niedziela, 24 lipca 2022

EROS/SORE - ROZDZIAŁ 31 - Moralność

David siedział na ławce już jakieś piętnaście minut. Dłonie złożone jak do modlitwy trzymał między udami. Sięgnął po telefon do kieszeni dżinsów, by sprawdzić godzinę. Złamał się i włączył YouTube, by oglądnąć nowy filmik jednego z niewielu twórców na platformie, których szanował. Godzina recenzji nowych gier na pecety i PlayStation. Nie zdążył go włączyć, gdy usłyszał charakterystyczny klekot lakierek z męskim obcasem. Ian stanął tuż przed nim, dzięki temu patrzył teraz wprost na jego szczupłe uda. Powstrzymał się, by ich nie dotknąć. Naprawdę był z niego straszny dzieciak, uznał. Gotowały się w nim hormony.

– Po co to schadzka po zachodzie słońca? – spytał Ian. – Będziemy się gdzieś miziać? W ukryciu przed spojrzeniem co bardziej konserwatywnych obywateli USA?

David uśmiechnął się lekko, jak to miał w zwyczaju. Chociaż takie określenie w jego wypadku, to mogło być za dużo. Nie był mistrzem wyrażania emocji mimiką, słowami zresztą też nie. Czyny jednak często mówiły same za siebie.

– Nie? – zgadł Ian.

Usiadł grzecznie obok niego, ale nie powstrzymał się, by jedną nogę położyć na udzie Davida. Uśmiechnął się szczęśliwy, gdy po chwili zobaczył i poczuł na nim dłoń głaszczącą je leniwie.

– Wiem, że rozmawiałeś z moją mamą. Czy bardziej, ona mówiła, a ty słuchałeś.

Ian był szczerze zaskoczony. Myślał, że to pozostanie ich tajemnicą.

– Skąd?

– Powiedziała mi – odparł David. – Jak to ujęła, porozmawiała sobie z tobą. I cokolwiek powiedziała, możesz to olać.

– Dlaczego? To ogarnięta babka.

David spojrzał na niego znad okularów. Wyglądał jak psychiatra, który analizował, jak bardzo wyprany został mózg jego pacjenta.

– Może aż za bardzo – odparł. – Chce dobrze, ale…

– Nie kazała mi z tobą zerwać. Jest na tyle ogarnięta, by wiedzieć, że nic na tym nie zyska, tylko straci, bo ponoć jesteś do mnie taki przywiązany.

Ian zachichotał. Pocałował swojego chłopaka w policzek i pogłaskał go pogłowie. Nie spodziewał się, że miał w sobie tyle czułości. Dawid zaś miękł z każdym ich spotkaniem coraz bardziej, jakby woda drążyła betonową tamę i wreszcie coś tam zaczęło ciurkać na drugą stronę.

– Powiedziała mi, że mam się ogarnąć, jeśli chcę być chłopakiem jej syna. I ma rację.

– Ogarnąć? – zdziwił się David. – Na pewno nie użyła takiego określenia.

– No nie. Poradziła, żebym zastanowił się nad tym, co chcę robić w przyszłości. W końcu niedługo kończymy liceum. Nie mogę być dla ciebie kulą u nogi. Tego też oczywiście nie powiedziała dosłownie.

– Chyba nie wziąłeś tego na poważnie? Jak mówi ojciec, szczyle powinny robić, co chcą, jeśli tylko nie krzywdzą tym innych. Fizycznie, psychicznie i ekonomicznie.

– I używać gumek? – parsknął Ian.

David przewrócił oczami, dając znać, że to też musiał kiedyś usłyszeć od starszego Stormare.

– Powiedział, że jeśli dzieciak się nie wyszaleje, to nigdy nie dorośnie, bo nie będzie mógł ocenić, co jest dla niego dobre, a co złe.

– Wyluzowany z niego gościu – podłapał Ian rozbawiony. – Zupełne przeciwieństwo pani Skyler. No ale ona ma rację. Ty już wiesz, co chcesz robić. Nie zniósłbym, gdybym pałętał ci się pod nogami. Mam swoją dumę.

– Gdybyś nie miał, nie prał byś się z koszykarzami za szkołą – zauważył David.

– Nie tylko za, przed też, dlatego tyle razy byłem zawieszony.

– Ojciec mówił też, że każdy i tak umrze, więc ludzie powinni wyluzować, zamiast katować się oszczędzaniem na kupno domu i samochodu. Siedzieć po godzinach w robocie, żeby osiągnąć coś, co nazywa się „sukcesem”. I nie chajtać się i robić dzieci, bo tego oczekuje społeczeństwo. I tak wszyscy zdechniemy, więc nie ma znaczenia, co myślą ludzie i jakie są ogólne reguły. Kiedyś coś takiego wybełkotał, jak się nawalił po świątecznej kolacji u dziadków. Można gadał z własnego doświadczenia. W sumie miał rację. Obaj mamy cele i  będziemy dążyć do ich osiągnięcia. Tylko powiedzmy sobie szczerze, jak mam łatwiej. To nic złego, jeśli tobie zajmie to dłużej.

Ian zmarszczył brwi. Nie podobało mu się to, co usłyszał jako ostanie. Miał przecież tą swoją dumę.

– Że co? Że mam za mało talentu? – burknął niepocieszony.

David pokręcił przecząco głową niezadowolony z tego, że tak ciężko mu zawsze wysłowić to, co miał na myśli.

– Nie. Tylko że ja mam łatwiej. Mam bogatych starych, ścisły umysł i proste marzenia. Chcę skończyć studia, zatrudnić się jakim start-upie, żeby podejrzeć, jak to działa, a potem założyć własny. Jestem na tyle znerdziały, że klepanie kodów to moje hobby i przypadkiem da się na tym nieźle zarobić. Jeśli będę miał kasę, fajny dom i ciebie, to będę całkowicie uszczęśliwiony. Dwa pierwsze punkty nie powinny być takie ciężkie do osiągnięcia. Ty mierzysz wyżej i może trudniej będzie to osiągnąć, ale ja będę czekać, jeśli będzie trzeba.

– I po to mnie tu zawołałeś? – spytał Ian. – Żeby powiedzieć, że ty będziesz przynosił chleb do domu, a ja mogę ganiać do woli za moją karierą projektanta?

– W sumie tak. Czy to bardzo protekcjonalne?

Ian się roześmiał.

– Twoja matka zna cię doskonale. – Uśmiechnął się i odpowiedział na pytanie: – Trochę tak. Spoko, David, nie spinaj dupy. Mam swoją jebaną dumę i będę cisnąć na całego. Przez jakiś czas trochę byłem przerażony przyszłością i prawie pogodziłem się z tym, że skończę w salonie mojej mamy jako zamiatacz ściętych kudłów z linoleum, ale twoja stara postawiła mnie na nogi. Wredna jest, ale też strasznie sprytna.

David roześmiał się i poklepał go po udzie.

– Oddzielnie całkiem spoko z nich ludzie. Mam nadzieję, że mama też sobie znajdzie jakiegoś nietypowego osobnika. W naszej rodzinie chyba tylko tacy dają szczęście.

– Rodzinie jak z obrazka? – podchwycił Ian. – No trochę to wyglądało za doskonale.

David wzruszył ramionami. Zgadzał się, ale to teraz nie było takie istotne. Przestał wkradać palce pod nogawki nieprzyzwoicie krótkich szortów Iana i chwycił go za dłoń, ściskając może trochę za mocno.

– To co, zamieszkamy razem? – spytał z napięciem. – Po liceum? Tylko gdzie?

– Nom… Musi być tam dobra uczelnia dla nerdów, dużo kolorowych drinków, gejów, mody, luksusu i sławy. Co powiesz na Kalifornię? 

– California Dream? Jasne. – Uśmiechnął się. – Przyda nam się kabriolet.

Ian pociągnął go za rękę. Ściągnął Davidowi okulary i założył je sobie na głowę. Uśmiechnął się na widok jego zaskoczonej miny. David poprawił mu włosy, które opadły na oczy. Zaskakujące, ile było w nim delikatności. Kiedy byli we dwójkę, stawał się znacznie bardziej czuły. Ianowi się to bardzo podobało. Taki David był tylko jego, zupełnie prywatny. Pocałowali się, wciąż trzymając za ręce. Spletli mocniej palce, a potem usta i języki.

Nie trzeba się aż tak przejmować. Ktoś tam powiedział, że wszystko płynie, pomyślał Ian. Nie pamiętał kto, bo na lekcjach zwykle śnił na jawie albo projektował nowe stroje. Chyba wszystko szło w dobrą stronę.

***

Andy przyglądał się dłuższą chwilę parze z zapałem liżącej się na ławce po drugiej stronie ulicy. Czerwone stworzenie, które wspięło się właśnie na kolana swojego chłopaka, znacznie mnie kolorowego, było ciekawym okazem. To nie była niesamowicie chuda nastolatka wysoka na przynajmniej metr osiemdziesiąt.

Co za widok, pomyślał. Dwóch licealistów całujących się na ławce w środku miasta. W jego czasach, a te nie były aż tak dawno temu, nie do pomyślenia, jeśli nie chciało się dostać w ryj. Przed chwilą sterczał pod domem Shane’a jak jakiś chory stalker, a teraz przyglądał się dwójce nastolatków, którzy zaś nie widzieli innego świata poza sobą nawzajem. Musiał coś zrobić, bo zwariuje.

***

Nie miał pojęcia, co powinien zrobić, więc postanowił przedłużyć jeszcze swój nocny spacer. Na szczęście Olivia spała dzisiaj u matki. Zasępił się jeszcze bardziej na myśl o córce. Kochaś Shane’a, doskonały we wszystkim, mógł sobie myśleć o nim jak fatalnym ojcu. Nie on jeden z resztą miał podobną opinię. Podzielało ją wielu, również ten syn marnotrawny, wielki pan artysta, błyszczący, anemiczny Stardust. Jednak on robił wszystko, co mógł i jeszcze trochę więc, przez co właśnie popadł w kłopoty. Ale wiedział, że to wciąż za mało.

Gdy był nastolatkiem, czyli nawet po dwudziestce, jego umysł wolno ewoluował, chciał się bawić. Wciąż był pijany albo upojony seksem, dlatego zapominał o jutrze. Jednak, żeby móc się bawić, trzeba mieć na to pieniądze, a on nie nadawał się na etat. Dorabiał w klubach, w których spędzał większość życia, często również spał na zapleczu. Nalewał drinki, mył kible i stał na bramkach. Kiedy znalazła go jego królowa, z radością dał sobie przypiąć złotą smycz i merdając ogonem szedł za swoją panią. Narodziny Olivii były zaskoczeniem dla ich obojga. On nie myślał głową, ona myślała dużo, przede wszystkim o tym, że w tym wieku już nie zajdzie w ciąże. Gdy była odnoszącą bizneswoman z kilkoma klubami, byłą gwiazdą burleski, a swojego pieska, którego trzeba było karmić, głaskać i rozpieszczać uważała za słodkiego. Po narodzinach Olivii potrzebowała oparcia, jakie może zapewnić mężczyzna. Nie znalazła go w Andy’m. Rozstali się, a on dopiero wtedy w pełni uświadomił sobie, że jest ojcem i że chce nim być.

By móc opiekować się dzieckiem, potrzebował tego, co każdy uznawał na najzwyczajniejsze na świecie, domu i pracy. Jeśli nie masz pleców i wykształcenia, zaczynasz od dna i ślamazarnie wspinasz się po trzeszczących szczeblach czegoś, co bardzo naciągając można nazwać karierą. On nie miał na to czasu i brzydził się lizać czyjeś buty. I był leniem oczywiście. Pomogła mu babcia, rodzice i najlepszy przyjaciel, który nigdy go nie zostawił, Shane. Kasy wciąż było za mało, żeby ruinę, którą dostał od rodziny, przemienić w mały, ale klimatyczny sklepik. Musiało podobać się opiece społecznej. Zrobił więc to, co mógł. Zaciągnął dług u największego skurwiela w mieście, starego Stormare. Wiedział, że kiedyś nadejdzie dzień, gdy będzie musiał go oddać. Nie przewidział jednego. Że będzie się to łączyć ze zranieniem jedynego człowieka, który nigdy go nie opuścił.

Jak mógł przewidzieć, że będzie łączyło się to ze skrzywdzeniem jedynego, przyjaciela? Idąc chodnikiem, zastanawiał się, dlaczego świat płatał mu takie figle. Shane był inteligentnym, zabawnym, przystojnym lekarzem. A do tego kochał seks. Mógł mieć każdego, ale nie, musiał zakochać się w tym przemądrzałym „panu doskonałym”. Andy oczywiście nie myślał tak naprawdę. Cieszył się, że szczęścia swojego przyjaciela, który był naprawdę w kiepskim stanie przez ostatnie kilka lat. Doskwierała mu samotność, bo miał Martina tak blisko i tak daleko jednocześnie.

Nie mógł się zmusić do skrzywdzenia swojego przyjaciela, więc szedł teraz chodnikiem bez celu, z papierosem w ustach. Zatrzymał się, gdy dotarł przed dom, który także odwiedzał niedawno. Światło w pokoju na piętrze nadal się paliło. Królowa jeszcze nie spała.

Musiał zrobić coś dzikiego, bo inaczej zaraz łeb mu wybuchnie. Uśmiechnął się przebiegle, gdy dostrzegł drabinę opierającą się o ścianę domu. Może ktoś czyścił rynny i o niej zapomniał. Przeszedł przez trawnik, przedtem wyrzucając peta na chodnik. Wspiął się po szczeblach drabiny, a potem chwycił się dolnego, poziomego pręta od barierki balkonu. Miał całkiem sporo krzepy. Wypieprzanie napastujących laski facetów z klubu tego wymagało. Podciągnął się na ramionach, by najpierw oprzeć jedną, a potem drugą stopę o brzeg balkonu. Jeszcze jeden skok i był po drugiej stronie. Uśmiechnął się. To było bardzo głupie, ale też ekscytujące. Drzwi balkonowe były otwarte. Andy odwiedzał ciocę, jak nazywała ją Olivia, więc znał rozkład pokojów w domu. Ten musiał być zajmowany przez pana wielką gwiazdę.

W małym pokoju panował lekki rozgardiasz. Ubrania leżały rozrzucone na zaścielonym łóżku i krześle. Walizki stały na podłodze pod oknem. Najwyraźniej syn marnotrawny jeszcze się w pełni nie zadomowił albo nie zamierzał zostać zbyt długo, co na pewno skrzywdzi jego matkę. Andy, nie przejmując się tym, że narusza czyjąś prywatność i właściwie się tu wkradł, może nawet włamał, rozgościł się na łóżku. Usiadł na brzegu i założył nogę na nogę. Rozejrzał się po pokoju. Nie było tu nic ciekawego.

Coś gryzło go w tyłek. Wyciągnął spod niego męski zegarek ze złotą bransoletą oraz bransoletkę, która tak męsko już nie wyglądała. Miała kilka gwiazdek, chyba diamentowych, w końcu należała do Stardusta. Czekał. Po dłuższej chwili drzwi się otworzyły. Stanął w nich wysoki, smukły facet z mokrymi, siwymi włosami przylepionymi do szyi i ramion. Nie miał na sobie nawet ręcznika czy szlafroka. Paradował nago, więc musiał być w domu sam. Jego zadowolona po relaksującej kąpieli mina szybko przemieniła się w wyrażającą zaskoczenie, szok, a następnie złość.

– Co ty tu, kurwa, robisz, świrusie?! – warknął.

– Może najpierw zasłonisz sprzęt, a potem będziesz się pienił – zasugerował Andy, bynajmniej nie zamierzając wstać z łóżka.

– Bo, kurwa, co?! – warknął Stardust, stając teraz dokładnie naprzeciwko niego. Chwycił się pod boki i spojrzał na Andy’ego z miną zwycięzcy. – To w końcu mój pierdolony pokój!

Andy odpowiedział mu swoją firmową miną, która albo wkurwiała albo nakręcała. Zlewczą. Czuł jednak zupełnie coś innego. Udając, że fiutów się nie boi, ostentacyjnie gapił się na niego. W środku jednak aż go skręcało. Żona rządziła nim na co dzień, często też nocą. Andy zastanawiał się, jak wielka jest różnica między fikcją, a prawdą, ujmując to bardziej poetycko. Między plastikiem w kształcie fiuta, a prawdziwym, takim ciepłym, w którym płynęła krew i sperma. Nie przekonał się dotąd, bo myśl o tym, że jakiś gościu o ciele zupełnie innym od kobiecego miałby się na nim położyć, odstręczała go bardzo mocno. Shane uwielbiał napakowanych kolesi, którzy twardą łapą przyciskali go do blatu w kuchni. Andy’ego na samą myśl przechodziły ciarki. Teraz jednak miał przed sobą smukłe, androgeniczne stworzenie, z gładką, delikatną twarzą. Gdyby nie fiut i jaja, trudno byłoby ocenić, jakiej było płci. To niebezpiecznie go kręciło.

Okłamywał sam siebie. Przyszedł tu dokładnie po to. Czuł to już przy ich pierwszym spotkaniu, gdy Stardust kupował kwiaty, jak się okazało, dla matki. Był piękny, w taki idealny sposób, bardziej jak kosmiczne stworzenie, które nałożyło ludzki kaftan niż prawdziwy człowiek. Nie miał płci, ale, jak się dzisiaj okazało, miał fiuta. Wywoływało to u Andy’ego jakieś chore ciarki podniecenia. Chciał go w sobie. Musiał tylko przekonać Stardusta, że on też tego chce.

Wzruszył ramionami, dając znak, że nic sobie nie robi z pienienia muzyka.

– Wyluzuj. Nie przyszedłem cię zgwałcić ani okraść. – Uśmiechnął się. – Miałem dzisiaj fatalny dzień, szedłem sobie i zobaczyłem światło. Pomyślałem sobie „Tego faceta chcę zobaczyć. Fajnie się z nim gada”. No, powiedz szczerze: nie jesteś samotny na tym zadupiu? Pewnie odwykłeś od takiego życia. Nie ma do kogo gęby otworzyć. Pewnie nawet stąd nie wychodzisz, bo sprawiłbyś nie lada sensację w sąsiedztwie. Pogadajmy, napijmy się. – Wskazał na butelkę wina stojąca na parapecie. – I tak jesteśmy skazani na siebie. Kobiety najważniejsze w naszym życiu już zadecydowały.

Stardust owinął się szlafrokiem. Chciał go wywalić na zbity pysk, ale kilka rzeczy go powstrzymało. Rzeczywiście nie chciał robić scen ze względu na mamę i tak, na żywo nie miał z kim pogadać. Internet i telefon zostawiają jednak pewien niedosyt, a on, chociaż sprawiał wrażenie narcystycznego dupka, słabo znosił samotność. Świr, który wspiął się przed chwilą do jego pokoju, mógł okazać się całkiem niezłym towarzyszem na samotne wieczory, właśnie przez swoją świrowatość. Mama mu ufała, więc czuł, że do jakiegoś stopnia on też mu zaufa.

Poszedł po butelkę. Do pokoju przemycił tylko jedną szklankę. Mama nie musiała wiedzieć, że spędza samotne wieczory na piciu i masturbacji, jakby naprawdę cofnął się w czasie o kilkanaście lat, do momentu, w którym Martin go zostawił bez słowa, a on z plotek się dowiedział, że zrobił jakiejś blondynie ze szkoły dziecko. Pieprzył ich oboje na zmianę. Luis zaczął podkradać wtedy rodzicom alkohol, z którym zamykał się w pokoju na długie godziny. Pił, płakał i masturbował się na zmianę. Wszystko kompulsywnie.

Nalał do szklanki i podał ją niechcianemu gościowi, sam wziął duży łyk prosto z butelki. Usiadł na fotelu.

– Ten twój fatalny dzień jak wyglądał? – spytał.

– Mmm. – Andy chwilę smakował w ustach wino. Przyjemnie musowało. – Jestem trochę między młotem, a kowadłem. Cokolwiek wybiorę, na pewno kogoś zranię. Są ludzie, którzy uważają mnie za samolubnego potwora, ale mylą się.

Tak naprawdę już wybrał. Jego córka była oczywiście najważniejsza. Tylko nie umiał się zmusić. Siedząc teraz naprzeciwko owiniętego jedynie w cienki szlafrok Stardusta, coś zaczęło rodzić mu się w głowie. Musiał go tylko przekonać. Muzyk nosił w sobie dużo urazy do Martina Stormare. Jeśli sprytnie to wykorzysta, nie ubrudzi sobie rąk.

– Trochę skąpa ta opowieść.

Andy wzruszył ramionami. Z jego jasnych ust nie schodził ten charakterystyczny, oszukańczy uśmieszek. Stardust nie umiał ocenić, co się za nim kryło.

– To ty coś opowiedz w takim razie. Może być o Martinie. Chętnie posłucham.

To wywołało reakcję, której oczekiwał. Stardust odłożył butelkę na stolik. Jego długie, mokre jeszcze włosy lepiły mu się do karku. Ta złość, która malowała się na jego twarzy, bardzo mu pasowała pięknie wyostrzała kontury. Andy kontynuował, nie czekając na to, aż muzyk każe mu wypierdalać.

– Shane to mój najlepszy przyjaciel. Przez lata wysłuchiwałem o tym, jaki jest samotny i nieszczęśliwy. Ostatnio słucham o czymś zupełnie innym. Cieszę się jego szczęściem, ale Martin to kawal chuja, który sra wyżej niż ma dupę. O tobie też trochę mi opowiedział. Trochę wkurza go to, że Martin nie miał oporów, żeby w liceum posuwać ciebie, a jego olał. Jakoś nie może się z tym pogodzić.

Stardust myślał chwilę nad tym, co powinien zrobić. Żeby nie stracić twarzy, wyjebać tego idiotę ze swojego domu. Najlepiej niech wypadnie przez balkon, po którym się tu wspiął, twarzą do przodu. Sięgnął jednak po butelkę i znów się napił. Był cholernie zmęczony całym tym gównem, które go spotykało. Nie tylko teraz, to wstrętne poczucie samotności towarzyszyło mu od lat, a jemu zaś wypalenie zawodowe i apatia. Santa Boy polecił mu kiedyś, niczym jakiś lekarz, pewnym, prześmiewczym tonem, żeby przestał spinać dupę i kogoś przeleciał na rozluźnienie. Stardust nie posłuchał jego zaleceń.

– Pierdolę to – parsknął. – Możesz mu powiedzieć, że mało stracił. Właściwie nic nie stracił.

– A ty co straciłeś?

Wzruszył ramionami.

– Szacunek do siebie i wiarę, że ludzie mogą mieć czyste intencje. No i dziewictwo. Nie do końca zresztą, bo Martin nie dał mi sobie wsadzić.

– Serio tego nie przepracowałeś – zauważył Andy. Wyciągnął w jego stronę rękę, w której trzymał prawie już pustą szklankę. – No to za to, żeby on się wypierdolił na ryj.

Stardust przyjął toast. Napił się z butelki.

– A tobie co on tak nie pasuje? – spytał.

– Facet ma wielkie ego. Próbował uczyć mnie, jak mam wychowywać własne dziecko.

– Ojcem roku nie jesteś – parsknął Stardust. – Właściwie, gdzie ona teraz jest? Chyba nie zostawiłeś jej samej w domu?

Andy przewrócił oczami. Znowu to samo. Irytowało go to, że ludzie próbowali go uczyć, jakim powinien być ojcem. Przez większość życia miał głęboko w dupie, co ludzie o nim myślą. Teraz też tak było we wszystkich kwestiach oprócz tej jednej.

– U swojej matki. Mojej byłej żony.

– Żony? – zdziwił się muzyk.

– Tak, wiem, nie wyglądam na takiego, co by chciał się chajtać. – Przejechał dłonią po swoich półdługich, farbowanych na blond włosach. Nadal był w środku dzieciakiem nienawidzącym konwenansów. – Bella była przekonywująca.

– Bella?

– Taki pseudonim sceniczny. Możesz sprawdzić w Internecie. – Andy uśmiechnął się przebiegle. Wyglądał jak lis, gdy mrużył charakterystycznie oczy. – Wpisz „Bella” i „taniec” albo coś podobnego.

Zaintrygowany Stardust sięgnął po smartphona. Po chwili jego twarz wyrażała zdziwienie. Patrzył na prawie nagą kobietę, z odsłoniętymi, sterczącymi piersiami, którym na pewno pomógł skalpel. Z zaklejonych sutków zwisały jej czerwone frędzelki. Miała na sobie jeszcze pończochy i koronkowe stringi. Tancerka erotyczna. Coś więcej, artystka burleski. Nie interesował się tym, więc potrzebował kilku kliknięć, aby dowiedzieć się, że kobieta była prawdziwą gwiazdą w środowisku i też świetną bizneswoman. Kilka klubów, perfumy, ubrania. Jej były miał za to jedną ruinę, którą nazywał sklepem i pewnie tonę długów.

– Jak tego dokonałeś? – spytał. – Naszprycowałeś tę piękną damę i nieprzytomną zaciągnąłeś przed ołtarz?

– Ona mnie zaciągnęła – parsknął Andy. Uśmiechnął się do siebie na te wspomnienia. – Pracowałem jako barman w jej klubie. Byłem niegrzecznym chłopcem bez oporu posuwającym kelnerki na zapleczu. Ona za to była zmęczona podstarzałymi sztywniakami, którzy lecieli na jej kasę i boskie ciało. Piotruś Pan bardzo jej się spodobał. Mnie spodobało się to, że się mną opiekowała, zajmowała się wszystkim, co nudne i poważne, a ja mogłem się bawić za jej pieniądze. To był dobry układ.

– Jednak nie przetrwał? – podchwycił muzyk.

Andy wstał i nalał sobie do szklanki resztkę wina. Rozłożył się ponownie na łóżku.

– Ja o to nie dbałem, jak zwykle odpowiedzialność zrzucając na kogoś innego, a Bella chyba była przekonana, że w tym wieku nie zajdzie w ciąże. Piotruś Pan został ojcem i musiał szybko dorosnąć. Nie wyszło, więc został wymieniony na lepszy, stabilniejszy model. Teraz sztywniak w garniaku był jak najbardziej okej. Dopiero po rozwodzie dotarło do mnie, co straciłem. Wtedy też zrozumiałem, jak wiele też zyskałem, dzięki temu, że Olivia pojawiła się w moim życiu.

– Twarda babka z tej twojej byłej żony – skomentował krótko Luis.

Mężczyzna przed nim wydawał mu się teraz znacznie ciekawszy. Włosy musiał farbować sam, ocenił. Do tego te szelki i koszula w kratkę, które były chyba jego ulubionym zestawem. Piotruś Pan, który lubił się w życiu zabawiać. Ciekawe, ile z tego mu zostało?

– No, to ona rządziła – przyznał Andy. Uśmiechnął się lisio. Myślał o czymś intensywnie. – Bardzo lubiła rozstawiać mnie po kątach, a ja chętnie wykonywałem jej rozkazy. Ona miała cycki, ale w tym związku cipą byłem ja. – Zaśmiał się.

– Czyli ty przeklinałeś niesprawiedliwy los doznając katuszy na porodówce? – parsknął Stardust.

– Ja tylko zaciskałem zęby z bólu, gdy miażdżyła mi dłoń w uścisku i powstrzymywałem się od zemdlenia na widok tego, czego nie da się odwidzieć… Ale tak, to ona częściej pieprzyła mnie, niż ja ją. Mówiłem, że się rządziła.

– Posuwała cię? – parsknął Stardust, prawie się opluwając. Był zszokowany zarówno tym, co usłyszał, jak i kierunkiem, w którym w pewnym momencie skręciła ta absurdalna rozmowa. Nie mógł uwierzyć, że ten facet, którego ledwie poznał, tak po prostu mu o tym powiedział. – Sztucznym chujem?

– Prawdziwego nie miała.

Kąciki oczy Andy’ego lekko opadały. Jego nos był trochę haczykowaty, a kości policzkowe bardzo wyraźne. Był pociągający w jakiś dziwny sposób. Ten krzywy uśmiech znudzonego nastolatka dodawał mu kilka punktów. Patrzył teraz wprost w oczy muzyka bez oporu, czy zażenowania i już było jasne, po co tu przyszedł. Cała ta rozmowa miała doprowadzić właśnie do tego momentu.

– Okej… – powiedział powoli muzyk. Postanowił pójść na żywioł, jak zalecił mu Santa Boy. – Ale ty idziesz po gumki.

– Nie. – Andy pokręcił przecząco głową. – Wtedy zdążysz się rozmyślić i nie wpuścisz mnie z powrotem.

– Przejrzałeś mnie. – Stardust rozwiązał swój szlafrok, znów pokazując się w całej okazałości. Nagość nie wydawała się go zawstydzać. Depilował się wszędzie. – Pieprzyłeś się kiedyś z facetem?

Za pierwszym razem Andy’emu jakoś udało się odrzucić tę myśl. Teraz powróciła. On był naprawdę spory. Ten fiut nie pasował do tej smukłej postaci. Jakby bogu pomyliły się części. Złożył Stardusta z dwóch różnych facetów. Z drugiego wziął tylko tego kutasa.

– Nie – przyznał szczerze. Chciałby się jeszcze napić, bo zaschło mu w gardle. Język lepił się do podniebienia. – Bella proponowała trójkąt, w którym to ja byłbym nadzieniem między dwoma ciastkami, ale odmówiłem… Jezu, wielkiego masz tego fiuta.

– Jeśli to tylko nuda, to idź do domu. Tym razem jak człowiek wyjdź frontowymi drzwiami.

Andy któryś raz tego wieczoru pokręcił przecząco głową. Zwykle dużo gadał, ale teraz nie mógł. Chciał już by wszystko poszło dalej. Stardust wstał z fotela i sięgnął po spodnie, które wisiały na jego oparciu.

– Wrócę za chwilę. W tym czasie wyjdź albo zajmij się sobą w łazience.

 

Andy chwilę obserwował z balkonu Stardusta. Ciekawe, czy naprawdę szedł do sklepu nocnego i wróci za chwilę z gumkami. Może kłamał. Wrócił do pokoju i rozebrał się do naga. Jego sutki były sztywne. Gdyby był kobietę, byłby już mokry. Wtedy byłoby łatwiej i nudniej. Znajdował się w obcym w domu, ale bez krępacji przeszedł zupełnie nagi korytarzem do łazienki.

Stardust upiął srebrne włosy w kok wysoko na głowie. Rzucił opakowanie prezerwatyw na łóżku tuż przy siedzącym na nim blondynie, który był zupełnie nagi. Andy spojrzał na pudełko, które wylądowało obok niego. Podniósł je i obejrzał.

– Serio znalazłeś to w nocnym? – parsknął, rzeczywiście trochę rozbawiony, a trochę po to, by ukryć zdenerwowanie. To XL było jakieś sądne. Czyli miał jakieś dwadzieścia centymetrów w zwodzie. – To chyba najrzadziej kupowany rozmiar.

– Faceci sobie dodają, a nie odejmują, więc raczej S jest najrzadsze. Musiałem iść aż na stację benzynową. – Uśmiechnął się, zadowolony z reakcji, jaką wywołał. Gaduła straciła pewność siebie. – Jeszcze możesz uciec przez balkon nago.

– Już nie drzwiami? – parsknął Andy. – Tylko mnie nie rozerwij. Jutro mam dwunastogodzinną zmianę w sklepie, a tam głównie siedzę na dupie.

– Jesteś idiotą.

Stardust wszedł na łóżko. Był ubrany. Miał dżinsy i mocno wycięty podkoszulek na ramiączkach z haftem wzdłuż dekoltu. Zbliżył się, by pocałować Andy’ego, ten jednak zatrzymał go dłonią.

– Najpierw się rozbierz.

– Po co? Przecież chcesz tylko mojego kutasa w dupie.

– Bo mi się podobasz. Jesteś piękny.

To go naprawdę zaskoczyło. Bez słowa ściągnął podkoszulek, a potem spodnie. Nie założył wcześniej bielizny. Zastanawiał się, czy się się rumieni. Dawno nikt mu tego nie mówił.

– Tobie za to przydałby się karnet na siłownię. Chuda z ciebie szkapa, ale odłożyło ci się trochę tu i tam.

Andy uśmiechnął się krzywo. Nie mógł nic poradzić na to, że wlepiał wzrok w tego chuja. Trochę go przerażał, trochę kusił. Miał w sobie różne zabawki, wszystkie jednak mniejsze. Shane byłby zachwycony takim kutasem. Lubił ekstremalne jazdy.

– Mógłbyś po prostu podziękować za komplement – rzucił kwaśno. – Może ludzie uznawaliby cię wtedy za milszego.

– Pierdolę ludzi.

Jasne, pomyślał z ironią Andy. Dlatego właśnie siedzisz tutaj, kryjąc się jak skopany szczeniak przed całym światem. Samotny i pozbawiony nadziei. Nie powiedział tego na głos. Miał w końcu pobudzić tego wielkiego chuja. Gadka na tematy egzystencjalne zgasiłaby te słabe pokłady zapału, które wykrzesał z siebie Stardust na tę okazję.

– Jak chcesz?

– Nie wiem – odparł. – Twoja wola.

Podpierał się na łokciach, żeby lepiej widzieć. Za sobą miał dwie poduszki. Nie chciał utrudnić, więc rozłożył nogi. Doświadczył tego wiele razy, w odwrotnej konfiguracji lub przynajmniej z kobietą. Kobieta i mężczyzna pasowali do siebie jak dwa klocki lego. Gorące uda ściskającego w pasie były najlepszym doznaniem, zaraz po penetracji. Zaraz miał się przekonać, czy dwóch facetów też tak doskonale może się ze sobą zespolić. Stardust usadowił się między jego udami i wychylił po pocałunek. Andy najpierw zahaczył językiem o kolczyk, który ten miał w przegrodzie nosowej. Zaśmiał się cicho, gdy zobaczył zaskoczoną minę Stardsuta. W trakcie pocałunku już wiedział, że będzie dobrze. Nie miał oporów z robieniem tego z mężczyzną. Zdarzyło mu się to wcześniej z Shane’m w sylwestra, którego spędzali samotnie, tylko ze sobą nawzajem i butelką szampana. Obaj wiedzieli, że nie nadawali się na parę, więcej do tego nie wracali. Stardust dobrze całował, ale on nie zamierzał pozostać dłużny. Pociągnął go lekko za wargę, szukając zaczepki.

Położył się, przyjmując Stardusta głębiej między swoje nogi. Zachichotał, gdy ten po kilku pocałunkach w szyję, zaczął ssać jego sutek, a drugi pieścić palcami. To było przyjemne. Był pasywną stroną, więc mógł skupić się na czerpaniu rozkoszy z każdego skrawka ciała, którym postanowi zająć się Stardust. Podobało mu się to. Był przecież leniem. Oddał mu się zupełnie, skupiając się na rokoszowaniu przyjemnością. Masował muzyka tam, gdzie akurat sięgały jego dłonie, po plecach i jasnych ramionach.

Stardust pobawił się jeszcze chwilę jego ciałem. Zaskoczyła go otwartość Andy’ego  i brak jakiegokolwiek oporu przed byciem pod facetem. Szczerze myślał, że ten w którymś momencie stchórzy albo będzie chciał odwrócić sytuację i dobrać się do jego dupy. Pocałował go jeszcze raz. Andy oddawał pocałunki bardzo żarłocznie i bardzo pewnie. Zassał się na chwilę na gardle muzyka.

Luis uniósł się z powrotem na klęczki, przyciskając jedną dłoń do szyi, w miejscu, gdzie przed chwilą mężczyzna lekko go ukąsił. Andy znów miał widok na jego penisa. Ostatnio na żywo widział fiuta innego faceta w szatni, po treningu w liceum. Pociągnął się na ramionach trochę wyżej, by móc musnąć go palcami stopy.

– Co mam zrobić, żeby wstał do końca? – spytał. Stardust był tylko lekko pobudzony. – Miałem wiele cipek na twarzy, ale on jest ponad moje siły. Przynajmniej na razie.

Stardust uniósł ręce w górę, prężąc się jak kot. Ściągnął gumkę w włosów, by pozwolić im swobodnie opaść na kark i plecy. Umiał uwodzić. Był bardzo szczupły, więc Andy mógł wyraźnie widzieć mięśnie poruszające się pod jego jasną, przypominająca papier skórą.

– Musisz coś wymyślić.

Andy zaparł się stopami wysoko o uda muzyka, znów zmieniając pozycję. Był teraz zupełnie na niego otwarty. Patrząc mu w oczy, nawet nie mrugając, possał swoje palce, każdy z osobna. Pobawił się sobą podczas prysznica, by móc przyjąć tą wielką pałę. Uniósł wolną dłonią swoje jądra. Nawilżonymi palcami chwilę pomasował się w tym specyficznym miejscu między jądrami  i odbytem, po tym najbardziej ostentacyjnie wsunął w siebie od razu trzy palce. Umiał się rozluźnić. Stardust syknął przez zęby, przypatrując się temu. Facet był obsceniczny, zarówno w słowach i czynach. Wiedział, czego chciał, a był to jego penis. To działało. Bardziej, niż się spodziewał.

– Otwórz ją szerzej, rozszerz palce – polecił, oblizując zaraz po tym wargi.

Dawno nikt z taką chęcią nie chciał mu dać dupy. I nie patrzył na niego tak pożądliwie. Andy wykonał jego polecenie. Grymas wyrażający dyskomfort na chwilę pojawił się na jego zaczerwienionej twarzy.

– W szufladzie przy łóżku jest żel, zboczeńcu.

Andy przewrócił oczami. Musiał wyciągnąć z siebie place, by sięgnąć do szuflady. Wyjął plastikową buteleczkę. Zastanowił chwilę i przekręcił się na brzuch. Zgiął jedną nogę i podciągnął ją wyżej. Czuł, że tak jest bardziej otwarty. Wreszcie oprócz ciarek podniecenia poczuł te towarzyszące zażenowaniu. Nawet nie widział twarzy mężczyzny, gdy metodycznie zagłębiał w sobie place. Nie sięgał zbyt głęboko, więc nie dawało mu tej satysfakcji, której oczekiwał, ale nie o to chodziło. Musiał rozluźnić mięśnie. Liczył, że ten fiut da mu satysfakcję, pieszcząc jego prostatę. Wiedział, co chce poczuć.

Stardust był już całkowicie pobudzony, ale ta szparka wciąż była dla niego za mała. Czekał więc cierpliwie, pieszcząc swoje jądra. W końcu sięgnął po prezerwatywę. Nasunął ją na siebie, przytrzymują koniec dwoma palcami. Sięgnął jeszcze po żel, nawilżając się dodatkowo. Chciał widzieć twarz tego mężczyzny. Podobał mu się ten krzywy uśmieszek. Chciał go całować i wypatrywać z każdym pchnięciem oznak ekstazy. Przesunął dłonią po jego drobnym, spoconym teraz pośladku, dając mu znak, żeby wyciągnął z siebie place i przekręcił się na plecy.

Andy mógł powiedzieć teraz coś głupiego, żeby rozluźnić atmosferę i swoje ściśnięte gardło, ale tylko utkwił wzrok w suficie. Mężczyzna ułożył jego nogi na swoich biodrach. Andy poczuł wsuwający się w niego kciuk, który rozciągnął jeszcze jego szparkę, a potem penisa, który musnął wnętrze jego uda i na chwilę docisnął jądra. Zebrał się w sobie i spojrzał w twarz faceta wiszącego nad nim. Chwycił wargami kilka srebrnych kosmyków. Tak, pomyślał, uczucie było zupełnie inne. Fiut lepiej mościł się w jego dupie, zajmował każdy milimetr wolnego miejsca, dokładnie dociskając ścianki. Otworzył usta zaskoczony. Penis wciąż wsuwał się w niego głębiej, a on już wiedział, dlaczego Shane uwielbiał być posuwanym przez facetów.

– Tak… – sapnął. Miął w palcach prześcieradło. – Dobrze…

Było dobrze. Andy chciał go przyjąć, ale nie był aż tak doświadczony, więc kompulsywnie zaciskał się, co jakiś czas, ale go chciał. Stardust poczuł niesamowitą ulgę, gdy wcisnął penisa w tego faceta. Nawet nie wiedział, jak bardzo brakowało mu seksu. Santa Boy miał rację jak zwykle. Chciał, bardzo chciał penetrować tę dziurę. Czuł, jakby spadł z niego jakiś ogromny ciężar, gdy tylko się w nim znalazł. Jeszcze kilkanaście minut wcześniej nie był pewien, czy zdoła to zrobić. Teraz chciał posuwać tego bezczelnego gościa, wydzierając z jego gardła kolejne okrzyki przy każdym pchnięciu, aż w końcu straci głos. I tak za dużo gadał. Uśmiechnął się jeszcze, gdy poczuł dłonie na ramionach.

Andy nie krępował się posypywać i stękać. Dziwiły go tylko okrzyki, które co chwilę uciekały z jego rozwartych ust. Czuł ekstazę, Ból także, ale to pierwsze uczucie było znacznie silniejsze. Zupełnie zapomniał o swoim fiucie. Orgazm przyszedł szybko, ze znacznie głębszych rejonów jego ciała, sperma wystrzeliła jakby z opóźnieniem. Dał się posuwać Stardustowi jeszcze chwilę, by ten również uzyskał spełnienie. Nawet to dawało mu satysfakcję. Uczucie docisku prostaty nawet po orgazmie było świetnym doznaniem. Już wiedział, że mógł się od tego uzależnić. Z dziwną satysfakcją przyglądał się między swoimi udami, jak muzyk ściąga prezerwatywę, a potem ją zawiązuje.

– Chcę jeszcze raz – powiedział.

Popatrzył na muzyka niepewnie. Z wyczekiwaniem.

– Spokojnie, ja też.

 

Stardusta obudziło uczucie głodu. Pozwolił Andy’emu zostać na noc. Teraz ucieszył się, że ten już się zmył. Pomyślał rozbawiony, czy wyszedł drzwiami, czy przez balkon. Brak krępującej porannej rozmowy był tylko na plus. Wziął prysznic, a potem wrócił do pokoju, by się ubrać. Przeszukał sfrustrowanym wzrokiem ten bałagan, gdy nie mógł znaleźć swojego zegarka i biżuterii.

2 komentarze:

  1. Hej. Ale się stęskniłam za chłopakami. Rozdział rewelacja. Widać ,że u Davida i Iana narazie wszystko dobrze ,niech chłopaki mają chwilę spokoju :) . Za to u Stardusta oj , co tu się zadziało ? Co ten Andy wymyślił . Zaspokoił napewno swoja ciekawość i muszę przyznać ,że obu to wyszło na dobre . Ale !? Czy on serio zakosil mu zegarek i biżuterię ? To się Stardust zdenerwuje i nie będzie ciekawie. Bynajmniej mam taką nadzieję. Szkoda ,że rozdziały tak żądło ,ale warto czekać, rewelacja i dziękuję . Weny zycze i czasu na pisanie . Pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak krew z nosa... Wiem i przepraszam :/ Andy to taki człowiek zagadka. Może dobry, może zły. Może zdolnych do najgorszych paskudztw, a może nie... Nie wiadomo. Co do Iana i Davida... Chwila spokoju nie będzie zbyt długa, bo wtedy byłoby nudno... hehe. Dzięki za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń