poniedziałek, 31 maja 2021

EROS/SORE - ROZDZIAŁ 23 - On jest jak czarna dziura

 Miało być w sobotę, ale zepsuły mi się internety :( Na infolinii dostałam odpowiedź "będzie działać, jak naprawimy" 🤬

Miał na imię Jack. To jedyny dobry wybór, jakiego dokonała matka. Ogólnie mało tego „dobrego” w życiu trafiało do niego. Ostatnio jednak coś takiego się wydarzyło. Pisano o tym wszędzie – na Facebooku, Instagramie, Twitterze i innych tego typu bredniach. Był to też główny temat szkolnych plotek. Między ludźmi krążyły zdjęcia, na których David Stormare całował jakiegoś zbabionego typa. Tego, którego zawieszali za bójki z koszykarzami.

Jack nienawidził wielu rzeczy i wielu istot żywych, a jedną z tych na czele listy był David Stormare. Przez to, że był najmądrzejszy, wysoki, przystojny, nadziany i arogancki. Kiszki mu się skręcały do bólu, gdy na tym bladym nadgarstku zobaczył nowy markowy zegarek, a obserwował dokładnie. A najbardziej nienawidził łaski.

Liceum, do którego chodzili, było publiczne, ale miało naprawdę świetną renomę. Można było wybierać spośród tysiąca dobrze zorganizowanych i dofinansowanych zajęć pozaszkolnych, naukowych, czy sportowych. Do szkoły należał kryty basen, a trawa na boiskach do piłki nożnej i baseballu zawsze była gęsta, równa i zielona. Oczywiście było to zasługą rady rodziców, a że szkoła znajdowała się w bogatej dzielnicy, dobrowolne datki były duże. Niekiedy bardzo duże. Oczywiście, jak to wypada, założono również fundusz stypendialny dla wybitnych uczniów – laureatów konkursów i tym podobne. To była tylko przykrywa dla bogatych snobów, którzy chcieli połechtać swoje ego, rzucając ochłapy plebsowi. Kierownikiem funduszu od dwóch lat była matka bliźniaków Stormare. Jack spotkał ją parę razy w życiu, ale nigdy nie spojrzał jej w twarz. Nie mógł się przemóc z jakiegoś powodu. Zawsze więc patrzył na jej buty, a ona zawsze miała jasne, białe, szare, albo różowe szpilki. Żadna prawdziwa matka, która musi ciężko pracować na utrzymanie swoich dzieci, a potem jeszcze w domu, nie ma tyle siły, żeby nosić takie buty. I stopy prawdziwej matki są zbyt spuchnięte.

Stypendia dostawało tylko kilku najwybitniejszych uczniów z danego roku. Jednak dobre oceny to było za mało. Trzeba było jeszcze zapowiadać się na aktywnego obywatela, który przejmuje się losem świata, zielonością dżungli, czystością oceanów i tak dalej. Uczeń starający się o stypendium musiał napisać esej na wybrany temat. Jakieś pierdoły o ekologii, równouprawnieniu, tego czy jedzenie mięsa, jest etyczne i tak dalej. To była furtka dla tych snobów, żeby nie dawać kasy własnym dzieciom i by mogli być dumni z tego, że pomagają „zdolnym uczniom z ubogich rodzin”. Jack dostawał stypendium, a David Stormare nie, a przecież to on był najmądrzejszy. David po prostu nie pisał eseju. Bo mu się nie chciało.

Jack z nabożną czcią wydawał każdego dolara – na markowe buty, kurs rysunku i tym podobne. I nienawidził się za to. Nienawidził Davida Stormare i jego matki w białych szpilkach. Patrzyli na niego z góry. Chciał gardzić ich pieniędzmi, rzucić im nimi w twarz, ale zbyt bardzo ich potrzebował. To było upokarzające.

Dzisiaj z uśmiechem na twarzy, który rzadko mu towarzyszył, szedł pustym korytarzem do klasy, gdzie jego kółko miało zajęcia dodatkowe. Przygotowywali się do stanowego konkursu IT szkół średnich. Co roku był inny temat i inny język. Podawano tylko tyle przed zawodami. Tym razem miał być Python i uczenie maszynowe w klasyfikacji. Dzisiaj wraz z nauczycielem informatyki będą obmyślać strategię. Wszyscy za chwilę spotkają się w klasie. Członkiem koła był oczywiście David Stormare, który hobbystycznie klepał z jakimiś nerdami z neta te swoje żenujące, prymitywne strzelanki. Jack uśmiechnął się do siebie. Dzisiaj albo w ogóle nie przyjdzie, albo skuli się gdzieś z tyłu, tam gdzie zawsze było jego miejsce.

Jack przyszedł kwadrans wcześniej, więc jeszcze nikogo nie powinno być w klasie. Jednak ktoś już siedział w jednej z ławek i ze zblazowaną miną przeglądał Internet w telefonie z obgryzionym jabłkiem na obudowie. Na jego nadgarstku lśnił zegarek ze srebrną bransoletą, a na nosie okulary z pocienianymi szkłami i dwoma warstwami antyrefleksyjnymi. Nowe.

– Cześć, Jack. – David spojrzał w jego stronę, a potem wrócił do przeglądania czegoś w telefonie. – Wcześnie dziś jesteś.

Nic. Zupełnie nic się nie zmieniło. Stormare miał go w poważaniu tak jak zwykle. Co taki Jack o nim sądzi – to nawet nie było warte jego myśli. Był taki sam jak zawsze. Jakby nic się nie stało. Jack zacisnął pieści z całej siły. Dlaczego on zawsze wygrywa? – pomyślał z goryczą.

– Cześć. Tak jakoś wyszło – odparł.

Po chwili drzwi znów się otworzyły. Nie stanął w nich nauczyciel albo członek kółka. Jack otworzył szeroko oczy.

Ian w ogóle nie zwrócił uwagi na chłopaka siedzącego z tyłu klasy.

– Co tu robisz? – zdziwił się David. – Mówiłem, że to może długo potrwać. Jak się rozgadają, to może powstać z tysiąc linijek kodu.

– Chciałem jednak poczekać. – Ian uśmiechnął się. Włożył dłonie w kieszenie swoich czarnych dżinsów w poszarpanymi nogawkami. – Na swojego chłopaka.

Jack obserwował to zupełnie zszokowany. David odłożył telefon. Uśmiechał się.

– Jak chcesz, ale nie stój tak w drzwiach. – Skinął na Iana, by przyszedł do niego. To była miła niespodzianka. Chłopak wolał czekać na niego, nudząc się na korytarzu, niż iść do domu albo z Laurą na zakupy i papierosa. – Ale serio, to mogą być nawet dwie godziny.

Ian wszedł do klasy. David chwycił go za dłoń, gdy stał już przy biurku.

– Nie chcę słuchać o tych waszych nerdowskich sprawach.

Pussy miał nową fryzurę. Jak to się nazywa? – myślał Jack. Cieniowanie, pasemka? Obserwował ich zszokowany, a oni wydawali się zupełnie zapomnieć o jego obecności. David się uśmiechał. Dawał głaskać się po policzku. Szeptał coś do Iana i słuchał jego słów. Nagle wstał i wyszedł z klasy ciągniony za rękę. Jack został sam zupełnie przegrany.

Ian śmiał się, biegnąć pustym, szkolnym korytarzem. Trzymał za rękę zdezorientowanego Davida.

– A kto to w ogóle był? – spytał.

– Co? – zdziwił się David. – A, w klasie? Jack.

– Przyjaźnicie się?

– Hm? Jesteśmy razem w kółku. Jest miły.

Ian zaśmiał się na tę odpowiedź. Jego chłopak nie był przystosowany zbyt dobrze do życia w społeczeństwie. Czy raczej, nie obchodziło go, czego ono od niego oczekuje.

– Może przestać być taki miły.

– Czemu? – początkowo nie załapał David. – Ach, cóż. To już jego wybór.

Znowu się roześmiał. Zatrzymał się i wepchał Davida do łazienki. To była ta, w której wycierał mu kiedyś łzy. Jego dłonie zmięły bluzkę Iana, gdy odpowiadał na pocałunek. Mało mówił, ale nie przez nieśmiałość.

– Prawdziwy z ciebie samiec alfa, co nie? – zamruczał Iana, gdy dłonie Davida zawędrowały już do jego rozporka. – Jesteś nerdem, a posuwałeś więcej lasek niż większość gości z naszej budy.

– Nie mów tak o nich. I miałem tylko dwie dziewczyny. Właściwie jedną. Z jedną chodziłem.

– Właśnie. Większość tylko wali konia przed monitorem.

– Jezu, Ian. O co ci chodzi?

– O nic. No pracuj tymi rękami – polecił. Pogłaskał skonfundowanego Davida po policzku. Wyciągnął coś z kieszeni i pomachał mu tym przed nosem. – Masz.

– Po to czekałeś? Chciałeś mnie przelecieć w szkolnym kiblu? – spytał David, patrząc ponad okularami na błyszczącą saszetkę z prezerwatywą.

– Przesada? – spytał Ian.

Opierał się teraz o blat z umywalkami. Za sobą miał umazane lustro, a przed sobą. Spojrzał z głupim uśmiechem w dół. David jak już się uruchomił, to parł naprzód. Zdążył już dobrać się do jego rozporka i wydobyć co chciał na zewnątrz. Dopiero teraz krew wróciła mu do mózgu, a wraz z nią racjonalizm.

– Wiesz… Myślałem o tym samym. Zawszę o tym myślę, gdy stoimy obok siebie przy szafkach. Ale planowałem to dopiero na ostatni dzień szkoły. Wszyscy w tych śmiesznych czapkach zebraliby się na boisku, a cała szkoła zostałaby dla nas.

Ian zrobił wielkie oczy. On naprawdę musiał o tym myśleć. Kurwa, planował to. Mówił to teraz z takim spokojem.

– Jesteś zboczeńcem, David – zachichotał, zakrywając usta dłonią.

Nie miał pojęcia, czy jego chłopak robił to specjalnie, ale to naprawdę działało, gdy tymi doskonale czarnymi oczami patrzył na ciebie sponad szkieł okularów i się przy tym uśmiechał. Może dlatego, że zazwyczaj jego mimika była taka oszczędna.

– To twoja wina. Weź za to odpowiedzialność.

– Biorę.

– Dobrze.

Teraz to David chwycił go za rękę. Był przy tym znacznie bardziej brutalny. Po chwili znaleźli się w kabinie. Ian oparł się dłońmi o drzwi. Jego czoło stuknęło o zimną, plastikową powierzchnię.

– Ja wybrałbym bibliotekę. – Usłyszał za sobą, przy uchu.

Z jakiegoś Iana bardzo to rozśmieszyło. Jakoś tak, gdy byli razem, bardziej chciało mu się żyć.

– No tak, przecież z ciebie jest prawdziwy romantyk – odparł drwiącym głosem, chociaż wierzył w to, co mówił.

Uciszył się, gdy David rozsunął mu szerzej nogi kopnięciem w bok stopy. Uśmiechnął się do siebie, gdy usłyszał szelest saszetki. Włosy opadały mu na oczy. Już sam sięgnął do tyłu, by zsunąć sobie spodnie z bielizną. Czuł, jak napięte są jego ramiona i kręgosłup. Stał pochylony, opierając się głową odrzwi i dociskając do dłonie. To było głupie, co robili i w ten sposób ekscytujące. I przede wszystkim prostackie, wręcz zwierzęce. Nadal mieli na sobie ubrania, nie było żadnej gry, dłoni i ust przesuwających się mozolnie po skórze.

Czuł jego penisa muskającego jego uda i pośladki. Najpierw sztywnego i gorącego. Mógłby odtworzyć ścieżkę, jaką wykreślił na jego skórze. Potem trochę chłodniejszego, mniej przyjemnego i wilgotnego. Ta, paczka, która spoczywała u niego w pokoju ukryta najgłębiej, jak się dało, była naprawdę przydatna. Uśmiechnął się głupio do siebie. Szkoła jednak nie była taka zła. Zaś najlepsze wspomnienia z nią związane będzie miał z takiego miejsce.

– Biblioteka rzeczywiście mogłaby być lepsza – rzucił, ale zaraz już zabrakło mu słów.

– To… następnym… – David najpierw musiał znaleźć siłę na oddech, bo błogie uczucie wchodzenia w chłopaka przed sobą wypompowało z niego i jedno i drugie. – Razem… – dokończył. Już czuł się, jakby przebiegł sprintem sto metrów. Oparł czoło o plecy Iana.

Na ślepo odnalazł dłoń, którą Ian opierał się o ścinkę i splótł z nim palce.

David po wszystkim żałował, że nikt nie wszedł do łazienki. Małe były na to szanse, bo o tej godzinie w szkole było niemal pusto. Mógłby wtedy uciszyć chłopaka dłonią, poczuć jego zęby na placach. Z nerwów jego ciało stałoby się jeszcze gorętsze. Pomyślał o samochodzie. Tak, w środku nocy, gdzieś na pustkowiu.

Przyniósł Ianowi sok z automatu. Chłopak siedział na podłodze, śmiesznie wygięty, jakby nie mógł sobie znaleźć dobrej pozycji.

– Dzięki – powiedział, gdy David podał mu butelkę. Jakoś tak nie chciał być z dala od niego, więc pociągnął go za nogawkę dżinsów.

– Hm? – zdziwił się David, ale zaraz usiadł obok niego.

– Ominęło cię spotkanie twojego nerdowskiego kółka.

– I tak nikt pewnie nie powiedziałby czegoś, czego już nie wiem.

Ian parsknął pod nosem, a potem przewrócił oczami, bo pominie Davida było widać, że ten nie zdawał sobie sprawy z tego, że właśnie zaorał swoich kolegów z klubu. Do bólu prostolinijny. Ian oparł głowę o jego ramię. Chciałby komuś podziękować, że spotkał Davida na swojej pobrużdżonej drodze, tylko nie wiedział komu. Katechetka mówiła, że Bóg nie kocha pedałów.

– Ale chyba zostawiłeś plecak?

– Też prawda. Wtedy zupełnie o tym nie pomyślałem. Zawsze wpadasz jak wicher. – Zaśmiał się.

Po korytarzu, wzdłuż przeciwnej ściany szedł karaluch. David śledził go wzrokiem. Był paskudny, a jego życie wyglądało na nudne. Wychodził z dziury w ścianie przy automacie, gdzie pewnie gnieździła się cała gromada jego braci, szedł wzdłuż ściany, próbując się ukryć, w poszukiwaniu czegoś do jedzenia w koszu, a potem z powrotem wracał do dziury. I tak codziennie. David pomyślał, że tak wyglądałoby jego życie po ukończeniu szkoły, jeśli nie spotkałby Iana. Tylko dziura pewnie byłaby bardziej luksusowa. Uśmiechnął się do siebie. Na kolejną randkę powinien wymyślić jakiś lepszy tekst.

– Co chcesz robić wieczorem? – spytał.

– Ach. – Ian ożywił się. Już pustą, zgniecioną puszką rudził do kosza stojącego kilka metrów dalej. Oczywiście nie trafił. – Cholera. Powiem ci, tylko nie rób wywodów.

– Co? – David śledził wzrokiem chłopaka, który podreptał, aby podnieść puszkę. – Idziesz do Stardusta – domyślił się.

– Chcesz iść ze mną?

– To już by chyba podchodziło pod ograniczanie twojej swobody. Na to są paragrafy. Ojciec mi mówił. Ale utrzymuję to, co powiedziałem. On jest niebezpieczny. Czy bardziej, jest chory.

– Bez przesady – rzucił Ian. – Przechodzi ciężki okres. Każdy łapie doła co jakiś czas. Nic takiego nie zrobił.

David gryzł się z myślami. To nie była jego sprawa. Jego związek z Ianem trwał ledwie chwilę. Znacznie krócej niż zafascynowanie chłopaka tym muzykiem. Nie miał prawa ingerować w jego życie. Nie chciał też powiedzieć czegoś, co może zniechęcić do niego Iana.

– Twoja wola.

– To dopiero chujowo zabrzmiało. Jakbyś miał pretensje.

– Nie mam pretensji. – David zasępił się. Nie chciał o tym rozmawiać. Jezu, przed chwilą byli w zupełnie innym świecie, gdzie byli tylko oni. – Ale to nie znaczy, że nie mam zdania na pewne tematy. Jednak to nie jest moja sprawa.

– Trochę jest, jak już jesteś moim chłopakiem. David, to wcale nie będzie lepiej, jak będziesz dusił wszystko w sobie, żeby mi nie podpaść. Musimy się kiedyś pokłócić. Pewnie wtedy się dopiero poznamy.

David odchylił głowę, uderzając nią lekko o ścianę.

– Trudne to bycie chłopakiem – sapnął. – To mówię. Gadałem z nim raz i zrobił na mnie paskudne wrażenie. Gdy ty poszedłeś z tamtą dziewczyną, on albo próbował mnie poderwać albo chciał sobie ze mnie zadrwić. I nie wiem, czy robił to przez to, że jestem synem mojego ojca i chciał się na nim zemścić. Czy może przez to, że… Nie wiem. Patrzył na nas i był rozgoryczony tym, że jemu nie wyszło, gdy był w naszym wieku. W każdym razie… Już wiesz, że on nie przyjechał tu tylko i wyłącznie dla ciebie.

– No raczej – wtrącił się Ian.

Nie miał żalu do Stardusta. Wiedział, że spotkanie z nim było furtką. Potrzebował powodu, żeby wrócić do rodzinnego miasta. Ian był tą furtką, ale już nie był o to zły. Wybaczył mu to po ich ostatniej rozmowie, gdy widział go takiego zmizerniałego i smutnego.

– Tylko że… – David szukał właściwych słów. – Chyba inaczej widzimy proporcje.

– Mówisz, że sam w sobie nie jestem wart jego zainteresowania?

– Mówię, że jesteś wart zainteresowania każdego, ale on przyjechał tu po coś innego. Nie wiem po co, ale w jego oczach jest coś takiego… Aż mnie trochę obrzydza.

– Przesadzasz.

– Serio?

David tym krótkim pytaniem odnosił się do tego, co wydarzyło się między nimi po tym, jak wrócił od muzyka. Tylko że on nie rozumiał. Ian spojrzał na swój nadgarstek. Totalnie nie rozumiał.

– Nie…

– Nie mów mi, że nie rozumiem – wszedł mu w słowo. – Laura już mi to tłumaczyła. Postaram się zrozumieć, ale najpierw musisz mi powiedzieć. Czekałem, bo sądziłem, że to powinno wyjść od ciebie. Nie chciałem być nachalny, zrazić cię do siebie, ale nie jestem taki ślepy, jak sądzi moja siostra. I obserwuję cię znacznie dłużej, niż ci się to pewnie wydaje.  

Ian patrzył na niego ze zdziwieniem. Był wzburzony. Starał się kontrolować, ale mu nie wychodziło.

– Ale, kurwa – przeklął David. – Kiedy byłeś u niego ostatnio powiedziałeś mu to. Zdradziłeś mu, co się dręczy. Facetowi, którego ledwie poznałeś, a nie mnie. I jeszcze nagadał ci takich… takich bzdur, przez które chciałeś mnie rzucić. Bo jemu nie wyszło! I chuj z tym, że mu nie wyszło! I z tym, że to był mój ojciec. Prawie zrobiłeś wtedy coś głupiego, prawda? Widziałem to w twojej minie. Jeśli masz jakieś problemy, to powinieneś szukać rozwiązania u kogoś, kto nie może sobie poradzić z własnymi od dwudziestu lat. A to, że on jest nieszczęśliwy, nie czyni go automatycznie dobrym, niewinnym człowiekiem. Jego słowo nie jest zaś żadnym absolutem. Nawet niepełnosprawny może być mordercą. A wywalam teraz to wszystko z siebie, bo boję się, że on ci mnie zabierze. Że wciągnie cię w jakąś czarną dziurę. W jakąś otchłań. I co ja wtedy zrobię?! Bez ciebie…No to powiedziałem.

Wstał, ale nigdzie nie poszedł. Musiał wrócić do klasy po plecak, jednak tylko zacisnął dłonie i stał. Nie patrzył na Iana. Chyba się wstydził. On zaś był zszokowany. Dużo myślał o naturze ich dziwnego, niespodziewanego związku, który powstał za szybko, na kruchych fundamentach. Zastanawiał się, czy David był po prostu w jakiś sposób zafascynowany jego powierzchownością. Jego dziewczyna przecież też była taka kolorowa. Wyobrażał sobie, że David szybko się otrząśnie i da sobie w twarz. Z Ianem u boku znacznie nie komplikował sobie życie, a tego nie lubił. Ulegał jego zachciankom, ale w końcu uzna, że może przecież żyć normalnie. Wytykanie palcami naprawdę bolało, nawet jeśli cię nie dotykały. I nie dało się przez nie spać.

– Ty naprawdę się we mnie zakochałeś – rzucił oszołomiony.

– No.

I tyle. Ian podniósł się z podłogi. Chwycił Davida i znów pociągnął go za rękę. David miał spoconą dłoń.

– To chodźmy po twój plecak.

– A potem?

– Możemy iść na chińszczyznę. Nawet mi posmakowała.

6 komentarzy:

  1. Myślałam, że będzie coś o Jacku i Joshu i tak się ucieszyłam :(
    Muszę to rozchodzić i przeczytać jeszcze raz XD Przepraszam, ale dzięki za rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, że za zmyłkę :) Miałam mu dać inne imię, żeby się nie powtarzały, ale pomyślałam, że to tylko w książkach imiona się nie powtarzają. Ja znam wielu Jacka.
      A TEN Jack i Josh? - To raczej zamknięta księga ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Nie chcę się narzucać, ale marzy mi się akapit o tym jak Jack i Josh żyją razem przy granicy z Kanadą i mają własny warsztat samochodowy XD
      W każdym razie życzę weny i dziękuję za wszystkie odpowiedzi!

      Usuń
    3. Nooo... w lipcu mam urlop. Może coś naskrobię wtedy ;). Ale Kanada... Jack z siekierą i gołą klatą w sosnowym lesie rąbie drewno, aby im było ciepło w dębowym domku w czasie zimy :D

      Usuń
  2. Hej. Rozdział jak zawsze świetny. Chłopaki jak widać szaleją:) podoba mi się ich relacja. Dobrze ,że Ian sprowokował Davida do tego aby ten wyznał co mu leży na sercu. Teraz Ian już wie ,że David naprawdę go kocha. Jestem ciekawa jak to z nimi będzie . Życzę dużo weny pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, młodzi, to szaleją :D David zakochany, ale ktoś się za bardzo zakocha i staje się protekcjonalny to nie dobrze, szczególnie dla takiej wolnej duszy jak Ian ;)
      Dzięki za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń