piątek, 10 lipca 2020

EROS/SORE - ROZDZIAŁ 12 - Rozwydrzony, farbowany szczyl


Zostali pokierowani do dwupokojowego apartamentu na ostatnim piętrze hotelu. Gdy jechali windą, Ian zaczął się niespodziewanie denerwować. Gapił się na swoje odbicie w lustrze, a przerażenie wypisane na jego twarzy zwiększało się z każdym pokonanym piętrem.


– Spokojnie, jesteś piękny. – Zaśmiała się Laura, sama jedynie poprawiła bluzkę na biuście szybkim ruchem i mrugnęła do Iana. Zobaczył to w odbiciu i zrobił to samo rozbawiony.
– No właśnie – potwierdził David. Sam nie wydawał się przejmować się tym, jak za chwilę zaprezentuje się gwieździe Rocka i mody.
Pierwsza wysiadła Laura. David wykorzystał szansę, by klepnąć lekko Iana w pośladek, tak dla dodania animuszu i własnej przyjemności. Chłopak posłał mu rozbawione spojrzenie, ale nic nie powiedział, bo stanęli już przed drzwiami z odpowiednim numerem.
– Pukać, czy dzwonić? – spytał Ian. – Jestem prostym dzieciakiem w bluzce ze szmaciarni, nie wiem, jak się po burżujsku prosi o otwarcie drzwi.
Nie mógł uwierzyć, że ten człowiek był po drugiej stronie i za chwilę będzie mógł z nim porozmawiać. Uwielbiał go, a kolekcje ubrań sygnowane jego nazwiskiem i kreacje z czerwonego dywanu, nawet bardziej niż muzykę Stardusta. Chciał poznać jego sekret, jak to wszystko osiągnął. Zaczynał przecież od zera, był zwykłym dzieciakiem stąd. Ian chciał się dowiedzieć, co jest potrzebne do wybicia się, co daje ci potrzebną do tego kreatywność i upór. Miłość? Złość? A może człowiek się po prostu musi z tym urodzić?
– Już zaczynasz świrować – rzucił David rozbawiony tak nietypowym zachowaniem jego chłopaka, który zawsze przecież parł do przodu, nawet jeśli łączyło się to z przywaleniem w zęby. Sam zadzwonił.
Po kilkunastu sekundach otworzyła im kobieta. Chyba ta, z którą Ian rozmawiał, umawiając się na spotkaniu. Wyglądała na sympatyczną. Mocno umalowaną, w fioletowej peruce, ale sympatyczną.
– Hejka, dzieciaki – przywitała się, zapraszając ich do środka bardzo przestrzennego i nowoczesnego apartamentu. – Jestem Katy, asystentka Luisa, znaczy się, Stardusta.
– Cześć – przywitał się Ian. Był wyższy od niej więcej niż o głowę.
– Taka chudziutka żyrafka z ciebie. – Zaśmiała się. – Na zdjęciach nie było widać.
– To źle? – zmartwił się chłopak, patrząc po sobie.
– Wręcz przeciwnie. Masz świetne proporcje.
David przewrócił oczami, słuchając tego. Rozejrzał się po pokoju. Sam w sobie miał chyba z siedemdziesiąt metrów kwadratowych, a był jeszcze drugi. No i ta całkowicie przeszklona ściana. Trzeba było mieć dużo kasy, żeby sobie na coś takiego pozwolić.
– Usiądźcie. – Katy wskazała na białą kanapę na środku wiejącego pustką salonu. Była wygięta w półksiężyc. – Przyniosę wam coś do picia. Stardust pewnie się jeszcze stroi.
– Dziękujemy – odparła Laura.
Katy podała im soki w wysokich szklankach z lodem, a potem zostawiła ich samych. Poszła do drugiego pokoju, gdzie zapewne był Stardust.
– I co sądzicie? – spytała dziewczyna konspiracyjnym szeptem, rozglądając się po ścianach z jakimiś awangardowymi obrazami pewnie sławnego malarza.
– Że mogliby wybudować szkołę w Afryce za kasę, jaką wydali na ten apartament? – zasugerował David.
– Po co? Żadne bachory nie chcą się uczyć. Nieważne, czy w Afryce, czy USA – prychnął Ian. Sam był niesamowicie podekscytowany. Przecież miał plakat tego człowieka zawieszony nad łóżkiem, a zaraz zobaczy go na żywo. – Musi być fajnie mieć tyle hajsu. Nie wiem w sumie po co, ale musi być fajnie. Na szczęście mam swojego Zuckerberga, tylko przystojniejszego.
Rozbawiony spojrzał na siedzącego obok Davida i napił się swojego napoju przez ekologiczną słomkę, bardzo sugestywnie.
– O fuj – jęknęła Laura. – Nie przy mnie. Ja mam z nim wspólne jakieś dziewięćdziesiąt dziewięć przecinek dziewięć dziewięć dziewięć DNA.
– Jestem otoczony przed idiotów – uznał David, który siedział między tą dwójką. Uśmiechnął się jednak i położył dłoń na udzie Ian.
Miał na nim takie przyjemnie, niewidoczne gołym okiem włoski. I był spocony. Jak zwykle dużo paplał, ale naprawdę się stresował.
Wreszcie drzwi do drugiego pokoju się otworzyły. Najpierw pojawiła się Katy, a za nią Stardust. Był niższy od ich dwójki, ale równie smukły jak Ian. David mocniej zacisnął palce na udzie chłopaka. Ian był bajeczny, kolorowy i niepowtarzalny, ale przy tym człowieku wydawał się być dopiero formą imago. Jeszcze nie osiągnął swojej ostatecznej, idealnej formy. Inaczej było z tym mężczyzną.
Przyszedł tutaj głównie dlatego, że kazał mu ojciec. Był też ciekawy, ale bardziej tego, co wyniknie dla Iana z tego całego spotkania niż samego człowieka, którego muzyki nawet za bardzo nie znał. Teraz zaś na niego patrzył i nie mógł oderwać wzroku, jak pozostała dwójka nastolatków. Podobno to symetria twarzy i ciała decyduje o tym, czy człowiek wydaje się reszcie przystojny, piękny czy nie. Jeśli to prawda, to Stardust musiał składać się z dwóch odbić lustrzanych.
– Widzisz – szepnął Ian, który był pod równie wielkim wrażeniem, do Laury – on się nie boi używać białego korektora.
Stardust usiadł w fotelu naprzeciwko nich i założył nogę na nogę. Miał białe włosy ze srebrną nutą, ale nie był to jakiś kiczowaty platynowy blond. Końcówki jego włosów były zaś pofarbowane na krwistą czerwień, jego tęczówki miały taki sam kolor. Był elficko blady, nawet jego wargi, a nierzucający się w oczy makijaż wyostrzał jego kości policzkowe. Miał srebrny kolczyk w przegrodzie nosowej i takie same w uszach, tylko zakończone małymi diamentami. Ubraną miał męską marynarkę, ale w kolorze bladego różu. Była zapięta na jeden guzik, pod spodem zaś nie miał już nic. Człowiek jakoś tak automatycznie przekręcał głowę, żeby dojrzeć jeszcze trochę tego nagiego ciała, to co kryje się już pod materiałem, ale to było niemożliwe. Spodnie miał białe, zwężane i z kantem, a na stopach srebrne trampki.
– Miło mi was poznać – powiedział, uśmiechając się uprzejmie. – Wybaczcie, ale Katy przygotowała tylko dwa tiramisu. Zaraz coś domówimy.
– Co? Ach, tak. To mój brat, David – wytłumaczyła pośpiesznie Laura. – Powinniśmy najpierw zapytać…
Stardust zaśmiał się, widząc to pocieszne zestresowanie. Przyjrzał się chłopakowi w okularach. Więc to jest syn tego skurwiela, pomyślał. Podobieństwo było uderzające, choć na pierwszy rzut oka nie tak oczywiste. Dzieciak nie wyglądał na kogoś, kto lubi być w centrum uwagi i odhacza w notesie kolejne laski, które udało mu się wyrwać. Fizycznie jednak bardzo przypominał swojego ojca z czasów liceum, tylko krył to pod okularami.
– Wiecie, urodziłem się w tym mieście. Nawet znałem waszego ojca. Macie na nazwisko Stormare, prawda?
– Tak – odparła zaskoczona Laura. – Więc znałeś tatę? Chodziliście do tego samego liceum? Tata chodził tam, gdzie my teraz. Słyszysz, Ian, może jemy obiad przy tym samym stoliku albo coś?
– Wasz tata był przyjacielem mojego brata, nie znaliśmy się zbyt dobrze, kilka razy zmieniałem liceum – wytłumaczył muzyk. Tylko część z tego była prawdą.
– Ale jaja, co nie, David? – Zaśmiał się Ian, chwytając chłopaka za nadgarstek i lekko podciągając mu przy tym mankiet. – Twój stary znał kogoś, kto później stał się gwiazdą i nie miał o tym pojęcia.
Stardust wyłapał ten gest i uśmiechnął się już bardziej szczerze niż dotąd, czyli znacznie brzydziej. Martin też miał słabość do zegarków, nawet dostał jeden od niego na urodziny. Pewnie zapomniał o nich obu, gdy tylko się ich pozbył. Na zdjęciu ten szczeniak z odrostami na swojej burgundowej, malutkiej łepetynce siedział w tym półprzeźroczystym, spływającym mu z nastoletniej, sprężystej, niezdefektowanej przez czas skóry, kombinezonie. A sięgająca do niej dłoń należała do syna Martina Stormare.
– Musi być z was popularna parka – powiedział, znów z tym uprzejmym uśmiechem na ustach, któremu pozwolił zniknąć jedynie na jedno mrugnięcie okiem. – W tym roku będzie król i król szkolnego balu?
– Szybko nas rozgryzłeś. – Zaśmiał się Ian, aż lekko się przy tym rumieniąc. – Na razie zero popularności. Świeża sprawa, ja jeszcze dostałem zawieszenie… A David nie jest kimś, kto lubi być w centrum uwagi, więc raczej zachowamy to dla siebie.
Katy spojrzała ukradkiem na swojego szefa. Nie dawał tego po sobie poznać, ale ona znała go zbyt dobrze. To spotkanie z Martinem Stormare naprawdę się na nim odbiło. Właściwie, był jakiś skwaśniały już od ślubu Santy Boy’a. Prawie, jakby miał kryzys wieku średniego czy coś.
– Więc tak wiele się nie zmieniło od moich czasów – rzucił Stardust, chyba jednak bardziej do siebie niż do swoich gości. – Okej, to może teraz o naszym projekcie. Katy?
– Jasne – podchwyciła kobieta. Gdy wstawała kilkanaście bransoletek na jej rękach zaklekotało metalicznie. Miała też niebotycznie wysokie szpilki i chyba perukę. – To może zamówię troszkę większy catering i pogadamy przy kawce, lodach i jeszcze czymś fajnym, co?
Trochę sacharydów i atmosfera zelżała. Dzieciaki opowiedziały trochę o swoich sesjach zdjęciowych, projektach ubrań, cosplay’ów i tak dalej. Katy najchętniej by się napiła czegoś z bąbelkami i procentami. Znała go na tyle, że wiedziała, tylko patrząc na niego. Stardust coś planował. Coś złego. Albo skłócenie tych dwóch gołąbków dla własnej, chorej satysfakcji albo coś gorszego. Coś, co da mu satysfakcję, jak chociażby pogrążenie Martina Stormare.
– To może teraz trochę o projekcie? – zasugerował Stardust, gdy sam opróżnił swoją szklankę z dietetyczną kolą o smaku czereśni. – Moja nowa płyta będzie czymś, do czego zrobienia nie mogłem się przemóc przez wiele lat. To będzie moje „opus magnum”. Coś w rodzaju spowiedzi.
Sięgnął do kieszeni swojej marynarki i wyciągnął z niej zdjęcie. Było zmięte i trochę wyblakłe, ale nie zniszczone. Po prostu miało swoje lata, jednak Stardust musiał o nie dbać. Położył je na stoliku przed nastolatkami.
– To ty? – rzucił ze zdziwieniem Ian. – Zupełnie inna osoba.
– Prawda?
Na zdjęciu był chłopak, taki przeciętny. Zwykły, szczupły szatynek w t-shircie z logo Nirvany. Siedział przy biurku, na którym leżała sterta zapisanych kartek. Na drugim planie stała oparta o ścianę akustyczna gitara. Dzieciak uśmiechał się jakby nieśmiało, ale wyglądał na naprawdę szczęśliwego.
To zdjęcie zrobił mu Martin Stormare. Niedługo potem, chyba niecały miesiąc, powiedział, że to koniec. Kilka dni później po liceum rozniosła się plotka, że kapitan drużyny koszykarskiej zbrzuchacił jakąś laskę. Jego brat przywlókł plotkę do domu. Cieszył się, bo oznaczało to, że przestanie być wice kapitanem.
– To ma być płyta o tym, co sprawiło, że ten śmieszny, przestraszony i wstydzący się siebie dzieciak, swojej wrażliwości, seksualności… zmienił się w to – powiedział, wskazując gestem dłoni na swoją kosmiczną postać. – To nawet lepiej, że jesteś gejem, Ian. Powinieneś zrozumieć.
– Tak, rozumiem – odparł natychmiast Ian, wciąż przyglądając się chłopakowi na fotografii. – Jasne, że rozumiem.
– Co takiego niby? – spytał David, nie wyczuwając najwyraźniej atmosfery i nie słysząc słów między wierszami.
Laura przewróciła oczami, zupełnie jak miał to w zwyczaju Ian i uśmiechnęła się do brata.
– No bólu bycia nastoletnim pedałem – prychnęła. – Czasami jesteś taki nieogarnięty.
– Tym bardziej nie rozumiem – odparł David. Spojrzał z powątpiewaniem na Iana. – Dwadzieścia lat temu były zupełnie inne czasy, inne normy kulturalne. Raczej nie doświadczyłeś tego samego, co pan Stardust…
– Bez tego „pan” – wtrącił się szybko muzyk, ale nie zamierzał przerywać. Obrócił szklankę w dłoni, obserwując tę dwójkę z subtelnym uśmiechem. Robiło się ciekawie.
– Wiem, że zależy ci na tym projekcie, Ian, ale…
– Ale co? – syknął chłopak. Nie chciał odgrywać jakieś taniego teatrzyku przed swoim idolem, ale to, co usłyszał, go rozsierdziło. – Co ty akurat możesz o tym wiedzieć? I, kuźwa, sam ostatnio byłeś świadkiem, że chyba nie tak wiele się zmieniło.
David wiedział, że powinien się po prostu zamknąć, bo bardzo możliwe, że zaprzepaszczał szanse swojego chłopaka na rozpoczęcie kariery, o której marzył, ale bardzo nie lubił kłamstwa, nawet jeśli było to tylko lekki naginanie prawdy, żeby osiągnąć to, czego się pragnie. Wiele rzeczy mógł ścierpieć, ale akurat tego nie. Ten dzieciak na zdjęciu uśmiechał się, ale jego oczy już nie. Ian zaś wyglądał jak kolorowy motylek, ale stąpał twardo po ziemi, jakby nosił glany. Do szkoły zawsze wchodził głównym wejściem i rozpychał się łokciami wśród tłumu.
– W naszej szkole jest kilka tysięcy uczniów, więc pewnie przynajmniej setka z nich nie jest hetero, ale rozpoznawany jesteś ty i parę innych osób, które chcą być rozpoznawane albo przynajmniej ich zachowanie to sugeruje.
– Bo inni są tchórzami i się kryją! Chociażby ten pieprzony Thomas, który ostatnio mi przyjebał, gdy zasugerowałem, że lubi fiuty, co później okazało się prawdą!
– Każdy kij ma dwa końce. Jakbyś nie dawał mu się za każdym razem sprowokować, to by odpuścił i przestał się ciebie czepiać. I w sumie…
David urwał. Resztę postanowił zachować dla siebie. Spojrzał przepraszająco na Stardusta i jego asystentkę. Poprawił okulary.
– W sumie co? – spytał chłodno Ian.
Nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego od Davida. Ten od zawsze wydawał mu się wyrozumiały i dziwnie empatyczny, przy jednocześnie tak chłodnym, zdystansowanym charakterze na pierwszy rzut oka. To właśnie mu się w nim podobało.
David westchnął, dobrze wiedząc, że sporo sobie nagrabi, ale on też był uparty.  
– W sumie, to go rozumiem – dokończył. – Jest sportowcem, członkiem szkolnego zespołu. To hermetyczne środowisko. Dobrze gra w kosza i to się liczy. Jego prywatne życie to inna sprawa, nie musi się każdemu nim chwalić.
Laura rzuciła porozumiewawcze spojrzenie asystentce Stardusta. Kobieta odchrząknęła i wstała ze swojego miejsca.
– Nie róbmy telenoweli. Zajmijmy się czymś ambitniejszym – rzuciła z uśmiechem. – Każda para potrzebuje czasu, żeby się dotrzeć. Nie martwcie się. Sama coś o tym wiem!
– Rzeczywiście masz doświadczenie, bo ci notorycznie nie wychodzi to „docieranie” – wtrącił uszczypliwie Stardust, chociaż jemu też to nie wychodziło. – Co więc proponujesz?
– Ten ogród z tyłu hotelu jest fajnie oświetlony. Może zrobimy kilka próbnych zdjęć? Zobaczymy, czy kamera kocha naszego Iana, chociaż sądzę, że tak i to bardzo. A potem prześpimy się z tym wszystkim i jutro już ze świeżymi głowami spotkamy się znowu. Co wy na to?
Ian kiwnął głową, nie mając nawet odwagi spojrzeć na Stardusta. Wygłupił się przed nim i zachował jak dzieciak. Zawstydził sam siebie. Miał żal do Davida.
– Zróbmy tak – zgodził się Stardust. – Może na chwilę rozdzielimy nasze papużki, żeby ochłonęły. Ian, Laura, idźcie z Katy, a my z Davidem poczekamy tu na was. Może być?
– Jasne! – zgodził się ochoczo Ian. Był na nowo podekscytowany.
– No dobrze, dzieciaki. To wezmę tylko sprzęt, poprawię perukę. – Zaśmiała się Katy. – I możemy iść.
***
Zostali sami. Chłopak nie wyglądał na speszonego. Mówił, co myślał i nie zamierzał się tego wstydzić. Miał twardy charakter, chociaż nie robił takiego wrażenie na pierwszy rzut oka. Zupełnie odwrotnie niż jego ojciec. Ten miał zawsze dużo do powiedzenia, ale to były puste słowa. Był tchórzem. Bał się tego, co pomyślą o nim ludzie, jeśli nie spełni ich oczekiwań. Jeśli nie będzie doskonałym Martinem Stormare.
– Dlaczego taki chłopak? – spytał Stardust. Znów siedział z nogą założoną na nogę, rozparty wygodnie na fotelu.
David wzruszył lekko ramionami.
– Nie wiem, trudno to tak po prostu zdefiniować. Bo zawsze prze do przodu, bo wstydzi się okazać słabość, ale gdy już to zrobi, jest przy tym taki niewinny. Bo dużo gada, a ja gadam mało. Zadaje dużo pytań i zmusza mnie, żebym na nie odpowiadał. I jest… – Spojrzał na mężczyznę przed sobą i uśmiechnął się do niego sugestywnie. – Piękny.
Byli zupełnie inni, ale uśmiechali się zupełnie tak samo, tylko wzrok tego chłopaka był nieustępliwy. Ojciec i syn. Stardust poczuł się jak wtedy, przed ślubem Santy Boy’a, gdy rockman przyszpilił go do ściany, nawet go przy tym nie dotykając. Mieli taki sam nieustępliwy wzrok, którego nigdy nie odwracali, zupełnie jakby byli panami świata albo mieli go całkowicie w dupie. I mogli cię przed nim ochronić.
Rozwydrzony szczyl w tych śmiesznych, krótkich gatkach miał naprawdę szczęście, chociaż jeszcze tego nie rozumiał i nie potrafił docenić. On by potrafił.
Stardust uśmiechnął się, patrząc swoimi czerwonymi oczami wprost na Davida. Sięgnął dłonią do swojej szyi, przesunął nią nieśpiesznie po swoim nagim torsie, sięgając w końcu do guzika marynarki. Czarne oczy zachłannie śledziły jego ruchy. W końcu to tylko dzieciak.


6 komentarzy:

  1. O nie, nie! NIE! Niech tylko David nie da się uwieść! Ian jest taki słodki, ale nie sądzę żeby pod podniósł się takim ciosie :(
    Stardust to straszna menda...
    Oby zdjęcia wyszły ładnie i niech Laura ich stopuje ;)
    Pozdrawiam i jak zawsze dużo weny
    MaWi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak ostro, że menda od razu? Ani trochę współczucia dla biednego Stardusta?
      Jak zwykle dzięki za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  2. Hmm, mam nadzieję że ta kłótnia nie będzie miała jakichś dalszych konsekwencji. Stardurst to podstepny człowiek... I jeszcze teraz to uwodzenie... Ale powiem szczerze, że nie bardzo wierzę że Dawid da się na to złapać. Każdy by patrzył, ale jemu zależy na Ianie - przynajmniej do tej pory tak to odbierałam :) No a jeśli chodzi o Iana to chłopak lubi pewne sprawy wyolbrzymiać, i wszystko bierze bardzo do siebie. Ale być może właśnie z Davidem ma szansę zmienić nieco swoje podejście do życia. To takie dwa przeciwieństwa - i to się wyrownuje. Dawid tonuje Iana, a Ian wprowadza kolor i emocje do życia Dawida 😍 Bardzo dziękuję za rozdział 💜 Buziaki 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, Stardust może się baaardzo postarać, a David to tylko nastolatek, chociaż roztropny... Ale te hormony i tak dalej... ;D Okaże się, czy ma silniejszy charakter niż ojciec e jego wieku.
      Dzięki za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  3. A mi jest naprawdę żal Stardusta, może i to odrzucenie z młodości zwiększyło jego kreatywność i przyczyniło się do osiągnięcia sukcesu, ale za to w pewnym sensie również zniszczyło jego wrażliwą część. Na pewno to, że jego pierwsza miłosć potraktowała go tak chłodno miało duży wpływ na to jak cynicznym człowiekiem się stał. Nie dziwię się jego chęci zemsty, a nawet mu kibicuję. Już tak mam że najbardziej lubie te czarne charaktery.
    A Dawid mnie zirytował w sumie jego siostra też, co to znaczy że Ian się stawia. Gdyby się nie stawiał byłoby tylko gorzej. Szczerze to uważam, że dobrze robi starajać się być złośliwy dla swoich prześladowcóc i odpłacać pięknym za nadobne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... Ciekawe spojrzenie, muszę powiedzieć :D Szczególnie a propos Iana. Rodzeństwo mówi mu to, co "powinno się powiedzieć" w takiej sytuacji. No ale ja to bym chciała mieć tyle odwagi w wieku Iana, żeby się postawić. Jednak tak nie było xd Pozdrawiam!

      Usuń