sobota, 22 sierpnia 2020

EROS/SORE - ROZDZIAŁ 14 - Żałosne

Plan państwa Stormare był inny. Chcieli porozmawiać z dziećmi wieczorem, po ich powrocie ze szkoły. O ile David przy śniadaniu był jak zwykle tak samo nieobecny umysłem, jak to u niego często bywało, to Laura miała znacznie więcej empatii. Szybko zauważyła, że coś między rodzicami się zmieniło. Nawet przestali udawać, że się sobą interesują. Żadnego „Kochanie, dolać ci jeszcze kawy”? Nic. Głucha cisza.

No, to co jest?

Państwo Stormare popatrzyli po sobie, a potem kazali bliźniakom przejść do salonu. David zauważył, że spóźnią się do szkoły. Nie musieli dzisiaj iść. Mogli zostać w domu albo spędzić ten dzień jakkolwiek inaczej. Dostali pozwolenie od matki.

Laura, siadając na kanapie, spodziewała się zaraz usłyszeć coś o terapii małżeńskiej albo sesjach u psychologa. Niczego innego nie brała pod uwagę. Wytrzymali ze sobą osiemnaście lat, czemu nie mieliby kolejnych dziesięciu, czy dwudziestu? Przecież nic się nie zmieniło w ich życiu ostatnio. Przynajmniej ona niczego takiego nie zauważyła.

Rozwodzicie się? – powtórzyła zaskoczona. Popatrzyła na Davida. – Naprawdę?

Laura, wiem, że to trudne… – zaczęła jej matka, ale dziewczyna pokręciła głową.

Mamo, to nie jest trudne. Nie jesteśmy już dziećmi. Po prostu jestem zaskoczona, że się zdecydowaliście. To dobrze. Po co udawać?

Martin zaśmiał się pod nosem. Mocna szpila. Cała Laura. Popatrzył na drugiego bliźniaka. Pewnie dla niego było to większe zaskoczenie. David przyjął to jednak z charakterystycznym dla siebie spokojem.

To kto się wyprowadza? – spytał jedynie.

Ja – odparł Martin, kręcąc głową. Jego syna jak zwykle interesowały jedynie aspekty praktyczne. – Wyprowadzam się do Shane’a.

Na razie nie zamierzał szokować dzieci tym, że mieszkać u siebie pozwolił mu jego kochanek, a nie stary przyjaciel jeszcze za czasów szkolnych. To był temat na inną rozmowę.

Chcę was widzieć tyle co zawsze. To, że nie będę tu mieszkał, nie znaczy, że was opuszczam czy coś takiego.

No raczej. – Uśmiechnęła się Laura. – Damy radę.

Porozmawiali jeszcze trochę, a potem Martin udał się do pracy. Laura zaś wyszła z mamą na miasto na zakupy. Chciała ją wesprzeć. David nie zamierzał przeszkadzać w tym żeńskim wypadzie, więc został w domu sam. Od godziny powinien być w szkole. Nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Czy był zaskoczony? Bardzo. Nie spodziewał się, że ojciec jednak się odważy, bo to na pewno wyszło od niego. O niego się nie martwił. Matka za to… Jej doskonały świat runął. Widział rano jej stężałą, kamienną twarz i było mu jej tak strasznie żal. Miał nadzieję, że jeszcze uda jej się znaleźć pierwszą miłość. Właśnie to zawsze go tak smuciło. Matka nigdy nie zaznała nawet tego szczenięcego zauroczenia, z którego nic nie wynika, ale zostaje na zawsze takim słodkim wspomnieniem. Przez niego i Laurę sporo straciła.

Dostał wiadomość od Iana. Chłopak gadał już wcześniej z Laurą i pytał teraz, czy może do niego przyjść. Wiedział już o wszystkim. Był w szkole, ale mógł się urwać na resztę dnia. David odpisał, że dzisiaj ma przecież algebrę, więc nie powinien opuszczać zajęć. Wciąż był bliski zagrożenia. Nie chciał się z nim teraz widzieć. Nie potrzebował pocieszenia ani nie czuł potrzeby obgadania rozwodu rodziców. Stało się i tyle. Po drugie, został w domu sam. To była świetna okazja.

Przez drzwi w kuchni przeszedł do garażu. Nie było tu teraz żadnego z samochodów. Tylko stosy kartonów ze starymi ubraniami, elektroniką czy bibelotami do domu. Wszystkim, czego nikomu nie chciało się wyrzucić. Zaczął je przeglądać. Trochę to trwało, nim znalazł stare radio. Miało kieszeń na kasety, o to mu chodziło. Szmatką starł z niego grubą warstwę kurzu i zabrał ze sobą. Nie miał pojęcia, czy będzie działać.

Wrócił do swojego pokoju. Gdy podłączył urządzenie do prądu, od razu włączyło się radio i zaczęły płynąć zagłuszane szumem nuty jakiegoś popowego przeboju. Wyłączył je i sięgnął do szuflady biurka po kasetę. Tę, którą dał mu Stardust. Obrócił ją w dłoni. Miała dwie strony, A i B. Od której powinien zacząć? Tak naprawdę ich rozmowa z hotelowym apartamencie, gdy zostali tam tylko we dwójkę, wyglądała zupełnie inaczej, niż streścił to Ianowi.

Rzeczywiście, artysta najpierw zapytał go o szkołę, muzykę jaką lubi, więc porozmawiali chwilę o Sancie Boy’u, który nagrywał dla wydawnictwa Stardusta. Zapytał też o Iana. O to dlaczego z nim chodzi. David odpowiedział, bo dlaczego miałby tego nie zrobić?

Do tej pory siedzieli naprzeciwko siebie. Muzyk nagle wstał, wyminął stolik, na którym stały opróżnione przez nastolatków szklanki po sokach i usiadł na kanapie tuż przy Davidzie. Znów założył nogę na nogę, znów w przesadzonym geście, jakby był Sharon Stone z „Nagiego instynktu”. Nawet był ubrany na biało. I miał ten magnetyzm. David czuł to, gdy patrzył wprost w jego czerwone, podkreślone kredką oczy. Czuł też jego perfumy, gdy byli tak blisko siebie. Zanim wstał z fotela, Stardust rozpiął jedyny guzik w swojej bladoróżowej marynarce. Teraz spływała mu z jednego boku, odsłaniając szczupłe ramię. Jego skóra była niemal biała. David mimowolnie przesunął spojrzeniem po tym, co odkrył materiał – jego klatce piersiowej i brzuchu. Uniósł brwi, zaintrygowany. Stardust naprawdę lubił symetrię, oprócz kolczyka z przegrodzie nosowej miał je również w sutkach. Był szczupły, a jego skóra bardzo jasna, wręcz lakowata.

Gdy muzyk znów przełożył nogę na nogę, a cienki materiał białych, zwężanych spodni opiął się na jego udach, zdradzając, że rzeczywiście był mężczyzną, David otrzeźwiał. Najchętniej trzasnąłby się teraz w twarz.

Co pan chce tym osiągnąć? – spytał, siadając prościej. Nie patrzył na niego. Cieszył się, że choć częściowo mógł skryć się za okularami.

Tylko nie „pan”. Już mówiłem – jęknął Stardust, jednak uśmiech nie spływał z jego ust. – A na co to wygląda?

Na coś, co wolałbym, żeby się teraz skończyło.

Och, jakiś porządny. Nudno – zamarudził muzyk. – Bo masz chłopaka? Jesteś chłopcem z dobrego, zamożnego domu. Jesteś ułożony, dobrze się uczysz, życie wydaje ci się proste. Studia, za które zapłacą rodzice, potem staż i dobra praca. Ładni i nadziani mają w życiu łatwiej i są ślepi. Nie widzą przeszkód, które muszką pokonać ci przeciętni. No, ale każdy ma swoje słabości, co nie?

Stardust uśmiechnął się do niego jeszcze szerzej, ale jednak przestał nachylać się nad Davidem. Usiadł prosto i podciągnął marynarkę na ramię.

Twoją są chłopcy w błyszczących bluzkach i szortach oraz trochę bardziej finezyjni mężczyźni.

Mówi pan o sobie?

Owszem. Zaprzeczysz?

Stardust zaśmiał się, gdy nie uzyskał odpowiedzi. Co za dobry dzieciak, pomyślał. Jak taki chuj jak Martin mógł coś takiego stworzyć?

A ten wywód – spytał David. – Po co on był?

Twój uroczy chłopak ma marzenia i ma coś do udowodnienia światu. Wyrzutki zwykle tak mają. Wiem coś o tym. Ty jednak tego nie rozumiesz. Ktoś, kogo ścieżka jest prosta i uklepana tego nie zrozumie. Ale we współczesnych czasach nie jest łatwo się wybić. Talent to już za mało, zbyt wielu go ma. 

David nie rozumiał, o co teraz chodziło temu człowiekowi. Zastanawiało go jednak znacznie więcej rzeczy. Zdziwił się, gdy usłyszał, że Stardust pochodzi z ich miasta. Dość oczywiste stało się, że to dlatego wybrał Iana. Jak sam przed chwilą powiedział, mógł wybierać spośród wielu kandydatów. Chciał więc wrócić do rodzinnego miasta. Nie było to aż takie zaskakujące, skoro tematem jego nowej płyty miało być to, jak stał się tą osobliwością. Jednak, odkąd Stardust powiedział, że zna jego ojca, Davida nie mogła opuścić myśl, że kryje się za tym coś jeszcze. Trochę za dużo jak na zwykły przypadek.

Mówi pan, że Ian pomimo tego, że jest piękny, zdeterminowany i ma talent, nie wybije się? – spytał. – Sam projektuje stroje, sam szyje, sam robi sesje zdjęciowe, sam robi makijaż. Jest kreatywny, wysoki, szczupły i przystojny. Zdeterminowany. I może nie powinienem tego mówić jako jego chłopak, ale także ekscentryczny i przez niektórych uważany za dziwoląga. Mówi pan, że to za mało?

Wiesz, ile wydajemy rocznie debiutanckich płyt? – odparł pytaniem Stardust. – Setki. Nigdy nie słyszałeś o tych zespołach. We wszystkich są młodzi, utalentowani i zdeterminowani młodzi ludzie, ale co z tego? Jest setka takich samych. Teraz to za mało. Teraz trzeba dać się przerobić na zwykły produkt przez korporację, jak te wszystkie nijakie piosenkarki POP. Za każdą z nich stoi prawdziwy moloch marketingowy. Mają jakiś pomysł, biorą jakąś głupią dziewczynę i lepią z niej pustą w środku lalkę według swojego uznania. Ubiera się tak, jak jej mówią, śpiewa to, co jej napiszą, nawet mówi to, co jej każą. Jedna ma być seksowna, druga niewinnie ponętna jak nastolatka, trzecia ma być nieszczęśliwa. Kiedy wypadną z roli, są po prostu wyrzucane na śmieci i bierze się następną.

Ian dotąd nie dał się zapakować w żadne pudełko. To nie on, ale pan też nie – zauważył David. – Musi więc jeszcze istnieć druga opcja.

Owszem – zgodził się Stardust. – Trzeba się wyróżniać. Uwagę przyciąga to, czego nie znamy i nie rozumiemy. Co wzbudza w nas obawę. Wiesz, co to "Klub 27"?

David spojrzał na Stardusta zaskoczony.

Chyba każdy wie – odparł. – Sławni muzycy, którzy zmarli w wieku dwudziestu siedmiu lat.

Większości w wyniku samobójstwa, często przedawkowania – doprecyzował muzyk. – Chociaż mówią, że Jimi Hendrix wcale nie chciał się zabić. Wszyscy jednak byli w jakiś sposób samotni, niezrozumieni przez większość. Byli nieszczęśliwi, a to budzi kreatywność. Byli inni, więc budzili chorobliwą wręcz ciekawość. W pewnym momencie przeszli przemianę.

David przypomniał sobie o zdjęciu, które wciąż leżało na stoliku. Patrzył na niego nastoletni, uśmiechnięty chłopak. Po prostu zwyczajny.

A co spowodowało pana przemianę?

Stardust uśmiechnął się. Co za bystry chłopak, pomyślał. Zupełnie inny od ojca. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i coś z niej wyciągnął. Chwycił między dwa place i podstawił Davidowi pod nos.

To.

David spojrzał na kasetę. Nie wiedział, co miał zrobić. Właściwie, nie mógł znaleźć powodu tej rozmowy i tego, dlaczego w ogóle dał się w to wciągnąć.

No weź. – Stardust położył mu ją na kolanach. – Dla ciebie.

Dlaczego miałbym to zrobić?

Muzyk znów złapał go w swoje spojrzenie. Uśmiechnął się, przymykając powieki nad czerwonymi oczami.

Myślę, że chcesz wiedzieć.

Wziął.

 

Teraz włożył kasetę do kieszonki i nacisnął „play”. Prze dłuższą chwilę z radia dochodziło tylko zgrzytanie, David już myślał, że coś stało się z taśmą. Nie znał się na tym za bardzo, ale widział kiedyś w filmie, jak ktoś nawijał ją za pomocą ołówka. Nic nie musiał robić, bo nagranie w końcu się rozpoczęło. Oczywiście, że był zaciekawiony tego, co usłyszy. Po kwadransie nagrania z pierwszej strony czuł się już jednak znużony. To były zwykłe, amatorskie piosenki, jeszcze nagrane w bardzo złej jakości. Prosta, mało oryginalna melodia na gitarze i zbyt cichy głos, jakby ktoś wstydził się śpiewać głośniej. Teksty lirycznie były całkiem dobrze napisane, szczególnie pomysłowe rymy, ale były nudne. Nastolatek śpiewał o tym, o swoim życiu. Nastoletnich dramatach, które tak naprawdę są tylko bańką nadmuchaną przez hormony. Coś o tym, że brat go ignorował. Że nie wiedział, jaką ścieżkę wybrać po skończeniu liceum. Że jest samotny, bo nikt go nie rozumie.

To była strona A. Jeśli Stardust chciał go zaszokować, to na pewno nie tym. David wyciągnął kasetę z kieszonki. Nie, trochę był zaskoczony. Trudno było uwierzyć, że ten przeciętny do bólu dzieciak i Stardust, postrach konserwatystów, który nadal szokował swoim imagem, muzyką i wywiadami, to była ta sama osoba. To, co go zmieniło pewnie zostało zapisane na drugiej stronie. David obrócił kasetę w palcach. Włożył ją do kieszonki i nacisnął „play”.

I to wszystko? – spytał na głos, gdy nagranie się skończyło. – Żałosne.

Jeśli Stardust chciał go zaszokować, to mu nie wyszło. Jeśli chciał zwrócić jego uwagę na siebie, zaciekawić, to także mu się nie udało. Co za żałosny człowiek, pomyślał jeszcze raz. Więc Stardust, wtedy jeszcze Lusia, kochał się w jego ojcu. Na drugiej stronie kasety nagrane były już znacznie mniej harmonijne i powtarzalne, a przez to znacznie ciekawsze ballady, ale jednak u Davida budziły jedynie pokpiwający uśmieszek. Piosenki o nieszczęśliwej miłości. Miłości do Martina Stormare, jego ojca.

David przypomniał sobie własne pierwsze zauroczenie. Było całkowicie platoniczne. Podążał za to dziewczyną wzrokiem, ale nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy. Każdy chyba tak miał. W dzieciaku wreszcie budzi się seksualność i potrzebuje się na kogoś ukierunkować. Na ideał, którego nie masz szans ani odwagi nawet spytać o imię, bo byś się spalił. Spalasz się dla tej osoby, a potem to mija.

Więc pierwszą miłością Stardusta był Martin Stormare. Nieodwzajemnioną, platoniczną miłostką. Licealnym zauroczeniem. Biedy Luis smęcił coś na płycie o samotności, niezrozumieniu, poczuciu bycia gorszym od popularnych dziewczyn. Po tym całym przedstawieniu w hotelu, podczas którego dostał jeszcze burę od siostry za „niezrozumienie” spodziewał się czegoś w rodzaju prześladowania przez rówieśników, wyklęcia przez rodzinę, a nie licealnego zauroczenia w kapitanie drużyny koszykarskiej.

Żałosne – skomentował jeszcze raz, gdy wyciągał kasetę, by rzucić ją do którejś z szuflad w biurku.

Kiedy wracali z Ianem wtedy z hotelu, naprawdę o tym myślał. Przejmował się tym. Chociaż znów żartował z tego, że Stardust się na nich patrzy z plakatu tymi czerwonymi ślepiami, to tak naprawdę czuł się nieswojo. I nie mógł się zmusić do czegoś więcej, jakby był skrępowany.

Spojrzał na zegarek. Zostały jeszcze jakieś trzy godziny do skończenia zajęć szkolnych przez Iana. Postanowił więc zająć się sklejaniem modelu czołgu, najzwyklejszego niemieckiego Tigera I. Nie miał pojęcia, jak to się stało, że brakowało go w jego kolekcji. Podczas pracy nie myślał o rozwodzie rodziców, to po prostu przyjął do świadomości. Jeśli rzeczywistości nie da się zmienić, trzeba ją zaakceptować, to logiczne. Myślał o tym, dlaczego Stardust próbował go uwieść. Z rozgoryczenia albo zawiści? Pomyślał, że skoro nie udało mu się z ojcem, to przynajmniej uda mu się z synem? A może chciał zemścić się na jego ojcu? Albo zwyczajnie zazdrościł Ianowi? Tego, że jego licealne zauroczenia się spełniło? Może wszystkiego po trochu.

David był pewien tylko jednego. Na pewno nie chodziło tu o niego. Musiał jednak przyznać przed samym sobą, że jeśli ten człowiek się nie odzywał, to robił, przynajmniej na nim, ogromne wrażenie. Gdyby ich spotkanie było przypadkowe i nie miałby Iana, na pewno by mu uległ. Nie mógł zaprzeczyć.

Chory człowieku – mruknął do siebie, uśmiechając się lekko.

Bolał go już kark od nachylania się i piekły oczy od skupiania wzroku na małych szczególikach. Spojrzał na zegarek i zdziwił się. Te trzy godziny minęły niewiadomo kiedy. Ian powinien być już od jakiegoś czasu w domu. Sięgnął po telefon i zadzwonił do niego. Musiał dłużej poczekać, nim chłopak wreszcie odebrał.

No co jest, misiu?

Misiu? – zdziwił się. – No niech będzie. Co robisz?

Co? Grzebię w szafie. Próbuję wygrzebać coś obezwł… Obezwładniającego? Nie, to słowo. Obez… No, w każdym razie „Wow”! Nie mogę znów zrobić siary przed Stardustem. – Zaśmiał się Ian.

Chyba trzymał słuchawkę ramieniem przy uchu i grzebał jednocześnie w szafie. No tak, pomyślał David. Dzisiaj znów mieli się spotkać.

Hej, chcesz iść ze mną? – zapytał Ian.

Nie bardzo – przyznał. – Ciekawie było zobaczyć tako cuda, ale to tyle. Nie jestem jego jakimś fanem. I tak bym tylko przeszkadzał. Nadajecie na innych falach.

Jak chcesz – mruknął chłopak, ale nie wydawał się zły.

David uśmiechnął się pod nosem. Po głowie chodziło mu coś z goła innego.

I co tam wygrzebałeś? – spytał. – Jestem ciekawy.

Znowu mnie zaskakujesz, David. – Zachichotał Ian. To było takie ekscytujące, kiedy jego mózgowiec zaczynał myśleć fiutem. – A co byś chciał, żebym znalazł? Wiem! Którą piosenkarkę POP lubisz najbardziej?

Nie słucham takiej muzyki – zdziwił się David.

Ech. – Był pewien, że Ian przewrócił teraz oczami. – Nikt nie włącza tych kiczowatych teledysków dla muzyki. Która cię najbardziej kręci?

Cóż, nie lubił dużych cycków. I niewinności, szczególnie tej sztucznej. Zawsze pociągały go osoby o silnych charakterze. Może przeciwności naprawdę cię przyciągają? Lubił pewność siebie, także w kwestii dumy z własnego ciała, nawet jeśli nie odpowiadało powszechnym kanonom piękna.

Iggy Azalea zanim zrobiła sobie cycki – odpowiedział szczerze.

Usłyszał w słuchawce parsknięcie śmiechem i jakiś trzask.

To pojechałeś. – Zaśmiał się Ian. – Nie jesteśmy fanami naturalności, co? Chyba już to kiedyś mówiłem, ale serio jesteś zdrowo powalony. Dobra, daj mi godzinę.

Godzinę na co? – spytał zażenowany David.

Nie powinien tego mówić. Może za to powinien zostać mnichem i całe dnie medytować na jakiejś samotnej górze? Może wtedy by się tak nie upokarzał. Chcica robiła z człowieka prawdziwego debila, z niego jeszcze dodatkowo dziwoląga.

Przyjdź za godzinę. Będę czekał. Tym razem pójdziemy na całość.

Popatrzył skonfundowany na telefon, gdy Ian się rozłączył. Skąd wiedział? – zastanowił się. Po głosie? I co niby miał robić przez tę godzinę? Przecież nie skupi na niczym uwagi. W głowie miał już tylko jedno i jednego. O kasecie zupełnie zapomniał.

***

Shane dopiero w połowie drogi spostrzegł, że zapomniał ściągnąć kitla. Dobrze, że nie miał stetoskopu na szyi. Tak naprawdę, nawet nie wiedział, gdzie go trzymał w gabinecie. Nie bywał mu zbyt często potrzebny. Był neurologiem. Martin zadzwonił przed półgodziny i ni z tego, ni z owego zaprosił go na lunch w restauracji, która znajdowała się na parterze hotelu nieopodal jego biura. Shane się zgodził. Też miał teraz przerwę, musiał tylko przesunąć jednego pacjenta o pół godziny. Czuł się z tym źle. Nie powinien przedkładać życia prywatnego nad pracę, ale Martin najwyraźniej chciał przekazać mu coś ważnego. Chyba „to”. Shane do tej pory nadal wątpił, że rzeczywiście się zdecyduje.

Kelnerka w restauracji zaprowadziła go na jej tyły, do auli, gdzie stoliki odseparowane były papierowymi ściankami w stylu azjatyckim. Martin czekał na niego przy jednym z nich. Miał na sobie jeden z tych świetnie dopasowanych garniturów. Był ogolony na gładko.

No cześć, kocie – rzucił, gdy kelnerka ich zostawiła.

Jezu, Martin, dorośnij wreszcie – jęknął Shane, mimowolnie jednak się uśmiechając. Usiadł naprzeciwko niego, kitel, który trzymał złożony pod pachą, powiesił na oparciu. – Powstrzymuj się od czasu do czasu.

Po co? Zamówiłem nam na przystawkę warzywny tatar. Może być? Dla ciebie bez jajka.

Tak, spoko – odparł bez zastanowienia.

W tym momencie było mu to obojętne. Znowu nie nadążał za tokiem myślenia Martina. Naprawdę, tatar? Nie miał mu czegoś ważniejszego do powiedzenia? Chciałby kiedyś zbadać jego mózg. I skąd wiedział, że nie jada jajek? Skurczybyk, zwracał uwagę na takie szczegóły. Pamiętał je.

Widzę, że cieszysz. – Uśmiechnął się Martin, patrząc na wciąż jeszcze nie do końca pewną, ale wreszcie pełną nadziei minę Shane’a. – Musisz mi zrobić miejsce w szafach. Upchaj wibratory do jednej szuflady.

Nie mam wibratorów – prychnął lekarz. Miał inne rzeczy, ale o tym Martin nie musiał wiedzieć. – Więc naprawdę to zrobiłeś. Powiedziałeś dzieciom?

Tak.

Była drama?

Martin sięgnął po filiżankę i upił łyk kawy, nim odpowiedział.

Bachory są prawie dorosłe i nie są głupie na szczęście. Wiedziały, że starym się nie układa. Dadzą radę. Gorzej ze Skyler, ale ty musisz zaprzątać sobie tym głowy.

Na szczęście kelnerka przyniosła przystawki. Talerze z warzywnym tatarem otoczonym przez oliwki. Shane nabił jedną na widelec i wpakował sobie do ust. Nie umiał współczuć tej kobiecie, w końcu zabrała mu Martina na tyle lat, ale jednak poczuł się z tym źle.

Martin westchnął pod nosem i wstał. Nachylił się na małym stolikiem, który ich dzielił, by chwycić Shane’a za niedogolony policzek i go pocałować.

Jest okej – zapewnił zszokowanego mężczyznę. – Naprawdę. Nie rób takiej miny. A teraz zjemy obiad, ja wrócę do biura, a ty do domu. Kupisz po drodze chipsy i piwo, i będziesz na mnie czekał, okej? To twoje zadanie. Ja zajmę się wszystkim innym.

Stardust wraz ze swoją asystentką zjechał na parter hotelu, aby zjeść obiad w restauracji. Cały dzień przesiedzieli w apartamencie, więc uznali, że nie będą zamawiać posiłku, tylko udadzą się do bufetu. Zaprowadzono ich do części dla VIPów z bardziej dyskretną atmosferą. Zajęty był tylko jeszcze jeden stolik. Młoda kelnerka zakryła twarz kartą dań, gdy ujrzała dwóch całujących się mężczyzn.

4 komentarze:

  1. Widzę że z kasetą dramy nie będzie, ale za to w restauracji może się zdarzyć 😁 Wyjaśniło się jak Stardurst spędził czas z Dawidem. Ciekawe czy na tej kasecie rzeczywiście nic takiego nie ma, czy może Dawid coś przeoczył? Chociaż nie wydaje mi się. Poza tym kaseta już nie będzie zaprzątać mu głowy ;) Tylko trochę nie rozumiem po co Stardurst mu ją dał. Może myślał że go jakoś zaszokuje tą miłością do Martina? Co do samego Martina - to ten facet ma jednak ciągle farta - nawet kwestia rozwodu wydaje się przebiegać bezproblemowo :)
    Tak sobie myślę, że nie zdziwi mnie jeśli Stardurst ucieknie z tej restauracji xd Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, David po prostu olał, to co było na kasecie. Czy raczej - nie zrobiło to na nim takiego wrażenia, jak Stardust przewidywał. " że nie zdziwi mnie jeśli Stardurst ucieknie z tej restauracji", że niby taki mięczak? :D To granie mocniejszego niż jest słąbo mu wychodzi najwyraźniej.
      Dzięki i pozdrawiam!

      Usuń

  2. Dwa tygodnie zajęły mi, by przeczytać wszystkie twoje opowiadania (z tego bloga) w porządku chronologicznym. Pomiędzy pracą, a uczeniem się do egzaminu. Oczywiście, kocham Sante Boya oraz Sasze, nie ma o czym nawet mówić! XD Ich ślub był świetny. Najbardziej ciekawią mnie jednak losy Dacnisa (wciąż wierzę, że żyję. Naprawdę. Tak mi go szkoda, bo gdyby nie środowisko w którym przyszło mu żyć, mógłby być szczęśliwy. Zabolała mnie za to śmierć Falco i chyba dalej nie mogę otrząsnąć się z tej... Idiotycznej przyczyny przez którą zginął. Zwłaszcza, że liczyłam na poczytanie jeszcze o Dacnisie i Falco oraz ich nietypowej relacji), Atsah oraz Ahigi. Jest sporo parek o których chciałabym jeszcze przeczytać. W tym Liama z Felixem, bo w sumie od Texas Brothers nie było o nich nic wspomniane. Podobnie jak z siostrą Josha. Co do tego opowiadania: UWIELBIAM IANA I STARDUSTA! Rany, ta dwójka to niebo i jeszcze raz niebo. Oczywiście, wszyscy są świetnie wykreowani, ale zdecydowanie Ci niekonwencjonalni z wyglądu chłopcy wyszli Ci najlepiej. Co jeszcze mogę napisać? Łatwiej mi by było wszystkim się dzielić na bieżąco, więc zapewne pod kolejnym rozdziałem znajdziesz więcej moich rozterek.
    Ah, pomieszało Ci się imię Stardusta. Zamiast Luis jest Paul.
    Pozdrawiam, weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! Miłego weekendu! 🥰❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję wytrwałości, to po pierwsze! :D
      Zacznę od końca - gdzieś już mi ktoś zwrócił uwagę, że raz nazywam Stardusta Paul, raz Luis. To przez to, że długo się zastanawiałam, które imię jest bardziej "nijakie" i lepiej pasuje. Teraz już sobie napisałam na kartce i przykleiłam nad biurkiem :D
      Cóż, niektóre wątki skończyłam na "amen", żeby się nie zaplątać. Na pewno są to te z Felixem, Ahigą i Atsah.
      Dacnis i Falco to też byli moi faworyci, ale chyba właśnie ich związek był interesujący właśnie dlatego, że właściwie go nie było i skończył się, zanim zdążył się rozpocząć. Malutkie nawiązanie do Falco jest w "Rahzelu" z drugiego bloga (ale tylko takie malutkie) ;)
      Co do Iana i Stardusta - dziwolągi lubię właśnie najbardziej i chcę jeszcze trochę to podkręcić :D
      Wielki dzięki za komentarz i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń