Josh
oficjalnie zajął pokój Saszy, więc ten wraz z częścią swoich
rzeczy przeniósł się do Santy Boy'a. Wszystko przebiegło
nadzwyczaj naturalnie. Ustalili już nawet, kto śpi po której
stronie łóżka. Po prostu Santa zajął lewą połowę, nie dając
Saszy wyboru. Leżał teraz na boku w pełni ubrany i rozwiązywał
krzyżówkę. Krzyżówkę z „New
York Timesa” i szło mu to bardzo sprawnie. Jak sam
kiedyś stwierdził, nie skończył żadnej szkoły i całe
nastoletnie życie klepał biedę po wychudłym tyłku, ale przecież
wyrobienie karty do biblioteki nic nie kosztuje. Sasza położył się
na swojej połowie i korzystając z okazji, że mężczyzna był
odwrócony tyłem, bezwstydnie gapił się na jego ciało, zaczynając
od szerokich ramion, a kończąc na całkiem zgrabnym tyłku. Santa
naprawdę wziął sobie do swojego sczerniałego serca jego słowa o
abstynencji po ostatnim filetowaniu i nie próbował się do niego
dobierać. To z jednej strony cieszyło Saszę. Przez takie gesty
czuł, że mężczyzna go szanuje. Aż mu się przypomniała ta
piosenka Arethy Franklin... Kochanie, mam wszystko, czego
potrzebujesz. Proszę tylko, żebyś okazał mi trochę szacunku,
kiedy wracasz do domu.* Miał
szczerą nadzieję, że był wszystkim, czego potrzebuje Santa Boy,
bo dla niego właśnie tak było.
Wracając do bardziej prozaicznych rzeczy, rozmyślał. Może przesadził z tymi
dwoma tygodniami. Nie minęły nawet dwie pełne doby, a jemu już
brakowało szorstkich łap Santy Boy'a na swoim chuderlawym ciele.
Chociaż nie brał już od jakiegoś czasu, dopiero teraz czuł,
jakby się w pełni obudził. Odkrywał wszystko na nowo. Z
zaskoczeniem i radością przyjmował bodźce, które zewsząd
dochodziły do jego ciała. Nie miał pojęcia, że deszcz jest tak
mokry, a wiatr tak suchy. I że seks jest taki dobry dla ciała i
duszy. Dochodził do wniosku, że od początku był gejem, tylko
nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał. Gdy ćpał, wszystko
inne zostało zepchnięte gdzieś tam na bok włącznie z jego
libido. Teraz przebudziło się na nowo i domagało się zaspokojenia
za te wszystkie lata. Spojrzał jeszcze raz na Santę i westchnął
dość teatralnie. Gdyby pierwszy się złamał, oznaczałoby to jego
przegraną w grze, którą prowadzili. Santa obejrzał się przez
ramię, dość długo zawieszając na nim wzrok, co dało Saszy
nadzieję, ale zaraz wrócił do krzyżówki.
- Sprawdź na telefonie, jak nazywał się klub baseballowy Busha.
Kojarzy mi się Texas Rangers, ale nie jestem pewien - rzucił do
niego Santa.
- Nie mam pakietu - odparł.
- Jesteś bezużyteczny - mruknął muzyk, nie odrywając się od
krzyżówki.
Sasza
skrzywił się na te słowa. Bezużyteczny.
Nic
nie mógł na to poradzić, że był przewrażliwiony. Santa
Boy odrzucił krzyżówkę na podłogę, bo nie miał przy łóżku
żadnego mebla i ponownie odchylił się w stronę Saszy.
- Zarosłeś po bokach - stwierdził po chwili przyglądania się. -
Nie zamierzasz zgolić?
Sasza przejechał dłonią po boku głowy mile połechtany, że
mężczyzna zwraca uwagę na takie szczegóły.
- Pomyślałem, że zapuszczę - odparł.
- I zetniesz irokeza?
- No. Jeszcze są krótkie i nie wiem, co dokładnie chcę zrobić.
- Cokolwiek byś nie zrobił i tak będziesz wyglądał jak karp -
odparł Santa, pijąc do dość wyłupiastych oczu chłopaka.
Karp. Bezużyteczny karp. Sasza poderwał się z zamiarem opuszczenia
pokoju. Czuł, że zaczyna się rumienić, bo Santa Boy podążał za
nim wzrokiem z krzywym, protekcjonalnym uśmiechem na twarzy.
- I gidze leziesz? - spytał muzyk, gdy chłopak wyminął już łóżko
i znalazł się przy drzwiach.
- Do wanny. Tam, gdzie wszystkie bezużyteczne karpie oczekują na
stanie się użytecznymi.
- Że co? - parsknął Santa.
- W Europie je się karpie na święta - odmruknął Sasza, czując
się głupio z tym, że musi się tłumaczyć.
- Kurde, wiem o tym - sapnął muzyk. Wstał z łóżka i przyciągnął
chłopaka, sadzając na swoim kolanie. - I co się tak pieklisz? To
tylko żarty. Mnie nie przeszkadza, że nazywasz mnie stetryczałym
dziadkiem.
- Ale ty wiesz, że ja tylko tak żartuję.
- No i to działa w dwie strony - odparł Santa Boy i oparł
podbródek o ramię Saszy. - No nie?
Sasza przekręcił się w jego stronę i pogłaskał go zewnętrzną
stroną dłoni po niedogolonym policzku. Miał świadomość tego, że jego reakcje na słowa mężczyzny często są przesadzone, ale nic nie mógł na to poradzić. Santa Boy uśmiechnął się,
mrużąc przy tym swoje piwne oczy.
- I co byś teraz chciał? - spytał po chwili ciszy.
- Wiem co - odparł Sasza i pchnął Santę w ramię, aby ten położył
się na plecach.
Sam usiadł mu na biodrach i przesunął dłońmi po okrytym czarną
koszulą torsie mężczyzny.
- Jaki pewny siebie. Zmieniłeś się. - Santa Boy uśmiechnął się
i założył ręce za głowę. - Proszę bardzo. Cały twój.
- Ty też się zmieniłeś - stwierdził chłopak.
Santa Boy uniósł jedną brew w geście powątpiewania i przesunął
dotąd leżące luźno na łóżku dłonie na tyłek chłopaka.
Ścisnął lekko jego chude pośladki.
- Jesteś pewien? - spytał.
- Tylko wiesz... bez finału.
- Uwielbiam to, że nie masz nic przeciwko pieprzeniu się w
miejscach publicznych, ale wstydzisz się o tym mówić. - Zaśmiał
się Santa. - To jest po prostu... W życiu chyba nie użyłem tego
słowa, ale po prostu urocze.
- To co proponujesz? - spytał Sasza, postanawiając skomentować
uwagę muzyka milczeniem. Choć gdzieś w środku zrobiło mu się
przyjemnie. Już lepiej być uroczym niż bezużytecznym karpiem.
- Możemy kontynuować naszą wędrówkę po japońskich technikach
prawie-seksu - zaproponował mężczyzna.
Włożył dłoń po podkoszulek chłopaka i przejechał nią po
dobrze wyczuwalnym kręgosłupie. Sasza popatrzył na niego, nie
rozumiejąc. Był też trochę zaskoczony tym, że Santa nawiązał
do ich ostatnich łóżkowych ekscesów. Chyba naprawdę się
zmienił.
- A, chcesz mi dojść na twarz - stwierdził po chwili odkrywczo.
- Możemy sobie nawzajem. Nie stać mnie na te drogie kremy
przeciwzmarszczkowe, więc muszę korzystać z alternatywnych metod.
Sasza roześmiał się i nachylił, aby go pocałować. Santa Boy
przejechał językiem po jego ozdobionej trzema kolczykami dolnej
wardze. Chwycił jeden zębami i lekko pociągnął.
- Dawaj ten czwarty.
Sasza opadł bardziej na Santę, nie martwiąc się, że może go
przygnieść, w końcu był znacznie lżejszy. Wpił się w jego
usta, wkładając mu język z okrągłym kolczykiem. Nigdy by się do
tego głośno nie przyznał, ale zrobił go sobie, żeby dać
mężczyźnie większą przyjemność. Santa zamruczał aprobująco i
zassał się na jego języku. Po chwili odciągnął jego głowę od
siebie za czarnego irokeza i zszedł z pocałunkami niżej - na
podbródek i szyję. Jednocześnie chwycił brzeg jego podkoszulka i
podciągnął w górę. Sasza uniósł się trochę i podniósł
ręce, dając się rozebrać. Jego klatka piersiowa podobnie jak
reszta ciała była dość ubogo owłosiona. Miał drobne, brązowe
sutki, które znajdowały się tam tylko po to, aby Santa Boy miał
się czym bawić.
- Zrobiłbyś sobie koczyki, gdybym cię baaardzo ładnie poprosił?
- spytał muzyk i pociągnął za jedną z brodawek, na co Sasza
zasyczał.
- Sama prośba to trochę za mało - prychnął chłopak. - Też
musiałbyś sobie zrobić. Na przykład...
Jego wzrok podążył w dół, w stronę bioder mężczyzny, które
teraz obejmował swoimi szczupłymi udami.
- Nie ma mowy, żeby sobie zrobił tatuaż na fiucie. - Zaśmiał się
Santa Boy. - Ostatecznie mógłbym sobie wytatuować coś w pobliżu.
Może... „Sasza mym jedynym domem. Każdy powrót dziewiczą
wyprawą”. Co sądzisz?
- Nie masz takiego długiego - parsknął Sasza.
- Powiedziałem „w pobliżu”.
Santa Boy zjechał dłońmi niżej na płaski, ale słabo umięśniony
brzuch Saszy. Chłopak koło pępka miał duży pieprzyk, jedyny
rzucający się w oczy na jego ciele.
- Jest strasznie seksowny - stwierdził Santa, czym zaskoczył
młodszego mężczyznę.
Chwycił go za ramiona i przewalił na bok, uwalniając się spod
niego. Pochylił się nad jego ciałem, nie zwracając uwagi na
pokryte lakierem włosy, które opadły mu na czoło i oczy. Pocałował
Saszę w miejsce z pieprzykiem koło pępka z głośnym mlaśnięciem.
Sasza wyprężył się pod nim, przymykając oczy. Na ślepo wyszukał
dłonią ramię muzyka i zacisnął palce na jego koszuli.
- Tak... Dalej.
Santa Boy zamruczał i wsadził język w zagłębienie
pępka. Musi kiedyś koniecznie wypić z niego jakieś drogie, stare
whisky, pomyślał. Oczywiście, kiedy już się dorobią jakieś
sensownej kasy. Uniósł na chwilę głowę, zostawiając w pępku
chłopaka własną ślinę. Obsunął mu dresowe spodnie wraz z
bielizną. Sasza wciągnął głębiej powietrze, gdy jego pobudzony
penis otoczyło chłodniejsze powietrze i na wizję tego, co miało się
za chwilę wydarzyć. Santa Boy musiał mieć dziś bardzo dobry
humor.
Ledwie gorące usta rockmana zdążyły objąć główkę penisa
Saszy, gdy usłyszeli trzask pękającego szkła. Chłopak odciągnął
głowę Santy Boy'a i wysunął się spod niego. Naciągnął na
tyłek spodnie i pobiegł do salonu, skąd dobiegł ich hałas. Na
jego środku zobaczył stojącego wśród odłamków szkła Josha.
Krew z jego rozciętej dłoni kapała na podłogę. Wydawał się w
ogóle nie zwracać na to uwagi i jak zahipnotyzowany wpatrywał się
w telewizor, w którym leciały jakieś lokalne wiadomości.
- Josh? Co się stało? - spytał ostrożnie Sasza, stojąc w progu
pokoju.
Dopiero gdy powtórnie wypowiedział jego imię, chłopak obrócił
głowę w stronę Saszy. Jego błękitne oczy były rozszerzone, a
twarz nienaturalnie ściągnięta.
- Josh? - powtórzył jeszcze raz Sasza i zrobił ostrożny krok do
przodu, uważając na szkło. - Musimy to opatrzyć.
Gdy chwycił chłopaka delikatnie za ramię, Josh odskoczył, jakby
dopiero teraz, go ujrzał. Na szczęście miał na stopach kapcie.
- Jack - wymamrotał słabo. - Jack!
Nagle rzucił się do drzwi, próbując wyminąć w progu Saszę. Ten
chwycił go już bardziej stanowczo za ramiona, nie pozwalając
wyjść.
- Ja muszę iść! Jack!
- Hej, co jest?! - spytał Sasza szarpiącego się chłopaka. - Na
pewno nigdzie nie pójdziesz w takim stanie!
- Co tu się dzieje? - spytał Santa Boy, który stanął za nimi w
przedpokoju. - Ej, łap go!
Josh nagle zwiotczał w uścisku Saszy i gdyby nie pomoc Santy osunąłby się na podłogę.
- Zemdlał - stwierdził rockman, po podstawieniu dłoni pod nos
chłopaka. - Daj go. Zaniosę go do łóżka. Co mu się stało poza
ponowną utratą krwi?
- Nie wiem - odparł Sasza, kooperując z mężczyzną tak, żeby ten mógł
unieść bezwładne ciało Josha. - Chyba zobaczył coś w telewizji.
Jakieś lokalne wiadomości leciały.
- Ja go opatrzę, a ty idź sprawdź na kompie, co ujrzał -
zadecydował Santa Boy.
Zaniósł Josha do sypialni Saszy. Położył go ostrożnie na łóżku,
nie przejmując się, że zakrwawi pościel i poszedł do łazienki
po wodę i coś do opatrzenia sklaeczenia. Na szczęście w ranie znalazł
tylko jeden kawałek szkła ze stłuczonej szklanki. Przemył
chłopakowi dłoń i zabandażował. Gdy skończył, usiadł na
skraju łóżka i popatrzył na bledszą niż zwykle twarz chłopaka
gęsto upstrzoną piegami. Rude włosy miał zaplecione w gruby
warkocz, z którym Sasza męczył się jakieś półgodziny tego
ranka. Santa Boy zaśmiał się chrapliwie pod nosem z samego siebie.
Znowu zabrał z ulicy jakiegoś pokiereszowanego przez życie
chłopaczka. I chociaż za pierwszym razem zrobił to dla siebie, to
teraz, aż dziwnie było mu się do tego przyznać przed samym sobą,
zrobił to dla Saszy. Ciekawe jak zareagowaliby na to członkowie
High Death, którzy znali go jako faceta, który sam jeszcze te dziesięć
lat temu wciągał koks z ciał chłopaczków takich jak Josh. Nigdy,
nawet w najbardziej oderwanych od rzeczywistości snach wspomaganych środkami
halucynogennymi nie wyobrażał sobie, że kiedyś założy gejowską
rodzinkę. I że będzie czuł się z tym całkiem dobrze. Lepiej niż
kiedykolwiek w życiu. Pogłaskał chłopaka po głowie i już miał
wychodzić, ale w kieszeni zapikała mu komórka. Wyciągnął jeden ze starszych modeli, z których dało się jedynie dzwonić i
wymieniać wiadomości tekstowe. Nienawidził tego współczesnego
badziewia, którym nawet nie można było kotleta ubić, nie mówiąc już o wbijaniu
gwoździ. Z dziwieniem przeczytał, że nadawcą wiadomości był Sasza
- Nie mógł tu ruszyć dupy? - mruknął i odczytał wiadomość. -
O ja pieprzę, Jack Hetfield...
***
*
„Respect” Arethy
Franklin. Tłumaczenie własne.
Ty to umiesz człowieka trzymać w niepewności. Teraz będę się głowić, co tam zaszło z Jackiem. A Santa i Sasza to sama słodycz. Santa, który głaska Josha po włosach prawie przyprawił mnie o cukrzycę, ale i tak go uwielbiam. Fajnie pokazujesz, jak się zmienia pod wpływem Saszy. A Saszka, który zaplatał Joshowi warkocza mnie rozbroił haha To czekam na resztę rozdziału~~
OdpowiedzUsuńJeny, aż chciałabym więcej i więcej! Żałuję, że zdecydowałam się przeczytać tę połówkę rozdziału, ale nie mogłam się powstrzymać. W szczególności, że zobaczyłam wstęp o Saszy i Sancie, których po prostu uwielbiam. Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że napiszesz ten spin-off. <3
OdpowiedzUsuńCzekam na drugą część z niecierpliwością.
Weny! :)
O boziuńciu ja chcę jeszcze ...
OdpowiedzUsuńeeeh (wzdychnięcie)
i teraz tortury oczekiwania na kolejny kawałek tego rozdziału ...
chyba nie wysiedzę
AA