‒ On
kiedyś złamał palce gościowi, naszemu sąsiadowi, gdy ten nazwał
mnie pedałem. Czy tam ciotą, już nawet nie pamiętam.
Tony
otworzył zaczerwienione oczy, by obdarzyć leżącego obok Saszę
zamglonym spojrzeniem. Obaj byli porządnie wstawieni. Po czwartej
kolejce puszkowanego, taniego piwa z pobliskiego marketu doszli do
wspólnego wniosku, że fajnie byłoby pooglądać gwiazdy z dachu
zakładu Tony’ego. Tu, leżąc na kocu, kontynuowali opróżnianie
drugiego sześciopaka lokalnego sikacza.