sobota, 19 grudnia 2020

EROS/SORE - ROZDZIAŁ 17 - XanaX

 Wesołych Świąt :) Mimo wszystko

David spojrzał na swoją siostrę z miną wyrażającą dezaprobatę. Siedzieli na poduszkach przy stole w ich saloniku i jedli śniadanie. Przynajmniej David jadł. Laura bardziej zajęta była malowaniem paznokci u stóp. Jedną opierała właśnie o kant ławy i machała nad nią dłonią, żeby czerwony lakier szybciej wysechł.

Szybciej! Szybciej!

Zamierzasz dzisiaj iść w sandałach, czy co? – spytał David.

Nie, no co ty? Ale mam WF dzisiaj.

No tak – odmruknął, jakby rozumiał przejęcie siostry, która zaczęła dmuchać na swoje palce.

Raz przegrał z nią zakład i musiał wykonać dowolny rozkaz Laury. Spodziewał się odrabiania za nią lekcji albo sprzątania pokoju. Kazała jednak pomalować sobie paznokcie u stóp. Stwierdziła, że będzie w tym dobry, bo przecież spędzał godziny z mikroskopijnym pędzelkiem dopieszczając swoje modele czołgów i pociągów. I rzeczywiście był, chociaż nigdy nie zamierzał się tym chwalić. Laura za to chwaliła się przed koleżankami i oczywiście Ianem swoimi paznokciami z ornamentami w kształcie róż.

Kontakt fizyczny ze stopami siostry zapamiętał jako niezbyt przyjemny, inaczej niż w przypadku Iana. Chyba kiedyś zażartował, że David byłby dobry w malowaniu paznokci. Może podczas ich kolejnej randki w pokoju będzie miał okazję się przekonać. David uśmiechnął się na tą głupią myśl, co nie umknęło jego siostrze.

Gadałeś coś z Ianem od wczoraj? – spytała. – Jak tam jego rande vouz ze Stardustem. Pisałam do niego gdzieś o drugiej, ale nic nie odpisał.

Może dlatego, że normalni ludzie, którzy muszą rano wstać, już wtedy śpią – odparł David, choć wątpił, by Ian był wtedy w łóżku i spał z głową przyciśniętą do poduszki.

Nie pisał do niego od wczoraj, gdy rozstał się z nim pod hotelem. Był przekonany, że Ian zrobi to pierwszy, gdy tylko spotkanie się skończy, więc czekał, grając jednocześnie w internetowe szachy. Może dlatego przegrał, co rzadko mu się zdarzało. A potem jakoś po prostu zasnął.

No to zadzwoń do niego – poradziła Laura. – Chłopaku.

Prychnął na ten sugestywny ton siostry. Może tego nie okazywał, ale byli sobie bardzo bliscy. Cieszył się, że ma siostrę bliźniaczkę, bo nie musiał nic mówić, kiedy brakowało mu słów. Ona zawsze wiedziała.

Napisz SMSa – rzuciła, przewracając piwnymi oczami. – Więc spędzasz u niego noce, ale wstydzisz się zadzwonić? Ludzie to dziwne istoty.

To może zostań psychologiem, jak cię to tak fascynuje.

Miała rację. Nie lubił rozmawiać z ludźmi przez telefon. Było to dziwnie krępujące.

Może tak zrobię.

Napisał wiadomość.

 

Ojciec zostawił im Dodge’a i zwiększył limity na kartach. Wyprowadził się, ale dzwonił codziennie, pisał SMSy. Starał się przeprosić, chociaż nie miał za co zdaniem Laury. Nie ich dwójkę w każdym razie, dobrze się spisał jako ojciec. Może już odpuścić i zająć się sobą.

Musisz palić w samochodzie? – spytał David, gdy jechali do szkoły.

Najpierw mieli zahaczyć o dom Iana. Tak jak to sobie wczoraj zaplanował.

Tata zostawił popielniczkę – odparła Laura, byle coś powiedzieć. Zajęta była telefonem.

Tak, na pewno dla ciebie.

Zaparkowali pod domem Iana. David wyszedł z samochodu z markotną miną, bo nie udało mu się równolegle do krawężnika. Jeździł rzadko, ale to naprawdę źle wyglądało.

Wyrobisz się, jak będziesz jeździł na randki.

Dzięki.

Weszli po drewnianych schodach na ganek. David nacisnął dzwonek, usłyszeli dźwięk rozlegający się wewnątrz domu, ale nic się nie stało.

Jego mama o tej godzinie jest już w pracy – stwierdziła Laura. – Odpisał chociaż?

David spojrzał już któryś raz na ekran telefonu. Nie. Laura zapukała jeszcze, nie szczędząc siły, ale nikt im nie otworzył.

Chodźmy, bo się spóźnimy – zasugerował David.

Po chwili byli już z powrotem w samochodzie. Prowadząc myślał o tym, żeby nikogo nie przejechać i o tym, gdzie był Ian. Miał złe przeczucia. Jak tylko zaparkują pod szkołą, zadzwoni do niego.

Nie rób takiej miny. Przecież go nie zabił, ani nie przeleciał. – Uśmiechnęła się Laura.

Znowu czytała jego myśli.

Jak możesz być taka pewna?

To pierwsze, może przypadkiem. To drugie, bez szans. To nie taki typ.

Zastanawiał się chwilę, czy w ogóle chce o tym rozmawiać, ale zadał to pytanie:

A jaki?

Laura uniosła wyrównane brwi do góry.

Taki, który lubi być chwalony, lubi, kiedy uwaga jest skupiona na nim. Rozumiesz, o czym mówię?

Tak.

 

Rozstali się po wejściu przez główne drzwi szkoły. Laura, jak to sama powiedziała, poszła szukać swojego chłopaka – przyszłej gwiazdy NBA. David aż parsknął pod nosem, ale zaraz potem zbeształ się w myślach. Skoro jednak Laura tak o nim mówiła, Julius musiał mieć do takich rzeczy dużo dystansu. Może to nie było takie trudne, kiedy miało się za brata kapitana drużyny, za dziewczynę najładniejszą i najpewniejszą siebie laskę w szkole i tak gęstą sieć neuronów w mózgu, że wygrywało się stanowe konkursy z chemii. David, gdy szedł szkolnym korytarzem do swoje szafki, zatrzymał się na chwilę i obejrzał swoje odbicie w szklanych drzwiach. Przypomniał sobie to, co jeszcze Laura powiedziała w samochodzie. Nigdy nie miało to dla niego jakiegoś większego znaczenia, ale prawda była taka, że był jednym z kilku najwyższych chłopaków w szkole, był w pierwszej piątce, jeśli chodziło o oceny, a nie wkładał w to tyle trudu, co inni. Odrabiał prace domowe, uczył się przed testami i jakoś mu to zawsze wychodziło. Znał za to takich, którzy brali dodatkowe korki, ryli zawalając noce, byleby tylko z nim wygrać, a i tak w końcu im się nie udawało. Popatrzył na swój zegarek, który błyszczał w odbiciu. Ojciec był współwłaścicielem największej kancelarii przynajmniej w mieście, a matka miała miała sklep internetowy, który z roku na rok przynosił coraz większe zyski. Prawda była taka, że równie dobrze do końca życia mógł nie robić nic, chociaż nie zamierzał. Chciał iść na informatykę, a potem założyć jakiś start-up. Nie wiedział tylko jeszcze jaki.

No i miał Iana. Jak mu się to udało, było dla niego największą zagadką. Zawsze uważał, że to słodkie, gdy spotykali się przy szkolnych szafkach i Ian, zawsze jeżący się jak sznaucer i pierwszy do bójki, tracił język w gębie i zerkał na niego ukradkiem. Właśnie na niego. Dlaczego? Był przecież tylko nerdem. To pozostawało zagadką.

Laura powiedziała w samochodzie coś podobnego, zupełnie bez kontekstu. Że byli dziećmi słońca. Są zaś tacy, którzy wciąż czują potrzebę udowadniania swojej wartości, ponieważ sami nie są jej pewni, chociaż nie chcą tego przyznać przed sobą i przed innymi. Mówiła o Ianie i o tym smutnym człowieku, który nienawidził siebie do tego stopnia, że przemienił się hybrydę, która budziła dziwną fantazję, strach i odrazę jednocześnie.

Pogrążony w dziwnym myślach przegapił większość przerwy i wciąż stał przy swojej czerwonej szafce, gdy odezwał się dzwonek zapędzający uczniów do klas. Gdy zamknął szafkę i się odwrócił zauważył coś, czego się nie spodziewał.

Tommy? – rzucił, nie myśląc.

Nie znał go, ale Ian właśnie tak na niego mówił. Mały Tommy. Rzeczywiście był niski, ale też bardzo umięśniony i trzeba mu przyznać, przystojny, chociaż całkowicie nie w typie Davida.

Chciałeś czegoś? – spytał, patrząc na niego z góry.

Nie lubił go, chociaż go nie znał, ale miał powody.

Nie ma Pussy’ego? – spytał Tommy, trzymał przy tym dłonie w kieszeniach dżinsów. Wyglądał jednocześnie na wyluzowanego, pewnego siebie i w jakiś sposób skrępowanego.

Kogo? – zdziwił się David, unosząc przy tym brew.

No wiesz! – syknął chłopak, był wyraźnie poirytowany. – Jego!

Może jak użyjesz jego imienia, to będę w stanie pomóc. Albo jakiś opis chociaż. Coś takiego na przykład: ten chłopak, którego się czepiałem, przezywałem i biłem się z nim, bo nie mogłem poradzić sobie ze swoim własnymi problemami. Głównie z tym, że chyba zakochałem się w kapitanie mojej drużyny koszykarskiej. Może wtedy połapię się, o kogo chodzi.

Uśmiechnął się, patrząc na zagubioną minę tego osiłka. To było nawet przyjemnie uczucie tak sobie z kimś pogrywać. Może zacznie częściej praktykować.

Nie sądziłem, że taki jesteś. – Tommy uśmiechnął się krzywo, wyraźnie speszony. Wcisnął głębiej dłonie w kieszenie spodni. Odwrócił się na pięcie. – To… przeproś go ode mnie – rzucił na odchodnym.

Teraz David uniósł już dwie brwi. Ian będzie bardzo zaskoczony, gdy to usłyszy. Dzień zaczął się słabo, ale właśnie zaczynał się polepszać.

*** 

Obudził się w nieswoim łóżku. Nie była to też kanapa. W końcu razem ze Stardustem usnęli na jego szerokim łożu w hotelowym apartamencie. Nic nie zaszło. Żaden z nich by tego nie chciał. Poza tym gwiazdor wydawał się nie tylko pijany.

Ian przez długi czas słuchał oddechów Stardusta, samemu nie mogąc zasnąć. Nie mógł uwierzyć, że tutaj jest. Szkoda tylko, że nie mógł pochwalić się światu tym, co mu się przytrafiło. Ile dzieciaków marzyło, żeby chociaż dopchać się po koncercie swojego idola i dostać autograf? Po prostu szok.

W końcu zasnął, sam już nie wiedział, która była wtedy godzina. Obudził go budzik w telefonie. Szybko poderwał się, by go wyłączyć. Spojrzał na Stardusta. Na szczęście się nie obudził. Leżał na skraju łóżka zwinięty jak dziecko. Wciąż był w ubraniach wczoraj, ale bez makijażu. Pod oczami miał jakiś krem.

Ian ostrożnie wykaraskał się z łóżka i rozglądnął po pokoju. Był tu wielki telewizor, wazon z wczorajszymi kwiatami, które pewnie zostaną dzisiaj zmienione i walizki piosenkarza. Ubrania wciąż w nich leżały, wyglądały na zmięte. Ian myślał, że życie gwiazd jest bardziej poukładane. Że zawsze dbają o perfekcję. Tak to przynajmniej wyglądało na YouTubie.

Oglądnął się jeszcze raz za siebie, na Stardusta, a potem zaczął myszkować w walizkach, które same w sobie musiało kosztować kilka tysięcy dolców, jak nie więcej. Znalazł w niej to, czego się spodziewał. Znał tych projektantów, te limitowane edycje i te ceny. One przyprawiały ludzi o ciarki. Koszula z pawimi piórami do Dolce&Gabbany była po prostu obłędna. Materiał był zupełnie w inny w dotyku i a szwy niewidoczne. Uwielbiał tworzyć rzeczy własnymi rękami. Chciałby pokazać to szerszemu światu niż jedynie garstce ludzi z Internetu.

I pomyśleć, że Stardust był zahukanym dzieciakiem stąd, a sam doszedł do tego wszystkiego. Stał się gwiazdą, założył firmę fonograficzną i pewnie nie miał limitów na kartach, a wszystkie były platynowe. Ian też chciał taki być. Osiągnąć coś wielkiego własnymi rękami i udowodnić całemu światu, że jest coś warty.

Szczerze, wkurzył się, gdy David kupił mu prezent. To było takie protekcjonalne.

Nagle zadzwonił telefon. Nie jego komórka albo Stardusta, tylko telefon stacjonarny w salonie. Ian zdziwiony wszedł do pokoju. Zastanawiał się chwilę, czy powinien odebrać, ale telefon wciąż dzwonił. W końcu podniósł słuchawkę. Nim zdążył zapytać, o co chodzi, po drugiej stronie odezwała się kobieta. Pracownica hotelu miała pewnie obudzić Stardusta telefonem.

Dziś na śniadanie proponujemy…

Zaczęła nawijać bez zająknięcia, a Ian jedynie słuchał. Nie znał się na europejskiej kuchni, jego mama nawet do spaghetti dodawała parówki, więc mało rozumiał, ale wydawało się, że menu zostało ułożone według upodobań Stardusta.

Przepraszam – wtrącił. – Jestem kimś innym.

W takim razie każę dostarczyć dwa śniadania – powiedziała bez zająknięcia. – Życzą sobie panowie zarezerwować jakieś bilety lub coś innego?

Eee… Nie, dziękuję… chyba.

Rozpanoszyłeś się.

Ian obejrzał się za siebie na Stardusta, który już w szlafroku wszedł do salonu. Jego białe włosy był skołtunione, a oczy dziwnie zwyczajne, trochę szare, trochę piwne. Był szczupły, teraz było to dobrze widać. Nie była to jednak sylwetka człowieka, który o siebie dba, tylko człowieka, który zapomina zjeść. Albo nie czuje głodu.

Chcesz dzisiaj gdzieś iść? – spytał. Rozsiadł się na kanapie.

Do szkoły? – rzucił Ian, unosząc brew.

Stardust uśmiechnął się pod nosem.

Urocze. Czy chcesz iść gdzieś ze mną?

A gdzie jest to gdzieś? David sugerował, żebym nie przebywał z tobą sam na sam w ciasnych przestrzeniach.

To będziemy musieli zejść schodami – parsknął muzyk. – Do mojego rodzinnego domu.

Jasne! – rzucił bez zastanowienia Ian. – Ale ktoś tam mieszka? Rodzice czy coś?

Rodzice wyprowadzili się dawno, paparazzi nie dawali im spokoju. Kupiłem dom i za darmo oddałem gościowi, by jacyś nastoletni, psychopatyczni fani go nie zrujnowali.

Że niby ja? – Uśmiechnął się Ian. – Ja mam tylko twój plakat nad łóżkiem. Oglądasz mnie czerwonymi ślepiami, gdy śpię.

Tylko?

Nie tylko… – przyznał Ian, czując, że się rumieni. Dodał, sam nie wiedząc po co: – David się strasznie przez to wstydził.

Stardust pokiwał głową na to wyznanie. W tym samym momencie pojawił się boy ze śniadaniem. Kilka dań, od owsianki, przez racuchy, po jajka. Ian nie sądził, żeby Stardust zjadał to wszystko każdego dnia, pewnie skubał po trochę z każdego talerza. Był też aromatyczna kawa z pianką, mięta i świeży sok. Wszystko ładniejsze, bardziej symetryczne i bardziej wyraziste w porównaniu z domowymi śniadaniami.

Sam Ian jadł bardzo chętnie. Był głodny już wczoraj wieczorem. Zaśmiał się, gdy czerwone kosmyki wpadły mu do dżemu na gofrze.

Dziecko szczęścia z ciebie, co nie? – spytał Stardust, zerkając na niego. Siedział teraz z zaplecionymi nogami.

Ian wzruszył ramionami.

Może. Mama ledwo daję radę z ratami za dom, ojca nie widziałem chyba od dekady, jak jeszcze się mieściłem, to kilka razy próbowano mnie wepchnąć do szkolnej szafki. Ale nie narzekam. Życie.

Jest pasmem czegoś tam – dodał Stardust. Patrzył na nadgarstki Iana, gdy ten smarował rogalika czerwonym dżemem. – Nie powiedziałeś swojemu chłoptasiowi, prawda… I o tym też nie.

Musnął nadgarstek chłopaka, a ten odskoczył jak oparzony, upuszczając przy tym nóż, którzy z brzdękiem uderzył o panele.

To… – Zaczął niepewnie Ian, myśląc, co powinien zrobić. W końcu jednak odpowiedział: – Nie.

Stardust pokiwał głową. Blizny były bardzo jasne, podobnie skóra chłopaka. Prawie zupełnie się w nią wtapiały, ale jednak były.

Nie zauważył?

Chyba nie... To dobrze.

Okej – uciął muzyk. Nie pytał już o nic więcej. Napił się jeszcze kawy. – Zbierajmy się. Pożyczę ci jakieś ciuchy, ale nie zniszcz, bo twoja matka będzie musiała wziąć kolejny kredyt, żeby je odkupić.

 

Ian usiadł w łazience na wannie i schował głowę między dłońmi.

O kurwa… – jęknął. Spojrzał na swoje dawno zabliźnione nadgarstki. – O kurwa…

Sam nie wiedział dlaczego, ale łzy same leciały mu z oczu. Parzyły mu policki, gdy po nich ściekały. Dlaczego akurat teraz? Nie miał pojęcia.

Pussy – powiedział do siebie – nie możesz być taką cipą.

W łazienkowej szafce znalazł wszystko, czego potrzebował, aby się odświeżyć. Hotelowy zestaw zawierał wszystkie potrzebne kosmetyki, neutralne zapachowo, płciowo i antyalergiczne. Wszystkie w białych opakowaniach ze złotymi literami. Szczoteczka do zębów też była złota. Na półce pod lustrem leżały zaś kosmetyki Stardusta i pewnie jego menadżerki. Było też kilka opakowań z lekami.

Xanax? – przeczytał na głos.

6 komentarzy:

  1. Hej. Rozdział napisany świetnie,ale dla mnie za krótki . Szacun dla Davida za to że jest taki spokojny mnie by roznosiło. Pozdrawiam i czekam na więcej. W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że krótki :( Ale nie wyrabiam z życiem ostatnio. W Święta powinno być lepiej. No, David to taka bryła lodu, ale każdy w końcu pęka...
      Dzięki za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Wesołych świąt, dużo zdrówka i pełen wór prezentów pozdrawiam w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki i również życzę Szczęśliwych Świąt! I wór prezentów też, albo gotówkę :D

      Usuń
  3. Jednak bez dramy 😁 Fajnie bo zaczęłam nawet lubić tego Stardursta :) Musisz mu teraz odpowiedniego partnera stworzyć ❤️ Teraz, jak już trochę odpuścił, to ma szansę ułożyć sobie życie :) Kto wie, może Ian w jakiś sposób na tym skorzysta? 😁 David zachowuje spokój jak na razie, może to dlatego że rzeczywiście siostra ma rację - Stardurst to raczej nie uwodziciel tylko oczekujący uwodzenia. Ale tak czy inaczej, to nie fajne, że Ian się nie odzywa. Ciekawe też co spowodowało zmianę zachowania Tommiego? Czyżby ktoś odwzajemnił jego uczucia? 😁 Dziękuję bardzo za rozdział 🧡🧡🧡 Postaram się niedługo nadrobić resztę zaległości. I szczęśliwego nowego roku życzę 🥂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drama jeszcze będzie 😁 Spokojnie. Ktoś straci, ktoś skorzysta. Tak już w życiu zwykle jest :D No, Tommy, chyba dostał opierdziel od swojego już chłopaka, kapitana drużyny. I przemyślał swoje poczynania.
      Również życzę szczęśliwego 2021 r. Jest wreszcie śnieg, można na sankach pojeździć :)

      Usuń