niedziela, 22 listopada 2020

EROS/SORE - ROZDZIAŁ 16 - Rozmowy przy winie

         Więc tak to jest być ujeżdżanym… – rzucił David, poprawiając uścisk na szczupłych udach Iana, którego niósł na baranach.

Chłopak zaczął narzekać na swoje buty po przejściu może paru przecznic, które wyglądały super, ale były diabelsko niewygodne i tak to się skończyło.

Jaki żarcik, mój kujonie – pochwalił Ian i oplótł go mocniej ramionami. – Spoko, jeszcze będziesz miał szansę się przekonać, jak to jest naprawdę.

David parsknął pod nosem. Nie czuł zmęczenia, jedynie mocne perfumy swojego chłopaka, który wypięknił się, jak tylko mógł, przed kolejnym spotkaniem ze Stardustem. Wspólne wypady z ojcem na tenisa, czy basen, jednak nie były takie do końca bez sensu. Właściwie, to tego nieszczęsnego hotelu zostało im tylko kilkadziesiąt metrów. Najlepiej byłoby, gdyby Ian więcej nie spotkał się z tym człowiekiem, ale David uważał, że nie ma prawa mu czegokolwiek zabraniać, a nawet sugerować. Chłopak uważał to za wielką szansę dla siebie, może rzeczywiście tak było. Może Stardust był nieszkodliwy, a może ten jego lisi uśmieszek nie był tylko na pokaz. Nie umiał tego ocenić. Ian był jednak mądry i silny. Poradzi sobie, gdyby coś miało się wydarzyć. I wycofa się, jeśli uzna to za właściwe. Dlatego David nic nie powiedział o tej kasecie i sprawie z jego ojcem. To, czego ponoć dopuścił się Martin Stormare, nie było sprawą Iana.

No to hop! – Ian zsunął się z pleców swojego chłopaka i nałożył z powrotem botki, które dotąd trzymał w jednej ręce.

Miał na sobie zdobioną brokatowym haftem bluzkę, z wyciętym tyłem. Na plecach miał jedynie zawiązane sznurki. Czerwone jak wino włosy zaczesał do tyłu i zaplótł w króciutki warkoczyk. Bardzo wąskie, czarne spodnie ze złotymi paskami po bokach podkreślały jego zgrabne  nogi. Spędził tyle czasu gapiąc się we wnętrze swojej wypchanej po brzegi szafy, że nie miał czasu się wziąć kąpieli. Musiał mu wystarczyć prysznic. Nawet nie chciał zbyt długo się moczyć, bo może wtedy spłynęłoby z niego to przyjemne uczucie, które nadal mu towarzyszyło, a które zawdzięczał Davidowi.

I jak? – spytał, gdy już założył buty i oparł dłonie na biodrach, prezentując się w pełnej krasie.

Cudnie – zapewnił David i mówił szczerze. – Zrobię ci zdjęcia na tle tego wypasionego hotelu. Ma teraz fajne oświetlenie. Stań na tle tych niebieskich neonów.

Super pomysł! – ucieszył się Ian. – Wrzucę później na socjalki.

David zrobił mu parę zdjęć telefonem, a potem stanął przy nim na schodach i objął go ramieniem. Zrobił im kolejne, już wspólne.

I poszło – rzucił, bo umieścił je na swojej stronie. – Zaraz chyba się spóźnisz. Wielka gwiazda może być niezadowolona. To ja idę. Przyjadę jutro rano po ciebie Dodge’m starego.

Zaraz, zaraz! – Zatrzymał go skołowany Ian. – Zastanowiłeś się? Jeszcze możesz usunąć fotkę, zanim ktoś ją zobaczy. Nie będę zły, serio.

David pokręcił głową.

Co by był ze mnie za chłopak? – spytał. Laura w końcu dała radę, to i on musi, chociaż nie czuł się dobrze w centrum uwagi. – Po za tym, jakby co to mój chłopak obroni mnie, słabiaka, przed jakimś tam Tommy’m, czy coś?

Ian zamrugał zaskoczony. Zaraz jednak na jego usta wpłynął szeroki uśmiech. Zrobił zamach z zaciśniętą pięścią, jakby właśnie częstował kogoś sierpowym.

Pewnie! – potwierdził. – Klepać tych lamusów lubię prawie tak samo, jak chodzić z Laurą na lumpeksy.

Wiem. – Uśmiechnął się David. – To powodzenia!

Dzięki!

Więc jutro wejdą do budy razem, przez główne drzwi, a nie spotkają się dopiero przy szkolnych szafkach, pomyślał Ian, wspinając się po schodach w stronę hotelu. To było naprawdę miłe uczucie, gdy ktoś się dla ciebie starał, dbał o ciebie, a nawet się dla ciebie zmieniał.

Obsługa hotelu wiedziała, że ma dzisiaj spotkać się ze Stardustem. Znów pokierowali go do luksusowego apartamentu na ostatnim piętrze. Dziś czekał na niego jedynie Stardust. Katy nie było. Ian pomyślał, że to dziwne, była przecież jego prawą ręką, a ich spotkanie przynajmniej teoretycznie miało biznesowe podłoże. Stardust siedział na kanapie z kieliszkiem w ręku i wyglądał olśniewająco. Jego białe włosy były doskonale proste i gładkie, podobnie jak blada cera. Dziś miał błękitne soczewki. Cały był błękitny, zaczynając od luźnej marynarki, przez poszarpane, ale na pewno bajońskie drogie dżinsy, aż po trampki wysadzane jakimś kamieniami. Ian zastanawiał się, czy to były fałszywki, czy może jednak nie. Na szyi miał kilka ciasnych, złotych obręczy, te na pewno były prawdziwe. W uszach zaś proste kolczyki z diamentami. Makijaż musiał mu zająć przynajmniej godzinę, oceniał Ian.

Myślał, że skoro już się poznali, porozmawiali na niezobowiązujące tematy, to dzisiaj Stardust przywita go może nie w szlafroku, ale w czymś mniej wyszukanym, zaś on wyglądał, jakby miał zaraz pokazać się na czerwonym dywanie. Ianowi łącznie ze zwleknięciem się łóżka, na którym wylegiwał się z Davidem, prysznicem, ubraniem się i szybkim zakryciem kilku pryszczy, przygotowanie się do wyjścia zajęło jakieś półgodziny. No, może kwadrans więcej. Natomiast to, Ian obejrzał sobie jeszcze raz sylwetkę muzyka, musiało zająć całą wieczność. Czy bycie gwiazdą łączyło się z tym, że grać przez cały czas? Że już nigdy nie będzie się sobą? Czy może w końcu człowiek staje się tym, kogo sobie wymyślił?

Więc jednak przyszedłeś, Ian – rzucił Stardust i uśmiechnął się. – Siadaj, napij się.

Dzięki – odparł Ian i zajął fotel. Muzyk nalał mu do kieliszka czerwonego wina. – Dzisiaj bez bliźniaków? Myślałem, że ich zabierzesz. Czemu nie przyszli? Byłoby weselej.

Ian zasępił się. Co to miało znaczyć? – pomyślał. Że on nie jest dobrym towarzystwem. Stardust nie wyglądał na specjalnie lubującego się w interakcjach między ludzkich. Próbował takiego grać, ale mu nie wychodziło. Więc może chodziło mu konkretnie o któreś z bliźniąt. Na pewno nie była to Laura. David kłamał o tym, o czym rozmawiał z muzykiem poprzednio, gdy zostali w tym pokoju sami i teraz, pośrednio, gdy nie chciał iść z Ianem na kolejne spotkanie i nie podał konkretnego powodu. Wiedział to, ale nie był zły. Nie na Davida w każdym razie. Jeśli coś zaszło między tą dwójką, to nie on był tego inicjatorem.

Ja nie wystarczam? – spytał. Usiadł wygodniej na fotelu, zakładając nogę na nogę. Nie zamierzał się kulić, jeśli rzeczywiście o to chodziło. – Bo przecież to przeciwieństwa się przyciągają.

Widzę, że ci powiedział. – Stardust nie stracił rezonu. Zaczął jedynie obracać kieliszek w dłoni, jakby był jakimś szarlatanem i właśnie obserwował wyniki swojego knowania. – I jak wrażenia? Korzystasz, póki jeszcze możesz? – parsknął. Ruchem podbródka wskazał na szyję chłopaka. – Wiesz, łatwo rozpoznać, że ktoś niedawno uprawiał seks. Nawet po tym jak mówi, jak się porusza, jak układają się jego włosy. Jak błyszczy się jego skóra. W twoim przypadku, złoty chłopcze, dowody są bardziej oczywiste.

Tak, raczej nie o możliwości rozpoczęcia jego kariery pod skrzydłami Stardusta będą rozmawiać. Chciał dzięki tym teledyskom dać znać o swoim istnieniu w szerszym gronie, a potem iść w projektowanie ubrań gwiazd, artystycznych wizji teledysków i tak dalej. Byłoby super, gdyby udało mu się stworzyć własną markę ciuchów. Nie nadawał się na muzyka, to wiedział. Nie umiał przecież śpiewać, chociaż teraz nie było to konieczne, żeby zostać gwiazdą, wystarczy, że podrasują twoje wycie na komputerze i występowanie z playbackiem do końca życia. Ale nie można tak przecież oszukiwać ludzi. Przynajmniej Ian tak uważał.

Podziwiał Stardusta. Był jego gwiazdą. Kochał jego muzykę, jego styl. Śledził rozwój jego kariery, od tego nastolatka, który rozpaczliwie wysyłał do wszystkich wydawnictw nagraniowych swoje demo nagrane w piwnicy, aż po właściciela własnej firmy muzycznej. Imponował mu, nawet wtedy gdy go poznał i przekonał się, że Stardust to tylko kreacja, rodzaj maski. Pod spodem był zwykły człowiek nękany tym samym, co wszyscy inni. Ale to nie było jeszcze złe. Bo inni są po prostu sobą i nie mają tej drugiej, imponującej formy.

Tylko że… co z tego, że skórka jabłka jest rumiana i się błyszczy, jeśli środek jest zgniły. Pytał go o seks. Nastolatka.

Ja… chyba pójdę – rzucił i wstał. Zapomniał o tym, że trzyma kieliszek w dłoni. Pośpiesznie odłożył go na stół. – Tu od początku nie chodziło o mnie, prawda? Nie wiem, o co tu chodzi, ale… Powodzenia.

Stardust skrzywił się. Był już pijany. Rozgoryczony. I czuł się upokorzony. Patrzył na tego kolorowego ptaszka i czuł złość.

Nie powiedział ci, co? – rzucił głośno, by chłopak, który już był przy drzwiach się zatrzymał. – Że pieprzyłem się z jego ojcem? Tylko… dlaczego? Zrobił to dla ciebie, czy raczej dla siebie?

O czym ty pieprzysz, świrze? – jęknął Ian, nie mogąc dłużej tego znieść,  jednak odwracając się w jego stronę. – Co… mówisz o panie Stormare? Że teraz?

Teraz to bym najchętniej wyrwał tego fiuta razem z korzeniami. A je każdy facet ma w mózgu. Nie, jak miałem tyle lat co ty. Bardzo to lubił, pieprzył mnie, a potem pisaliśmy razem piosenki. Są na tym chujowym demie, które tak bardzo lubisz. I na jeszcze poprzednim. Tego się tak wstydzę, że razem ze mną słyszały je jedna osoba. Pieprzył się ze mną nawet wtedy, gdy wiedział, że ta suka jest w ciąży. Potem jednak zrobił to, co prawdziwy mężczyzna musi zrobić… stworzył rodzinę. Nowe, pieprzone pokolenie. Historia lubi się powtarzać, co?

Ian słuchał tego, ale słowa jakoś nie chciały łączyć się w logiczną całość w jego głowie. Myślał tylko „on nie kłamie”. Więc to przez to David się tak zachowywał po ostatnim spotkaniu w hotelu. Nic mu nie powiedział. Dlaczego? Stardust zadał przed chwilą to samo pytanie.

I to dlatego rodzice Davida i Laury się rozwodzą? – spytał jakoś tak mimowolnie.

Stardust spojrzał na chłopaka trochę mniej rozmazanym wzrokiem.

Rozwodzą się? – powtórzył. Zaraz jednak uśmiechnął się cierpko. – No pewnie… Martin, ty chuju.

Ian podszedł z powrotem do fotela. Zostawił na nim worek, w którym miał telefon i resztę pierdół bez których człowiek nie może się obyć. Zamiast jednak zabrać go i wyjść. Wyciągnął ze środka pudełko nawilżanych chusteczek. Podszedł do kanapy i podał jedną Stardustowi.

Rozmazałeś się.

Muzyk spojrzał na niego speszonym wzrokiem. W ogóle nie przypominał teraz tego gwiazdora z plakatu, którego David tak się wstydził. Nic nie powiedział, ale wziął chusteczkę. Ian zacisnął wargi, zastanawiając się, co powinien zrobić. Po krótkim namyśle z westchnieniem usiadł na drugim końcu kanapy, prosto i sztywno. Zaplótł ręce na kolanach i czekał. Nawet nie patrzył w jego stronę. Nie spodziewał się, że coś może dorównać poziomem odczuwanego skrępowania rozbieraniu się przed drugą osobą w intymnej sytuacji. A jednak.

Więc spotkanie ze mną było tylko wymówką, żeby tu przyjechać? – spytał rozgoryczony. – Nie fajnie tak się bawić kosztem naiwnych szczyli.

Stardust zerknął na niego kątem oka i westchnął.

Nie do końca – odparł. – Spodobałeś mi się, ty i paru innych. Pomyślałem jednak, że ty, ten kolorowy szczeniak z Internetu będzie najlepszy, bo byłeś stąd, tak jak ja. Myślałem, że kiedy przekroczysz te drzwi, zobaczę zwykłego, zahukanego dzieciaka, który te kolorowe piórka stroszy jedynie w sieci, bo na co dzień nie ma jaj. A otrzymałem… to.

Wskazał dłonią na Iana, na jego własnoręcznie uszyte ubranie, które aż raziło po oczach kolorem, czerwone włosy, kolczyki i makijaż.

I jeszcze przytargałeś ze sobą swojego chłopaka. Miałeś te śmieszne, krótkie szorty. Bachor Martina wgapiał się w ciebie jak w obrazek. Założyłeś nogę na nogę dumny jak paw. Cały czas trzymał dłoń na twoim udzie.

Zaczerwienił się. Zrobił na Starduście równie wielkie wrażenie, jakie on na nim. Zupełnie nieświadomie.

To aż takie dziwne? – spytał Ian. – Ubieram się tak, bo lubię. Ty chyba też?

Muzyk uśmiechnął się pod nosem i wychylił po kieliszki. Napełnił oba z powrotem winem.

W liceum nie miałem żadnego hobby, jakie mają zwykłe nastolatki. Właściwie cały czas po szkole spędzałem zamknięty w swoim pokoju. Nawet nie bardzo rozmawiałem z ludźmi z mojej klasy. Mieli mnie przez to za dziwaka, ale przynajmniej nie skapnęli się, że jestem pedałem… Bałem się, że poznają po głosie, albo że za długo będę patrzył na chłopaków. Mój brat był w drużynie koszykarskiej razem z Martinem. Zawsze, gdy oglądał mecze w telewizji, wołał „ciota” albo „pedał”, gdy ktoś źle zagrał. Śmiał się jak debil, a mnie chciało się płakać.

Laura na poprzednim spotkaniu w tym apartamencie rzucił do Davida, że ten nie rozumie „cierpienia bycia młodym pedałem”. On naprawdę nie rozumiał, bo odparł, że teraz czasy są inne. Tak, teraz jest jeszcze Internet. O nim dowiedzieli się dość szybko. Nawet nie próbował tego ukrywać. Zresztą, i tak był zbyt oczywisty. Kiedy go obrażali, to im odpyskowywał. Kiedy go bili, to oddawał. Kiedy zabrali mu ubrania z szatni sportowej, to wyszedł z niej w bieliźnie. Wolał zdechnąć, niż się poddać. To ich różniło. Potem wracał do domu i ryczał na kanapie, oglądając z mamą „Seks w wielkim mieście” i jedząc truskawkową galaretkę z proszku. Kiedy oferowała, że pójdzie do dyrektora, odpowiadał, żeby się nie wtrącała.

W przeciwieństwie do Davida, rozumiał, ale zupełnie inaczej sobie z tym radził.

A pan Stormare? – spytał, dolewając do opróżnionego kieliszka muzyka. Chyba chciał się wygadać i nie było lepszego kandydata na słuchacza niż on. – Byliście ze sobą?

Pan Stormare… Jak to brzmi. Co o nim myślisz?

Ja? – zdziwił się Ian. – Widziałem go parę razy, gdy byłem u Laury. Zawsze był miły, coś pożartował, nie tak, jak ich mama. Wydaje się takim typem luzaka, ale jednak ogarniającym ważne sprawy… Pracę, pieniądze, rodzinę. No i… – speszył się. – Jest przystojny. Bardzo.

Stardust zaśmiał się pod nosem i pokiwał głową. Zgadzał się z opinią, tylko tą ostatnią.

Zestarzał się jak wino. – Zaśmiał się i wziął kolejny łyk. – Ale gówno ogarnia. Kiedy dowiedział się, że ta suka, jego cheerleaderka, jest w ciąży, płakał w moim pokoju z głową na moich udach – „I co ja teraz zrobię, przecież ojciec mnie zabije?”. Ale może teraz się ogarnął, po osiemnastu latach.

Dzisiaj w restauracji znowu go zobaczył. Pieska Martina, zawsze wiernie podążającego za nim. Shane, chyba tak miał na imię. Kiedy się widziało, gdzie patrzeć, bo było się z tego samego gatunku, jego wieczna, nieodwzajemniona, bezsensowna miłość do kapitana drużyny koszykarskiej aż raziła po oczach. I w duchu Luis, obserwując na kolejnej imprezie brata, tego biednego, palącego w najciemniejszym kącie papierosa, biedaka, czuł dumę. Z tego, że zdobył to, co tamtemu się nie udało. Teraz, jeśli miał jeszcze jakąkolwiek dumę, to Martin swoim wypastowanym, dobranym do garnituru i zegarka butem wdeptał ją w ziemię.

Musiałem go śmieszyć – rzucił na głos. – Byłem wpatrzony w niego jak w ikonę, do czasu aż Martin postanowił się trochę „ogarnąć”. Po prostu pewnego czasu nie przyszedł, a potem jeszcze raz i jeszcze raz. I już nie wrócił, bez jednego słowa.

Ian patrzył na tego człowieka i zaczynał mu współczuć. Trudno uwierzyć, że ojciec Davida i Laury mógł zrobić coś takiego. Zawsze był wobec niego miły, nie wydawał się mieć żadnych uprzedzeń, jak chociażby jego żona. Nawet czasami żartował z Ianem.

Paskudnie. Gdyby David zrobił mu coś takiego, to chyba wyprułby mu flaki. Ale on to był on.

Stardust wstał, ale zachwiał się na nogach. Oparł się o zagłówek sofy. Piał znacznie dłużej i raczej nie tylko wino. Ian chwycił go pod ramię.

Może ci pomogę? – zaproponował. – Chyba musisz to odespać.

I tak już się wystarczająco upokorzyłem.

 

Ian postawił szklankę wody na komodzie przy łóżku. Popatrzył przez przeszklone okno na nocną panoramę miasta, a potem lezącego na zasłanym łóżku muzyka. Był już przebrany i bez makijażu. Wyglądał jak inny człowiek, taki zwyczajny.

To chyba już pójdę. Odeśpij to.

Nie rób takiej rozgoryczonej miny – rzucił muzyk jakby zły.

Co? – zdziwił się Ian. – Ja nie…

Dostaniesz tę pracę – zapewnił Stardust. – Więc uśmiechnij się tą swoją śliczną mordką.

Serio? – ucieszył się Ian, a na jego usta rzeczywiście wpłynął szeroki uśmiech. – Super!

O Jezu – jęknął na ten widok Stardust i zakrył teatralnie oczy dłonią. – Nie aż tak, bo nie pasujesz do zamysłu teledysków. Może poczekamy, aż ten twój żigolo się rzuci, to poczujesz klimat.

Rzuci? – Ian usiadł na skraju łóżka. – Dlaczego David miałby mnie rzucać? Jest prawdomówny i wie, na co się pisze. Ślepy nie jest. – Zaśmiał się i teatralnie założył nogę na nogę, jak mu to wypomniał wcześniej Stardust.

To mu się na pewno podoba – odparł muzyk. Zostawił już dla siebie fakt, że on też mu się podobał na ostatnim spotkaniu. – Ma dzieciak specyficzne gusta to fakt, ale on nawet nie jest gejem prawda? Podoba mu się ten kobiecy pierwiastek w tobie. No i jest tym drugim typem. Britney Spears śpiewała, że ludzie dzielą się na dwa typy – tych, którzy zabawiają i tych, którzy jedynie obserwują. W przeciwieństwie do ciebie, on jest tym drugim typem.

I co z tego?

Ty chcesz być na piedestale, chcesz, żeby wszyscy cię widzieli, obserwowali cię i wielbili. Chcesz sławy i rozgłosu. Myślisz, że on będzie chciał stać na piedestale obok ciebie? To tylko miły chłopak, który ma swój własny świat i nie chce, żeby ktoś się w niego wpierdalał.

Nie musi.

Jasne… – mruknął Stardust i ułożył głowę wygodniej na poduszce. – Byłby fajnie, gdyby to tak działało.

To, że tobie się nie udało, nie oznacza, że mnie też się nie uda – odparł twardo Ian.

Gdy chciał już iść, zaczęło lać z cebra. Ogromne krople uderzały głośne w przeszkloną ścianę pokoju jedna po drugiej, aż zasłaniając nocną panoramę miasta.

Fajnie – mruknął.

Stardust otworzył jedno oko i przeturlał się na skraj łóżka. Poklepał drugą połowę.

Zostań. Te kwaśne deszcze zniszczą ci te piękne szmatki, które zrobiłeś.

Teraz nawet Ianowi zabrakło języka w gębie.

Chyba nie…

Nic ci przecież nie zrobię. Masz jeszcze kanapę, jak się tak lękasz.

Ian spojrzał jeszcze raz przez okno. Ten deszcz go nie zabije. Rozejrzał się po sypialni. Stało tu kilka walizek od Louisa Vuittona. Jeśli same w sobie kosztowały fortunę, to co skrywały w środku? Chciał zobaczyć, może przymierzyć. I pogadać z gwiazdą Rocka, którą uwielbiał. Gdzieś teraz zniknęła, ale może wróci, gdy Luis Berry odeśpi ostanie dni.

Ale dasz mi się rano umalować? – spytał głupio.

A ja ci zaplotę warkoczyki do szkoły – odparł Stardust i znów mocniej wtulił głowę w poduszkę. – Tylko już zamknij się i spieprzaj albo się kładź.

No dobra.

***

David wstał w środku w nocy, żeby skorzystać z łazienki. Potem zszedł na parter domu, by napić się wody. Zaschło mu w gardle. Zdziwił się, gdy zobaczył z salonu zaświecone światło. Ojca przecież nie było, a Laura spała u siebie. Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy wszedł do kuchni i zobaczył przy stole swoją matkę. Siedziała przy stole i piła wino. Ze szklanki. To było jeszcze bardziej dziwne i do niej niepodobne.

Mamo?

Och… Musiałeś mnie taką zobaczyć? – jęknęła kobieta i wyciągnęła serwetkę z ozdobnego stojaczka i by wytrzeć się pod oczami. – David, idź spać. Jutro masz szkołę.

Mamo, dobrze się czujesz? Znaczy, wiem, że nie, ale…

Twój ojciec… wiedziałam od początku, że w końcu to zrobi. Myślałam, że doczeka chociaż do waszych studiów, ale… Nieważne. Nie kocha mnie, z tym jeszcze mogę się pogodzić. Ale mógłby mnie przynajmniej nie upokarzać mnie publicznie – wyrzuciła z siebie.

Upokarzać? – powtórzył David. Zakorkował butelkę i wylał zawartość szklanki do zlewu. – Mamo, chodź, zaprowadzę cię do łóżka.

Pomógł jej wrócić do sypialni. Czekał, aż wyjdzie z łazienki, chociaż wyganiała go do siebie. Nie widział jej wcześniej w takim stanie. Zawsze była ułożona i wydawała się mieć wszystko pod kontrolą.

Co znaczyło „upokarzać” – spytał, gdy leżała już w łóżku. – Ojciec ma romans?

Żeby tylko – mruknęła kobieta. – Idź już. Proszę cię, David.

Chłopak pokiwał głową. Wyszedł z sypialni i delikatnie zamknął drzwi. Wrócił na górę i obudził Laurę.

Mama płakała.

Dziwisz jej się – mruknęła dziewczyna, przecierając oczy i siadając na łóżku.

Ojciec ma kogoś? – spytał David.

Laura przewróciła oczami, słysząc szok w jego głosie. Trudno jednak było się dziwić. Jej brat przez rok nie zauważył baraniego spojrzenia Iana, więc tego tym bardziej nie.

Czasami święta spędzali w piątkę. Dołączał do nich kolega taty, który nie miał własnej rodziny. Resztę można było wywnioskować ze spojrzeń, jakimi Shane’a obdarzała matka, spojrzeń jakimi Shane obdarzał ojca, aż w końcu ze spojrzeń, jakimi ojciec obdarzał jego, gdy myślał, że nikt nie patrzy.


9 komentarzy:

  1. Najlepsze rozpoczęcie oddziału jakie kiedykolwiek czytałam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. No początek rozdziału poprostu rewelacyjny. Padłam jak przeczytałam dalej. Rozdział świetny aż mnie ciekawi jak dalej rozwiniesz ta sytuacje . Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział .w

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałam się, czy dawać na początek coś tak głupiego, ale widzę, że się podoba :D A dalej... będzie drama, tylko jeszcze nie zdecydowałam, jak wielka :D

      Usuń
    2. Hahaha. Jestem za ;) ostatnio za dużo przygnębiających rzeczy do koła więc takie wstawki są mile widziane ;)

      Usuń
  3. Nie bardzo mi się widzi, że Ian został na noc u Stardursta. Mam nadzieję że chociaż poszedł na tą kanapę... Z drugiej strony to miłe, że dał mu się wygadać - Stardurstowi było to potrzebne, może trochę odpuści jednak, bo to tylko jemu szkodzi. Nawet jakby w jakiś sposób udało mu się rozbić związek Iana i Davida, to jak długo będzie miał z tego radochę? I czy to w ogóle w jakiś sposób poruszy Martina? Nie sądzę. Ale też liczę na zdrowy rozsądek Iana i Davida oczywiście ;) w ogóle to ciekawe jak przyjmie romans ojca? Ale to takie prawdziwe, że faceci nie zauważają oczywistości 😁 Dziękuję za rozdział i serdecznie pozdrawiam 💚

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, jakby poszedł na kanapę, to by było nudno, he he ;D Z "oczywistościami" zgadzam się z doświadczenia. Dzięki za komentarz i pozdrawiam :*

      Usuń