poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Trzy światy - ROZDZIAŁ 10 - Jaskółczy niepokój


Czuł jaskółczy niepokój… albo coś w tym stylu. Na pewno niepokój, tylko to, czy był jaskółczy, stało pod znakiem zapytania. Nie miał pojęcia, co znaczyło to określenie. Pamiętał je chyba z jakiejś lektury.
Stał teraz za ladą w pizzerii wujka i tak sobie myślał, wycierając szmatką po raz setny to samo miejsce. A myślał o Monterze, z którym nie miał żadnego kontaktu od tamtego koncertu. Z tego powinien się akurat cieszyć, nic dobrego mu nie przyszło z tej relacji, ale jednak tak nie było. Kiedy stał się niewygodny, został po prostu odrzucony, jak zepsuty wagon odpięty od składu pociągu. To było frustrujące.

Sebastian uśmiechnął się do siebie pod nosem. Nie miał pojęcia, skąd przychodziły mu dzisiaj do głowy takie dziwne porównania.
Człowiek już tak ma, że w miarę jedzenia rośnie jego apetyt. Sebastian z początku był zachwycony tym, że Monter zwrócił na niego uwagę i tym, że był gotowy zaryzykować swój udawany związek z córka właściciela kilku zakładów mechanicznych dla kilku chwil uniesień z nim. Jednak to z jaką łatwością został odrzucony, było upokarzające. Jakby nie miał żadnej wartości. Aż coś go w środku skręcało, a do tego czuł się jak… No właśnie tak…
Uniósł jedną brew i spojrzał na poszarzałą szmatkę, którą ściskał w dłoni. Dokładnie tak.
Była jeszcze druga sprawa. Ostatnio Apacza widział tydzień temu. Gdy tylko wrócił tamtej nocy do domu i ochłonął, nieomal zaczął panikować. Myślał o tym, że zrobił coś bardzo, bardzo głupiego. I że rankiem następnego dnia znajdzie na wycieraczce cały tuzin myszy, a rudy dzikus z lasu nie będzie go odstępował na krok.  Tymczasem nie stało się nic. Apacza w ogóle nie było widać na horyzoncie. Ni słychu, ni widu. Sebastian przez pierwsze dwa dni czuł ulgę, w końcu jego błąd zdawał się nie mieć żadnych konsekwencji, ale potem przerodziło się to w coś na kształt zawodu. Przedłużał nawet swoje codzienne spacery z Bohunem po łące. Szukał wzrokiem tej zmierzwionej, tygrysiej czupryny między zaroślami. Nic. Zero.
 
Po skończonej zmianie w pizzerii poszedł do domu, aby wziąć krótki prysznic i zmienić ciuchy, a potem wybrał się do centrum handlowego. Chciał odświeżyć garderobę i skoczyć do Empiku. Gdy przechodził szerokim korytarzem centrum, kątem oka zerkając na wystawy w mijanych przez niego sklepach, nie mógł pozbyć się uczucia, że jest obserwowany. Kilka razy przystanął i się obejrzał za siebie, maskując to chęcią sprawdzenia czegoś na telefonie, ale widział jedynie innych klientów całkowicie niezainteresowanych jego osobą. W końcu dał sobie spokój i wszedł do sklepu po kilka podkoszulków i może jakiś pasek. Całkiem zadowolony z zakupów, z papierową siatką w jednej dłoni i mrożoną kawą w drugiej, zjechał ruchomymi schodami na parter centrum handlowego i udał się do Empiku, wprost do działu z czasopismami dla facetów, ale nie interesowały go samochody, na które nie było go zresztą stać, a gry. Tak, był lamerem. Niekiedy lubił zawalić noc, grając w Fortnite, czy inne pierdoły.
Między drewnianymi rzędami półek wypełnionymi kolorowymi gazetkami, osłonięty przed spojrzeniami, powinien czuć się bezpiecznie niczym jeleń w gęstym lesie, czy coś, ale czuł zgoła coś zupełnie innego. Po prostu wiedział, że jest obserwowany, właśnie jak ten jeleń czy inna sarna przez wilka czy jakiegoś rysia… Obojętne. Aż krótkie włoski na karku stanęły mu dęba. Nie wytrzymał i odwrócił się gwałtownie.
Był tam. Gdyby nie te rude włosy, teraz ujarzmione w kucyku, może by go nawet nie rozpoznał. Apacz stał u progu sklepu ubrany w mundur ochroniarza, czyli czarne spodnie i białą koszulę z krawatem. Przy pasku miał krótkofalówkę, czy coś w tym stylu. Stał tam i tymi zielonymi ślepiami gapił się na Sebastiana, a kiedy ich spojrzenia się spotkały, cofnął się o krok. Przez chwilę chyba miał nawet zamiar uciec. To zdziwiło Czernieckiego, coś takiego nie leżało w naturze Apacza. Chłopak jednak został, stał parę kroków od niego, wyraźnie nie mając pojęcia, jak się zachować.
Sebastian podszedł do niego pierwszy.
– Dawno się nie widzieliśmy – rzucił neutralnym tonem.
– No…
I to wszystko? – pomyślał Sebastian, czując narastającą frustrację. Jednak zaraz mu przeszło, bo Apacz wyraźnie się rumienił. To było strasznie widoczne na jego jasnej z natury cerze z piegami, choć teraz spalonej lekko letnim słońcem. Najnormalniej w świecie się peszył.
– Miałem dwie zmiany w robocie – wytłumaczył się zaraz. – Tutaj i jeszcze drugą w szpitalu…
– Okej. – Sebastian uśmiechnął się, widząc tą wręcz uroczą panikę. Ta mina zagubionego szczeniaczka momentalnie go rozbroiła. Przecież był jego pierwszym facetem. Aż mu się przypomniały te krępujące schadzki z Grzesiem w liceum w pokoju chłopaka, gdy matka była w pracy.
– Chcesz przyjść dzisiaj na pierogi? – spytał nagle Apacz.
– Słucham?
– Babcia robi dzisiaj pierogi ruskie, a kończę zmianę za jakieś pół godziny, o osiemnastej.
Sebastian pokiwał głową na znak, że się zgadza. Chłopak był nieprzewidywalny. Cały czas zbijał go z tropu. Jednak Sebastian lubił pierogi, babcię Apacza też i gryzła go ciekawość.
– Czemu by nie? – rzucił. – Tylko Bohuna bym po drodze z domu zabrał na spacer, okej?
– Pewnie.
 
Bohun zwykle nie interesował się znajomymi swojego pana. Gdy wybierali się z dodatkową osobą na spacer, trzymał się na dystans, a patyki przynosił tylko Sebastianowi, nawet jeśli nie zostały rzucone przez niego. Teraz zaś, gdy szli leśną ścieżką razem z Apaczem, wydawał się jeszcze bardziej zachowawczy. Zamiast kręcić się między nogami, szedł parę metrów przed nimi. Zatrzymywał się co chwilę, patrzył na nich, po czym płoszył się i szedł dalej. Sebastian zdziwiony takim zachowaniem swojego pupila, zerkał na idącego obok chłopaka, na jego zielone, lekko przymrużone oczy i na niemal nieuchwytny uśmiech. Rozumiał Bohuna, też czuł tą dziwną atmosferę otaczającą to dziwaczne stworzenie z lasu. Aż go ściskało w klatce piersiowej, jakby stał w oko w oko z wilkiem, hipnotyzującym dzikim stworzeniem, którego bardzo chcesz dotknąć, ale przed oczami masz scenę, jak rzuca ci się do gardła i je rozszarpuje.
‒ Doktorowy, gdzie tam leziesz?
Sebastian zatrzymał się w miejscu zdezorientowany. Apacz stał kilka metrów za nim, na brzegu ścieżki. Teraz musieli skręcić w las, żeby trafić do tego ukrytego pośród niczego domu, aby zjeść pierogi.
‒ Zamyśliłem się ‒ odparł Sebastian, chociaż była to tylko częściowo prawda. ‒ Sorry.
Nie trafiłby tam sam po raz drugi. Dotąd wydawało mu się, że dobrze zna podmiejski las, ale, jak się okazało, orientował się w jedynie często uczęszczanych przez mieszkańców osiedla ścieżkach.
‒ I nie możesz mi mówić po imieniu? ‒ zaproponował, podążając już za Apaczem. Gwizdnął jeszcze na Bohuna.
‒ Ty też mi nie mówisz ‒ zauważył trzeźwo chłopak.
‒ Bo nie wiem, jak masz na imię ‒ parsknął Sebastian, dopiero teraz sobie to uświadamiając.
Czuł, jak liście gęsto porastających las paproci łaskoczą go po nagich łydkach. Las robił się co raz gęstszy, więc musiał osłaniać twarz przed gałęziami. Za późno spostrzegł jednak co innego. Poczuł na twarzy, brwiach i rzęsach coś niezwykle delikatnego, ale jednak niesamowicie drażniącego zmysły.
Apacz odwrócił się do niego i uśmiechnął szeroko, widząc Sebastiana walczącego bezskutecznie z migoczącą w świetle, oprószoną kroplami pajęczyną, która przykleiła się do jego jasnych włosów.
‒ Na imię mam Nadbor ‒ powiedział, zbliżając się do Sebastiana.
Uniósł powoli dłoń i sięgnął do rozpuszczonych włosów chłopaka, który schylił głowę. Chwycił w palce delikatne nici i zaczął je powoli ściągać. Robił przy tym minę, przez którą Sebastian musiał się uśmiechnąć. Te lekko rozwarte, spękane usta i rozszerzone oczy. Dobrze było poczuć się wyjątkowym. Przymknął powieki, gdy poczuł, jak pajęczyna odkleja się od jego rzęs.
‒ Gotowe… ‒ Usłyszał. ‒  Doktorowy.
‒ Miałeś przestać mnie tak nazywać ‒ przypomniał, nie mogąc powstrzymać cisnącego mu się na usta uśmiechu.
Otworzył oczy i zaczesał spadające mu na twarz włosy do tyłu. To był doskonały moment, sam by go wykorzystał, ale nic więcej się nie wydarzyło.
‒ Nie będę cię wołał po imieniu, ani Seba ‒ odparł Apacz, pozwalając wiatrowi porwać pajęczynę trzymaną przez niego między palcami.
‒ A to czemu?
‒ Bo oni cię tak wołają.
Oni? ‒ zdziwił się Sebastian, unosząc przy tym brew. Ach, no tak.
‒ Niech będzie. ‒ Uśmiechnął się. ‒ Nadborze. Co to w ogóle znaczy?
‒ Najlepszy w walce.
‒ No jasne.
Trochę czasu zajęło im jeszcze przedzieranie się przez coraz gęstsze zarośla. Co chwilę między gałęziami drzew przelatywały jakieś ptaki. Sebastian słyszał trzepot ich skrzydłem, ale nie mógł ich dostrzec, były zbyt nieuchwytne. Wiedział, że czaiło się tu wiele życia. Siedziało gdzieś w ukryciu i ich obserwowało. Bohun szedł tuż obok nich, spokorniały.
W końcu znaleźli się na małej polanie, na której środku stał niepozorny, trochę skrzywiony ceglany dom. Tym razem babcia Apacza nie czekała na zewnątrz. Weszli do środka. Sebastian musiał chwycić Bohuna za obrożę i zmusić go do przekroczenia progu. Pies zdębiał, gdy ujrzał zgarbioną staruszkę siedzącą na krześle. Zwiesił łeb i do niej podszedł. Dał się pogłaskać po głowie, a potem położył się pod stołem, na którym babcia Apacza miała rozłożone gałązki suszonych ziół, które właśnie wiązała w pęki.
‒ Och, miałam się na ciebie złościć, bo się spóźniasz, ale nie będę ‒ rzuciła rozpromieniona ‒ bo znów przyprowadziłeś tego przystojnego młodzieńca.
Sebastian wciąż jeszcze zaskoczony nietypowym zachowaniem Bohuna aż się speszył.
‒ Prawda, że przystojny?! ‒ podłapał Apacz, śmiejąc się. Spojrzał na Sebastiana. Morda aż mu się śmiała.
‒ Tak, tak. A teraz do roboty.
Apacz szturchnął Sebastiana w ramię, aby poszedł za nim w głąb domu. W części kuchennej stał kolejny stół, a tam kilka ceramicznych misek. Takich, jakich nie można kupić w supermarkecie. Była tam też ręcz, odlewana z metalu maszynkę do mielenia, chyba pamiętająca jeszcze poprzedni ustrój.
‒ To sobie mamy sami zrobić te pierogi? ‒ zdziwił się Sebastian, widząc ugotowane, ale nie zmielone ziemniaki, kostkę białego sera i usmażoną, doprawioną cebulkę.
‒ No przecież żarcia wróżki nie wyczarują, co nie? Doktorowy. Zakasaj rękawki.
‒ Mam krótkie.
‒ Dobre!
Apacz mielił, a Sebastian wałkował czekające w misce pod ścierką ciasto. Nigdy wcześniej nie robił pierogów. Uwielbiał je, ale rzadko pomagał matce w gotowaniu obiadu. Zawsze miał ciekawsze rzeczy do roboty, jak gry albo spotkania z Grzesiem. Jak teraz o tym pomyślał, to one też nie były porywające.
‒ No cholera! ‒ prychnął, gdy Apacz obsypał jego głowę mąką.
W odwecie zrobił to samo. Po chwili wyglądali, jakby zaczęli siwieć. Bohun spod stołu odpowiedział szczeknięciem na ich śmiech.
‒ Głodny jestem! ‒ przypomniał sobie Apacz i wrócił do mielenia. Potrząsnął głową, aby zrzucić część mąki z rudych włosów. Ta opadła, powoli unosząc się w powietrzu, prawie jak pierwszy śnieg.
Później Sebastian wykrawał kółka kubkiem i uczył się pod okiem Apacza i jego babci, jak właściwie lepić pierogi. Nie spodziewał się, że tyle w tym filozofii. Krawędzie musiały być odpowiednio zagięte, żeby pieróg był ładny. No i ciasto trzeba było obowiązkowo ścisnąć dwa razy, raz idąc od lewej do prawej, i drugi raz odwrotnie. Wszystko po to, żeby się nie rozkleiły podczas gotowania.
W końcu wszystko było gotowe. Parujące pierogi podali w misce, do kubków nalali świeżego kompotu z malin i jeżyn i zasiedli przy stole. Sebastian po starszej pani spodziewał się jakiejś modlitwy przed posiłkiem, ale nic takiego się nie wydarzyło. Atmosfera była naprawdę przyjemna. Rozmawiali między innymi o dzikach, które pozwalały sobie na co raz więcej. Nocami zapuszczały się na osiedle i dobierały się do kontenerów ze śmieciami. Czasami aż budziły Sebastiana. Starsza pani stwierdziła, że przydałoby się coś z nimi zrobić, a potem popatrzyła na swojego wnuka, który pokiwał głową.
W prezencie od babci Apacza dostał jakieś własnoręcznie zrobione przez nią mazidło z naturalnych składników, które miało mu pomóc na pryszcze, których miał kilka na czole i w okolicach nosa. Podziękował serdecznie, a potem wyszli z Apaczem. Wtedy Sebastianowi przyszło do głowy kolejne pytanie na jego temat, mianowicie gdzie są jego rodzice? Czemu mieszka z babcią w środku lasu.
Właśnie las. Gdy Sebastian wyszedł z domu i znalazł się na polanie, poczuł, jakby stał na jakiejś granicy. Zmrok zapadł już jakiś czas temu i jedynym źródłem światła oprócz gwiazd były lampy w domu. Ledwie widział zarysy drzew. Nawet nie wiedział, w którą stronę powinien iść. To była granica, tu kończył się świat, który znał, zawsze skąpany w świetle, nawet w nocy.
‒ Hej. ‒ Apacz stanął obok niego z włączoną latarką w dłoni. ‒ Dalej masz tę mąkę na łbie.
‒ I czyja to niby wina? Spokojnie, wezmę prysznic i znów będę piękny.
‒ Zawsze jesteś ‒ rzucił chłopak, a Sebastiana aż zatkało. ‒ A może chciałbyś teraz oczyścić ciało?
Sebastian zagapił się na niego, ale potem na jego ustach pojawił się wręcz lisi uśmiech.
‒ To propozycja? ‒ spytał.
Apacz odpowiedział takim samym uśmiechem. Przez te rude kłaki nawet bardziej przypominał lisa.
‒ No ‒ odparł.
Czyli jednak! ‒ ucieszył się Sebastian. Te podchody i okrążanie ofiary były całkiem ekscytujące. I jeszcze dostał pierogi! Same plusy.
Apacz splótł ich place i poprowadził go w las. Bohun niechętnie ruszył za nimi.
‒ Gdzie idziemy? ‒ spytał Sebastian.
‒ Nad ukryte w lesie jeziorko.
Sebastian nie miał pojęcia, że w okolicy jest jakieś. Znał tylko miejskie kąpielisko.
‒ Będziemy się kochać? ‒ spytał wręcz figlarnie. Chciał podpuścić swojego leśnego prawiczka.
‒ Tak ‒ odparł bez zająknięcia Apacz ‒ ale najpierw cię umyję.
‒ Fiu, fiu! ‒ zagwizdał blondyn i zachichotał. ‒ Co za obsługa!
Pomyśleć, że jeszcze niedawno bał się tego chłopaka. Teraz zaś czuł dziwną lekkość w środku, dając mu się prowadzić w głąb lasu, który nawet w nocy tętnił życiem. Sebastian nie mógł tego zobaczyć, ale to słyszał. Nie byli tu sami.
‒ Bo jesteś mój.


6 komentarzy:

  1. Zdecydowanie team Apacz ♡
    Wracając do rozdziału. Początek trzymał w napięciu, miałam już czarne myśli. A tu takie miłe zaskoczenie. Narobiłaś mi ochoty na pierogi ^^. Rozdział cudowny. Ja chce więcej... Tym bardziej po takim zakończeniu ;).
    Życzę dużo weny i czekam z niecierpliwością na kontynuację.
    Pozdrawiam Alex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że po następnym rozdziale niezdecydowanym team się już wyklaruje, obiecuję :D Pierogi ZAWSZE, chociaż tłuste strasznie. Następnym rozdziałem na blogu będą "Trzy światy", więc cierpliwości ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Stanowczo wolę Apacza niż Montera
    Trzymam kciuki za zew natury ��
    AA

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, Nadbor ma coś w sobie ekscytującego, ale również mocno niepokojącego. I jeszcze te słowa na koniec - bo jesteś mój. A nasz Doktorowy to ostatnio nieco puszczalski ;) Wcześniej myślałam że ten przesladowca to raczej ktoś niepozytywny, teraz zaczynam się zastanawiać czy to czasem nie jakiś etap w znajdowaniu partnera? Dzięki bardzo i pozdrawiam serdecznie 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz Doktorowemu. Jest młody, hormony buzują ;D Ale przyjdzie mu zapłacić za puszczalstwo już niedługo.
      Również pozdrawiam :)

      Usuń