Zostali
pokierowani do dwupokojowego apartamentu na ostatnim piętrze hotelu.
Gdy jechali windą, Ian zaczął się niespodziewanie denerwować.
Gapił się na swoje odbicie w lustrze, a przerażenie wypisane na
jego twarzy zwiększało się z każdym pokonanym piętrem.
– Spokojnie,
jesteś piękny. – Zaśmiała się Laura, sama jedynie poprawiła
bluzkę na biuście szybkim ruchem i mrugnęła do Iana. Zobaczył to
w odbiciu i zrobił to samo rozbawiony.
– No
właśnie – potwierdził David. Sam nie wydawał się przejmować
się tym, jak za chwilę zaprezentuje się gwieździe Rocka i mody.
Pierwsza
wysiadła Laura. David wykorzystał szansę, by klepnąć lekko Iana
w pośladek, tak dla dodania animuszu i własnej przyjemności.
Chłopak posłał mu rozbawione spojrzenie, ale nic nie powiedział,
bo stanęli już przed drzwiami z odpowiednim numerem.
– Pukać,
czy dzwonić? – spytał Ian. – Jestem prostym dzieciakiem w
bluzce ze szmaciarni, nie wiem, jak się po burżujsku prosi o
otwarcie drzwi.
Nie
mógł uwierzyć, że ten człowiek był po drugiej stronie i za
chwilę będzie mógł z nim porozmawiać. Uwielbiał go, a kolekcje
ubrań sygnowane jego nazwiskiem i kreacje z czerwonego dywanu, nawet
bardziej niż muzykę Stardusta. Chciał poznać jego sekret, jak to
wszystko osiągnął. Zaczynał przecież od zera, był zwykłym
dzieciakiem stąd. Ian chciał się dowiedzieć, co jest potrzebne do
wybicia się, co daje ci potrzebną do tego kreatywność i upór.
Miłość? Złość? A może człowiek się po prostu musi z tym
urodzić?
– Już
zaczynasz świrować – rzucił David rozbawiony tak nietypowym
zachowaniem jego chłopaka, który zawsze przecież parł do przodu,
nawet jeśli łączyło się to z przywaleniem w zęby. Sam
zadzwonił.
Po
kilkunastu sekundach otworzyła im kobieta. Chyba ta, z którą Ian
rozmawiał, umawiając się na spotkaniu. Wyglądała na sympatyczną.
Mocno umalowaną, w fioletowej peruce, ale sympatyczną.
– Hejka,
dzieciaki – przywitała się, zapraszając ich do środka bardzo
przestrzennego i nowoczesnego apartamentu. – Jestem Katy,
asystentka Luisa, znaczy się, Stardusta.
– Cześć
– przywitał się Ian. Był wyższy od niej więcej niż o głowę.
– Taka
chudziutka żyrafka z ciebie. – Zaśmiała się. – Na zdjęciach
nie było widać.
– To
źle? – zmartwił się chłopak, patrząc po sobie.
– Wręcz
przeciwnie. Masz świetne proporcje.
David
przewrócił oczami, słuchając tego. Rozejrzał się po pokoju. Sam
w sobie miał chyba z siedemdziesiąt metrów kwadratowych, a był
jeszcze drugi. No i ta całkowicie przeszklona ściana. Trzeba było
mieć dużo kasy, żeby sobie na coś takiego pozwolić.
– Usiądźcie.
– Katy wskazała na białą kanapę na środku wiejącego pustką
salonu. Była wygięta w półksiężyc. – Przyniosę wam coś do
picia. Stardust pewnie się jeszcze stroi.
– Dziękujemy
– odparła Laura.
Katy
podała im soki w wysokich szklankach z lodem, a potem zostawiła ich
samych. Poszła do drugiego pokoju, gdzie zapewne był Stardust.
– I
co sądzicie? – spytała dziewczyna konspiracyjnym szeptem,
rozglądając się po ścianach z jakimiś awangardowymi obrazami
pewnie sławnego malarza.
– Że
mogliby wybudować szkołę w Afryce za kasę, jaką wydali na ten
apartament? – zasugerował David.
– Po
co? Żadne bachory nie chcą się uczyć. Nieważne, czy w Afryce,
czy USA – prychnął Ian. Sam był niesamowicie podekscytowany.
Przecież miał plakat tego człowieka zawieszony nad łóżkiem, a
zaraz zobaczy go na żywo. – Musi być fajnie mieć tyle hajsu. Nie
wiem w sumie po co, ale musi być fajnie. Na szczęście mam swojego
Zuckerberga, tylko przystojniejszego.
Rozbawiony
spojrzał na siedzącego obok Davida i napił się swojego napoju
przez ekologiczną słomkę, bardzo sugestywnie.
– O
fuj – jęknęła Laura. – Nie przy mnie. Ja mam z nim wspólne
jakieś dziewięćdziesiąt dziewięć przecinek dziewięć dziewięć
dziewięć DNA.
– Jestem
otoczony przed idiotów – uznał David, który siedział między tą
dwójką. Uśmiechnął się jednak i położył dłoń na udzie Ian.
Miał
na nim takie przyjemnie, niewidoczne gołym okiem włoski. I był
spocony. Jak zwykle dużo paplał, ale naprawdę się stresował.
Wreszcie
drzwi do drugiego pokoju się otworzyły. Najpierw pojawiła się
Katy, a za nią Stardust. Był niższy od ich dwójki, ale równie
smukły jak Ian. David mocniej zacisnął palce na udzie chłopaka.
Ian był bajeczny, kolorowy i niepowtarzalny, ale przy tym człowieku
wydawał się być dopiero formą imago. Jeszcze nie osiągnął
swojej ostatecznej, idealnej formy. Inaczej było z tym mężczyzną.
Przyszedł
tutaj głównie dlatego, że kazał mu ojciec. Był też ciekawy, ale
bardziej tego, co wyniknie dla Iana z tego całego spotkania niż
samego człowieka, którego muzyki nawet za bardzo nie znał. Teraz
zaś na niego patrzył i nie mógł oderwać wzroku, jak pozostała
dwójka nastolatków. Podobno to symetria twarzy i ciała decyduje o
tym, czy człowiek wydaje się reszcie przystojny, piękny czy nie.
Jeśli to prawda, to Stardust musiał składać się z dwóch odbić
lustrzanych.
– Widzisz
– szepnął Ian, który był pod równie wielkim wrażeniem, do
Laury – on się nie boi używać białego korektora.
Stardust
usiadł w fotelu naprzeciwko nich i założył nogę na nogę. Miał
białe włosy ze srebrną nutą, ale nie był to jakiś kiczowaty
platynowy blond. Końcówki jego włosów były zaś pofarbowane na
krwistą czerwień, jego tęczówki miały taki sam kolor. Był
elficko blady, nawet jego wargi, a nierzucający się w oczy makijaż
wyostrzał jego kości policzkowe. Miał srebrny kolczyk w
przegrodzie nosowej i takie same w uszach, tylko zakończone małymi
diamentami. Ubraną miał męską marynarkę, ale w kolorze bladego
różu. Była zapięta na jeden guzik, pod spodem zaś nie miał już
nic. Człowiek jakoś tak automatycznie przekręcał głowę, żeby
dojrzeć jeszcze trochę tego nagiego ciała, to co kryje się już
pod materiałem, ale to było niemożliwe. Spodnie miał białe,
zwężane i z kantem, a na stopach srebrne trampki.
– Miło
mi was poznać – powiedział, uśmiechając się uprzejmie. –
Wybaczcie, ale Katy przygotowała tylko dwa tiramisu. Zaraz coś
domówimy.
– Co?
Ach, tak. To mój brat, David – wytłumaczyła pośpiesznie Laura.
– Powinniśmy najpierw zapytać…
Stardust
zaśmiał się, widząc to pocieszne zestresowanie. Przyjrzał się
chłopakowi w okularach. Więc to jest syn tego skurwiela, pomyślał.
Podobieństwo było uderzające, choć na pierwszy rzut oka nie tak
oczywiste. Dzieciak nie wyglądał na kogoś, kto lubi być w centrum
uwagi i odhacza w notesie kolejne laski, które udało mu się
wyrwać. Fizycznie jednak bardzo przypominał swojego ojca z czasów
liceum, tylko krył to pod okularami.
– Wiecie,
urodziłem się w tym mieście. Nawet znałem waszego ojca. Macie na
nazwisko Stormare, prawda?
– Tak
– odparła zaskoczona Laura. – Więc znałeś tatę? Chodziliście
do tego samego liceum? Tata chodził tam, gdzie my teraz. Słyszysz,
Ian, może jemy obiad przy tym samym stoliku albo coś?
– Wasz
tata był przyjacielem mojego brata, nie znaliśmy się zbyt dobrze,
kilka razy zmieniałem liceum – wytłumaczył muzyk. Tylko część
z tego była prawdą.
– Ale
jaja, co nie, David? – Zaśmiał się Ian, chwytając chłopaka za
nadgarstek i lekko podciągając mu przy tym mankiet. – Twój stary
znał kogoś, kto później stał się gwiazdą i nie miał o tym
pojęcia.
Stardust
wyłapał ten gest i uśmiechnął się już bardziej szczerze niż
dotąd, czyli znacznie brzydziej. Martin też miał słabość do
zegarków, nawet dostał jeden od niego na urodziny. Pewnie zapomniał
o nich obu, gdy tylko się ich pozbył. Na zdjęciu ten szczeniak z
odrostami na swojej burgundowej, malutkiej łepetynce siedział w tym
półprzeźroczystym, spływającym mu z nastoletniej, sprężystej,
niezdefektowanej przez czas skóry, kombinezonie. A sięgająca do
niej dłoń należała do syna Martina Stormare.
– Musi
być z was popularna parka – powiedział, znów z tym uprzejmym
uśmiechem na ustach, któremu pozwolił zniknąć jedynie na jedno
mrugnięcie okiem. – W tym roku będzie król i król szkolnego
balu?
– Szybko
nas rozgryzłeś. – Zaśmiał się Ian, aż lekko się przy tym
rumieniąc. – Na razie zero popularności. Świeża sprawa, ja
jeszcze dostałem zawieszenie… A David nie jest kimś, kto lubi być
w centrum uwagi, więc raczej zachowamy to dla siebie.
Katy
spojrzała ukradkiem na swojego szefa. Nie dawał tego po sobie
poznać, ale ona znała go zbyt dobrze. To spotkanie z Martinem
Stormare naprawdę się na nim odbiło. Właściwie, był jakiś
skwaśniały już od ślubu Santy Boy’a. Prawie, jakby miał kryzys
wieku średniego czy coś.
– Więc
tak wiele się nie zmieniło od moich czasów – rzucił Stardust,
chyba jednak bardziej do siebie niż do swoich gości. – Okej, to
może teraz o naszym projekcie. Katy?
– Jasne
– podchwyciła kobieta. Gdy wstawała kilkanaście bransoletek na
jej rękach zaklekotało metalicznie. Miała też niebotycznie
wysokie szpilki i chyba perukę. – To może zamówię troszkę
większy catering i pogadamy przy kawce, lodach i jeszcze czymś
fajnym, co?
Trochę
sacharydów i atmosfera zelżała. Dzieciaki opowiedziały trochę o
swoich sesjach zdjęciowych, projektach ubrań, cosplay’ów i tak
dalej. Katy najchętniej by się napiła czegoś z bąbelkami i
procentami. Znała go na tyle, że wiedziała, tylko patrząc na
niego. Stardust coś planował. Coś złego. Albo skłócenie tych
dwóch gołąbków dla własnej, chorej satysfakcji albo coś
gorszego. Coś, co da mu satysfakcję, jak chociażby pogrążenie
Martina Stormare.
– To
może teraz trochę o projekcie? – zasugerował Stardust, gdy sam
opróżnił swoją szklankę z dietetyczną kolą o smaku czereśni.
– Moja nowa płyta będzie czymś, do czego zrobienia nie mogłem
się przemóc przez wiele lat. To będzie moje „opus magnum”. Coś
w rodzaju spowiedzi.
Sięgnął
do kieszeni swojej marynarki i wyciągnął z niej zdjęcie. Było
zmięte i trochę wyblakłe, ale nie zniszczone. Po prostu miało
swoje lata, jednak Stardust musiał o nie dbać. Położył je na
stoliku przed nastolatkami.
– To
ty? – rzucił ze zdziwieniem Ian. – Zupełnie inna osoba.
– Prawda?
Na
zdjęciu był chłopak, taki przeciętny. Zwykły, szczupły szatynek
w t-shircie z logo Nirvany. Siedział przy biurku, na którym leżała
sterta zapisanych kartek. Na drugim planie stała oparta o ścianę
akustyczna gitara. Dzieciak uśmiechał się jakby nieśmiało, ale
wyglądał na naprawdę szczęśliwego.
To
zdjęcie zrobił mu Martin Stormare. Niedługo potem, chyba niecały
miesiąc, powiedział, że to koniec. Kilka dni później po liceum
rozniosła się plotka, że kapitan drużyny koszykarskiej
zbrzuchacił jakąś laskę. Jego brat przywlókł plotkę do domu.
Cieszył się, bo oznaczało to, że przestanie być wice kapitanem.
– To
ma być płyta o tym, co sprawiło, że ten śmieszny, przestraszony
i wstydzący się siebie dzieciak, swojej wrażliwości,
seksualności… zmienił się w to – powiedział, wskazując
gestem dłoni na swoją kosmiczną postać. – To nawet lepiej, że
jesteś gejem, Ian. Powinieneś zrozumieć.
– Tak,
rozumiem – odparł natychmiast Ian, wciąż przyglądając się
chłopakowi na fotografii. – Jasne, że rozumiem.
– Co
takiego niby? – spytał David, nie wyczuwając najwyraźniej
atmosfery i nie słysząc słów między wierszami.
Laura
przewróciła oczami, zupełnie jak miał to w zwyczaju Ian i
uśmiechnęła się do brata.
– No
bólu bycia nastoletnim pedałem – prychnęła. – Czasami jesteś
taki nieogarnięty.
– Tym
bardziej nie rozumiem – odparł David. Spojrzał z powątpiewaniem
na Iana. – Dwadzieścia lat temu były zupełnie inne czasy, inne
normy kulturalne. Raczej nie doświadczyłeś tego samego, co pan
Stardust…
– Bez
tego „pan” – wtrącił się szybko muzyk, ale nie zamierzał
przerywać. Obrócił szklankę w dłoni, obserwując tę dwójkę z
subtelnym uśmiechem. Robiło się ciekawie.
– Wiem,
że zależy ci na tym projekcie, Ian, ale…
– Ale
co? – syknął chłopak. Nie chciał odgrywać jakieś taniego
teatrzyku przed swoim idolem, ale to, co usłyszał, go rozsierdziło.
– Co ty akurat możesz o tym wiedzieć? I, kuźwa, sam ostatnio
byłeś świadkiem, że chyba nie tak wiele się zmieniło.
David
wiedział, że powinien się po prostu zamknąć, bo bardzo możliwe,
że zaprzepaszczał szanse swojego chłopaka na rozpoczęcie kariery,
o której marzył, ale bardzo nie lubił kłamstwa, nawet jeśli było
to tylko lekki naginanie prawdy, żeby osiągnąć to, czego się
pragnie. Wiele rzeczy mógł ścierpieć, ale akurat tego nie. Ten
dzieciak na zdjęciu uśmiechał się, ale jego oczy już nie. Ian
zaś wyglądał jak kolorowy motylek, ale stąpał twardo po ziemi,
jakby nosił glany. Do szkoły zawsze wchodził głównym wejściem i
rozpychał się łokciami wśród tłumu.
– W
naszej szkole jest kilka tysięcy uczniów, więc pewnie przynajmniej
setka z nich nie jest hetero, ale rozpoznawany jesteś ty i parę
innych osób, które chcą być rozpoznawane albo przynajmniej ich
zachowanie to sugeruje.
– Bo
inni są tchórzami i się kryją! Chociażby ten pieprzony Thomas,
który ostatnio mi przyjebał, gdy zasugerowałem, że lubi fiuty, co
później okazało się prawdą!
– Każdy
kij ma dwa końce. Jakbyś nie dawał mu się za każdym razem
sprowokować, to by odpuścił i przestał się ciebie czepiać. I w
sumie…
David
urwał. Resztę postanowił zachować dla siebie. Spojrzał
przepraszająco na Stardusta i jego asystentkę. Poprawił okulary.
– W
sumie co? – spytał chłodno Ian.
Nie
spodziewał się usłyszeć czegoś takiego od Davida. Ten od zawsze
wydawał mu się wyrozumiały i dziwnie empatyczny, przy jednocześnie
tak chłodnym, zdystansowanym charakterze na pierwszy rzut oka. To
właśnie mu się w nim podobało.
David
westchnął, dobrze wiedząc, że sporo sobie nagrabi, ale on też
był uparty.
– W
sumie, to go rozumiem – dokończył. – Jest sportowcem, członkiem
szkolnego zespołu. To hermetyczne środowisko. Dobrze gra w kosza i
to się liczy. Jego prywatne życie to inna sprawa, nie musi się
każdemu nim chwalić.
Laura
rzuciła porozumiewawcze spojrzenie asystentce Stardusta. Kobieta
odchrząknęła i wstała ze swojego miejsca.
– Nie
róbmy telenoweli. Zajmijmy się czymś ambitniejszym – rzuciła z
uśmiechem. – Każda para potrzebuje czasu, żeby się dotrzeć.
Nie martwcie się. Sama coś o tym wiem!
– Rzeczywiście
masz doświadczenie, bo ci notorycznie nie wychodzi to „docieranie”
– wtrącił uszczypliwie Stardust, chociaż jemu też to nie
wychodziło. – Co więc proponujesz?
– Ten ogród z tyłu hotelu jest fajnie oświetlony. Może zrobimy kilka
próbnych zdjęć? Zobaczymy, czy kamera kocha naszego Iana, chociaż
sądzę, że tak i to bardzo. A potem prześpimy się z tym wszystkim
i jutro już ze świeżymi głowami spotkamy się znowu. Co wy na to?
Ian
kiwnął głową, nie mając nawet odwagi spojrzeć na Stardusta.
Wygłupił się przed nim i zachował jak dzieciak. Zawstydził sam
siebie. Miał żal do Davida.
– Zróbmy
tak – zgodził się Stardust. – Może na chwilę rozdzielimy
nasze papużki, żeby ochłonęły. Ian, Laura, idźcie z Katy, a my
z Davidem poczekamy tu na was. Może być?
– Jasne!
– zgodził się ochoczo Ian. Był na nowo podekscytowany.
– No
dobrze, dzieciaki. To wezmę tylko sprzęt, poprawię perukę. –
Zaśmiała się Katy. – I możemy iść.
***
Zostali
sami. Chłopak nie wyglądał na speszonego. Mówił, co myślał i
nie zamierzał się tego wstydzić. Miał twardy charakter, chociaż
nie robił takiego wrażenie na pierwszy rzut oka. Zupełnie
odwrotnie niż jego ojciec. Ten miał zawsze dużo do powiedzenia,
ale to były puste słowa. Był tchórzem. Bał się tego, co pomyślą
o nim ludzie, jeśli nie spełni ich oczekiwań. Jeśli nie będzie
doskonałym Martinem Stormare.
– Dlaczego
taki chłopak? – spytał Stardust. Znów siedział z nogą założoną
na nogę, rozparty wygodnie na fotelu.
David
wzruszył lekko ramionami.
– Nie
wiem, trudno to tak po prostu zdefiniować. Bo zawsze prze do przodu,
bo wstydzi się okazać słabość, ale gdy już to zrobi, jest przy
tym taki niewinny. Bo dużo gada, a ja gadam mało. Zadaje dużo
pytań i zmusza mnie, żebym na nie odpowiadał. I jest… –
Spojrzał na mężczyznę przed sobą i uśmiechnął się do niego
sugestywnie. – Piękny.
Byli
zupełnie inni, ale uśmiechali się zupełnie tak samo, tylko wzrok
tego chłopaka był nieustępliwy. Ojciec i syn. Stardust poczuł się
jak wtedy, przed ślubem Santy Boy’a, gdy rockman przyszpilił go
do ściany, nawet go przy tym nie dotykając. Mieli taki sam
nieustępliwy wzrok, którego nigdy nie odwracali, zupełnie jakby
byli panami świata albo mieli go całkowicie w dupie. I mogli cię
przed nim ochronić.
Rozwydrzony
szczyl w tych śmiesznych, krótkich gatkach miał naprawdę
szczęście, chociaż jeszcze tego nie rozumiał i nie potrafił
docenić. On by potrafił.
Stardust
uśmiechnął się, patrząc swoimi czerwonymi oczami wprost na
Davida. Sięgnął dłonią do swojej szyi, przesunął nią
nieśpiesznie po swoim nagim torsie, sięgając w końcu do guzika
marynarki. Czarne oczy zachłannie śledziły jego ruchy. W końcu to
tylko dzieciak.
O nie, nie! NIE! Niech tylko David nie da się uwieść! Ian jest taki słodki, ale nie sądzę żeby pod podniósł się takim ciosie :(
OdpowiedzUsuńStardust to straszna menda...
Oby zdjęcia wyszły ładnie i niech Laura ich stopuje ;)
Pozdrawiam i jak zawsze dużo weny
MaWi
Tak ostro, że menda od razu? Ani trochę współczucia dla biednego Stardusta?
UsuńJak zwykle dzięki za komentarz i pozdrawiam!
Hmm, mam nadzieję że ta kłótnia nie będzie miała jakichś dalszych konsekwencji. Stardurst to podstepny człowiek... I jeszcze teraz to uwodzenie... Ale powiem szczerze, że nie bardzo wierzę że Dawid da się na to złapać. Każdy by patrzył, ale jemu zależy na Ianie - przynajmniej do tej pory tak to odbierałam :) No a jeśli chodzi o Iana to chłopak lubi pewne sprawy wyolbrzymiać, i wszystko bierze bardzo do siebie. Ale być może właśnie z Davidem ma szansę zmienić nieco swoje podejście do życia. To takie dwa przeciwieństwa - i to się wyrownuje. Dawid tonuje Iana, a Ian wprowadza kolor i emocje do życia Dawida 😍 Bardzo dziękuję za rozdział 💜 Buziaki 😘
OdpowiedzUsuńHmm, Stardust może się baaardzo postarać, a David to tylko nastolatek, chociaż roztropny... Ale te hormony i tak dalej... ;D Okaże się, czy ma silniejszy charakter niż ojciec e jego wieku.
UsuńDzięki za komentarz i pozdrawiam!
A mi jest naprawdę żal Stardusta, może i to odrzucenie z młodości zwiększyło jego kreatywność i przyczyniło się do osiągnięcia sukcesu, ale za to w pewnym sensie również zniszczyło jego wrażliwą część. Na pewno to, że jego pierwsza miłosć potraktowała go tak chłodno miało duży wpływ na to jak cynicznym człowiekiem się stał. Nie dziwię się jego chęci zemsty, a nawet mu kibicuję. Już tak mam że najbardziej lubie te czarne charaktery.
OdpowiedzUsuńA Dawid mnie zirytował w sumie jego siostra też, co to znaczy że Ian się stawia. Gdyby się nie stawiał byłoby tylko gorzej. Szczerze to uważam, że dobrze robi starajać się być złośliwy dla swoich prześladowcóc i odpłacać pięknym za nadobne
Hm... Ciekawe spojrzenie, muszę powiedzieć :D Szczególnie a propos Iana. Rodzeństwo mówi mu to, co "powinno się powiedzieć" w takiej sytuacji. No ale ja to bym chciała mieć tyle odwagi w wieku Iana, żeby się postawić. Jednak tak nie było xd Pozdrawiam!
Usuń