David siedział na ławce już jakieś piętnaście minut. Dłonie złożone jak do modlitwy trzymał między udami. Sięgnął po telefon do kieszeni dżinsów, by sprawdzić godzinę. Złamał się i włączył YouTube, by oglądnąć nowy filmik jednego z niewielu twórców na platformie, których szanował. Godzina recenzji nowych gier na pecety i PlayStation. Nie zdążył go włączyć, gdy usłyszał charakterystyczny klekot lakierek z męskim obcasem. Ian stanął tuż przed nim, dzięki temu patrzył teraz wprost na jego szczupłe uda. Powstrzymał się, by ich nie dotknąć. Naprawdę był z niego straszny dzieciak, uznał. Gotowały się w nim hormony.
– Po co
to schadzka po zachodzie słońca? – spytał Ian. – Będziemy się gdzieś miziać? W
ukryciu przed spojrzeniem co bardziej konserwatywnych obywateli USA?
David
uśmiechnął się lekko, jak to miał w zwyczaju. Chociaż takie określenie w jego
wypadku, to mogło być za dużo. Nie był mistrzem wyrażania emocji mimiką,
słowami zresztą też nie. Czyny jednak często mówiły same za siebie.
– Nie? –
zgadł Ian.
Usiadł
grzecznie obok niego, ale nie powstrzymał się, by jedną nogę położyć na udzie
Davida. Uśmiechnął się szczęśliwy, gdy po chwili zobaczył i poczuł na nim dłoń
głaszczącą je leniwie.
– Wiem,
że rozmawiałeś z moją mamą. Czy bardziej, ona mówiła, a ty słuchałeś.
Ian był
szczerze zaskoczony. Myślał, że to pozostanie ich tajemnicą.
– Skąd?
–
Powiedziała mi – odparł David. – Jak to ujęła, porozmawiała sobie z tobą. I
cokolwiek powiedziała, możesz to olać.
–
Dlaczego? To ogarnięta babka.
David
spojrzał na niego znad okularów. Wyglądał jak psychiatra, który analizował, jak
bardzo wyprany został mózg jego pacjenta.
– Może aż
za bardzo – odparł. – Chce dobrze, ale…
– Nie
kazała mi z tobą zerwać. Jest na tyle ogarnięta, by wiedzieć, że nic na tym nie
zyska, tylko straci, bo ponoć jesteś do mnie taki przywiązany.
Ian
zachichotał. Pocałował swojego chłopaka w policzek i pogłaskał go pogłowie. Nie
spodziewał się, że miał w sobie tyle czułości. Dawid zaś miękł z każdym ich
spotkaniem coraz bardziej, jakby woda drążyła betonową tamę i wreszcie coś tam
zaczęło ciurkać na drugą stronę.
–
Powiedziała mi, że mam się ogarnąć, jeśli chcę być chłopakiem jej syna. I ma
rację.
–
Ogarnąć? – zdziwił się David. – Na pewno nie użyła takiego określenia.
– No nie.
Poradziła, żebym zastanowił się nad tym, co chcę robić w przyszłości. W końcu
niedługo kończymy liceum. Nie mogę być dla ciebie kulą u nogi. Tego też
oczywiście nie powiedziała dosłownie.
– Chyba
nie wziąłeś tego na poważnie? Jak mówi ojciec, szczyle powinny robić, co chcą,
jeśli tylko nie krzywdzą tym innych. Fizycznie, psychicznie i ekonomicznie.
– I
używać gumek? – parsknął Ian.
David
przewrócił oczami, dając znać, że to też musiał kiedyś usłyszeć od starszego
Stormare.
–
Powiedział, że jeśli dzieciak się nie wyszaleje, to nigdy nie dorośnie, bo nie
będzie mógł ocenić, co jest dla niego dobre, a co złe.
–
Wyluzowany z niego gościu – podłapał Ian rozbawiony. – Zupełne przeciwieństwo
pani Skyler. No ale ona ma rację. Ty już wiesz, co chcesz robić. Nie zniósłbym,
gdybym pałętał ci się pod nogami. Mam swoją dumę.
– Gdybyś
nie miał, nie prał byś się z koszykarzami za szkołą – zauważył David.
– Nie
tylko za, przed też, dlatego tyle razy byłem zawieszony.
– Ojciec
mówił też, że każdy i tak umrze, więc ludzie powinni wyluzować, zamiast katować
się oszczędzaniem na kupno domu i samochodu. Siedzieć po godzinach w robocie,
żeby osiągnąć coś, co nazywa się „sukcesem”. I nie chajtać się i robić dzieci,
bo tego oczekuje społeczeństwo. I tak wszyscy zdechniemy, więc nie ma
znaczenia, co myślą ludzie i jakie są ogólne reguły. Kiedyś coś takiego
wybełkotał, jak się nawalił po świątecznej kolacji u dziadków. Można gadał z
własnego doświadczenia. W sumie miał rację. Obaj mamy cele i będziemy dążyć do ich osiągnięcia. Tylko powiedzmy
sobie szczerze, jak mam łatwiej. To nic złego, jeśli tobie zajmie to dłużej.
Ian
zmarszczył brwi. Nie podobało mu się to, co usłyszał jako ostanie. Miał
przecież tą swoją dumę.
– Że co?
Że mam za mało talentu? – burknął niepocieszony.
David
pokręcił przecząco głową niezadowolony z tego, że tak ciężko mu zawsze wysłowić
to, co miał na myśli.
– Nie.
Tylko że ja mam łatwiej. Mam bogatych starych, ścisły umysł i proste marzenia.
Chcę skończyć studia, zatrudnić się jakim start-upie, żeby podejrzeć, jak to
działa, a potem założyć własny. Jestem na tyle znerdziały, że klepanie kodów to
moje hobby i przypadkiem da się na tym nieźle zarobić. Jeśli będę miał kasę,
fajny dom i ciebie, to będę całkowicie uszczęśliwiony. Dwa pierwsze punkty nie
powinny być takie ciężkie do osiągnięcia. Ty mierzysz wyżej i może trudniej
będzie to osiągnąć, ale ja będę czekać, jeśli będzie trzeba.
– I po to
mnie tu zawołałeś? – spytał Ian. – Żeby powiedzieć, że ty będziesz przynosił
chleb do domu, a ja mogę ganiać do woli za moją karierą projektanta?
– W sumie
tak. Czy to bardzo protekcjonalne?
Ian się
roześmiał.
– Twoja
matka zna cię doskonale. – Uśmiechnął się i odpowiedział na pytanie: – Trochę
tak. Spoko, David, nie spinaj dupy. Mam swoją jebaną dumę i będę cisnąć na
całego. Przez jakiś czas trochę byłem przerażony przyszłością i prawie
pogodziłem się z tym, że skończę w salonie mojej mamy jako zamiatacz ściętych
kudłów z linoleum, ale twoja stara postawiła mnie na nogi. Wredna jest, ale też
strasznie sprytna.
David
roześmiał się i poklepał go po udzie.
–
Oddzielnie całkiem spoko z nich ludzie. Mam nadzieję, że mama też sobie
znajdzie jakiegoś nietypowego osobnika. W naszej rodzinie chyba tylko tacy dają
szczęście.
–
Rodzinie jak z obrazka? – podchwycił Ian. – No trochę to wyglądało za
doskonale.
David
wzruszył ramionami. Zgadzał się, ale to teraz nie było takie istotne. Przestał
wkradać palce pod nogawki nieprzyzwoicie krótkich szortów Iana i chwycił go za
dłoń, ściskając może trochę za mocno.
– To co,
zamieszkamy razem? – spytał z napięciem. – Po liceum? Tylko gdzie?
– Nom…
Musi być tam dobra uczelnia dla nerdów, dużo kolorowych drinków, gejów, mody,
luksusu i sławy. Co powiesz na Kalifornię?
–
California Dream? Jasne. – Uśmiechnął się. – Przyda nam się kabriolet.
Ian pociągnął
go za rękę. Ściągnął Davidowi okulary i założył je sobie na głowę. Uśmiechnął
się na widok jego zaskoczonej miny. David poprawił mu włosy, które opadły na
oczy. Zaskakujące, ile było w nim delikatności. Kiedy byli we dwójkę, stawał
się znacznie bardziej czuły. Ianowi się to bardzo podobało. Taki David był
tylko jego, zupełnie prywatny. Pocałowali się, wciąż trzymając za ręce. Spletli
mocniej palce, a potem usta i języki.
Nie
trzeba się aż tak przejmować. Ktoś tam powiedział, że wszystko płynie, pomyślał
Ian. Nie pamiętał kto, bo na lekcjach zwykle śnił na jawie albo projektował
nowe stroje. Chyba wszystko szło w dobrą stronę.
***
Andy
przyglądał się dłuższą chwilę parze z zapałem liżącej się na ławce po drugiej
stronie ulicy. Czerwone stworzenie, które wspięło się właśnie na kolana swojego
chłopaka, znacznie mnie kolorowego, było ciekawym okazem. To nie była
niesamowicie chuda nastolatka wysoka na przynajmniej metr osiemdziesiąt.
Co za
widok, pomyślał. Dwóch licealistów całujących się na ławce w środku miasta. W
jego czasach, a te nie były aż tak dawno temu, nie do pomyślenia, jeśli nie
chciało się dostać w ryj. Przed chwilą sterczał pod domem Shane’a jak jakiś
chory stalker, a teraz przyglądał się dwójce nastolatków, którzy zaś nie widzieli
innego świata poza sobą nawzajem. Musiał coś zrobić, bo zwariuje.
***
Nie miał pojęcia, co powinien zrobić,
więc postanowił przedłużyć jeszcze swój nocny spacer. Na szczęście Olivia spała
dzisiaj u matki. Zasępił się jeszcze bardziej na myśl o córce. Kochaś Shane’a,
doskonały we wszystkim, mógł sobie myśleć o nim jak fatalnym ojcu. Nie on jeden
z resztą miał podobną opinię. Podzielało ją wielu, również ten syn marnotrawny,
wielki pan artysta, błyszczący, anemiczny Stardust. Jednak on robił wszystko, co
mógł i jeszcze trochę więc, przez co właśnie popadł w kłopoty. Ale wiedział, że
to wciąż za mało.
Gdy był nastolatkiem, czyli nawet po
dwudziestce, jego umysł wolno ewoluował, chciał się bawić. Wciąż był pijany
albo upojony seksem, dlatego zapominał o jutrze. Jednak, żeby móc się bawić,
trzeba mieć na to pieniądze, a on nie nadawał się na etat. Dorabiał w klubach,
w których spędzał większość życia, często również spał na zapleczu. Nalewał
drinki, mył kible i stał na bramkach. Kiedy znalazła go jego królowa, z
radością dał sobie przypiąć złotą smycz i merdając ogonem szedł za swoją panią.
Narodziny Olivii były zaskoczeniem dla ich obojga. On nie myślał głową, ona
myślała dużo, przede wszystkim o tym, że w tym wieku już nie zajdzie w ciąże.
Gdy była odnoszącą bizneswoman z kilkoma klubami, byłą gwiazdą burleski, a
swojego pieska, którego trzeba było karmić, głaskać i rozpieszczać uważała za
słodkiego. Po narodzinach Olivii potrzebowała oparcia, jakie może zapewnić
mężczyzna. Nie znalazła go w Andy’m. Rozstali się, a on dopiero wtedy w pełni
uświadomił sobie, że jest ojcem i że chce nim być.
By móc opiekować się dzieckiem,
potrzebował tego, co każdy uznawał na najzwyczajniejsze na świecie, domu i
pracy. Jeśli nie masz pleców i wykształcenia, zaczynasz od dna i ślamazarnie
wspinasz się po trzeszczących szczeblach czegoś, co bardzo naciągając można
nazwać karierą. On nie miał na to czasu i brzydził się lizać czyjeś buty. I był
leniem oczywiście. Pomogła mu babcia, rodzice i najlepszy przyjaciel, który
nigdy go nie zostawił, Shane. Kasy wciąż było za mało, żeby ruinę, którą dostał
od rodziny, przemienić w mały, ale klimatyczny sklepik. Musiało podobać się
opiece społecznej. Zrobił więc to, co mógł. Zaciągnął dług u największego
skurwiela w mieście, starego Stormare. Wiedział, że kiedyś nadejdzie dzień, gdy
będzie musiał go oddać. Nie przewidział jednego. Że będzie się to łączyć ze
zranieniem jedynego człowieka, który nigdy go nie opuścił.
Jak mógł przewidzieć, że będzie
łączyło się to ze skrzywdzeniem jedynego, przyjaciela? Idąc chodnikiem,
zastanawiał się, dlaczego świat płatał mu takie figle. Shane był inteligentnym,
zabawnym, przystojnym lekarzem. A do tego kochał seks. Mógł mieć każdego, ale
nie, musiał zakochać się w tym przemądrzałym „panu doskonałym”. Andy oczywiście
nie myślał tak naprawdę. Cieszył się, że szczęścia swojego przyjaciela, który
był naprawdę w kiepskim stanie przez ostatnie kilka lat. Doskwierała mu
samotność, bo miał Martina tak blisko i tak daleko jednocześnie.
Nie mógł się zmusić do skrzywdzenia
swojego przyjaciela, więc szedł teraz chodnikiem bez celu, z papierosem w
ustach. Zatrzymał się, gdy dotarł przed dom, który także odwiedzał niedawno.
Światło w pokoju na piętrze nadal się paliło. Królowa jeszcze nie spała.
Musiał zrobić coś dzikiego, bo
inaczej zaraz łeb mu wybuchnie. Uśmiechnął się przebiegle, gdy dostrzegł
drabinę opierającą się o ścianę domu. Może ktoś czyścił rynny i o niej
zapomniał. Przeszedł przez trawnik, przedtem wyrzucając peta na chodnik. Wspiął
się po szczeblach drabiny, a potem chwycił się dolnego, poziomego pręta od
barierki balkonu. Miał całkiem sporo krzepy. Wypieprzanie napastujących laski
facetów z klubu tego wymagało. Podciągnął się na ramionach, by najpierw oprzeć
jedną, a potem drugą stopę o brzeg balkonu. Jeszcze jeden skok i był po drugiej
stronie. Uśmiechnął się. To było bardzo głupie, ale też ekscytujące. Drzwi
balkonowe były otwarte. Andy odwiedzał ciocę, jak nazywała ją Olivia, więc znał
rozkład pokojów w domu. Ten musiał być zajmowany przez pana wielką gwiazdę.
W małym pokoju panował lekki
rozgardiasz. Ubrania leżały rozrzucone na zaścielonym łóżku i krześle. Walizki
stały na podłodze pod oknem. Najwyraźniej syn marnotrawny jeszcze się w pełni
nie zadomowił albo nie zamierzał zostać zbyt długo, co na pewno skrzywdzi jego
matkę. Andy, nie przejmując się tym, że narusza czyjąś prywatność i właściwie
się tu wkradł, może nawet włamał, rozgościł się na łóżku. Usiadł na brzegu i
założył nogę na nogę. Rozejrzał się po pokoju. Nie było tu nic ciekawego.
Coś gryzło go w tyłek. Wyciągnął spod
niego męski zegarek ze złotą bransoletą oraz bransoletkę, która tak męsko już
nie wyglądała. Miała kilka gwiazdek, chyba diamentowych, w końcu należała do
Stardusta. Czekał. Po dłuższej chwili drzwi się otworzyły. Stanął w nich wysoki,
smukły facet z mokrymi, siwymi włosami przylepionymi do szyi i ramion. Nie miał
na sobie nawet ręcznika czy szlafroka. Paradował nago, więc musiał być w domu
sam. Jego zadowolona po relaksującej kąpieli mina szybko przemieniła się w
wyrażającą zaskoczenie, szok, a następnie złość.
– Co ty tu, kurwa, robisz, świrusie?!
– warknął.
– Może najpierw zasłonisz sprzęt, a
potem będziesz się pienił – zasugerował Andy, bynajmniej nie zamierzając wstać
z łóżka.
– Bo, kurwa, co?! – warknął Stardust,
stając teraz dokładnie naprzeciwko niego. Chwycił się pod boki i spojrzał na
Andy’ego z miną zwycięzcy. – To w końcu mój pierdolony pokój!
Andy odpowiedział mu swoją firmową
miną, która albo wkurwiała albo nakręcała. Zlewczą. Czuł jednak zupełnie coś
innego. Udając, że fiutów się nie boi, ostentacyjnie gapił się na niego. W
środku jednak aż go skręcało. Żona rządziła nim na co dzień, często też nocą.
Andy zastanawiał się, jak wielka jest różnica między fikcją, a prawdą, ujmując
to bardziej poetycko. Między plastikiem w kształcie fiuta, a prawdziwym, takim
ciepłym, w którym płynęła krew i sperma. Nie przekonał się dotąd, bo myśl o
tym, że jakiś gościu o ciele zupełnie innym od kobiecego miałby się na nim
położyć, odstręczała go bardzo mocno. Shane uwielbiał napakowanych kolesi,
którzy twardą łapą przyciskali go do blatu w kuchni. Andy’ego na samą myśl
przechodziły ciarki. Teraz jednak miał przed sobą smukłe, androgeniczne
stworzenie, z gładką, delikatną twarzą. Gdyby nie fiut i jaja, trudno byłoby
ocenić, jakiej było płci. To niebezpiecznie go kręciło.
Okłamywał sam siebie. Przyszedł tu
dokładnie po to. Czuł to już przy ich pierwszym spotkaniu, gdy Stardust kupował
kwiaty, jak się okazało, dla matki. Był piękny, w taki idealny sposób, bardziej
jak kosmiczne stworzenie, które nałożyło ludzki kaftan niż prawdziwy człowiek.
Nie miał płci, ale, jak się dzisiaj okazało, miał fiuta. Wywoływało to u
Andy’ego jakieś chore ciarki podniecenia. Chciał go w sobie. Musiał tylko
przekonać Stardusta, że on też tego chce.
Wzruszył ramionami, dając znak, że
nic sobie nie robi z pienienia muzyka.
– Wyluzuj. Nie przyszedłem cię
zgwałcić ani okraść. – Uśmiechnął się. – Miałem dzisiaj fatalny dzień, szedłem
sobie i zobaczyłem światło. Pomyślałem sobie „Tego faceta chcę zobaczyć. Fajnie
się z nim gada”. No, powiedz szczerze: nie jesteś samotny na tym zadupiu?
Pewnie odwykłeś od takiego życia. Nie ma do kogo gęby otworzyć. Pewnie nawet
stąd nie wychodzisz, bo sprawiłbyś nie lada sensację w sąsiedztwie. Pogadajmy,
napijmy się. – Wskazał na butelkę wina stojąca na parapecie. – I tak jesteśmy
skazani na siebie. Kobiety najważniejsze w naszym życiu już zadecydowały.
Stardust owinął się szlafrokiem.
Chciał go wywalić na zbity pysk, ale kilka rzeczy go powstrzymało. Rzeczywiście
nie chciał robić scen ze względu na mamę i tak, na żywo nie miał z kim pogadać.
Internet i telefon zostawiają jednak pewien niedosyt, a on, chociaż sprawiał
wrażenie narcystycznego dupka, słabo znosił samotność. Świr, który wspiął się
przed chwilą do jego pokoju, mógł okazać się całkiem niezłym towarzyszem na
samotne wieczory, właśnie przez swoją świrowatość. Mama mu ufała, więc czuł, że
do jakiegoś stopnia on też mu zaufa.
Poszedł po butelkę. Do pokoju
przemycił tylko jedną szklankę. Mama nie musiała wiedzieć, że spędza samotne
wieczory na piciu i masturbacji, jakby naprawdę cofnął się w czasie o
kilkanaście lat, do momentu, w którym Martin go zostawił bez słowa, a on z
plotek się dowiedział, że zrobił jakiejś blondynie ze szkoły dziecko. Pieprzył
ich oboje na zmianę. Luis zaczął podkradać wtedy rodzicom alkohol, z którym
zamykał się w pokoju na długie godziny. Pił, płakał i masturbował się na
zmianę. Wszystko kompulsywnie.
Nalał do szklanki i podał ją
niechcianemu gościowi, sam wziął duży łyk prosto z butelki. Usiadł na fotelu.
– Ten twój fatalny dzień jak
wyglądał? – spytał.
– Mmm. – Andy chwilę smakował w
ustach wino. Przyjemnie musowało. – Jestem trochę między młotem, a kowadłem.
Cokolwiek wybiorę, na pewno kogoś zranię. Są ludzie, którzy uważają mnie za
samolubnego potwora, ale mylą się.
Tak naprawdę już wybrał. Jego córka
była oczywiście najważniejsza. Tylko nie umiał się zmusić. Siedząc teraz
naprzeciwko owiniętego jedynie w cienki szlafrok Stardusta, coś zaczęło rodzić
mu się w głowie. Musiał go tylko przekonać. Muzyk nosił w sobie dużo urazy do
Martina Stormare. Jeśli sprytnie to wykorzysta, nie ubrudzi sobie rąk.
– Trochę skąpa ta opowieść.
Andy wzruszył ramionami. Z jego
jasnych ust nie schodził ten charakterystyczny, oszukańczy uśmieszek. Stardust
nie umiał ocenić, co się za nim kryło.
– To ty coś opowiedz w takim razie.
Może być o Martinie. Chętnie posłucham.
To wywołało reakcję, której
oczekiwał. Stardust odłożył butelkę na stolik. Jego długie, mokre jeszcze włosy
lepiły mu się do karku. Ta złość, która malowała się na jego twarzy, bardzo mu
pasowała pięknie wyostrzała kontury. Andy kontynuował, nie czekając na to, aż
muzyk każe mu wypierdalać.
– Shane to mój najlepszy przyjaciel.
Przez lata wysłuchiwałem o tym, jaki jest samotny i nieszczęśliwy. Ostatnio
słucham o czymś zupełnie innym. Cieszę się jego szczęściem, ale Martin to kawal
chuja, który sra wyżej niż ma dupę. O tobie też trochę mi opowiedział. Trochę
wkurza go to, że Martin nie miał oporów, żeby w liceum posuwać ciebie, a jego
olał. Jakoś nie może się z tym pogodzić.
Stardust myślał chwilę nad tym, co
powinien zrobić. Żeby nie stracić twarzy, wyjebać tego idiotę ze swojego domu.
Najlepiej niech wypadnie przez balkon, po którym się tu wspiął, twarzą do
przodu. Sięgnął jednak po butelkę i znów się napił. Był cholernie zmęczony
całym tym gównem, które go spotykało. Nie tylko teraz, to wstrętne poczucie
samotności towarzyszyło mu od lat, a jemu zaś wypalenie zawodowe i apatia.
Santa Boy polecił mu kiedyś, niczym jakiś lekarz, pewnym, prześmiewczym tonem,
żeby przestał spinać dupę i kogoś przeleciał na rozluźnienie. Stardust nie
posłuchał jego zaleceń.
– Pierdolę to – parsknął. – Możesz mu
powiedzieć, że mało stracił. Właściwie nic nie stracił.
– A ty co straciłeś?
Wzruszył ramionami.
– Szacunek do siebie i wiarę, że
ludzie mogą mieć czyste intencje. No i dziewictwo. Nie do końca zresztą, bo
Martin nie dał mi sobie wsadzić.
– Serio tego nie przepracowałeś –
zauważył Andy. Wyciągnął w jego stronę rękę, w której trzymał prawie już pustą
szklankę. – No to za to, żeby on się wypierdolił na ryj.
Stardust przyjął toast. Napił się z
butelki.
– A tobie co on tak nie pasuje? –
spytał.
– Facet ma wielkie ego. Próbował
uczyć mnie, jak mam wychowywać własne dziecko.
– Ojcem roku nie jesteś – parsknął
Stardust. – Właściwie, gdzie ona teraz jest? Chyba nie zostawiłeś jej samej w
domu?
Andy przewrócił oczami. Znowu to
samo. Irytowało go to, że ludzie próbowali go uczyć, jakim powinien być ojcem.
Przez większość życia miał głęboko w dupie, co ludzie o nim myślą. Teraz też
tak było we wszystkich kwestiach oprócz tej jednej.
– U swojej matki. Mojej byłej żony.
– Żony? – zdziwił się muzyk.
– Tak, wiem, nie wyglądam na takiego,
co by chciał się chajtać. – Przejechał dłonią po swoich półdługich, farbowanych
na blond włosach. Nadal był w środku dzieciakiem nienawidzącym konwenansów. –
Bella była przekonywująca.
– Bella?
– Taki pseudonim sceniczny. Możesz
sprawdzić w Internecie. – Andy uśmiechnął się przebiegle. Wyglądał jak lis, gdy
mrużył charakterystycznie oczy. – Wpisz „Bella” i „taniec” albo coś podobnego.
Zaintrygowany Stardust sięgnął po
smartphona. Po chwili jego twarz wyrażała zdziwienie. Patrzył na prawie nagą
kobietę, z odsłoniętymi, sterczącymi piersiami, którym na pewno pomógł skalpel.
Z zaklejonych sutków zwisały jej czerwone frędzelki. Miała na sobie jeszcze
pończochy i koronkowe stringi. Tancerka erotyczna. Coś więcej, artystka
burleski. Nie interesował się tym, więc potrzebował kilku kliknięć, aby
dowiedzieć się, że kobieta była prawdziwą gwiazdą w środowisku i też świetną
bizneswoman. Kilka klubów, perfumy, ubrania. Jej były miał za to jedną ruinę,
którą nazywał sklepem i pewnie tonę długów.
– Jak tego dokonałeś? – spytał. –
Naszprycowałeś tę piękną damę i nieprzytomną zaciągnąłeś przed ołtarz?
– Ona mnie zaciągnęła – parsknął
Andy. Uśmiechnął się do siebie na te wspomnienia. – Pracowałem jako barman w
jej klubie. Byłem niegrzecznym chłopcem bez oporu posuwającym kelnerki na
zapleczu. Ona za to była zmęczona podstarzałymi sztywniakami, którzy lecieli na
jej kasę i boskie ciało. Piotruś Pan bardzo jej się spodobał. Mnie spodobało
się to, że się mną opiekowała, zajmowała się wszystkim, co nudne i poważne, a
ja mogłem się bawić za jej pieniądze. To był dobry układ.
– Jednak nie przetrwał? – podchwycił
muzyk.
Andy wstał i nalał sobie do szklanki
resztkę wina. Rozłożył się ponownie na łóżku.
– Ja o to nie dbałem, jak zwykle
odpowiedzialność zrzucając na kogoś innego, a Bella chyba była przekonana, że w
tym wieku nie zajdzie w ciąże. Piotruś Pan został ojcem i musiał szybko
dorosnąć. Nie wyszło, więc został wymieniony na lepszy, stabilniejszy model.
Teraz sztywniak w garniaku był jak najbardziej okej. Dopiero po rozwodzie
dotarło do mnie, co straciłem. Wtedy też zrozumiałem, jak wiele też zyskałem,
dzięki temu, że Olivia pojawiła się w moim życiu.
– Twarda babka z tej twojej byłej
żony – skomentował krótko Luis.
Mężczyzna przed nim wydawał mu się
teraz znacznie ciekawszy. Włosy musiał farbować sam, ocenił. Do tego te szelki
i koszula w kratkę, które były chyba jego ulubionym zestawem. Piotruś Pan,
który lubił się w życiu zabawiać. Ciekawe, ile z tego mu zostało?
– No, to ona rządziła – przyznał
Andy. Uśmiechnął się lisio. Myślał o czymś intensywnie. – Bardzo lubiła rozstawiać
mnie po kątach, a ja chętnie wykonywałem jej rozkazy. Ona miała cycki, ale w
tym związku cipą byłem ja. – Zaśmiał się.
– Czyli ty przeklinałeś
niesprawiedliwy los doznając katuszy na porodówce? – parsknął Stardust.
– Ja tylko zaciskałem zęby z bólu,
gdy miażdżyła mi dłoń w uścisku i powstrzymywałem się od zemdlenia na widok
tego, czego nie da się odwidzieć… Ale tak, to ona częściej pieprzyła mnie, niż
ja ją. Mówiłem, że się rządziła.
– Posuwała cię? – parsknął Stardust,
prawie się opluwając. Był zszokowany zarówno tym, co usłyszał, jak i
kierunkiem, w którym w pewnym momencie skręciła ta absurdalna rozmowa. Nie mógł
uwierzyć, że ten facet, którego ledwie poznał, tak po prostu mu o tym
powiedział. – Sztucznym chujem?
– Prawdziwego nie miała.
Kąciki oczy Andy’ego lekko opadały.
Jego nos był trochę haczykowaty, a kości policzkowe bardzo wyraźne. Był
pociągający w jakiś dziwny sposób. Ten krzywy uśmiech znudzonego nastolatka
dodawał mu kilka punktów. Patrzył teraz wprost w oczy muzyka bez oporu, czy
zażenowania i już było jasne, po co tu przyszedł. Cała ta rozmowa miała
doprowadzić właśnie do tego momentu.
– Okej… – powiedział powoli muzyk.
Postanowił pójść na żywioł, jak zalecił mu Santa Boy. – Ale ty idziesz po
gumki.
– Nie. – Andy pokręcił przecząco
głową. – Wtedy zdążysz się rozmyślić i nie wpuścisz mnie z powrotem.
– Przejrzałeś mnie. – Stardust
rozwiązał swój szlafrok, znów pokazując się w całej okazałości. Nagość nie
wydawała się go zawstydzać. Depilował się wszędzie. – Pieprzyłeś się kiedyś z
facetem?
Za pierwszym razem Andy’emu jakoś
udało się odrzucić tę myśl. Teraz powróciła. On był naprawdę spory. Ten fiut
nie pasował do tej smukłej postaci. Jakby bogu pomyliły się części. Złożył
Stardusta z dwóch różnych facetów. Z drugiego wziął tylko tego kutasa.
– Nie – przyznał szczerze. Chciałby
się jeszcze napić, bo zaschło mu w gardle. Język lepił się do podniebienia. –
Bella proponowała trójkąt, w którym to ja byłbym nadzieniem między dwoma
ciastkami, ale odmówiłem… Jezu, wielkiego masz tego fiuta.
– Jeśli to tylko nuda, to idź do
domu. Tym razem jak człowiek wyjdź frontowymi drzwiami.
Andy któryś raz tego wieczoru
pokręcił przecząco głową. Zwykle dużo gadał, ale teraz nie mógł. Chciał już by
wszystko poszło dalej. Stardust wstał z fotela i sięgnął po spodnie, które
wisiały na jego oparciu.
– Wrócę za chwilę. W tym czasie wyjdź
albo zajmij się sobą w łazience.
Andy chwilę obserwował z balkonu
Stardusta. Ciekawe, czy naprawdę szedł do sklepu nocnego i wróci za chwilę z
gumkami. Może kłamał. Wrócił do pokoju i rozebrał się do naga. Jego sutki były
sztywne. Gdyby był kobietę, byłby już mokry. Wtedy byłoby łatwiej i nudniej.
Znajdował się w obcym w domu, ale bez krępacji przeszedł zupełnie nagi
korytarzem do łazienki.
Stardust upiął srebrne włosy w kok
wysoko na głowie. Rzucił opakowanie prezerwatyw na łóżku tuż przy siedzącym na
nim blondynie, który był zupełnie nagi. Andy spojrzał na pudełko, które
wylądowało obok niego. Podniósł je i obejrzał.
– Serio znalazłeś to w nocnym? –
parsknął, rzeczywiście trochę rozbawiony, a trochę po to, by ukryć
zdenerwowanie. To XL było jakieś sądne. Czyli miał jakieś dwadzieścia
centymetrów w zwodzie. – To chyba najrzadziej kupowany rozmiar.
– Faceci sobie dodają, a nie
odejmują, więc raczej S jest najrzadsze. Musiałem iść aż na stację benzynową. –
Uśmiechnął się, zadowolony z reakcji, jaką wywołał. Gaduła straciła pewność
siebie. – Jeszcze możesz uciec przez balkon nago.
– Już nie drzwiami? – parsknął Andy.
– Tylko mnie nie rozerwij. Jutro mam dwunastogodzinną zmianę w sklepie, a tam
głównie siedzę na dupie.
– Jesteś idiotą.
Stardust wszedł na łóżko. Był ubrany.
Miał dżinsy i mocno wycięty podkoszulek na ramiączkach z haftem wzdłuż dekoltu.
Zbliżył się, by pocałować Andy’ego, ten jednak zatrzymał go dłonią.
– Najpierw się rozbierz.
– Po co? Przecież chcesz tylko mojego
kutasa w dupie.
– Bo mi się podobasz. Jesteś piękny.
To go naprawdę zaskoczyło. Bez słowa
ściągnął podkoszulek, a potem spodnie. Nie założył wcześniej bielizny.
Zastanawiał się, czy się się rumieni. Dawno nikt mu tego nie mówił.
– Tobie za to przydałby się karnet na
siłownię. Chuda z ciebie szkapa, ale odłożyło ci się trochę tu i tam.
Andy uśmiechnął się krzywo. Nie mógł
nic poradzić na to, że wlepiał wzrok w tego chuja. Trochę go przerażał, trochę
kusił. Miał w sobie różne zabawki, wszystkie jednak mniejsze. Shane byłby
zachwycony takim kutasem. Lubił ekstremalne jazdy.
– Mógłbyś po prostu podziękować za
komplement – rzucił kwaśno. – Może ludzie uznawaliby cię wtedy za milszego.
– Pierdolę ludzi.
Jasne, pomyślał z ironią Andy.
Dlatego właśnie siedzisz tutaj, kryjąc się jak skopany szczeniak przed całym
światem. Samotny i pozbawiony nadziei. Nie powiedział tego na głos. Miał w
końcu pobudzić tego wielkiego chuja. Gadka na tematy egzystencjalne zgasiłaby
te słabe pokłady zapału, które wykrzesał z siebie Stardust na tę okazję.
– Jak chcesz?
– Nie wiem – odparł. – Twoja wola.
Podpierał się na łokciach, żeby
lepiej widzieć. Za sobą miał dwie poduszki. Nie chciał utrudnić, więc rozłożył
nogi. Doświadczył tego wiele razy, w odwrotnej konfiguracji lub przynajmniej z
kobietą. Kobieta i mężczyzna pasowali do siebie jak dwa klocki lego. Gorące uda
ściskającego w pasie były najlepszym doznaniem, zaraz po penetracji. Zaraz miał
się przekonać, czy dwóch facetów też tak doskonale może się ze sobą zespolić.
Stardust usadowił się między jego udami i wychylił po pocałunek. Andy najpierw
zahaczył językiem o kolczyk, który ten miał w przegrodzie nosowej. Zaśmiał się
cicho, gdy zobaczył zaskoczoną minę Stardsuta. W trakcie pocałunku już
wiedział, że będzie dobrze. Nie miał oporów z robieniem tego z mężczyzną.
Zdarzyło mu się to wcześniej z Shane’m w sylwestra, którego spędzali samotnie,
tylko ze sobą nawzajem i butelką szampana. Obaj wiedzieli, że nie nadawali się
na parę, więcej do tego nie wracali. Stardust dobrze całował, ale on nie
zamierzał pozostać dłużny. Pociągnął go lekko za wargę, szukając zaczepki.
Położył się, przyjmując Stardusta
głębiej między swoje nogi. Zachichotał, gdy ten po kilku pocałunkach w szyję,
zaczął ssać jego sutek, a drugi pieścić palcami. To było przyjemne. Był pasywną
stroną, więc mógł skupić się na czerpaniu rozkoszy z każdego skrawka ciała,
którym postanowi zająć się Stardust. Podobało mu się to. Był przecież leniem.
Oddał mu się zupełnie, skupiając się na rokoszowaniu przyjemnością. Masował
muzyka tam, gdzie akurat sięgały jego dłonie, po plecach i jasnych ramionach.
Stardust pobawił się jeszcze chwilę
jego ciałem. Zaskoczyła go otwartość Andy’ego
i brak jakiegokolwiek oporu przed byciem pod facetem. Szczerze myślał,
że ten w którymś momencie stchórzy albo będzie chciał odwrócić sytuację i
dobrać się do jego dupy. Pocałował go jeszcze raz. Andy oddawał pocałunki
bardzo żarłocznie i bardzo pewnie. Zassał się na chwilę na gardle muzyka.
Luis uniósł się z powrotem na
klęczki, przyciskając jedną dłoń do szyi, w miejscu, gdzie przed chwilą
mężczyzna lekko go ukąsił. Andy znów miał widok na jego penisa. Ostatnio na
żywo widział fiuta innego faceta w szatni, po treningu w liceum. Pociągnął się
na ramionach trochę wyżej, by móc musnąć go palcami stopy.
– Co mam zrobić, żeby wstał do końca?
– spytał. Stardust był tylko lekko pobudzony. – Miałem wiele cipek na twarzy,
ale on jest ponad moje siły. Przynajmniej na razie.
Stardust uniósł ręce w górę, prężąc
się jak kot. Ściągnął gumkę w włosów, by pozwolić im swobodnie opaść na kark i
plecy. Umiał uwodzić. Był bardzo szczupły, więc Andy mógł wyraźnie widzieć
mięśnie poruszające się pod jego jasną, przypominająca papier skórą.
– Musisz coś wymyślić.
Andy zaparł się stopami wysoko o uda
muzyka, znów zmieniając pozycję. Był teraz zupełnie na niego otwarty. Patrząc
mu w oczy, nawet nie mrugając, possał swoje palce, każdy z osobna. Pobawił się
sobą podczas prysznica, by móc przyjąć tą wielką pałę. Uniósł wolną dłonią
swoje jądra. Nawilżonymi palcami chwilę pomasował się w tym specyficznym
miejscu między jądrami i odbytem, po tym
najbardziej ostentacyjnie wsunął w siebie od razu trzy palce. Umiał się
rozluźnić. Stardust syknął przez zęby, przypatrując się temu. Facet był
obsceniczny, zarówno w słowach i czynach. Wiedział, czego chciał, a był to jego
penis. To działało. Bardziej, niż się spodziewał.
– Otwórz ją szerzej, rozszerz palce –
polecił, oblizując zaraz po tym wargi.
Dawno nikt z taką chęcią nie chciał
mu dać dupy. I nie patrzył na niego tak pożądliwie. Andy wykonał jego
polecenie. Grymas wyrażający dyskomfort na chwilę pojawił się na jego
zaczerwienionej twarzy.
– W szufladzie przy łóżku jest żel,
zboczeńcu.
Andy przewrócił oczami. Musiał
wyciągnąć z siebie place, by sięgnąć do szuflady. Wyjął plastikową buteleczkę.
Zastanowił chwilę i przekręcił się na brzuch. Zgiął jedną nogę i podciągnął ją
wyżej. Czuł, że tak jest bardziej otwarty. Wreszcie oprócz ciarek podniecenia
poczuł te towarzyszące zażenowaniu. Nawet nie widział twarzy mężczyzny, gdy
metodycznie zagłębiał w sobie place. Nie sięgał zbyt głęboko, więc nie dawało
mu tej satysfakcji, której oczekiwał, ale nie o to chodziło. Musiał rozluźnić
mięśnie. Liczył, że ten fiut da mu satysfakcję, pieszcząc jego prostatę.
Wiedział, co chce poczuć.
Stardust był już całkowicie
pobudzony, ale ta szparka wciąż była dla niego za mała. Czekał więc cierpliwie,
pieszcząc swoje jądra. W końcu sięgnął po prezerwatywę. Nasunął ją na siebie, przytrzymują
koniec dwoma palcami. Sięgnął jeszcze po żel, nawilżając się dodatkowo. Chciał
widzieć twarz tego mężczyzny. Podobał mu się ten krzywy uśmieszek. Chciał go
całować i wypatrywać z każdym pchnięciem oznak ekstazy. Przesunął dłonią po
jego drobnym, spoconym teraz pośladku, dając mu znak, żeby wyciągnął z siebie
place i przekręcił się na plecy.
Andy mógł powiedzieć teraz coś
głupiego, żeby rozluźnić atmosferę i swoje ściśnięte gardło, ale tylko utkwił
wzrok w suficie. Mężczyzna ułożył jego nogi na swoich biodrach. Andy poczuł
wsuwający się w niego kciuk, który rozciągnął jeszcze jego szparkę, a potem
penisa, który musnął wnętrze jego uda i na chwilę docisnął jądra. Zebrał się w
sobie i spojrzał w twarz faceta wiszącego nad nim. Chwycił wargami kilka
srebrnych kosmyków. Tak, pomyślał, uczucie było zupełnie inne. Fiut lepiej
mościł się w jego dupie, zajmował każdy milimetr wolnego miejsca, dokładnie
dociskając ścianki. Otworzył usta zaskoczony. Penis wciąż wsuwał się w niego
głębiej, a on już wiedział, dlaczego Shane uwielbiał być posuwanym przez
facetów.
– Tak… – sapnął. Miął w palcach
prześcieradło. – Dobrze…
Było dobrze. Andy chciał go przyjąć,
ale nie był aż tak doświadczony, więc kompulsywnie zaciskał się, co jakiś czas,
ale go chciał. Stardust poczuł niesamowitą ulgę, gdy wcisnął penisa w tego
faceta. Nawet nie wiedział, jak bardzo brakowało mu seksu. Santa Boy miał rację
jak zwykle. Chciał, bardzo chciał penetrować tę dziurę. Czuł, jakby spadł z
niego jakiś ogromny ciężar, gdy tylko się w nim znalazł. Jeszcze kilkanaście
minut wcześniej nie był pewien, czy zdoła to zrobić. Teraz chciał posuwać tego
bezczelnego gościa, wydzierając z jego gardła kolejne okrzyki przy każdym
pchnięciu, aż w końcu straci głos. I tak za dużo gadał. Uśmiechnął się jeszcze,
gdy poczuł dłonie na ramionach.
Andy nie krępował się posypywać i
stękać. Dziwiły go tylko okrzyki, które co chwilę uciekały z jego rozwartych
ust. Czuł ekstazę, Ból także, ale to pierwsze uczucie było znacznie silniejsze.
Zupełnie zapomniał o swoim fiucie. Orgazm przyszedł szybko, ze znacznie
głębszych rejonów jego ciała, sperma wystrzeliła jakby z opóźnieniem. Dał się
posuwać Stardustowi jeszcze chwilę, by ten również uzyskał spełnienie. Nawet to
dawało mu satysfakcję. Uczucie docisku prostaty nawet po orgazmie było świetnym
doznaniem. Już wiedział, że mógł się od tego uzależnić. Z dziwną satysfakcją
przyglądał się między swoimi udami, jak muzyk ściąga prezerwatywę, a potem ją
zawiązuje.
– Chcę jeszcze raz – powiedział.
Popatrzył na muzyka niepewnie. Z
wyczekiwaniem.
– Spokojnie, ja też.
Stardusta obudziło uczucie głodu.
Pozwolił Andy’emu zostać na noc. Teraz ucieszył się, że ten już się zmył.
Pomyślał rozbawiony, czy wyszedł drzwiami, czy przez balkon. Brak krępującej
porannej rozmowy był tylko na plus. Wziął prysznic, a potem wrócił do pokoju,
by się ubrać. Przeszukał sfrustrowanym wzrokiem ten bałagan, gdy nie mógł
znaleźć swojego zegarka i biżuterii.
Hej. Ale się stęskniłam za chłopakami. Rozdział rewelacja. Widać ,że u Davida i Iana narazie wszystko dobrze ,niech chłopaki mają chwilę spokoju :) . Za to u Stardusta oj , co tu się zadziało ? Co ten Andy wymyślił . Zaspokoił napewno swoja ciekawość i muszę przyznać ,że obu to wyszło na dobre . Ale !? Czy on serio zakosil mu zegarek i biżuterię ? To się Stardust zdenerwuje i nie będzie ciekawie. Bynajmniej mam taką nadzieję. Szkoda ,że rozdziały tak żądło ,ale warto czekać, rewelacja i dziękuję . Weny zycze i czasu na pisanie . Pozdrawiam w.
OdpowiedzUsuńJak krew z nosa... Wiem i przepraszam :/ Andy to taki człowiek zagadka. Może dobry, może zły. Może zdolnych do najgorszych paskudztw, a może nie... Nie wiadomo. Co do Iana i Davida... Chwila spokoju nie będzie zbyt długa, bo wtedy byłoby nudno... hehe. Dzięki za komentarz i pozdrawiam!
Usuń