środa, 23 listopada 2016

ROZDZIAŁ 14 i 1/2 - Bezużyteczny karp i...

WYJĄTKOWO wstawiam pół rozdziału 15, bo może ktoś tam czekał, a tu jakiś fanfik o jeleniach. Rozdział powinnam skończyć w weekend lub początkiem przyszłego tygodnia, więc można po prostu to pominąć i przeczytać pełną wersję za kilka dni.

Josh oficjalnie zajął pokój Saszy, więc ten wraz z częścią swoich rzeczy przeniósł się do Santy Boy'a. Wszystko przebiegło nadzwyczaj naturalnie. Ustalili już nawet, kto śpi po której stronie łóżka. Po prostu Santa zajął lewą połowę, nie dając Saszy wyboru. Leżał teraz na boku w pełni ubrany i rozwiązywał krzyżówkę. Krzyżówkę z „New York Timesa i szło mu to bardzo sprawnie. Jak sam kiedyś stwierdził, nie skończył żadnej szkoły i całe nastoletnie życie klepał biedę po wychudłym tyłku, ale przecież wyrobienie karty do biblioteki nic nie kosztuje. Sasza położył się na swojej połowie i korzystając z okazji, że mężczyzna był odwrócony tyłem, bezwstydnie gapił się na jego ciało, zaczynając od szerokich ramion, a kończąc na całkiem zgrabnym tyłku. Santa naprawdę wziął sobie do swojego sczerniałego serca jego słowa o abstynencji po ostatnim filetowaniu i nie próbował się do niego dobierać. To z jednej strony cieszyło Saszę. Przez takie gesty czuł, że mężczyzna go szanuje. Aż mu się przypomniała ta piosenka Arethy Franklin... Kochanie, mam wszystko, czego potrzebujesz. Proszę tylko, żebyś okazał mi trochę szacunku, kiedy wracasz do domu.* Miał szczerą nadzieję, że był wszystkim, czego potrzebuje Santa Boy, bo dla niego właśnie tak było.

Wracając do bardziej prozaicznych rzeczy, rozmyślał. Może przesadził z tymi dwoma tygodniami. Nie minęły nawet dwie pełne doby, a jemu już brakowało szorstkich łap Santy Boy'a na swoim chuderlawym ciele. Chociaż nie brał już od jakiegoś czasu, dopiero teraz czuł, jakby się w pełni obudził. Odkrywał wszystko na nowo. Z zaskoczeniem i radością przyjmował bodźce, które zewsząd dochodziły do jego ciała. Nie miał pojęcia, że deszcz jest tak mokry, a wiatr tak suchy. I że seks jest taki dobry dla ciała i duszy. Dochodził do wniosku, że od początku był gejem, tylko nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał. Gdy ćpał, wszystko inne zostało zepchnięte gdzieś tam na bok włącznie z jego libido. Teraz przebudziło się na nowo i domagało się zaspokojenia za te wszystkie lata. Spojrzał jeszcze raz na Santę i westchnął dość teatralnie. Gdyby pierwszy się złamał, oznaczałoby to jego przegraną w grze, którą prowadzili. Santa obejrzał się przez ramię, dość długo zawieszając na nim wzrok, co dało Saszy nadzieję, ale zaraz wrócił do krzyżówki.
- Sprawdź na telefonie, jak nazywał się klub baseballowy Busha. Kojarzy mi się Texas Rangers, ale nie jestem pewien - rzucił do niego Santa.
- Nie mam pakietu - odparł.
- Jesteś bezużyteczny - mruknął muzyk, nie odrywając się od krzyżówki.
Sasza skrzywił się na te słowa. Bezużyteczny. Nic nie mógł na to poradzić, że był przewrażliwiony. Santa Boy odrzucił krzyżówkę na podłogę, bo nie miał przy łóżku żadnego mebla i ponownie odchylił się w stronę Saszy.
- Zarosłeś po bokach - stwierdził po chwili przyglądania się. - Nie zamierzasz zgolić?
Sasza przejechał dłonią po boku głowy mile połechtany, że mężczyzna zwraca uwagę na takie szczegóły.
- Pomyślałem, że zapuszczę - odparł.
- I zetniesz irokeza?
- No. Jeszcze są krótkie i nie wiem, co dokładnie chcę zrobić.
- Cokolwiek byś nie zrobił i tak będziesz wyglądał jak karp - odparł Santa, pijąc do dość wyłupiastych oczu chłopaka.
Karp. Bezużyteczny karp. Sasza poderwał się z zamiarem opuszczenia pokoju. Czuł, że zaczyna się rumienić, bo Santa Boy podążał za nim wzrokiem z krzywym, protekcjonalnym uśmiechem na twarzy.
- I gidze leziesz? - spytał muzyk, gdy chłopak wyminął już łóżko i znalazł się przy drzwiach.
- Do wanny. Tam, gdzie wszystkie bezużyteczne karpie oczekują na stanie się użytecznymi.
- Że co? - parsknął Santa.
- W Europie je się karpie na święta - odmruknął Sasza, czując się głupio z tym, że musi się tłumaczyć.
- Kurde, wiem o tym - sapnął muzyk. Wstał z łóżka i przyciągnął chłopaka, sadzając na swoim kolanie. - I co się tak pieklisz? To tylko żarty. Mnie nie przeszkadza, że nazywasz mnie stetryczałym dziadkiem.
- Ale ty wiesz, że ja tylko tak żartuję.
- No i to działa w dwie strony - odparł Santa Boy i oparł podbródek o ramię Saszy. - No nie?
Sasza przekręcił się w jego stronę i pogłaskał go zewnętrzną stroną dłoni po niedogolonym policzku. Miał świadomość tego, że jego reakcje na słowa mężczyzny często są przesadzone, ale nic nie mógł na to poradzić. Santa Boy uśmiechnął się, mrużąc przy tym swoje piwne oczy.
- I co byś teraz chciał? - spytał po chwili ciszy.
- Wiem co - odparł Sasza i pchnął Santę w ramię, aby ten położył się na plecach.
Sam usiadł mu na biodrach i przesunął dłońmi po okrytym czarną koszulą torsie mężczyzny.
- Jaki pewny siebie. Zmieniłeś się. - Santa Boy uśmiechnął się i założył ręce za głowę. - Proszę bardzo. Cały twój.
- Ty też się zmieniłeś - stwierdził chłopak.
Santa Boy uniósł jedną brew w geście powątpiewania i przesunął dotąd leżące luźno na łóżku dłonie na tyłek chłopaka. Ścisnął lekko jego chude pośladki.
- Jesteś pewien? - spytał.
- Tylko wiesz... bez finału.
- Uwielbiam to, że nie masz nic przeciwko pieprzeniu się w miejscach publicznych, ale wstydzisz się o tym mówić. - Zaśmiał się Santa. - To jest po prostu... W życiu chyba nie użyłem tego słowa, ale po prostu urocze.
- To co proponujesz? - spytał Sasza, postanawiając skomentować uwagę muzyka milczeniem. Choć gdzieś w środku zrobiło mu się przyjemnie. Już lepiej być uroczym niż bezużytecznym karpiem.
- Możemy kontynuować naszą wędrówkę po japońskich technikach prawie-seksu - zaproponował mężczyzna.
Włożył dłoń po podkoszulek chłopaka i przejechał nią po dobrze wyczuwalnym kręgosłupie. Sasza popatrzył na niego, nie rozumiejąc. Był też trochę zaskoczony tym, że Santa nawiązał do ich ostatnich łóżkowych ekscesów. Chyba naprawdę się zmienił.
- A, chcesz mi dojść na twarz - stwierdził po chwili odkrywczo.
- Możemy sobie nawzajem. Nie stać mnie na te drogie kremy przeciwzmarszczkowe, więc muszę korzystać z alternatywnych metod.
Sasza roześmiał się i nachylił, aby go pocałować. Santa Boy przejechał językiem po jego ozdobionej trzema kolczykami dolnej wardze. Chwycił jeden zębami i lekko pociągnął.
- Dawaj ten czwarty.
Sasza opadł bardziej na Santę, nie martwiąc się, że może go przygnieść, w końcu był znacznie lżejszy. Wpił się w jego usta, wkładając mu język z okrągłym kolczykiem. Nigdy by się do tego głośno nie przyznał, ale zrobił go sobie, żeby dać mężczyźnie większą przyjemność. Santa zamruczał aprobująco i zassał się na jego języku. Po chwili odciągnął jego głowę od siebie za czarnego irokeza i zszedł z pocałunkami niżej - na podbródek i szyję. Jednocześnie chwycił brzeg jego podkoszulka i podciągnął w górę. Sasza uniósł się trochę i podniósł ręce, dając się rozebrać. Jego klatka piersiowa podobnie jak reszta ciała była dość ubogo owłosiona. Miał drobne, brązowe sutki, które znajdowały się tam tylko po to, aby Santa Boy miał się czym bawić.
- Zrobiłbyś sobie koczyki, gdybym cię baaardzo ładnie poprosił? - spytał muzyk i pociągnął za jedną z brodawek, na co Sasza zasyczał.
- Sama prośba to trochę za mało - prychnął chłopak. - Też musiałbyś sobie zrobić. Na przykład...
Jego wzrok podążył w dół, w stronę bioder mężczyzny, które teraz obejmował swoimi szczupłymi udami.
- Nie ma mowy, żeby sobie zrobił tatuaż na fiucie. - Zaśmiał się Santa Boy. - Ostatecznie mógłbym sobie wytatuować coś w pobliżu. Może... „Sasza mym jedynym domem. Każdy powrót dziewiczą wyprawą”. Co sądzisz?
- Nie masz takiego długiego - parsknął Sasza.
- Powiedziałem „w pobliżu”.
Santa Boy zjechał dłońmi niżej na płaski, ale słabo umięśniony brzuch Saszy. Chłopak koło pępka miał duży pieprzyk, jedyny rzucający się w oczy na jego ciele.
- Jest strasznie seksowny - stwierdził Santa, czym zaskoczył młodszego mężczyznę.
Chwycił go za ramiona i przewalił na bok, uwalniając się spod niego. Pochylił się nad jego ciałem, nie zwracając uwagi na pokryte lakierem włosy, które opadły mu na czoło i oczy. Pocałował Saszę w miejsce z pieprzykiem koło pępka z głośnym mlaśnięciem. Sasza wyprężył się pod nim, przymykając oczy. Na ślepo wyszukał dłonią ramię muzyka i zacisnął palce na jego koszuli.
- Tak... Dalej.
Santa Boy zamruczał i wsadził język w zagłębienie pępka. Musi kiedyś koniecznie wypić z niego jakieś drogie, stare whisky, pomyślał. Oczywiście, kiedy już się dorobią jakieś sensownej kasy. Uniósł na chwilę głowę, zostawiając w pępku chłopaka własną ślinę. Obsunął mu dresowe spodnie wraz z bielizną. Sasza wciągnął głębiej powietrze, gdy jego pobudzony penis otoczyło chłodniejsze powietrze i na wizję tego, co miało się za chwilę wydarzyć. Santa Boy musiał mieć dziś bardzo dobry humor.
Ledwie gorące usta rockmana zdążyły objąć główkę penisa Saszy, gdy usłyszeli trzask pękającego szkła. Chłopak odciągnął głowę Santy Boy'a i wysunął się spod niego. Naciągnął na tyłek spodnie i pobiegł do salonu, skąd dobiegł ich hałas. Na jego środku zobaczył stojącego wśród odłamków szkła Josha. Krew z jego rozciętej dłoni kapała na podłogę. Wydawał się w ogóle nie zwracać na to uwagi i jak zahipnotyzowany wpatrywał się w telewizor, w którym leciały jakieś lokalne wiadomości.
- Josh? Co się stało? - spytał ostrożnie Sasza, stojąc w progu pokoju.
Dopiero gdy powtórnie wypowiedział jego imię, chłopak obrócił głowę w stronę Saszy. Jego błękitne oczy były rozszerzone, a twarz nienaturalnie ściągnięta.
- Josh? - powtórzył jeszcze raz Sasza i zrobił ostrożny krok do przodu, uważając na szkło. - Musimy to opatrzyć.
Gdy chwycił chłopaka delikatnie za ramię, Josh odskoczył, jakby dopiero teraz, go ujrzał. Na szczęście miał na stopach kapcie.
- Jack - wymamrotał słabo. - Jack!
Nagle rzucił się do drzwi, próbując wyminąć w progu Saszę. Ten chwycił go już bardziej stanowczo za ramiona, nie pozwalając wyjść.
- Ja muszę iść! Jack!
- Hej, co jest?! - spytał Sasza szarpiącego się chłopaka. - Na pewno nigdzie nie pójdziesz w takim stanie!
- Co tu się dzieje? - spytał Santa Boy, który stanął za nimi w przedpokoju. - Ej, łap go!
Josh nagle zwiotczał w uścisku Saszy i gdyby nie pomoc Santy osunąłby się na podłogę.
- Zemdlał - stwierdził rockman, po podstawieniu dłoni pod nos chłopaka. - Daj go. Zaniosę go do łóżka. Co mu się stało poza ponowną utratą krwi?
- Nie wiem - odparł Sasza, kooperując z mężczyzną tak, żeby ten mógł unieść bezwładne ciało Josha. - Chyba zobaczył coś w telewizji. Jakieś lokalne wiadomości leciały.
- Ja go opatrzę, a ty idź sprawdź na kompie, co ujrzał - zadecydował Santa Boy.
Zaniósł Josha do sypialni Saszy. Położył go ostrożnie na łóżku, nie przejmując się, że zakrwawi pościel i poszedł do łazienki po wodę i coś do opatrzenia sklaeczenia. Na szczęście w ranie znalazł tylko jeden kawałek szkła ze stłuczonej szklanki. Przemył chłopakowi dłoń i zabandażował. Gdy skończył, usiadł na skraju łóżka i popatrzył na bledszą niż zwykle twarz chłopaka gęsto upstrzoną piegami. Rude włosy miał zaplecione w gruby warkocz, z którym Sasza męczył się jakieś półgodziny tego ranka. Santa Boy zaśmiał się chrapliwie pod nosem z samego siebie. Znowu zabrał z ulicy jakiegoś pokiereszowanego przez życie chłopaczka. I chociaż za pierwszym razem zrobił to dla siebie, to teraz, aż dziwnie było mu się do tego przyznać przed samym sobą, zrobił to dla Saszy. Ciekawe jak zareagowaliby na to członkowie High Death, którzy znali go jako faceta, który sam jeszcze te dziesięć lat temu wciągał koks z ciał chłopaczków takich jak Josh. Nigdy, nawet w najbardziej oderwanych od rzeczywistości snach wspomaganych środkami halucynogennymi nie wyobrażał sobie, że kiedyś założy gejowską rodzinkę. I że będzie czuł się z tym całkiem dobrze. Lepiej niż kiedykolwiek w życiu. Pogłaskał chłopaka po głowie i już miał wychodzić, ale w kieszeni zapikała mu komórka. Wyciągnął jeden ze starszych modeli, z których dało się jedynie dzwonić i wymieniać wiadomości tekstowe. Nienawidził tego współczesnego badziewia, którym nawet nie można było kotleta ubić, nie mówiąc już o wbijaniu gwoździ. Z dziwieniem przeczytał, że nadawcą wiadomości był Sasza
- Nie mógł tu ruszyć dupy? - mruknął i odczytał wiadomość. - O ja pieprzę, Jack Hetfield...
***

* „Respect” Arethy Franklin. Tłumaczenie własne.


3 komentarze:

  1. Ty to umiesz człowieka trzymać w niepewności. Teraz będę się głowić, co tam zaszło z Jackiem. A Santa i Sasza to sama słodycz. Santa, który głaska Josha po włosach prawie przyprawił mnie o cukrzycę, ale i tak go uwielbiam. Fajnie pokazujesz, jak się zmienia pod wpływem Saszy. A Saszka, który zaplatał Joshowi warkocza mnie rozbroił haha To czekam na resztę rozdziału~~

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeny, aż chciałabym więcej i więcej! Żałuję, że zdecydowałam się przeczytać tę połówkę rozdziału, ale nie mogłam się powstrzymać. W szczególności, że zobaczyłam wstęp o Saszy i Sancie, których po prostu uwielbiam. Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że napiszesz ten spin-off. <3
    Czekam na drugą część z niecierpliwością.
    Weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O boziuńciu ja chcę jeszcze ...
    eeeh (wzdychnięcie)
    i teraz tortury oczekiwania na kolejny kawałek tego rozdziału ...
    chyba nie wysiedzę

    AA

    OdpowiedzUsuń