Sebastian
wrócił z wieczornego spaceru z Bohunem wściekły. Na siebie. Tam,
w lesie, przestraszył się tego kurdupla. Przez dłuższą chwilę w
ogóle nie mógł mu się sprzeciwić. W jego rękach był bezwładny
jak szmaciana lalka. W końcu się otrząsnął i wyrwał z jego
uścisku, ale nie od razu. A później po prostu odszedł, nie
oglądając się za siebie. Myślał tylko o tym, żeby jak
najszybciej wydostać z ciemnego lasu i wyjść na ulicę skąpaną w
świetle latarni.
Bohun
też to czuł. Ciągnął Sebastiana na smyczy, chociaż nigdy nie
palił się do szybkiego powrotu do domu. Uwielbiał spacery. Dziwne
było też to, jak zachował się, gdy ten kurdupel dopadł do jego
pana. Nie należał do agresywnych psów, ale gdy jego właściciel
był atakowany, odpowiadał tym samym. Raz nawet ugryzł starego
kilka lat temu, gdy ten dla żartów podniósł mamę Sebastiana na
rękach, a ona zaczęła krzyczeć. To chyba było na jakimś
rodzinnym spędzie, grillu czy czymś takim. A wtedy w lesie Bohun
ukrył się za swoim właścicielem i podwinął ogon. To było
dziwne i bardziej niż niepokojące.
Psy
ponoć potrafią wyczuwać choroby, więc może te psychiczne
również? – pomyślał Sebastian, gdy znalazł się już na
łóżku w swoim pokoju. Może ten rudy kurdupel naprawdę jest
szajbnięty. Przypomniał mu się moment, gdy wyszedł z busa. Wtedy
ten szajbus chciał ruszyć za nim i Monter musiał go powstrzymać.
Sebastian uniósł brwi, trochę rozbawiony, a trochę jednak
zaniepokojony tym, co przyszło mu do głowy. Może doczekał się
prześladowcy? Kogoś w rodzaju wielbiciela? Co, jeśli zacznie za
nim chodzi? Prześladować jego rodziców? A w końcu otruje Bohuna?
Wiadomo, co szajbniętemu wpadnie do łba?
Postanowił
załatwić to od razu. Usiadł przy biurku i włączył laptopa. Nie
wiedział, jak Monter miał na nazwisko, ale wystarczyło wpisać
jego imię, ksywę i miasto, żeby w wyszukiwarce uzyskać całkiem
sporo wyników. Szybko dowiedział się, że Adrian oraz część ze
zgrai jego zapijaczonych, obdartych i budzących grozę u staruszek
poruszających się prywatną komunikacją w postaci przetłoczonych
busów kumpli było nie tylko biernymi słuchaczami mocniejszych dźwięków,
delektującymi się przy tym tanimi winami. Posiadali także swój własny
zespół.
Na oficjalnej stronie, która aż wołała o modernizację i odświeżenie szaty, dowiedział się, że jutro wieczorem zespół będzie grał
w lokalnym klubie „Faux Pas”. Sebastian zrobił zdziwioną minę
do monitora. Nie wiedział, że mieli w mieście takie miejsce. Że w
ogóle jakikolwiek klub poza klubem wędkarza, do którego należał
jego ojciec, i bibliotecznym klubem książki, na którego spotkania
czasami chodziła matka, znajdował się na jego zadupiu.
– No
proszę… – skomentował szczerze zaskoczony.
Monter
oczywiście w zespole, który wydawał się równie nieprofesjonalny,
co jego strona internetowa, grał główne skrzypce. To znaczy,
gitarę. Ten łysy z brodą siedział za bębnami. Na zdjęciach
światło reflektorów odbijało mu się od błyszczącej glacy.
Gdzieś z boku zawsze majaczyła ta szara myszka. Mona grał na
basie. Był jeszcze jeden chłopak, ale tego Sebastian nie poznawał.
Na
tych zdjęciach Monter jawił się jako typowy frontman. To on
głównie nawiązywał kontakt z publicznością. Na wielu zdjęciach
był otoczony ludźmi i wydawał dobrze się bawić. Dzięki
przeglądnięciu zdjęć z galerii Sebastian mógł wyciągnąć na
temat Adriana jeszcze jeden wniosek. Był dupkiem.
On
nie miał do niego żadnych pretensji czy zażaleń. Ich umowa była
prosta, a wszystkie jej punkty klarowne. Nie znaczyło to, że nie
czuł żalu. Jednak on pretensje mógł mieć tylko do siebie. Dostał,
czego chciał.
Aż
żal było patrzeć na te zdjęcia, na tęskny jak u porzuconego
szczeniaka wzrok, którym ten niepozorny dzieciak, Mona, obdarzał
Montera, a właściwie jego plecy na paru ujęciach. W twarz przecież
nie miałby odwagi mu spojrzeć, ani powiedzieć, co mu na duszy
leżało. Pewnie przeciętny przeglądacz nie dostrzegał tu niczego
więcej niż grupy uchlanych przedstawicieli jeszcze młodego
pokolenia, którzy nie zapowiadali się na wzorowych obywateli.
Sebastian widział więcej. Jedna ciota drugą zawsze wyczuje, nawet
na kupce pikseli. Tu nawet nie trzeba było wytężać wzroku.
Nie
po to jednak odpalił wyszukiwarkę, aby śledzić niepowodzenia
miłosne jakiegoś gościa, który interesował go mniej niż
zeszłoroczny śnieg. Chciał znaleźć jakieś namiary na Montera,
aby spytać go o tego rudego dzikusa. O to, czy ma się czego
obawiać. Liczył też na to, że może Adrian przemówi swojemu
kumplowi do rozsądku, jeśli ten coś takiego w ogóle posiadał. W
końcu to Monter kreował się na szefa ich paczki. No i była to
świetna wymówka, żeby do niego zagadać.
Znalazł
jego konto na twarzoksiążce, ale w końcu nic nie napisał.
Postanowił iść na jutrzejszy koncert w „Faux Pas”. Przyda mu
się wieczorem trochę rozkojarzenia po weekendzie wkuwania
materiałoznawstwa.
Nie,
nie był idiotą. Wiedział, że to słaba wymówka nawet przed samym
sobą. Chciał go zobaczyć, to oczywiste. Po cichu liczył też na
coś więcej po koncercie. Heh, chyba już się pogodził z tym, że
był właściwie szmatą. I było mu z tym całkiem dobrze.
W
niedzielę wstał dość wcześnie, bo przed dziewiątą. Nawet matka
zrobiła zdziwioną minę, gdy ujrzała go wchodzącego rano do
kuchni. Byli w domu sami, no i jeszcze z Bohunem, bo ojciec o piątej
wsiadł na rower i pojechał powędkować. Z tego Sebastian się
cieszył, bo chciał poświęcić dzień na naukę, a nie mógł się
skupić, gdy zza ściany dobiegały go kłótnie rodziców. Nawet
mocne bassy na słuchawkach nie pomagały. Skrzekliwy głos matki
przebijał wszystko. Liczył tylko na to, że ojciec nie przywiezie
ze swojej wyprawy karpia. Nienawidził ich. Były ościste i
śmierdziały mułem. No i ojciec zawsze przyrządzał je w ten sam prymitywny sposób, czyli smażył obtoczone w bułce tartej w głębokim tłuszczu. Ohyda. Prymitywna ohyda.
Gdy
robił sobie przerwy od nauki, przeglądał Internet. Zlokalizował
klub, do którego się dzisiaj wybierał. Nazwa ulicy właściwie nic
mu nie mówiła. Nie sądził, żeby kiedykolwiek tam był. Na
osiedle także rzadko zaglądał. Ostatni raz może w podstawówce.
Coś mu się kojarzyło, że jeden z jego kolegów tam mieszkał. I
to wszystko. Było to kolejne osiedle z wielkiej płyty o jeszcze
gorszej renomie niż to, na którym sam się wychował. Może przez
to, że to tam swoje boisko i siedzibę miał ich miejski
półprofesjonalny zespół piłkarski, który grał chyba w V lidze,
ale i tak miał wiernych fanów. Takich w dresach i z Żubrem w ręku.
Grześ
powiedziałby, że to miejsce, gdzie ludzie „tacy jak my” nie
powinni się zapuszczać. Sebastian wkurzył się, mimo że tylko
wyobraził sobie swojego byłego już chłopaka mówiącego to.
Wiedział też z marszu, co sam by na to odpowiedział. Że to
właśnie przez takie osoby jak Grześ (i te jego przegięte
psiapsiółki – to już pewnie zachowałby dla siebie) są w
ogóle „tacy jak my” i „tacy jak oni”.
To,
że znowu o nim myślał, rozstroiło go na tyle, by wstał od
biurka. Potrzebował świeżego powietrza, bo inaczej nie uda mu się
skupić. Matka akurat wybrała się z Bohunem na spacer, więc po
prostu wyszedł na balkon, nie mając lepszej opcji. Dzisiaj pogoda
też dopisywała. Słońca nie przesłaniała nawet pojedyncza
chmurka. Oparł się o barierki i przeczesał włosy. Dojrzał wtedy
powiewający na balkonie piętro niżej granatowy, jedwabny szal ze
srebrnymi frędzlami. Uśmiechnął się na jego widok. To znaczyło,
że Aśka wróciła. Zawsze nosiła tę szmatę.
Przebrał
się z domowych dresów w coś bardziej wyjściowego i udał się do
sąsiadów piętro niżej. Zapukał do drzwi, a potem od razu wszedł
do środka. Czuł się tu prawie jak u siebie. Joanna, która kroiła
mango na kuchennym stole, uśmiechnęła się szeroko na jego widok.
Podeszła i uściskała go z całej siły lepkimi od słodkiego soku
rękami.
– Uwaliłaś
mnie – poskarżył się chłopak, ale oddał uścisk. –
Niebieskie?
Chwycił
długiego francuza, w którego zaplecione były włosy dziewczyny.
Jeśli dobrze pamiętał, gdy widzieli się ostatnimi razy, czyli
jakieś dwa tygodnie temu, miały kolor czerwony.
– Wiesz,
że nie lubię monotonii – rzuciła Aśka, a Sebastian od razu
wyczuł w jej tonie, że nie miała na myśli tylko swojego wyglądu.
– No…
– potwierdził, przywołując w głowie wszystkie romantyczne
tragedie przyjaciółki, o których musiał słuchać, siedząc i
pijąc na pobliskiej górce przy lesie, na którą w szkole średniej
często chodzili tylko we dwójkę. Nie zdążył się powstrzymać,
więc parsknął śmiechem.
– No,
wiesz! Ja tam wiem, o czym ty teraz myślisz!
Aśka
uśmiechnęła się od ucha do ucha i puściła mu oczko.
– Dobra.
To chcesz, żebym ja ci coś opowiedział?
Joanna
trzymała już ponownie nóż w ręku i miała wrócić do swojej
roboty, ale zastygła w połowie drogi do kuchennego stołu.
Spojrzała na Sebastiana szeroko rozwartymi oczami, które miała
bardzo mocno umalowane.
– Nie…
– zaczęła wolno, nie dowierzając. Zaraz jednak uśmiechnęła
się szeroko. – Serio?! Rzuciłeś go? No wreszcie! No brawo!
Tak,
Aśka nienawidziła Grzesia. Sebastian mógł tylko zaśmiać się na
jej teatralną, totalnie przesadzoną reakcję.
Pięć
minut później siedzieli już na schodach. W dłoniach dzierżyli po
wysokiej szklance z owocowym koktajlem. Sebastian nie miał za bardzo
ochoty go pić, ale Joanna powiedziała, że będzie od niego dłużej
„piękny i młody” i będzie mu dłużej stał. No to postanowił
wypić. I Aśka nie przyjmowała odmów.
Teraz
patrzyła na niego z jeszcze bardziej komiczną miną niż ta z
kuchni. Miała powód, bo Sebastian streścił jej wszystko, co
wydarzyło się w ten weekend.
– A
ja już myślałam, że on ci będzie dobierał antyalergiczne,
wegańskie koronki, którymi będzie wyłożona twoja trumna. No
brawo! Nie spodziewałam się. I do tego Monter we własnej osobie!
Więcej niż „łał”!
Teraz
to Sebastian zrobił wielkie oczy.
– Zaraz…
To ty go znasz? – zdziwił się.
– No,
a kto go nie zna, jak tylko ma się życie towarzyskie w naszym
biadolinie? No ale ty przez ostatnie lata byłeś uwiązany i zawsze
mi uciekałeś do Grzesia, jak cię chciałam gdzieś wyciągnąć.
– To
kojarzysz może ten klub „Faux Pas”, czy coś takiego?
– Trupiarnię?
No pewnie.
– Trupiarnię?
Aśka
przewróciła oczami i napiła się koktajlu. Po obtarciu ust,
westchnęła niczym umęczona życiem staruszka.
– To
ja ci teraz wszystko będę musiała pokazać. We wszystko cię
wprowadzić. Po pierwsze, ta kapela Montera, Theory
of Everything*, to czempion naszego lokalnego undergroundu.
Często grają w Trupiarni. Tak nazywają ten klub, bo leży blisko
ruin starego szpitala, czyli umieralni. I wielu ludzi zalicza tam co
noc zgon. Czasami tam chodzę, ale ciebie nigdy nie brałam, bo
Grześ. Wiadomo.
Aśka
wykrzywiła brzydko usta i przewróciła oczami, gdy wspomniała o jego byłym chłopaku.
Naprawdę pałała do niego niechęcią, właściwie od zawsze, i
Sebastian nigdy nie mógł pojąć, skąd to się wzięło. Przecież
wiele ich ze sobą łączyło. Na pewno oboje byli znacznie bardziej
zorientowani w tym, co akurat było na topie niż on. Aśka zresztą
trzepała niezłą kasę ze swojego Instagrama, na którego wrzucała
zdjęcia swoich posiłków i makijaży oraz z kanału na YouTube, na
którym opowiadała ludziom o tym, jak minął jej dzień i mówiła
im, jak powinni żyć. I ludzie to oglądali. Tego Sebastian w ogóle
nie mógł pojąć. Miał tylko konto na Facebooku i tylko dlatego,
że musiał dołączyć do kilka grup, jeśli chciał przebrnąć
przez studia i nie zostać w tyle. Aśka i Grześ odwiedzali te same
modne kawiarnie, robili sobie samojebki z kubkiem jakiegoś late
art w tych samych pozach i wrzucali je na swoje konta na trylionie portali
społecznościowych, a jednak się nienawidzili. To zawsze było dla
Sebastiana nie do pojęcia. Zarówno potrzeba dokumentowania w necie
każdego aspektu swojego życia, jak i tej nienawiści pomiędzy Aśką
i Grzesiem.
– To
pójdziesz dzisiaj ze mną wieczorem? – zapytał. – Tylko na
trochę, bo w poniedziałek dalej sesja.
– Spoko.
To
naprawdę była podejrzana dzielnica. Prawie wszystkie ławki na
osiedlu, przez które przechodzili, miały wyłamane deski, a
metalowe kosze na śmieci były wyrwane z ziemi lub miały
wgniecenia, jakby ktoś wielokrotnie w nie kopał. Na zdewastowanych,
porysowanych ławkach raczyła się wieczornym piwem zakupionym w
pobliskiej Biedronce lokalna dresiarnia i ich chichoczące niczym
hieny towarzyszki. Dzięki towarzystwu Aśki i niezwykle krótkiej i
obcisłej spódnicy, którą założyła, Sebastian został uraczony
jedynie dwoma niewybrednymi komentarzami. Joanna za to miała niezłą
zabawę, nagrywając po kryjomu swoje pyskówki z okupicielami ławek,
które specjalnie zaostrzała. Później wytłumaczyła Sebastianowi,
że zrobi o nich odcinek na swoim kanale.
– Acha
– to był jego komentarz.
Klub
był obskurny, tak jak się tego spodziewał. Po pierwszym piwie
zaplanował sobie, że lać pójdzie w krzaki, a nie do ubikacji. Tak
dla higieny prącia. Tym, co zaskoczyło go pozytywnie, były bardzo
starannie wykonane na szarych ścianach portrety wielkich gwiazd
Rocka – Ozzy’ego Osbourne’a, Lennona, czy Lou Reeda. Szybko się
też ponownie rozczarował, bo na portrecie Santy Boy’a ktoś
nabazgrał czerwonym mazakiem wielkie słowo „Pedał”. Nie był
aż tak aspołeczny, aby podpierać ściany, więc zagadał do kilku
normalniej wyglądających gości, gdy Aśka brylowała na parkiecie.
Po dwudziestej pierwszej na scenie pojawił się zespół prowadzony
przez Montera.
– Przed
wami jedyni w swoim rodzaju goście z ToE! – zapowiedział ich
pracownik klubu, stając przed mikrofonem.
Czy
to było jakieś wspaniałe? Nie. Trudno ich występ było nazwać
nawet przeciętnym, ale tu nie o to chodziło. Muzyka nie była
najważniejsza. W pewnym momencie Sebastian przestał ją nawet
słyszeć. Widział tylko Montera, który wydawał się teraz panować
nad całym światem. I jakieś migoczące barwy na brzegach obrazu, w
środku był Monter.
Nie
był naiwny, nie wierzył w jakieś zauroczenie albo harlequinowską
miłość od pierwszego wejrzenia. Coś takiego nawet nie istniało.
Nie o to chodziło. Nie, to było zauroczenie. Bo w życiu zwykle
było tak, że siódemki parowały się z siódemkami. Brzydcy z
brzydkimi, przeciętni z przeciętnymi i ładni z ładnymi. No, chyba
że brzydki i stary był przy kasie. Sebastian kwalifikował sam
siebie do nawet przystojnych. Był na tyle próżny, żeby tak siebie
określić. Ale oprócz tego był przeciętny. Pod każdym względem.
Monter za to, może i był monterem w jakiejś tam fabryce, ale był
też nadprzeciętny. I o to chodziło, o przejażdżkę
czerwonym Ferrari.
Po
paru minutach dojrzał ponad głowami gości klubu, jak załoga
wychodzi na salę. Monter szedł pierwszy. Sebastian zaczął
przebijać się przez tłum w jego stronę z planem zagajenia. Miał
przecież wymówkę! Temat tego szalonego kurdupla, który wąchał
go wczoraj w nocy. Jednak coś go zatrzymało w pół drogi, a był
to widok Montera obejmującego, a potem całującego w usta
dziewczynę. Może nie było w tym nic zaskakującego, gdyby nie jej
wygląd.
Była
brzydka. Bardzo. Niska, krępa, o płaskiej, szerokiej twarzy. I
nawet nie próbowała tego maskować. Nie miała makijażu, a jej
ubrania wyglądały, jakby zostały zakupione na targu. Kto teraz
chodził w dzwonach? Mysie włosy miała związane w niski kucyk.
Jego
dziewczyna? Ta, która jeszcze nie dawno była przynajmniej sto
kilometrów stąd i której Monter wyprowadzał szczura na spacerki?
Sebastian wyobrażał sobie dziewczynę Adriana i to, co wygenerowała
jego wyobraźnia, bardzo odbiegało od tego, co miał teraz przed
oczami.
Miłość?
Taka prawdziwa? Kochał ją miłością jak z piosenek, a tylko przez
rozbujane libido posuwał jakichś przypadkowych naiwniaków i pewnie
naiwniaczki, kiedy nadarzyła się okazja? To jakoś nie pasowało
Sebastianowi do Montera.
Ale
jeśli nie miłość, no to co?
– Co
tak sterczysz?
Sebastian
ocknął się z zamyślenia, gdy podchmielona już Aśka zawisła na
jego ramieniu.
– Patrz.
– Kiwnięciem głowy wskazał jej na obiekt swojej obserwacji. –
Kumasz to może?
– Aaa.
Laska Montera. Natalia, czy coś takiego.
– To
naprawdę jego dziewczyna? Ta od pekińczyka? – nie mógł nadziwić
się Sebastian. – Spodziewałem się kogoś bardziej jak ty.
– No
dzięki. Ma się to, co trzeba tam, gdzie trzeba, nie? –
Uśmiechnęła się Aśka. – Ale ja bardziej jestem fanką dogów
niemieckich.
– Nie
rozumiem – przyznał chłopak.
– Ja
też nie rozumiałam, więc zrobiłam śledztwo. Wiedziałbyś,
gdybyś śledził mój kanał na YouTube. Oczywiście użyłam
pseudonimów. No to tak, Monter kocha montować także poza pracą, a
stary tej dziewoi ma własną firmę i już pięć zakładów. Robią motocykle na zamówienie. Pięć
lat temu stracił żonę. Rak macicy. Jedyną pamiątką po niej jest
córka, na którą właśnie patrzysz z tą głupią miną. Kumasz?
Brak synów, którzy mogliby przejąć interes po tatusiu.
– Nie.
No po prostu nie.
Przecież
dokładnie o tym rozmyślał jeszcze chwilę temu. Ale to zawsze byli
jacyś podstarzali, nadziani gwiazdorzy i modelki albo przeciętne
aktorki o zbyt wybujałych ambicjach. Jak zniszczony dragami oraz
przyjaźnią z Marylinem Mansonem Johnny Depp i Amber Heard. Czy coś w
tym stylu. A nie piękny i młody Monter.
– Hej,
i co? Pękła bańka mydlana? – spytała Aśka, niemal szepcząc mu
do ucha. Bawiła się jego włosami, nawijając je na palec. –
Zawiedziony, bo jednak jest taki jak wszyscy? A może nawet gorszy?
Sebastian
objął ją w pasie i przyciągnął mocniej do siebie. Aśka
spojrzała na niego zaskoczona. To, co ujrzała, zdziwiło ją
jeszcze bardziej, a był to szeroki uśmiech na jego ustach.
– Nie
– odparł chłopak.
Nie
wiedział, czym było to, co teraz wypełniało jego ciało. Może to
adrenalina rozsadzała jego żyły. Czuł się jak wtedy, gdy miał
sześć lat i zamierzał zjechać rowerem z bardzo stromej góry, na
której nawet nie było szlaku. Bez hamowania. Wtedy jednak stchórzył w ostatnim momencie. Teraz nie zamierzał.
– Powiedział,
że jak jego laska jest w mieście, to nie pokazuje kutasa
postronnym. To prawda? – spytał.
– Tak
słyszałam. Dba o pozory.
– Dobrze,
bardzo dobrze.
Odchrząknął
i zmył z twarzy ten głupawy uśmiech, nim ruszył w stronę
Montera, ciągnąc za sobą skołowaną przyjaciółkę.
Wyzwanie.
*Naprawdę
istnieje taka teoria fizyczna – teoria wszystkiego,
opisująca wszystkie zjawiska fizyczne i pozwalająca przewidzieć
wynik każdego doświadczenia. Nie została potwierdzona, więc
właściwie jest to hipoteza, a nie teoria.
Sebastian mnie coraz bardziej zaskakuje. Zapowiada się na to, że będzie się działo i to dużo. ;) Teraz trzeba tylko czekać na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Fajna ta Aśka :) I jak się ucieszyła że Sebastian rzucił Grzesia :D hehe Ciekawe skąd ta nienawiść skoro rzeczywiście są do siebie w wielu kwestiach bardzo podobni? A Monter, to taka wyrachowana świnia xd Ale najwyraźniej Sebastianowi się to podoba :) coś czuję że Aśka będzie tu grała jego dziewczynę. To będzie interesująca rozgrywka :) Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń