poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Trzy światy - ROZDZIAŁ 6 - Ściany pokryte boazerią

Sorry, że późno i krótko, ale rozumiecie - życie... Mam nadzieję, że zregenerowaliście siły podczas świąt, a jak nie, to przecież zaraz kolejny długi weekend. Ładnie się to w tym roku ułożyło, no nie? :)


Aśka szybko odzyskała rezon. Nie wiedziała oczywiście, co się właśnie działo i jaka była tego przyczyna. Miała tylko swoje domysły, ale pojęła, jaką ma w tym przedstawieniu odegrać rolę. Nim przylgnęła mocniej do ramienia Sebastiana i przykleiła na usta głupawy uśmiech, taki trochę rozpijaczony, a trochę rozmarzony, zerknęła na swojego przyjaciela jednak lekko skonsternowana. Nie znała go takiego.

Monter także okazał się dobrym aktorem. Zamiast się speszyć, a może nawet spanikować, to on pierwszy zamachał w ich kierunku i przywołał do siebie gestem dłoni. Bez chociażby nerwowego mrugnięcia okiem przedstawił Sebastiana i Aśkę, którą kojarzył z Trupiarni jedynie z widzenia, swojej dziewczynie, Natalii.
– To jak się poznaliście? – spytała szatynka. – Sebastian, nie obraź się, chociaż to bardziej komplement, ale trochę mi nie pasujesz do moich brudasów.
Sebastian spojrzała na owych „brudasów” stojących za Monterem, który właśnie brał bardzo długi łyk piwa, zapewne ratując się ten sposób przed koniecznością dołączenia do rozmowy. Glaca uśmiechał się szeroko, najwyraźniej uszczęśliwiony możliwością obejrzenia teatru zupełnie za darmo. Nie musiał nawet kupować biletu. Cała sytuacja wyraźnie go bawiła. Chyba tylko z tego powodu nie zaczął klaskać: nie chciał rozproszyć aktorów i przerwać przedstawienia. Długowłosa sierotka zaś wyglądała tak, jak zwykle dla Sebastiana. Czyli zupełnie nijak. Gdyby nie te charakterystyczne włosy sięgające pasa, chyba nadal nie rozpoznałby go na ulicy. Apacza nie było.
– Och – podłapał Sebastian, zamierzając odpowiedzieć – po prostu w tym samym momencie mnie i Adriana dopadła tak samo nagląca potrzeba, której musieliśmy natychmiastowo dać ujście.
Trudno było mu powstrzymać śmiech, gdy zobaczył panikę malującą się w oczach Montera. Na szczęście zdołał się opanować ostatkiem woli. Pomogła mu w tym Aśka, która kopnęła go ukradkiem w kostkę i sama zdusiła chichot, przyciskając mocniej twarz do jego ramienia. Glaca za to się nie hamował. Nie wydał żadnego odgłosu, ale jego uśmiech sięgał już od jednego lekko odstającego ucha do drugiego. Świetnie się bawił jako widz teatrzyku. Najwyraźniej rozumiał całą sytuację lepiej, niż Sebastian dotąd podejrzewał.
– Potrzebę? – zdziwiła się Natalia. – O co mu chodzi?
Z pytaniem zwróciła się do swojego chłopaka, ale ten nie zdążył nic odpowiedzieć, bo uprzedził go Sebastian:
– Chodziło o penisy.
Mówiąc to, patrzył prosto w rozszerzające się oczy Montera. Zobaczył w nich wściekłość, ale przede wszystkim strach. Spodobało mu się to.
– Że co? – zdziwiła się Natalia.
– Po prostu nasze psy musiały opróżnić pęcherze w tym samym momencie – wyjaśnił Sebastian, robiąc głupawą minę. – Spotkaliśmy się na spacerze. Wiesz, że nazywa twojego psa „szczurem”?
Poprowadził konwersację na bezpieczną ścieżkę, na teraz odpuszczając Monterowi. Póki co, oczywiście. Na razie musiał mu dać do zrozumienia, że nie był tylko podkładającą się wydmuszką. Chciał szacunku, to oczywiste, ale także tego, by Monter uznał go za kogoś, dla kogo warto ryzykować.
Później usiedli przy stoliku w kącie, gdzie było trochę ciszej i gadali o pierdołach. Chociażby o tym, że Sebastian i Natalia mieszkali od urodzenia na tym samym osiedlu, a w ogóle się nie kojarzyli. Czernieckiego aż tak to nie dziwiło, bo nie zwracał większej uwagi na dziewczyny, a na te brzydkie tym bardziej. Oczywiście swoje myśli zachował na siebie. Przy stoliku nie było wystarczającej ilość miejsc, więc Aśka ostentacyjnie usiadła mu na kolanach. Nie przedstawili się jako para, ale sygnały były oczywiste. Coś musiało między być. Tak przynajmniej miało to wyglądać.
Apacz. Sprawa tego świrusa zupełnie wypadła mu z głowy, a przecież to niby po to tu przyszedł – aby o niego zapytać. O to, czy powinien się martwić, bo kurdupel naprawdę był niebezpieczny, czy nie. Nie było to do końca kłamstwo. Naprawdę przejął się tym incydentem z lasu. O sprawie zaś przypomniał sobie dopiero teraz, czyli gdy stał przy pisuarze w zasyfionej toalecie klubowej i strzepywał ostatnie krople moczu z penisa. „Może rzeczywiście powinienem olać sytuację?” – pomyślał rozbawiony.
Zaraz jednak przestało mu być do śmiechu, bo poczuł mocne pchnięcie w ramię. Zachwiał się, prawie nie przycinając sobie przy tym przyrodzenia zamkiem błyskawicznym czarnych dżinsów. To był Monter. I wyglądał na porządnie wkurzonego.
– No hej, te obok są przecież wolne. Chyba że zająłem twój ulubiony? – spytał Sebastian. – To już się usuwam.
– Nie pieprz.
– Nie zamierzam. Chyba już zdołałeś poznać, że wolę inne okoliczności. Bardziej naturalne, gdy już o tym mówimy.
Czuł jak serce tłucze mu się w piersi i krew pulsującą w szyi. Jego twarz pokryły krople potu. Nigdy wcześniej nie znalazł się w takiej sytuacji. Nie był ani przesadnie towarzyski, ani konfliktowy. Czuł obawę, ale przede wszystkim ekscytację. Taką, której wcześniej nie miał okazji doświadczyć. Wściekłość w oczach Montera tylko ją podjudzała. Była podobna do tej, jaką czuł podczas seksu, a jednocześnie zupełnie inna.
Zaraz jednak przyszło coś na kształt rozczarowania, gdy zmrużone, skupione na nim oczy Montera stały się rozbiegane. Brunet spojrzał w stronę trzech kabin, nagle zaniepokojony tym, że ktoś mógłby w nich być i słyszeć ich rozmowę, która najwyraźniej nie obrała kierunku, jaki planował. Gdy upewnił się już, że wszystkie zamki są otwarte, jego uwaga ponownie skupiła się na Sebastianie. Teraz wydawał się jeszcze bardziej skoncentrowany. Co było dla Sebastiana trochę straszne, a trochę jeszcze trudne do określenia.
Pod naporem bruneta musiał cofnąć aż pod wyłożoną granatowymi kafelkami ścianę. Dozownik mydła wbił mu się boleśnie w plecy, na wysokości łopatki.
– Po co tu przylazłeś?! – wysyczał Monter, chwytając go za koszulę i zbliżając ich twarze do siebie. Śmierdział alkoholem, dymem papierosowym i potem. Mężczyzną.
– Hej, no wiesz? Jeszcze nie zdążyłem umyć dłoni…
– Mówiłem, żebyś nie pieprzył – powtórzył brunet. – Po coś tu dzisiaj przylazł, Doktorku? Czyżbyś sobie coś wyobrażał? Świerzbi cię dziura, co?
Roześmiał się i obrzucił blondyna pobłażliwym, wręcz wzgardliwym spojrzeniem.
– A może ciebie? – odparł Sebastian, odtrącając dłoń trzymającą materiał jego koszuli. – Czyżby wszystkie zakompleksione kryptocioty miały wybiórczą pamięć?
Nie tak to miało być. Chciał emocji, może nawet wściekłości, ale miało to przerodzić się to w coś dobrego. Chciał stać się dla Montera wyzwaniem wartym ryzyka. Dlatego pożałował swoich słów, zanim skończył jej jeszcze wypowiadać, ale po prostu nie mógł inaczej. Nawet on, dupek, puszczający się w lesie z obcym gościem, a zaraz później zrywający ze swoim chłopakiem, zrzucając przy tym cała winę na niego, miał przecież swoją dumę.
– Sam się pieprz – wysyczał Adrianowi prosto w twarz, nim go wyminął, szturchając przy tym w ramię, i wyszedł z toalety.
I nawet nie umył dłoni.
Przez tłum na głównej sali przebił się tylko po to, aby zabrać Aśkę i bez słowa wytłumaczenia pociągnąć ją ku wyjściu. Choć zapewne słowa nie były potrzebne. Na to przynajmniej wskazywał uśmieszek Glacy, który Sebastian zdążył wyłapać kątem oka.
Gdy stali już na ulicy, a Aśka poprawiała swój szal, który nosiła zawsze i wszędzie, do Sebastiana dotarło, że wszystko co ostatnio zrobił było totalnie i bezsprzecznie bez sensu. Po prostu idiotyczne. I że najchętniej wypłakałby się teraz Grzesiowi.
– Co cię ugryzło? – spytała dziewczyna, sprawdzając w odbiciu ekranu smartfona stan makijażu. – Napadł na ciebie w klopie, co? Aż z niego kipiało.
– To cham!
– No raczej! – parsknęła Aśka. – Dlatego tak cię kręci. Wiesz, pierwotne instynkty. Dzieci z tego nie będzie, ale do tego to się sprowadza. Testosteron i skurwysyństwo, to nas, biedne samiczki, czyli ciebie też, przyciąga w facetach. A później obgryzamy z kącie paznokcie.
Sebastian w odpowiedzi jedynie westchnął, w duchu jednak się zgadzając.
– Odpuszczasz?
Dobre pytanie.
– Nie wiem.

Gdy wrócił do domu, było już po dwudziestej trzeciej. Nie tak to planował, miał przecież jutro rano poprawkę, od której bardzo dużo zależało. Jeśli nie zaliczy seminarium, nie będzie mógł podejść do ostatniego terminu egzaminu we wrześniu.
– Kurna – syknął, gdy pęk kluczy, którymi przed momentem otwierał drzwi wejściowe mieszkania, spadł mu z brzdękiem na podłogę.
Rozsznurowywanie po ciemku butów także nie należało do najłatwiejszych. Prawie podskoczył, gdy nagle usłyszał dochodzący z kuchni głos matki:
– Dobrze się bawiłeś?
Siedziała na pufie przy stole i paliła papierosa. Gdy brała kolejny buch, żar na moment mocniej rozświetlał jej pomarszczono twarz.
– O co ci chodzi? – odparł Sebastian. – Nie mam siedmiu lat.
– Hm. A nie masz jutro egzaminu?
– Zaliczenie, a nie egzamin – poprawił ją.
Uznał, że to koniec rozmowy, więc udał się do swojego pokoju. Jednak jego matka miała coś jeszcze do powiedzenia.
– Zerwałeś z Grzesiem, co nie? – spytała.
Sebastian wrócił i stanął w progu kuchni.
– I koniecznie musisz teraz o tym mówić? – spytał szeptem, wyraźnie zły. Nie chciał, żeby przypadkiem ojciec to usłyszał.
Matka go zignorowała.
– Wiesz, co pomyślałam, gdy przyprowadziłeś go pierwszy raz do domu? Byliście wtedy w liceum.
– Boże, nie wiem… Że to mój kolejny z moich kolegów?
– Nie. – Zaśmiała się. – Od razu wiedziałam, jak tylko was zobaczyłam. Pomyślałam sobie, że może tak jest lepiej. Bo przynajmniej nie zaciąży i nie pociągnie cię ze sobą na dno.
– Co? – zdziwił się Sebastian. Nigdy nie rozmawiali w ten sposób.
– Patrzyłam na te wszystkie nastolatki z blokowiska zachodzące w ciąże i rodzące pierwsze dziecko przez maturą. Na te sztuczne, wymuszane śluby „Bo co ludzie powiedzą?”. Na tych nastolatków, którzy już nigdy nie zdołają się stąd wyrwać, z tych czterech ścian pokrytych boazerią… I w sumie się cieszyłam. Także z tego, że to był właśnie Grześ. Grześ był dobrym wyborem.
– Co niby masz na myśli?
– On jest trochę… „Śmieszny” to złe słowo. Dziwny? Ja jestem starej daty, mnie on na pewno dziwi, ale to dobry wybór. Bezpieczny. Może nudny, trochę karykaturalny, ale bezpieczny. Przecież chcesz się stąd wyrwać, prawda? Skończysz studia i może będziesz pracować w zawodzie, a może przyklepywać dane w jakiejś korporacji. Tak czy siak, Grześ ze swoją brodą drwala i pastelową koszulą świetnie wpisywałby się w ten obrazek. Pasowałby do całości. Jego mógłbyś zabrać na pracownicze przyjęcie. Może się jeszcze zastanowisz? Popatrz na swojego ojca. Nie wiesz, jaki on kiedyś był. I się nie dowiesz. Ale to moja wina, że teraz jest właśnie taki. Pociągnęła go na dno, jak uwiązana do niego cegła. I został tutaj, spośród ścian pokrytych boazerią. Chyba nie chcesz skończyć tak samo, Sebastian?
– Nie – przyznał. – Ale on jest taki strasznie… nudny.
Jego matka zgniotła niedopałek w kryształowej popielniczce.
– Tak to zwykle jest z dobrymi wyborami – skwitowała, nim poszła z powrotem się położyć.

Tej nocy prawie w ogóle nie spał. Jednak rano nie czuł się zmęczony, może przez te wszystkie emocje, które wciąż w nim buzowały. Z wszystkiego, co się wczoraj wydarzyło, najmocniejsze wrażenie zrobiła na nim rozmowa z matką. Nigdy wcześniej nie byli ze sobą tak szczerzy.
Jadąc rozklekotanym busem na uczelnię, myślał o tym, że może przegrać życie. I skończyć wśród „ścian pokrytych boazerią”. Myślał też o tym, że źle to wczoraj rozegrał w toalecie „Trupiarni”. Powinien wtedy zaciągnąć Montera do kabiny i dać mu się zerżnąć. Źle. I zerżnąć jego.
Prowadzący sprawdził od razu jego zaliczeniówkę. Sebastian nawet się zdziwił, gdy dowiedział się, że zdał. Nie nastawiał się na to. Może pomogło to, że prawie się nie przejmował. Teraz przed nim tylko wakacje. Praca w osiedlowej pizzerii wujka. I co jeszcze? Na pewno nie wypady na basen i miejskie kąpielisko z Grzesiem.
Do domu wrócił tym samym, rozklekotanym busem. Czuł się lekko, więc zamiast jechać windą, wybrał schody. Pokonywał po dwa naraz. W uszach miał słuchawki, w których leciał nowy, wkurzony Eminem. Sebastian lubił czasami zmienić style.
Ten, kto siedział na schodach i palił papierosa, mimo zakazującego tego znaku namalowanego farbą olejną na ścianie obok, na wysokości oczu palacza, też wyglądał na wkurzonego. I chyba nie tylko tym, że już pewnie długo odmrażał sobie na betonie tyłek, czekając na Sebastiana.
– Po co tu przyszedłeś?
– Nie wiem – rzucił Monter. – Dalej nie wiem, czy mam bardziej ochotę cię zarżnąć, czy zerżnąć.
Brunet uśmiechnął się bezczelnie, pociągając przy tym nosem i zgniatając papierosa na ścianie, zaraz pod znakiem zakazu. Miał na sobie potargane dżinsy. Przez poszarpane otwory w materiale Sebastian mógł zobaczyć, jak mocno owłosione miał nogi. I nagle już wiedział, co będzie robił przez wakacje.
– W mieszkaniu jest matka, ale mam klucze do piwnicy – odparł, obdarowując siedzącego na schodach chłopaka lustrzanym uśmiechem.


2 komentarze:

  1. Widać że Monter nie spodziewał się takiego zachowania po Sebastianie xd Ale najwyraźniej to był dobry ruch bo już następnego dnia sam do niego przyszedł :) Ale Monter nie zaimponował mi tą swoją przykrywką. .. Jedna uwaga - tam w toalecie to chyba o pisuar Ci chodziło a nie o bidet XD Dzięki bardzo i serdecznie pozdrawiam 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurna, racja! xD Nawet nie zauważyłam. Ha ha. Czujne oko! Pozdrawiam :D

      Usuń