czwartek, 1 lipca 2021

EROS/SORE - ROZDZIAŁ 24 - Z szeroko rozłożonymi ramionami

 

Nawet dzieciak go olał. Nie przyszedł na ich umówione spotkanie. Nie mógł zadzwonić, bo Stardust miał zastrzeżony numer, ale w takim razie, jeśli wypadło mu coś ważnego, jego matka miała zawał, albo chociaż jego kot, to powinien przybiec do hotelu uprzedzić i gorączkowo się tłumaczyć. I przybiec jeszcze raz rano, prosząc o drugie spotkanie. Tak robili ludzie, którzy chcieli czegoś od niego. Skubnąć trochę sławy lub pieniędzy Stardusta. Ludzie wokół niego tak właśnie robili.

Dzieciak po prostu go olał.

To jeszcze szczyl – powiedziała Katy przy śniadaniu, widząc nawet nie złą, a bardziej rozgoryczoną minę swojego szefa. – Pewnie się napruli w lesie z Davidem, potem przelecieli w samochodzie, a potem poszli spać. Sama tak robiłam w ich wieku. To były czasy! Teraz bym po nocce na tylnym siedzeniu narzekała na kręgosłup.

I przedłożyłabyś to nad może jedyną szansę w życiu na robienie tego, o czym marzyłaś?

Z perspektywy nie – przyznała. – Trochę szans zmarnowałam, teraz to widzę. Ale na tym polega czar bycia dzieciakiem. Niczym nie jesteś związany, twoja dusza jest taka lekka, że wydaje ci się, że możesz dolecieć do gwiazd, ale w końcu społeczeństwo zdoła ci przywiązać kamień, który cię ściągnie na ziemię. Trzeba iść do roboty, zapłacić podatki, zacząć być przeciętnym.

Ta, to ostatnie to nam dwojgu słabo poszło – parsknął Stardust. Z resztą musiał się zgodzić. Dorosłość potrafiła dać kopa w dupę. On może dorósł za szybko. Martin też.

Och! – Katy podskoczyła, gdy usłyszała dzwonek pokojowego telefonu. Wstała, żeby odebrać. – Spóźniony, ale jest!

Co?

Ian przyszedł. Nie chcesz z nim gadać?

Nie, niech wlezie i zobaczymy, co ma usprawiedliwienie.

 

Ian wykorzystał podróż windą na ostatnie piętro hotelu, by szybko napisać do Davida. Widział na parterze Santę Boy’a i jego męża. Czytał o ich ślubie w serwisie plotkarskim. Jakiś gwiazdor Pop okazywał się od czasu do czasu gejem, ale gwiazdor Rocka i to takiego bardzo twardego to była nie lada nowina. Ian nie lubił takiej muzyk, ale niektóre kreacje sceniczne metalowców były naprawdę interesujące. David chyba za to lubił takie klimaty.

Miał już się nie widywać z Luisem. Sam doszedł do wniosku, że tak będzie lepiej dla niego. Nie robił tego pod presją Davida. Miał swój rozum, który podpowiadał mu, że pozostanie przy tym człowieku skończy się dla niego gorzej niż po prostu źle. Życie ostatnio było zbyt fajne, żeby kończyć je z przećpania, jak to miały w zwyczaju gwiazdy. Jednak powinien się chociaż wytłumaczyć, dlatego przyszedł tu dzisiaj.

Katy zostawiła ich w pokoju samych. Powiedziała, że idzie sobie kupić papierosy, ale Ian podejrzewał, że to Stardust kazał jej wyjść. Normalnie nie pokazałaby się ludziom bez makijażu i peruki. Stardust zaś siedział na kanapie w błyszczącym szlafroku, białe włosy spływały mu wzdłuż jednego boku. Ian też chciałby wyglądać tak olśniewająco, nie musząc przy tym nic robić. Dzisiaj spędził przed lustrem chyba z godzinę.

To co ci tam, Ian, ważnego wypadło? – spytał Stardust, siorbiąc przy tym kawę z filiżanki. Patrzył teraz na niego swoimi naturalnymi oczami. Robiło go to trochę bardziej przyziemnym, ludzkim. Ale tylko trochę.

Chińszczyzna – zaśmiał się Ian, drapiąc się przy tym po czerwonej czuprynie. – A tak na poważnie to… Ja muszę odmówić. Znaczy... zrezygnować z grania w twoich teledyskach.

Czemu niby? – spytał chłodno Stardust. – Co ci takiego wpadło do głowy? Myślałem, że byliśmy umówieni. Czy raczej powinienem spytać, kto ci nagadał jakiś głupot? Chociaż na to też znam odpowiedź. Wiesz, że to twoja szansa.

Ty też mi nagadałeś głupot. Przez ciebie prawie zrobiłem coś bardzo idiotycznego. David powiedział mi wczoraj, że nie powinienem fiksować się na przeszłości, bo jej się nie da zmienić. Powinno się z niej tylko wyciągać wnioski.

Miał dzisiaj podkoszulek na ramiączkach. Odwrócił dłonie, by pokazać Stardustowi swoje nadgarstki. Wciąż czuł wczorajsze pocałunki Davida na swoich bliznach. Poszli na chińszczyznę, a potem siedzieli na ławce w parku chyba ze trzy godziny. Wypłakał się jak dziecko, a potem leżał z głową na jego kolanach i razem patrzyli na gwiazdy.

To już nie ma znaczenia – powtórzył. – Czuję, że gdybym z tobą został, to stałbym się bardzo bogaty, bardzo sławny, ale to, te blizny, wciąż byłyby najważniejsze. Na płycie śpiewasz o tym, co było dwadzieścia lat temu. Zostałeś skrzywdzony, upokorzony, wyrzucony z domu. Rozumiem, że to było straszne. Przez to można chcieć się ciąć, można chcieć ćpać, tylko w końcu trzeba przestać i iść do przodu. A za kolejne porażki winić już siebie, otrzepać się i iść dalej. Tak sobie pomyślałem. Przepraszam.

Ten twój okularnik nagadał ci takich mądrych rzeczy? – prychnął muzyk.

Czuł się, jakby ten dzieciak dawał mu reprymendę albo próbował go pouczać. Jakim prawem szczyl, który jeszcze niedawno ciął się, bo przez inność wyzywali go rówieśnicy, podstawiali nogi na korytarzu, obijali jego piękną mordkę, a potem chcieli wcisnąć ją do kibla, teraz siedział przed nim i mówił mu, że go nie potrzebuje? Wszyscy ostatnio patrzą na niego z góry i próbują pouczać. Ten autodestruktywny ćpun, Santa Boy. Kryptogej, który boi się własnego ojca, ten chuj Martin. A teraz dzieciak, który jeszcze przed chwilą nienawidził całego świata, ze sobą na czele, a oślepia wszystkich swoim pedalskim blaskiem, bo dzieciak Martina na chwilę zainteresował się jego dupą. Stardust uśmiechnął się do siebie. Wysokie stężenie hormonów jednak niedługo opadnie i młody Stormare wróci na właściwą i łatwiejszą ścieżkę, tak jak zrobił to jego ojciec.

Wczoraj powiedział wiele rzeczy. Naprawdę się nagadał jak na niego. – Ian uśmiechnął się nieświadomy myśli muzyka. – Ale sam postanowiłem. Chcę zdobyć wszystko sam.

Tak da się tylko w bajkach. Żeby wzbić się na szczyt, nieważne, czy w biznesie, polityce czy showbiznesie musisz mieć pieniądze, znajomości, bogatego starego albo musisz obciągnąć naprawdę wiele fiutów. Albo musisz sprzedać swoją duszę i stać się „projektem”, kolejną w pełni wyreżyserowaną gwiazdką, która zgaśnie po paru singlach i wszyscy o niej zapomną.

To smutne, co mówisz. – Ian wstał z kanapy i nawet lekko się ukłonił. – Dlatego właśnie muszę iść, bo zawsze mówisz smutne rzeczy. Wiesz, mam twój plakat przyklejony nad łóżkiem. David go nienawidzi, ale ja go nie zdejmę. Dotarłeś do mojej duszy, tylko może on się teraz zmienia… Czy coś takiego.

Poczochrał się zawstydzony po świeżo przyciętych włosach. Stardust patrzył na niego zszokowany tym, jak głęboko ubodły go te słowa i ile w nich było racji. Przypomniał też sobie, że sam miał iść do fryzjera pofarbować odrosty.

Spoko, znajdę sobie jakieś bardziej nieszczęśliwego tęczowego chłopca do teledysków. No, zmiataj już.

No… to dzięki już. Będę trzymać kciuki, żebyś dobił na YouTubie do miliarda z single.

Musiałbym obniżyć loty do poziomy „Despacito”, czy jak temu tam było… Czyli otrzeć się brzuchem o najniższe piętro piekieł. Chyba już wiesz, że mam na to za dużo dumy.

Ian zaśmiał się i pomachał mu jeszcze na pożegnanie. Po chwili już go nie było.

 

Odleciał jak wolny, tęczowy ptaszek? – spytała Katy.

Ta, w stronę słońca. Byleby się nie spalił na popiół – odparł Stardust. O dziwo na jego ustach błądził uśmiech. – Wezmę prysznic. Zarezerwowałaś mi tego fryzjera?

Tak – odarła Katy, aż podniecona faktem, że jej szefowi wreszcie znów zachciało się żyć. – Ale ty i tak nie potrzebujesz rezerwacji. Obiad u rodziców jest o…

Piętnastej – dokończył. Zawsze był o piętnastej.

Powinien być wściekły, a czuł się jakoś lekko. Może on też ma jeszcze szansę, skoro tym łamagą się udało. Tylko Martina chciałby chociaż raz, na pożegnanie, trzasnąć w tą piękną gębę.

Humor nie pogorszył mu się nawet, gdy wracał od fryzjera do hotelu, żeby się przebrać przed obiadem u rodziców, i miał deja vu. Na ławce siedział Santa Boy i jego chłopak. Na szczęście najwyraźniej czekali na transport, bo przy ich nogach leżały dwie małe, podręczne torby. Wędrowali po Ameryce niczym nieobciążeni.

O, sekretareczko! – Santa Boy uśmiechnął się na jego widok, wężowato jak zwykle, ale ze szczerym rozbawieniem. – Czyżbyś ubrała dzisiaj stringi?

Sasza spojrzał na niego zdziwiony i pokręcił głową z rezygnacją. Nie wiedział, jaki był kontekst tego pytania i nie chciał wiedzieć. Santa Boy był mistrzem w wbijaniu szpil bardzo głęboko. Zapewne było to coś właśnie takiego.

Dorośnij – syknął Stardust, ale wyglądał na lekko skrępowanego. – Zachowuj się jak na zamężnego człowieka przystało, stary zgredzie.

Jestem świetnym mężem. Zaspokajam wszystkie potrzeby mojego małżonka. Oddałem mu mój majątek, mojego fiuta, a nawet moją duszę.

Tego ostatniego raczej nie posiadasz – wtrącił Sasza, który zdążył już się zaczerwienić.

Katy zachichotała i zerknęła na swojego szefa. Santa Boy ją peszył, bała się przy nim odezwać, bo miał taką strasznie przytłaczającą aurę. Był dupkiem, a przy tym był do bólu szczery. Mówił zawsze, co myślał, nie bacząc, jak zostanie odebrany i jaki efekt wywołają jego słowa. Czasami szczerość potrafiła naprawdę boleć, ale czasami pozwala wyciągnąć właściwe wnioski. Rodziła się w niej nadzieja, że tak właśnie stało się w przypadku Stardusta.

Santa Boy zmiął puste opakowanie po papierosach i rzucił nim w stronę kosza na śmieci. Kulka odbiła się od krawędzi i potoczyła po chodniku. Muzyk westchnął, ale wstał, by ją podnieść. Sasza z aprobatą poklepał go po kolanie, jakby chwalił psa za wykonanie sztuczki. Stardust śledził Santę wzrokiem. Doskonale pamiętał ich jedyny raz za sceną lata temu pozbawiony jakiejkolwiek czułości i to, co wydarzyło się między nimi niedawno w urzędzie. Ten człowiek tłamsił go samym swoim jestestwem. Jego niezbyt ładny, chuderlawy chłoptaś wyglądał przy nim jak zapałka i to jeszcze krótsza o głowę. To było przerażające i niezdrowo pociągające jednocześnie. Martin też miał taka aurę, jakby panował nad całym światem, mimo że całe życie mu się sypało. Nawet ten jego dzieciak. Wszyscy byli arogantami, ale w końcu zmiękli dla tego jednego.

Skąd się to brało? Jak zostać tym jedynym? Jak ujarzmić bestię? Chciałby wiedzieć. Co takiego miał ten chudzielec, czego on nie? – pomyślał, patrząc na Saszę.

Nieważne.

Naprawdę ci do twarzy – stwierdził nagle Santa. Zauważył jego nową fryzurę. Od początku chciał nawiązać do ich poprzedniej rozmowy.

Super, nie?! – podchwyciła Katy i poczochrała swojego szefa po czuprynie już nie srebrnej a blond z końcówkami przechodzącymi w błękit.

Ta białoczerwona była jednak ikoniczna – wtrącił Sasza. Postanowił spróbować być miłym.

Dzięki – odparł Stardust, mimowolnie sięgając do swoich włosów. Po wizycie u fryzjera zawsze miały taką miłą fakturę i zapach profesjonalnych kosmetyków niby drażniący, ale jednak pociągający. Z nowymi ubraniami też tak było. I z facetami. – W ogóle… Myślałem, że już pojechaliście dalej zaliczać stacje benzynowe Ameryki.

Wracamy do domu. Starej Saszy znudziło się pilnowanie Szczęściarza. Chce wrócić klepać ćpunów po pleckach.

Pracuje z uzależnionymi od alkoholu i narkotyków – wyjaśnił Sasza.

To doskonała teściowa dla ciebie, Marshall.

Nie biorę od dawna. I nie mów do mnie po imieniu – odparł zimno Santa Boy.

Jak zawsze słodziutki – prychnął Stardust, ale jednak zmienił temat. Ten człowiek kiedyś go przerażał, teraz miał jedynie ochotę uciec wzrokiem, gdy tylko stawali naprzeciwko siebie. – Pewne rzeczy się nie zmieniają. Wracacie do tej twojej ciemnej, zakurzonej klitki?

Nie na długo. Sasza chce przygarnąć kolejną ofiarę losu, a na trzy suki to jest za ciasne mieszkanie.

Santa Boy zaraz pożałował swoich słów, bo Sasza walnął go otwartą dłonią od dołu w podbródek. Mocno, bo muzyk skrzywił się i chwycił za szczękę. Jego zęby głośno zaklekotały.

Kurwa, ugryzłem się! I to do krwi – stwierdził po spojrzeniu na swoje palce, które wyciągnął z ust. – Patrz co mi zrobiłeś.

Sasza spojrzał i wzruszył ramionami. Poklepał go jednak w policzek, jakby chciał udobruchać psa.

Więc to jest ta cała przemoc w rodzinie? – parsknął Santa i pokręcił głową. Zaraz jednak się uśmiechnął, dając się głaskać.

Naprawdę złagodniał – pomyślał Stardust, obserwując scenkę. Jedni mówią, że miłość nie istnieje. Drudzy, że to tylko hormony. Trzeci, że tylko seksualny pociąg, któremu człowiek usilnie i niepotrzebnie próbuje nadać jakieś większe znaczenie. Przez długi czas próbował usilnie w to wierzyć, ale miłość musiała istnieć naprawdę i potrafiła czynić ludzi lepszymi. Albo ludzie dla niej sami chcieli stać się lepsi. I nawet z taką zdegenerowaną, nieszczęśliwą bestią sobie poradziła.

Może on też miał jeszcze szansę. Odkąd przybył na to zadupie łapał się na tej myśli coraz częściej, mimo że póki co spotkały go tu jedynie upokorzenia. Może po prostu potrzebował tego przysłowiowego policzka.

Taksówka przyjechała.

Sasza pomachał do kierowcy, który właśnie wysiadł z samochodu. Podniósł z chodnika małą torbę. Santa Boy zrobił to samo. Na pożegnanie poczochrał Stardusta po głowie, psując mu nową fryzurę.

I poszli – zaśmiała się Katy, gdy już zostali przed hotelem we dwójkę.

I niech nie wracają. Dobra, nieważne. Wezmę prysznic, przebiorę się i pójdziemy na katusze.

Przesadzasz.

Mam będzie ryczeć. Albo ze szczęścia albo z zawodu. Tak czy siak, łzy będą się lać.

***

Ubrał się zwyczajnie jak na jego standardy. Na początku myślał o garniturze, ale to byłaby przesada. Jakby nie szedł do rodziny tylko obcych ludzi. Tak naprawdę bał się bardzo. I to nie ojca, wobec niego nie miał żadnych nadziei. Ojciec był dla niego oschły, gdy Stardust był tylko Luisem, który wolał grać na gitarze w swoim pokoju, niż rzucać do kosza z nim i bratem. Bał się o mamę. Nie wytrzyma, jeśli stała się inna, niż to pamiętał. Na czarną bluzkę zarzucił więc szarą, nakrapianą marynarkę z broszką z łańcuszkiem na lewej piersi. Ubrał jedyne dżinsy, jakie miał, czarne i zwężane. Włosy związał w kucyk przy karku.

Katy też dzisiaj stonowała swój image. Nie było peruki ani makijażu, oprócz niebieskiej, zawiniętej kreski na górnej powiece i doklejanych rzęs. Proponowała, żeby poszedł sam, ale odmówił. Ktoś musi go popchnąć, jak już stanie przed progiem.

Kwiaty.

Co? – zdziwiła się Katy.

Nie podjechali taksówką pod dom rodziców Stardusta. Kierowca mógł go rozpoznać, więc nie chciał, żeby poznał adres jego rodziców. Jeśli wrzuciłby to do Internetu, mogliby na to trafić dziennikarze z plotkarskich szmatławców i portali. Szli więc teraz z Katy ulicą, wzdłuż której stały głównie sklepy, w większości sieciówki z jedzeniem i ubraniami. Rozejrzał się. Po drugiej stronie w witrynie starego, zaniedbanego sklepiku, którego ściany wydawały się płakać szarymi łzami o odmalowanie, dojrzał róże stojące w wazonach.

Bukiet? Dobry pomysł. Może jeszcze kupimy wino. Rodzice pijają? – spytał Katy.

Nie wiem. Kiedyś tak, teraz nie wiem.

Katy zmarkotniała i dała sobie mentalnego prztyczka. Weszli do sklepu. Drzwi przy tym zaskrzypiały. To nie była kwiaciarnia. Wazony z ciętymi kwiatami zajmowały sporą część podłogi, ale było tu pełno po prostu wszystkiego. Półki były zwalone używaną elektroniką, figurkami, obrazami i innymi bzdetami, które można było położyć na komodzie dla ozdoby. Był tu też alkohol, papierosy i zdrapki, a za ladą siedział znudzony życiem facet czytający gazetę i palący przy tym papierosa. Musiał więc być właścicielem, pracownik nie mógłby sobie na to pozwolić. Jego interes musiał iść naprawdę źle, sklep wymagał gruntownego remontu. Na widok Stardusta i Katy mężczyzna uniósł brwi, ale jego mina zaraz wróciła do wyrażania znudzenia życiem.

Co dla państwa? – spytał, gasząc jednocześnie w popielniczce papierosa. Wyglądał na naprawdę znudzonego.

Czy kwiaty można dostać tylko luzem? – spytała Katy. – Bardzo zależałoby nam na bukiecie.

Mogę zrobić bukiet. – Mężczyzna uśmiechnął się, widząc ich powątpiewające miny. Wyciągnął kilka wstążek i nożyczki spod lady. – Cudo na konkurs to nie będzie, ale trochę ogarniam.

Sorry.

Katy speszyła się, bo wyczuła w głosie mężczyzny sarkazm. Stardust za to nie poświęcił mu dłuższej chwili uwagi, którą skupił na butelkach wina stojących na półkach. Czegoś wytrawnego i drogie się nie spodziewał i miał rację, ale jego rodzice zapewne nie mieli obeznania w luksusowych trunkach. Mamie posmakować może coś słodkiego i delikatnego. Gust ojca nie miał dla niego znaczenia.

Wyszli ze sklepu z prostym, ale przyjemnym dla oka bukietem z białych i herbacianych róż oraz butelką wina. Po tym, gdy stał się sławny i zainteresowały się nim media, wyprowadzili się z miasta, sprzedając dom. Dotąd nie wiedzieli, że on go odkupił go od następnych właścicieli. Wrócili do rodzinnego miasta po kilkunastu latach. Widocznie tu im było najlepiej. Zostali sami, bo młodszy brat Luisa wyprowadził się zaraz po ukończeniu liceum. Stardust nie widział go od tamtego czasu. Nie żałował, bo nigdy nie byli blisko, za dużo ich różniło.  

Nie wiedział, czy powinien zapukać, czy zadzwonić. Czuł, jak pocą mu się dłonie. Wilgoć czuł także nad górną wargą, a przecież występował przed wielotysięcznymi tłumami, dawał wywiady, uprawiał seks z obcymi ludźmi. To, co miał zrobić teraz, było jednak trudniejsze. Zadzwonił. Katy stała z tyłu, przed schodami na ganek. Potajemnie trzymała kciuki w kieszeniach spódnicy. Otworzył mężczyzna po pięćdziesiątce. Ojciec wciąż miał posturę drwala, ale wyłysiał. Nie dostał od niego w zęby na powitanie, więc Stardust uznał to za sukces. Ponad jego ramieniem dojrzał w korytarzu mamę. Była wyraźnie zniecierpliwiona. Lekkie zmarszczki wokół ust tylko dodawały jej uroku. Pięknie się postarzała.

Wszyscy na chwilę zastygli, nie wiedząc co dalej zrobić. O dziwo to mama Stardusta pierwsza się otrząsnęła. Chwyciła swojego męża za ramię, odciągając go od drzwi.

Rusz się, stary pierdoło – prychnęła.

Rozłożyła szeroko ręce, niemal jak Chrystus na pomniku w Rio de Janeiro, a potem zacisnęła je z całej siły wokół swojego syna. Bukiet róż wypadł mu z dłoni i opadł lekko na podłogę. Ojciec od razu go podniósł. Kilka jasnych płatków porwał wiatr.

2 komentarze:

  1. Hej,Hej. Jak to mówią: "strach ma wielkie oczy". I tak też było u Stardusta . Początek spotkania z rodzicami rewelacyjny. Tylko szkoda ,że skończyłaś w takim momencie , teraz będę ciągle się zastanawiać co tam u nich na tym obiedzie się zadzieje. Szczerze mówiąc myślałam ,że jak weszli do tego sklepu to że to ten sprzedawca zawróci w głowie Stardustowi , a on nawet nie zwrócił na niego uwagi. Może właśnie przez to on nie znalazł swojej miłości życia tylko ciągle żył przeszłością ? Hmm? Najgorsze będzie jak zawsze to czekanie na następny rozdział. Życzę ci dużo dużo weny .pozdrawiam w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) No nie, miłość od pierwszego wejrzenia w jakimś spłukanym gościu to chyba nie w stylu Stardusta... Ale miłość potrafi zaskakiwać ;). Specjalizuję się w dramach, ale to spotkanie z rodzicami wyszło mi takie sweet, że aż sama się zdziwiłam.
      Dzięki za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń