Jackiem do swojego mieszkania w Austin – wyjaśnił
Liam. – Podam ci adres. Chcesz jechać? Równie dobrze możesz to
teraz zakończyć. Wiem, jaki jest Jack.
Liam popatrzył na kluczyki leżące w jego otwartej dłoni. Zacisnął
palce.
– Nie wiesz. Nikt z was nie wie.
Odprowadzili go do samochodu stojącego na parkingu przed willą.
Liam wklepał w GPS adres i zabrał swoje rzeczy. Czuł, że już nie
odzyska tego samochodu, ale nie przejmował się tym za bardzo. Miał
tysiąc innych do wyboru.
– Ten film. Widziałeś go? – spytał Josh, gdy miał już
wsiadać do auta.
– Film? A, no tak.
– Wiesz, kto na nim był?
– To nie jest nic, co chciałbym rozpamiętywać w swojej głowie –
sapnął Liam – ale nie było widać twarzy. To był jakiś gościu
z gangu motocyklowego albo coś. W czarnej skórze i z tatuażem na
dłoni. Kozłem w pentagramie.
Josh zacisnął palce na drzwiach samochodu. Powinien być na to
gotowy. Powinien uczyć się na błędach, a czuł jedynie
rozgoryczenie. Znowu ktoś go zdradził.
– Litery? – spytał cicho.
– Co?
– Czy miał litery na palcach? – powtórzył.
– Tak – odparł zaskoczony Liam. – Ale nie wiem jakie. Znasz
go?
Josh wzruszył ramionami.
– To było „DEATH” – odparł jedynie.
***
Jack spał przez całą drogę do Austin. Albo udawał, aby nie
musieć rozmawiać z bratem. Ocknął się, dopiero gdy przejeżdżali
przez centrum miasta. Znużonym wzrokiem obserwował przez szybę
ulice zapełnione kolorowym tłumem sylwestrowych przebierańców.
Brokat, cekiny, pióra i szpilki, które skręcą dzisiejszej nocy
wiele kostek. A pośród blichtru i lśniącej tandety jeden szary
punkt.
– Wysadź mnie tutaj.
– Co? To jeszcze trzy przecznice – odparł Matt. – Źle się
czujesz?
– Po prostu rób, co mówię – zirytował się Jack.
Nienawidził tego matkowania swojego brata. Nie potrzebował tego.
Nie był słaby. Zatrzasnął za sobą drzwi i ruszył przez tłum.
Jego cel po chwili też go zobaczył i stanął na środku chodnika
jak wryty. Nie zwracał uwagi na popychających go przechodniów i
wodę z kałuży opryskującej mu spodnie, gdy go mijali. Jack
Hetfield stanął przed nim i uśmiechnął się krzywo. Wyciągnął
ręce i położył dłonie na twarzy Saszy. Ścisnął jego policzki, chwytając uszy między palce.
– Nie jesteś taki brzydki, jak się tak bliżej przyjrzeć –
stwierdził. – Jak tam życie tak ogólnie? Bo u mnie nie za
dobrze.
Sasza spuścił wzrok. Nie próbował wyrywać się z uścisku, bo
czuł, że nie ma do tego prawa. Gdy ujrzał Jacka Hetfielda
zmierzającego w jego kierunku, poczuł ulgę. Odetchnął, jakby
dłoń ściskająca go za gardło nagle poluzowała chwyt. Ulga była jednak tylko chwilowa. Jack Hetfield może przyszedł do niego o
własnych siłach, ale nie miał już domu, do którego mógłby
wrócić.
– Ja przepra...
– Cii. – Jack przykrył usta chłopaka dłonią. – Nie
potrzebuję twoich przeprosin i twojego współczucia. Gardzę nimi i
gardzę tobą. Tobą i mną tak samo. Bo obaj byliśmy tylko
narzędziami w jego rękach, prawda? Radzę ci uciekać, nim zniszczy
cię tak, jak mnie. Bo to wszystko była jego wina. Od samego
początku. Wszystko, wszystko, wszystko.
– O czym ty mówisz?
– Opowiadał ci o tym, jak się poznaliśmy? – spytał Jack,
wciąż pieszczotliwie badając twarz Saszy, który kiwnął
potwierdzająco głową. – Ciekawe, co ci powiedział. Ciekawe, czy
nasze wersje są takie same. Wiesz, pamięć jest zawodna. Ale ja
miałem dużo czasu, aby sobie przypomnieć, gdy leżałem w
szpitalu. Zastanawiałem się, dlaczego jestem właśnie taki, gdy
moi dwaj bracia zostali całkowicie stłamszeni przez mojego ojca. To
on nas ukształtował, ale ja miałem jeszcze jednego kreatora. Gdy
zmywałem krew tego rudego szczura z mojej dłoni, zastanawiałem
się, dlaczego mu to zrobiłem. Dlaczego nie mogłem się powstrzymać
i dlaczego nigdy nie wyciągnąłem go z jego piekła? Teraz już
wiem, że to jego wina.
Sasza wyrwał się z uścisku mężczyzny i przetarł swoją twarz
dłońmi.
– Nie zrzucaj odpowiedzialności za swoje wybory i działania na
kogoś innego. Nie możesz wszystkiego tłumaczyć tym, co cię
spotkało. Masz wolną wolę.
– Racja. – Uśmiechnął się Jack. – Aż cały pokraśniałeś,
tak się bulwersując. Przykładnie bronisz swojego pana. To były
moje czyny i moje wybory, przyznaję. Ale gdyby nie te kilka minut
dziesięć lat temu może mógłbym wybrać inaczej.
– Powiedział, że cię przeleciał... – Sasza przejechał
nerwowo dłonią po wygolonej głowie. – Że byli tam inni ludzie,
ale że po to tam przyszedłeś. Tego chciałeś.
Jack prychnął, a potem obrócił się tyłem do Saszy. Spojrzał na
niebo, które co moment rozświetlały pierwsze, przedwcześnie
odpalone petardy.
– Naprawdę myślisz, że będąc siedemnastoletnim szczylem,
właśnie tego chciałem? – spytał, nie odwracając się do Saszy.
– Byłem tylko głupim dzieciakiem. Nikt w całym moim życiu tak
mnie nie upokorzył, nawet Benjamin Hetfield. Nigdy później już
nie pozwoliłem nikomu uczynić mnie tak małym i bezwartościowym,
jak wtedy, gdy Santa Boy przyciskał moją głowę do maski
samochodu. Przez lata byłem zbyt dumny, aby nazwać to nawet w
swoich myślach. Ale teraz już nie mam dumy, bo on mi ją zabrał po
raz drugi.
– Gwałt.
– Och, dziękuję, że powiedziałeś to za mnie. – Jack odwrócił
się z powrotem do Saszy. – Zniszczył mnie, bo sam już był
zniszczony. Szukał pocieszenia w moim bólu. Może teraz czujesz się
jak w niebie, ale tobie też w końcu zaserwuje piekło. Chyba to
wiesz? Nakarmi się tobą, bo to potwór. Uciekaj, póki możesz.
Jednym krokiem pokonał przestrzeń ich dzielącą. Sasza dalej
stał w tym samym miejscu, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek
ruchu. Jack znów położył mu dłoń na policzku. Była naprawdę
gorąca.
– Naprawdę jesteś całkiem ładny, jeśli ci się dobrze
przyjrzeć – powiedział po raz drugi. – I dobry z ciebie chłopiec, co?
Lepiej uciekaj, póki jeszcze mas czas.
Nachylił się i złożył na rozchylonych wargach pocałunek.
Odwrócił się i odszedł, po chwili ginąc w tłumie śledzony
przez szare, wyłupiaste oczy.
***
Światła w całym mieszkaniu były powyłączane. Mrok w salonie rozganiał jedynie ekran telewizora. Trwało właśnie odliczanie do Nowego
Roku. Dziesięć, dziewięć, osiem... Kolorowe rozbłyski w
akompaniamencie wycia i szczekania psów rozświetliły wnętrze. Santa Boy, który siedział na kanapie i palił
papierosa, zmrużył oczy. Na szklanym stoliku obok stała napoczęta
butelka czerwonego wina oraz dwa kieliszki – jeden w połowie
pełny, jak stwierdziłby optymista, a drugi odwrócony do góry
dnem.
– Palisz? – zdziwił się stojący w progu pokoju Sasza.
– Jakoś tak mnie naszło – odparł Santa Boy. – Napijesz się?
Sasza podszedł do kanapy, a potem usiadł na podłodze. Obserwował,
jak mężczyzna nalewa mu kieliszek wina. Upił parę łyków, a
potem oparł głowę o kolano Santy Boy'a.
– Wydajesz się przygnębiony – zauważył ostrożnie.
– Sylwester uzmysławia mi to bardziej dobitnie niż urodziny.
Wiesz – że jestem stetryczałym dziadkiem – prychnął muzyk.
Wolną rękę położył na głowie Saszy i zaczął go wolno
głaskać.
– Nie jesteś jeszcze taki stary... – zapewnił chłopak – w
skali całego świata. Sama Ziemi ma cztery i pół miliarda lat.
Twój wiek to przy tym ziarenko pisaku.
– Znowu Discovery Channel? – Zaśmiał się Santa Boy. –
Tak, cztery miliardy, a Homo sapiens istnieje od jakiś stu
czterdziestu tysięcy lat. To tak krótko w skali całego świata, a
zdołał sobie podporządkować całe życie na Ziemi. Wyrwać się z
łańcucha pokarmowego. Wszystko zaorać i wszystko zniewolić.
Ludzie to prawdziwe potwory.
Odłożył popielniczkę na podłogę, a potem położył się na
kanapie. Zaciągnął się jeszcze raz, a potem jego ręka opadła w
dół. Sasza przesunął popielniczkę tak, żeby trafiał do niej
popiół z tlącego się papierosa, a potem usiadł na brzegu kanapy.
Santa Boy patrzył na niego spod półprzymkniętych powiek.
Przyciągnął go za bluzę bliżej siebie. Sasza złożył głowę
na jego torsie i zamknął oczy. Usnął głaskany przez Santę
Boy'a, który jeszcze długo po wypaleniu papierosa wpatrywał się w
sufit.
***
Spowiadałem się. Taką dostał odpowiedź, gdy zapytał, gdzie był.
Jack nie powiedział już nic więcej. Bez kolacji, czy prysznica
udał się do pokoju i zasnął. Matt położył się w salonie, by
znów spotkać się ze swoją jedyną przyjaciółką –
bezsennością. Dlatego poderwał się od razu, gdy usłyszał dźwięk
domofonu. Nowy rok zadomowił się na dobre już kilka dobrych godzin
temu, więc na dworze jaśniało, gdy Josh Young pojawił się w
progu kawalerki Matta.
Jack spał na plecach okryty kołdrą do pasa, powyżej którego był
nagi. Jego głowa zapadła się w puchatą poduszkę. Rozrzucone
jasne włosy przypominały aureolę. Był piękny, kiedy spał. Josh
usiadł na łóżku, a potem, po chwili zawahania poklepał go lekko po
policzku. Uśmiechnął się, gdy zielone, zamglone spojrzenie po chwili zagubienia skoncentrowało się na nim.
– Kocham cię, Jack.
– Ach, tak. – Mężczyzna uśmiechnął się i przytrzymał jego
dłoń na swoim policzku. – To dobrze. Śpij.
Przewrócił się na bok i poklepał miejsce obok siebie. Zamknął z
powrotem oczy.
– Jack?
– Hm?
– Uwielbiam twoje włosy. I oczy. Są piękne.
– Ach, tak. Śpij.
***
Śmieci i wymiociny – tyle zostało na ulicach po przeszłonocnej
euforii. Josh pokonywał kolejne ulice z rosnącym w sercu żalem.
Nie chciał. Tak bardzo nie chciał otrzymać potwierdzenia. Otworzył
mu Santa Boy. Papierosa w ustach przytrzymywał dłonią z tatuażem
głowy kozła w pentagramie.
– Wróciłeś. Sasza się ucieszy.
– Więc to byłeś ty?
– To byłem ja.
– Tylko ty?
– Tylko ja.
Sasza obudzony rumorem pojawił się w przedpokoju. Uśmiechnął
się, gdy zobaczył stojącego w progu Josha. Martwił się. Ten też go zauważył
i zacisnął wargi.
– O czym rozmawiacie? – spytał zaniepokojony Sasza.
– O tym, że chyba kłamię gorzej, niż myślałem – odparł
Santa Boy.
Okej.Czyli Na chwilę obecną Josh widział się z Jackiem i wszystko między nimi spoko.Jack przeprowadził dziwna rozmowę z Saszą i go pocałowałXDAle po tym koncercie za młodu Santa nie zrobił mu nic czego on by nie chciał.No i gdzie muzyk ma zrobić coś złego swojemu chłopakowi jak teraz jest dla niego bardzo dobry a nawet czuły(oczywiście na tyle na ile taki typ faceta może być) i nic nie zapowiada złego.A więc blondi gadał jakieś głupoty.No i już w nowym roku Josh przyszedł pewnie potwierdzić, że to muzyk był na tym nagraniu, ale jakoś tak spokojnie się zaczyna, to wygląda też dobrze.Zostaje czekać do końca, bo jak już się skapnęłam wcześniej wszystko może się tu zmienić i raczej nie można kierować się wcześniejszym zachowaniem bohaterów.No chyba, że pary, którą odwiedził pod koniec rozdziału młody.
OdpowiedzUsuń"W mangach to zmienia wszystko" świetnie Felix XDDD im też udziela się ten super głupi humor.Ja tam nie narzekam, że wszyscy mają jakieś odpadły.
Miłego dnia ;D
Czy Jack bajdurzy? Chyba raczej po raz pierwszy był szczery sam ze sobą.
UsuńRozdział 17: "I znów miał przed oczami swojego starszego brata przyciśniętego przez mężczyznę do maski samochodu. Pamiętał, że szarpał Jacka za włosy, nazywał dziwką i szmatą, posuwając go przy innych ludziach. A chłopak przytakiwał mu i bez słowa skargi dawał robić ze sobą wszystko.
Rozdział 18:"Upokarzał innych dla poczucia własnej wartości. Tak jak zrobił to z nastoletnim Jackiem Hetfieldem, chociażby. Wmawiał sobie, że to wcale nie robi z niego takiego skurwiela, jakim był jego własny ojciec, bo przecież dawał im szansę. Jackowi też dał. Pierwsze dnia kazał mu spieprzać. I drugiego, i trzeciego, i czwartego. A chłopak wciąż wracał. Sam tego chciał, nie? Nie, oczywiście, że nie. Nikt nie chciałby tego, co zaserwował mu Santa Boy. Nawet on sam, kiedy miał te jebane piętnaście lat. Z ofiary przemienił się w oprawcę. Jak żałośnie.[...]Do tej pory miał szramy na dłoni po zbiciu lustra w hotelowym pokoju tamtej nocy, dziesięć lat temu. Chciało mu się rzygać, gdy na siebie patrzył."
Jack po prostu nienawidzi słabości i nie chciał się do niej przyznać, nawet przed sobą. A że teraz ma już wszystko gdzieś...
Odpały są najlepsze! xD
Sorry, znowu epistoła.
Pozdrawiam!
Jack sam przyszedł za scenę i czegoś chciał. A to był muzyk, któremu używki nie były obce i wiadomo, że nie był przyjazny. A on i tak polazł a więc to nie jest tak, że to przez niego się zaczęło?Przyszedł młodzik to taki facet, który brał wszystko co się rusza miałby tego nie wykorzystać?
Usuń“Ale po tym koncercie za młodu Santa nie zrobił mu nic czego on by nie chciał” lepiej byłoby gdybym napisała, że nie zrobił tego jak Jack chciał.(Czy ja coś kompletnie pokręciłam i wcale nie szedł z zamiarem wystawienia się) co innego.
Santa nie jest bez winy, bo pociągnął to i zrobił mu syf jak już był starszy tym filmem.
Stwierdziłam wcześniej, że nie można(w sensie ja nie mogę) kierować się wcześniejszym zachowaniem w bohaterów i nie brałam pod uwagę pary.Czyli zostali Josh i Jack pierwszy, po tym jak był u Juana a drugi właśnie przez dzisiejszy rozdział.Ale już ogarniam dzięki tobie, że dzisiaj był w końcu szczery ze sobą. No i czy mogę powiedzieć, że Jack miał prawo nagadać głupot punkowi, że ma się zastanowić nad znajomością z Santą?Bo nie wie jakie są między nimi stosunki i zakłada, że Sasza ma podobnie jak on.Bo sytuacji kiedy dowiaduje się jakie oni mają spoko życie nawet nie mogę skojarzyć.
I te fragmenty, które przytaczasz są spoko przynajmniej szybciej się ogarniam, bo przypominaszXD
I podjęłam próbę przeanalizowania tekstu ponownie i tak wiedzę tę notkę przed rozdziałem XDD czytałam ją przed, nie wiem gdzie ona była jak próbowałam zrozumieć o co chodzi ;-;
Ja tylko chce załapać o co chodzi, ale bez ponownego przeczytania się nie obejdzie.
Rzeczywiście rozdział posiekany, ale to nawet fajnie bo mamy wszystkich bohaterów. Felix jest uroczy i przezabawny, ale pojawiła się jego zagadkowa myśl o jakichś zdjęciach... albo ja po tej przerwie o czymś zapomniałam, albo wychodzi na to, że Felix ma jakieś tajemnice z przeszłości... no chyba, że chodziło mu o niewinne imprezowe fotki z fb? No i są Sasha i Santa :D Aż mi się pyszczek uśmiechnął jak tylko Jack podszedł do Sashy. Swoją drogą ciekawe czy Jack zasiał w Saszy jakieś wątpliwości, a jeżeli tak to jak się one objawią. Josh już wie kto był na nagraniu, ale początek rozmowy bardzo spokojny, z tym, że to Josh nigdy nie wiadomo jak ta rozmowa się dalej potoczy ;)
OdpowiedzUsuńMogę zdradzić, że nic nie wyniknie z tej wspominki o zdjęciach. Felix po prostu myśli o tym, że może był trochę niegrzeczny w przeszłości, ale teraz, gdy już zaprzyjaźnił się z "teściową", to nie chce źle wyglądać w oczach jej i Liama.
UsuńNo, a żeby dowiedzieć się jak potoczy się rozmowa Josha z SS, to trzeba zaczekać na następny rozdział, więc mam nadzieję, że wkrótce znów się hmmm... usłyszmy? zobaczymy? Wiem - spotkamy w wirtualnej przestrzeni xD
Pozdrawiam!
No to ja czekam, na J i SS bo to dość ciekawie się zapowiada.:-)
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńuch, no no cudownie Josh poznał prawdę ale no cóż gdyby Sasza nie wrzucił teho pendriava z nagraniem nic by nie było...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
No hejeczka :D Widzę, że mocno nadrabiasz. Co chwilę komentarz :) Pozdrawiam!
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, uch no no cudownie Josh poznał prawdę ale no cóż gdyby Sacha nie wrzucil tego pendriava z nagraniem nic by nie bylo...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka